23.05.2019

Od Zhavii cd Roth

Zbiłam tak, jak mówiła, to miało pomoc. To miało ja uleczyć, podeszłam do niej szybko. By wyjść z kieszeni sztylet, rozcięłam sobie wierzch dłoni i zaczęłam rysować swoją krwią na jej ciele. Na policzkach, brodzie, czole, dłoniach tam, gdzie się dało. To były różne znaki, różne symbole. Niektóre oznaczały śmierć, inne życie, kolejne kruki i koniec. Był jeszcze jeden, który oznaczał ona, sama nie wiedziała co.
- Raven, zrobiłam tak, jak chciałaś. Musisz żyć. Nie możesz umrzeć. Roth nie da sobie rady bez ciebie, nikt nie da. Mamy jedną z czarownic jest ledwo żywa, jej krew jest czarna tak samo, jak twoja. Co się dzieje? Powiedz co mam zrobić, co mamy zrobić.. Raven nie możesz nas zostawić, jest jeszcze tak wiele.. - urwałam i patrzyłam tępo się na jej ciało, czułam jej ból. Sprawdziłam jej puls, był tak słaby tak ledwo wyczuwalny. Potrzebowała kroplówki, potrzebowała tego wszystkiego, co dostałam od różnych ras.
- Roth, przynieś z mojego pokoju pudełka, są oznaczone. Przynieś je szybko. - próbowałam, by mój głos był spokojny. To nie wyszło zbyt dobrze. Spojrzałam na niego i wrzasnęłam jego imię jeszcze raz. Znowu nie zareagował. Puściłam dłoń Raven i uderzyłam go w policzek. Wówczas zareagował i się ruszył, gdy powtórzyłam. Wróciłam do dziewczyny, zaczęłam powoli wycierać krew. Szukałam punktu, gdzie mogłabym, znaleźć ujście tej krwi. Wiedźma musi wiedzieć, ale nie można jej zostawić samej. Powoli zaczęłam sprawdzać, czy na jej ciele występują jakieś świeże blizny, znaki bądź piętna. Nie znalazłam, jednak krew musiała się skąd brać. Dopóki nie wypróbuje wszystkiego, co mam nie uwierzę w jej śmierć. Ona przeżyje, nawet jeśli będzie wampirem, czy demonem, przeżyje to i będzie żyć.

Roth, nie było go tak długo. Czekałam, chciałam go już poszukać, ale przyszedł z pudelkami. Zabrałam je od niego i zaczęłam wszystko wyjmować, patrzeć i przeglądać. Zatrzymałam się, gdy wstrzyknęłam w szyję Raven strzykawkę z serum.
- Roth idź przesłuchać wiedźmę, dowiedz się wszystkiego, zmuś ja. Nie pozwolę jej umrzeć, zrobię wszystko, by przeżyła. - powiedziałam i wypchnęłam go z pokoju. Zajęłam się nią, pacjentka, która kaszlała czarną krwią. Podawałam jej różne specyfiki, próbowałam podać antyciała w innej krwi. Starałam się, że jak tylko się dało.
Szło beznadziejnie, podłączona kroplówka, a nawet dwie z różnymi substancjami. Była tam krew wampirów, może ona jej może. Może uda jej się przeżyć, na pewno się uda. Nie może się to tak skończyć, nie można tego wszystkiego stracić. Robiłam, co tylko się dało, patrzyłam na jej stan, choć sama powoli moja nadzieja gasła. Próbowałam użyć wszystkiego, sama próbowałam też oddać jej własną krew, cokolwiek byle ja uratować. Chciałam podać jej jeszcze inne substancje, ale wtedy ktoś wszedł i zaczął mnie odciągnąć od niej.
Raven się nie ruszyła, ktoś coś mówił, ale ja nie wierzyłam.
- Ona żyje, jej tętno jest słabe, ale żyje. Zostawcie mnie, pomogę, uratuje ją, jej krew.. - nie dokończyłam. Na dłoniach miałam jej krew, a potem widziałam ciemność.

~Dwa dni później~

Minęły dwa dni od śmierci Raven, od pogrzebu. Zabiłam ją po raz pierwszy, chciałam zabić wiedźmę, jednak leżałam na swoim łóżku i nawet się nie ruszyłam. Wieczorami chodziłam potrenować, przynajmniej się wyżyć i powspominać to, jaka była wspaniała. Nie widziałam Rotha, inni byli tacy przygnębieni. Unikałam ich, wychodziłam na misję, potrzebowałam czegoś do zaakceptowania tego, że nie potrafiłam jej pomóc. Moja pomoc przyniosła odwrotny skutek...

Dziś podeszłam do pokoju, Raven. Stałam przed drzwiami i czekałam, chciałam zapukać, ale się wahałam. Koniec końców zapukałam, a potem weszłam do środka. Na łóżku siedział Roth, jego puste spojrzenie mogło przeszyć cię na wylot. Podeszłam niepewnie, zamykając drzwi. Usiadłam obok niego, choć pewnie samotność dobrze by mu zrobiła, albo też nie. Kilka razy otwierałam usta, by coś powiedzieć, ale żadne słowo nie opuściło mnie..
- Co ona mówiła? Jakie kruki, pióra? Co ona ci powiedziała? Gdybym wcześniej dotarła, może by nie zginęła. Głupia myślałam, że ja uratuje. Tą wiedźmą się z nami bawi, czas ją zabić. Ich wszystkich. - powiedziałam jak w jakimś amoku, złości. Pierwsze pytania były jeszcze z ciekawości, z chęcią rozmowy. Potem jedynie złość, ból i wściekłość.. Narastały i jeszcze bardziej. Wstałam i ruszyłam do drzwi, jakaś dłoń mnie zatrzymała.

Roth?

16.05.2019

Od Roth'a cd Zhavia

Nie wiem co bardziej mnie zaskoczyło. Śmierć Raven czy jej wskrzeszenie.
Raven mówiła jakieś głupoty bez sensu, kiedy mocno ją uściskałem. Coś o krukach , ciemności i piórach.
-Ojciec- wyszeptała i to jedyne zwróciło moją uwagę, odsunąłem ją trochę od siebie by na nią spojrzeć.
-Co z nim?
- Wilkołaki gdzieś poszły- weszła nam w rozmowę Erika- syren też nigdzie nie widzę. Zrobiłam spis osób. Przeżyło i zostało nas siedemnaścioro . Jak się czujesz Raven.?
-To już koniec- wyszeptała Raven przez łzy.
-Każdy koniec jest początkiem czegoś nowego- wtrąciła Zhavia.
Raven w odpowiedzi pokręciła tylko głową.
-Musicie trzymać się razem. Roth musisz tego dopilnować- dalej bełkotała Raven. Już wcięta mówiła z większym sensem niż teraz.
-Sama ich przypilnujesz- odparłem i pomogłem jej wstać. Po raz kolejny ją obejrzałem. Nie miała żadnych ran. Za to cała była we krwi.
-Musicie znaleźć jakieś miejsce, coś bezpiecznego. I wrócić do domu.
-To chyba nie możliwe- ktoś się wtrącił. - musimy się zwijać i to już.
-Rayan ma rację- poparła likana Azero. - chyba że już jesteście gotowi na kolejną wojnę...
-Bo zbliżają się wilkołaki- dokończyła Isleen
Nie musiałem patrzeć na zgromadzonych by wiedzieć ,że nie dalibyśmy rady nawet małej wataszy. Dodatkowo jak wspomniała Erika było nas siedemnaścioro. 7 łowców, 2 syreny, czarownica , wampir, wilkołak, demonica , elf i 3 hybrydy, kiepska armia.
-Gdzie reszta - spytałem.
-Każdy dba o własną dupę- odparł wilkołak gorzko. Nie lubił uciekać to było pewne.
-A więc co tu robisz? Podwiń ogon i uciekaj- powiedział wampir , chyba Ethan . Każdemu udzielały się emocję, ból , zmęczenie, strata i ta niepewność.
Wilkołak już chciał coś odparować kiedy odezwała się Raven.
-Siedzimy w tym razem , od początku , a więc wstrzymajcie kłótnie, ile wiesz Rayan?- spytała spoglądając na zgromadzonych- Azero?
-Poszliśmy na zwiady. Nie jest ciekawie- odparł zdawkowo Rayan- w naszą stronę podążają 3 watahy.
-Wszyscy przywódcy uznali ,że muszą dbać o swoich ludzi- sprostowała Azero- nie możemy na nikogo liczyć.
Następne minuty poświęciliśmy na wędrówkę.
-Czemu z nami zostaliście- przerwała ciszę Erika, chyba nie zwracała się do nikogo konkretnego.
-Ja nie miał bym z kim odejść - odpowiedział cicho elf, jak dobrze pamiętam Gabi. - odszedłem z wujem z królestwa jako dzieciak.
- Moja matka korzystała z czarnej magii, nauczyła nas jej. Kiedyś sabat się o tym dowiedział i odnalazł nas.- zaczęła swoje zwierzenia czarownica - zabili ją , my dostałyśmy tą szanse, co za łaska nie..?- na chwilę zamilkła po czym dodała o wiele ciszej- nie mam pojęcia co stało się z Henriettą, nie ma jej tu.
Wystarczyły mi te dwie odpowiedzi by zauważyć że jesteśmy bandą odrzutków, zostali Ci co nie mieli co ze sobą zrobić, z jakiegoś powodu nie chcieli iść za swoimi.
Nagle Raven się zatrzymała, zrobiłem to samo a kiedy spojrzałem na siostrę , moje obawy się potwierdziły, to nie mogła być prawda.
Z jej nosa i oczu zaczęły lecieć strumyki krwi. Złapałem ją w chwili gdy zaczęła osuwać się na ziemię.
-Roth , to już koniec, musisz się z tym pogodzić. - jej słowa zmroziły mi krew w żyłach. Dziewczyna zaczęła kasłać krwią, kaszel przybierał na sile. Dusiła się własną krwią. Widziałem ból na jej twarzy.
-Zhavia zrób coś- warknąłem, odgarniając kosmyk włosów Raven, który wysunął się z pod gumki. Na nowo musiałem przezywać to samo. Śmierć siostry to najgorsze co mogło mi się przytrafić a ja musiałem na to patrzyć już drugi raz.
Tym razem nie krzyczałem, nie czułem złości. Tylko ten ból. Rozdzierający mnie od środka. Do ostatniego tchnienia Raven, byłem przy niej, próbując ją uspokoić. Nie chciałem by się bała, tym razem mogłem być przy niej. A później gdy odeszła, wszystko mi się rozmyło. Nie zwracałem uwagi co robię. Trafiłem w jakąś pustkę w której nic nie czułem. I chciałem w niej pozostać.

Zhavia?

14.05.2019

Od Azero CD Rayan

To dzisiaj. Bitwa z sabatem rozstrzygnie się już niedługo. Łowcy poinformowali wszystkie rasy w Las Vegas o miejscu i czasie. Musiałam tam być z całą resztą, nie wyobrażam sobie takiej walki beze mnie, nie zniosłabym świadomości, że ja sobie bezpiecznie siedzę w kasynie Felix'a reszta poświęca życia w obronie nas wszystkich. Na pewno będzie tam też jedyna osoba, na której mi zależy. Chwila. Zależy? Ehh kto wie. Spojrzałam na czarny zegar wiszący na ścianie. Już czas. Nie ma mowy, żebym posłuchała w tej kwestii Felix'a i tu została, chyba w jego marzeniach. Ubrałam wyjątkowo, płaskie wygodne buty i spodnie. Zarzuciłam na bluzkę skórzaną kurtkę i wymknęłam się bocznym wejściem z budynku. Było już dosyć ciemno, więc idealnie zlewałam się z cieniem w moich czarnych ubraniach. Bitwa już się na pewno zaczęła, muszę tam dotrzeć jak najszybciej. 


***

Piętnaście minut później byłam na miejscu. Widziałam już sporo ciał w kałużach krwi. Rzuciłam się na najbliższego wroga jakiego zobaczyłam. Od razu używałam swojej zabójczej broni, szponów. Mimo atakowania i bronienia się wyszukiwałam wzrokiem czarnego futra. Dostrzegłam go po drugiej stronie toczącej się walki. Nie miałam jednak szans zbliżyć się w tamtym kierunku, gdy oberwałam czymś w udo. Odwróciłam się i zaatakowałam, po czym sprawdziłam ranę. Nie bolała jak zwykle jednak sączyło się z niej trochę krwi. Mimo iż nie czuję bólu ciężko będzie mi się gdzieś przedostać. W pewnym momencie zauważyłam zbliżającego się z oddali wielkiego wilka, który padł na ziemię chwilę potem. Tylko nie to. On na pewno żyje, prawda? Nie mogłam nic zrobić, gdy chwilę później sama leżałam na ziemi w niewielkiej odległości od niego.

 ***

Oprzytomniałam, gdy poczułam ciepło na twarzy. Zerwałam się z miejsca, ale zaraz upadłam ponownie z powodu rannego uda. Powoli się regenerowało, jednakże dalej nie mogłam sprawnie chodzić. Rozejrzałam się wokół i ze zdziwieniem odkryłam drzewa wszędzie wokół. Gdzie ja w ogóle jestem? Usłyszałam krzyk w sporej odległości ode mnie. Czyli nie jestem tu sama? Nie wiem czy to dobrze, czy nie. Oparłam się o drzewo i wtedy dopiero zwróciłam uwagę na zapach krwi. Wokół leżało kilka ciał. Elfy, zmiennokształtni, czarownice… Było też ciało jednej wiedźmy należącej do sabatu. Właśnie, wygraliśmy? Z zamyślenia wyrwał mnie odgłos kroków kilkanaście metrów za mną. Podniosłam się opierając o drzewo i jedną dłoń zamieniłam w szpony. Zaczekałam chwilę i gdy ta osoba była obok rzuciłam się na nią. To nie był żaden przeciwnik. 
– Rayan.  
Brązowowłosy spojrzał na mnie lekko nie dowierzając. Nie mówcie mi, że myślał, iż znajdzie mnie leżąca w kałuży krwi. Chociaż ja tak myślałam o nim… Zmieniłam swoją dłoń z powrotem i rzuciłam się na szyję Rayana. Zaskoczyłam nawet samą siebie. 
– Azero. Jak dobrze, że cię znalazłem. 
– Tak, chyba tak. O jeny wybacz musisz być nieźle poobijany po tej walce. Wyprostowałam się i spróbowałam zejść z leżącego mężczyzny uważając na nogę.
 - Nie jest źle, ale.. to ty jesteś ranna. Pokaż.
- Spokojnie nic mi nie jest, zaraz nie będzie śladu.
Nie żeby mi to nie przeszkadzało ale nawet nie miałby jak opatrzyć tej rany, przez wcześniejszą przemianę nie miał na sobie koszulki tak więc nie narzekam. Po kilku sekundach zobaczyłam za Rayanem alfę jego watahy, Josepha. Czyli trzeba się zbierać.
- Tutaj jesteś - odezwał się Alfa.
- Wiecie może co z resztą? Kto jeszcze przeżył?
Nie miałam zamiaru wysłuchiwać tekstów tego osobnika więc wstałam z małą pomocą Rayana.
- Kawałek dalej jest grupa łowców i kilku członków innych ras, resztą albo nie żyje albo zaginęła prawdopodobnie.
- Zatem trzeba iść i dowiedzieć się co się stało i gdzie tak w ogóle jesteśmy.
- Dobry pomysł, wracajmy do reszty.
Rayan zgodził się ze mną i razem ruszyliśmy w stronę, z której przyszedł. Ma miejscu rzeczywiście była grupa łowców oraz nadnaturalnych. Znajdowało się tu jeszcze więcej ciał i widać, że były to osoby bliskie dla niektórych. Gdzieś z boku zauważyłam samotnego wampira, widocznie reszta nie żyje lub zniknęła. Przez całą tą drogę rana na nodze już się zregenerowała, ale i nie za bardzo mnie to obchodziło. Miałam nadzieję, że rany Rayana nie są poważne i oby już zniknęły. Trzeba było ustalić teraz co dalej.
- No to co w takim razie robimy? Widać że nie jesteśmy już w Las Vegas.
<Rayan?>