31.10.2018

GRA Od Raven do Isleen

31 października. Ta data w kółko dręczyła moje myśli od kilku dni. I w końcu nadeszła. Dzień rozpoczął się spokojnie.  Cicho, zbyt cicho.
I wszytko potoczyło się szybko. Erika znalazła pierwszego trupa za barem w którym pracuje. Azero równo godzinę później kolejnego. Ten sam krąg, te same znaki, ta sama przyczyna zgonu. Za nim Sam potwierdziła ,że to sabat ofiarny  ,każdy już wiedział ,że to oni. Jak najszybciej Sam wysłała magiczną  wiadomość , którą tylko nasi sojusznicy mogli odczytać.
Musieliśmy ich namierzyć.

(napisane: 31.10.2018
Czas 2 opo :07.11.2018)

Nowa Zabawa

Gra polega na dokańczaniu opowiadania poprzedniej osoby, musimy zrobić to tak by akcja obejmowała wszystkich, z każdej postaci  możemy napisać tylko jedno opowiadanie (chyba ,że ulegnie to zmianie w trakcie gry | osoby które mają kilka postaci mogą poprosić o wyłączenie którejś z nich z gry- postać pojawi się w opowiadaniach jednakże nie będzie pisane z jej perspektywy ) i wytyczamy osobę która musi je kontynuować.
Ma to wyglądać mniej więcej  tak:
Postać 1
Od Postać 1 do Postać 2
treść: opowiadanie 

Postać 2
Od Postać 2 do Postać 3 
treść: opowiadanie


Główną przewodnią opowiadania będzie : sabat ofiarny, jednakże w zakończeniu nie może być ,że nasi bohaterowie rozprawili się z sabatem raz na zawsze 

Osoba wytyczona ma 7 dni na napisanie kontynuacji, jak po tym czasie nie napisze wypada z kolejki i zostaje wyznaczona kolejna osoba.

Opowiadanie nie ma wyznaczonej długości, nie musi być długie, jednak nie jest powiedziane że musi być krótkie. Jednakże akcja nie może zostać zakończona wcześniej niż  przed ostatnią osoba na blogu (nie zapominajmy ,że powinni napisać ją wszystkie postacie na blogu, jeśli będzie taka konieczność kolejka pójdzie od nowa )

Opowiadania odnośnie gry będą zapisywane w zakładce ,,pozostałe" GRA 
(jeśli zabawa nie została zrozumiana, pytania do administracji)  

A więc do dzieła!
 Zaczyna.... Raven

Od Sam

Czułam ciepły i pewny uścisk Henrietty, żwawo skaczącą iskierkę świeczki, zapach ziemi i palących ziół, szalejący zewsząd wiatr szarpiący ubrania. Słyszałam szum wody w jeziorku, u dołu klifu. I ten przepływ mocy, rozpierającą energię. Miałam wrażenie jakby zaraz wszystkie naczynia krwionośne miały mi się rozerwać. To było zarówno cudowne jak i przerażające, chciałam by trwało to wiecznie jak i aby skończyło się jak najszybciej.
Wszystko z sekundy na sekundę nabierało na sile, zaczynałam czuć cienką linię na której błądziłam, i w  każdej chwili mogłam z niej spaść wprost w ramiona umarłych. Dopiero teraz zaczynałam rozróżniać moc płynącą od nich. I nagle to wszystko eksplodowało. Wybuch pochodził zewsząd, z każdego atomu nas otaczającego , nawet z nas samych. Oślepiające światło zmusiło mnie do zaciśnięcia oczu, które tak paliły, huk sprawił ,że na chwilę straciłam słuch, a ból był rozdzierający, przycisnęłam  ręce do uszu ale to i tak nic nie dawało, w powietrzu unosił się swąd dymu i spalenizny. Czułam żar ognia, który wszędzie szalał. Nawet nie zauważyłam kiedy Henrietta mnie puściła. Czy to było planowane, czy wymknęło nam się z pod kontroli? Kiedy blask przyćmił, otworzyłam oczy ale nie byłam wstanie niczego dojrzeć, przed oczami wciąż miałam jasną plamę. Zawołałam siostrę jednak nie usłyszałam odpowiedzi , w sumie niczego nie słyszałam. Dym zaczynał drapać w gardle...
I nagle usłyszałam cichą melodyjkę, znaną ale tak odległą...
Była coraz głośniejsza, dawała poczucie bezpieczeństwa....zatapiałam się w niej. Była tak przyciągająca, wiedziałam ,że nie powinnam temu ulegać ale....
***
Gwałtownie się zerwałam co nie było dobrym posunięciem bo ból głowy wydusił cichy jęk. Leżałam na swoim łóżku, w swoim pokoju. Nie byłam pewna czy to było wspomnienie czy sen. W końcu różnica nie jest tak duża jakby się mogło wydawać. Ale amulet kontrolujący na szyi, był ciepły...gorący. Zawsze się zacieplał , kiedy moc wymykała mi się z pod kontroli. Henrietta tłumaczyła ,że to tak jakby wskaźnik mocy. Miał mi ułatwiać samokontrole, bo w końcu łatwiej jest nad sobą panować kiedy się wie ,że powinno się to zrobić.

Sięgnęłam po smartphone ,który  wskazywał 1 listopada. A więc to musiała być prawda. Odprawiłyśmy rytuał. Może się udało, może odzyskałyśmy swoją moc. Wstałam z łóżka i wybiegłam z pokoju, jednak Henrietty nie było w domu za to na lodówce znalazłam wiadomość ,że poszła do Felixa i bym na nią nie czekała. 
Nałożyłam sobie płatki śniadaniowe i zalałam zimnym mlekiem jak tylko zaczęłam jeść poczułam dziwne pieczenie w prawej ręce, które stopniowo się nasilało. Zerknęłam na dłoń, od rany po ostrzu rozeszła się czarna pajęczyna, jednoznacznie świadcząca o jakimś zatruciu.
 Próbowałam nie panikować, dodzwonić się do siostry co okazało się nie możliwe. W końcu nie miałam po za tym żadnych dolegliwości, nawet ból dłoni przeszedł. To na pewno nic takiego. Przepłukałam ranę naparami odkażającymi i oczyszczającymi po czym zrobiłam opatrunek. Zabrałam księgę i udałam się do sklepu, w którym rozsiadłam się wygodnie i popijając herbatę próbowałam coś znaleźć w księdze, jednakże zostało mi to przerwane przez dzwoneczek przy drzwiach który rozbrzmiał...

<Ktoś?>

I oto nadeszło nasze święto!!!! Czas wyjść z mroku !!!


23.10.2018

Od Raven Cd Cassian

Hybryda. Nieznajomy był hybrydą. To wyjaśniało wszystko, jednak nie zmieniało faktu ,że wciąż jest niebezpieczny. Pomimo dużego zdziwienia, starałam się nie okazywać żadnych emocji. Nie miałam bladego pojęcia co teraz począć. Może gdybym miała tą pewność...
Gdzieś w głębi hali rozległ się hałas, coś spadło. Zaczęłam ilustrować pomieszczenie, jednak wciąż uważałam na przybysza. I jak poprzednio zapadła grobowa cisza. Pojawił się nowy szmer, po przeciwnej stronie. Ale i tak niczego nie byłam wstanie dojrzeć, i wtedy wpadł mi pomysł, który albo był najlepszym na jaki mogłam wpaść, albo ostatnim gwoździem do trumny.
-Widzisz coś?- zwróciłam się cicho do chłopaka.
-Eee- zdziwiony mieszaniec zaczął się rozglądać- coś tu jest...
No co o nie powie, westchnęłam podirytowana.
-Dużo cosi - dodał.
-Demony?
-Nie , słodkie kociaki- mruknął sarkastycznie. Wyjęłam sztylet, który podrzuciłam, złapałam za ostrze i podałam chłopakowi, nie pewna jak ma zamiar się bronić. Nie pewnie ale go przyjął. I jak tylko to zrobił, usłyszałam jak coś pędzi w naszą stronę, ledwo zdążyłam zrobić unik, padając na ziemię. Kiedy się podniosłam przybysza już nie było. Pewnie zwiał , korzystając z okazji i nie chcąc się w to wtrącać. Mądrze. Uniosłam miecz i zadałam cios demonowi ,który po raz drugi na mnie skoczył. Jak tylko wyszarpnęłam miecz ,zablokowałam demona który usilnie próbował odgryźć mi głowę. Tak jak wspomniał nieznajomy demonów było dużo. Już naliczyłam piątkę , i byłam pewna że w głębi sali jest ich więcej. Były bardzo szybkie, nie miałam czasu aby przemyśleć jakikolwiek ruch, działałam instynktownie.
Nagle rozbłysło oślepiające światło, patrzenie w jego kierunku sprawiało ból, i nie tylko ja tak uważałam, demony skowyczały, i uciekały. Unosił się nad nimi dym, czyżby się paliły? Wszystko trwało kilka sekund. Demony znikły a światło zgasło. Dookoła zapanował mrok i cisza.
-Uuuu, to było coś- usłyszałam komentarz nieznajomego który pojawił się przede mną znikąd.

<Cassian?>

13.10.2018

Od Sam cd Nik

Po pojawieniu się demona wybuchła panika, stworzenie rozejrzało się wokoło, jakby czegoś szukało. Może jego Pan przysłał go aby kogoś wytropił. Jednak bardziej od pojawienia się demona zdziwiła mnie postawa łowcy. On sobie najzwyczajniej w świecie robił z  tego jaja. Byłam coraz bardziej wkurzona na niego, dodatkowo panika otoczenia i mnie się zaczęła udzielać. Przecież moja moc wymykała się z pod kontroli ,a więc czary nic by mi nie pomogły. A łowca w którym pokładałam wszystkie nadzieje ,bo w końcu to łowca, totalnie to... olał. Po chwili jojczenia nad nie wypitym kakaem, Nik jednak postanowił coś zrobić. Wstał z krzesła i powoli podszedł do demona, polecając bym wyprowadziła spanikowanych ludzi. Mając wyznaczone zadanie lekko się uspokoiłam. Chwilę pogrzebałam w torbie po czym wyjęłam flakonik który otworzyłam. Z buteleczki zaczął ulatniać się ciemny i gęsty dym, który rozprzestrzeniał się po sali. Już po chwili zaczął działać. Ludzie zrobili się lekko zamroczeni i podatni na wykonywanie poleceń. Po kilku minutach wszyscy łącznie z właścicielką opuścili lokal, i po wmówieniu im że wybuchła mała bójka rozeszli się we wszystkie strony. Nie bardzo wiedziałam co zrobić z właścicielką. Kobieta chciała wrócić do cukierni ocenić straty. Szybko ją przekonałam by wróciła do domu i poszukała dobrego szklarza, oraz że przydałoby się wymienić kilka stolików. Kobieta posłusznie poszła a ja wróciłam do środka nie pewna co zastanę. Ale chyba nie miałam powodów do obaw o życie łowcy, prawda?
Kiedy wróciłam Nik walczył ze stworzeniem. Dość szybko zauważyłam że zwierze albo błyskawicznie się leczy albo miecz nie robi mu żadnej szkody, jakakolwiek opcja byłaby prawdziwa nie wróżyło  to niczego dobrego.
-To do roboty Nik- mruknął cicho chłopak.
-Co zamierzasz z nim zrobić?- dopytałam chcąc jakoś pomóc.
-Poczekaj zaraz wracam- odparł, no teraz to przesadził, czy on na serio ma zamiar zostawić tu tego demona? I mnie z nim!? Nim zdążyłam wyrazić swoje zdanie, Nik wskoczył na demona i ... zniknął. Po prostu. Oniemiała stałam na środku cukierni i się rozglądałam. Lokal wyglądał jak po przejściu tornada. Nagle obok mnie pojawił się Nik wywołując mój krzyk. Wiedziałam ,że łowcy posiadają pewne nietypowe zdolności, i nie podlegało dyskusji że Nik właśnie je posiadał. Ale nie wiedziałam, jakie dokładnie i w jak dużym jestem niebezpieczeństwie przy nim. Chociaż pewnie nie w większych niż przy demonie, który nie pojawił się już.
-Co z nim zrobiłeś?- dopytałam zaciekawiona.
-Sęk w tym że nic bo nie bardzo wiem jak. Chodź pomożesz mi.- złapał mnie za rękę po czym przed oczami zrobiło mi się ciemnio, czułam się jak na rollercoasterze, który pędził z przyśpieszeniem. I nagle wszystko zniknęło. A ja czułam się jakbym wylądowała w próżni, to było za wiele....

***

Powoli wszystko do mnie zaczęło docierać. Pierwsze co do mnie dotarło był zapach. W powietrzu unosiła się delikatna woń kwiatów, która tłumiła unoszące się wszędzie pyłki kurzu. Usłyszałam czyjeś kroki i ciężki oddech zwierzęcia obok mnie, co zmusiło mnie do otworzenia oczu, co okazało się być bardzo ciężkie. Tak jak przypuszczałam leżałam na kanapie która z pewnością była antyczna a co za tym idzie bardzo droga, obok niej siedział Ramzes, który uważnie mi się przypatrywał, znajdowałam się w dużym pomieszczeniu, w średniowiecznym stylu, jednakże w ciemnych barwach co było dużą odmianą. Pokój był pełen roślin, zadbanych i mało spotykanych...
-Wszystko w porządku?- usłyszałam pytanie Nika, na którym skupiłam wzrok. Cicho mruknęłam potwierdzając, mówienie okazało się być niemożliwe. Głowa mi niemalże pękała. Ponownie zamknęłam oczy próbując pozbierać siły. Po chwili na nowo je otworzyłam i ostrożnie usiadłam, cała się trzęsłam i miałam wrażenie jakbym na nowo zapadała w tą otchłań. Poczułam jak z nosa leci mi krew, którą szybko otarłam. Nik podał mi szklankę wody i ręcznik. 
-Podasz mi ?- spytałam wskazując swoją torbę leżącą na stoliku. Chłopak niepewnie mi ją podął. Nie miałam sił by za pomocą magii znaleźć właściwą fiolkę a więc chwilę trwało nim ją znalazłam. W uszach zaczęło mi szumieć. 
-Nigdy się tak nie zdarzyło- zapewnił chłopak. W pełni mu wierzyłam. Czarownice jako jedyna rasa w pełni odczuwała moce innych. To było dla nas wręcz śmiertelne, zatruwało naszą własną moc.  Dlatego trzymamy się z dala od demonów i elfów. Wlałam kilka kropel zawartości flakoniku do szklanki i wypiłam. Już po chwili znacznie mi się poprawiło.
-Co to?- dopytał Nik 
-Eliksir z dziurawca i werbeny.- wyjaśniłam - oczyszcza z obcych czarów i mocy. 
-Ktoś cię zaczarował?- dopytał. 
-Czarownicom nie szkodzą tylko czary innych czarownic, śmiertelne są dla nas moce innych ras. Tak jak ty użyłeś swojego daru na mnie. Dlatego robimy talizmany , eliksiry czy kadzidła.- wyjaśniłam zdejmując naszyjnik z talizmanem. -Zrobiła go moja matka, najwidoczniej już się wypalił- dodałam. -Gdzie jesteśmy?- spytałam zmieniając temat.
-W zamku. - wyjaśnił krótko 
-Że co proszę? 
-No w zamku, pałacyk Blackwoodów, centrum naszej wiedzy.- powiedział jakby to było najoczywistsze na świcie. 
-A co my tu robimy? -dopytałam. 
-Szukamy czegoś o tym demonie. Chodź- powiedział prowadząc mnie w głąb pałacyku, do wielkiej biblioteki. I od razu zaczął szukać odpowiednich ksiąg, które lądowały na środku pomieszczenia. Szybko uzbierał się mały stosik. Nik usiadł przy nich i zaczął je kartkować. Usiadłam obok niego i otworzyłam drugą z książek. Księga byłą stara, bardzo stara, emanowała mocą, kartki były pożółknięte i kruche. Atramentowe ładne pismo zdobiło kartki wraz ze szkicami najróżniejszych demonów.
-A czego konkretnie mam szukać?- dopytałam podziwiając szkice.
-czegokolwiek co nas naprowadzi na to jak zabić tego demona- wyjaśnił nie odrywając oczu od kartek. 
-Wszyscy sporządzacie dziennik demonów z jakimi walczycie?- dopytałam szczerze zaciekawiona. 
-Jeśli nie ma ich w księgach to tak. 
Jeszcze chwilę podziwiałam księgę po czym ją zamknęłam i podeszłam do regału. Zamknęłam oczy i wyciągnęłam rękę przed siebie. W skupieniu przywołałam obraz demona. I dość szybko coś wyczułam. Przesunęłam się lekko w tym kierunku, starając się nie zerwać więzi, która stawała się coraz silniejsza. Kiedy byłam pewna że  znalazłam odpowiedni regał i odpowiednią półkę otworzyłam oczy. Przesunęłam ręką po grzbietach ksiąg tu poustawianych i wyjęłam tą , która wydawała się posiadać największą energię. I nagle drzwi otworzyły się z hukiem. A w nich stał czarnowłosy chłopak widocznie nie w humorze. Zielone oczy pełne determinacji i pewności siebie, miał utkwione we mnie. Stanął na przeciw Nika
-Co ta wiedźma tu robi?- spytał z jadem w głosie.
-czarownica- poprawiłam odruchowo, co chyba tylko bardziej rozzłościło chłopaka. Nik leniwie przeniósł wzrok na mnie po czy na przybysza.
-Stoi, nie widzisz? 
-Czy ciebie powaliło, zawsze wiedziałem że masz problemy z głową ale żeby sprowadzać tu wiedźmę? 
-Roth, przyjacielu, nie wiedźmę a czarownicę. Zresztą to jest Sam - przedstawił mnie - a to Roth,- wskazał na chłopaka- już się znacie. 
-Chłopaki czy wy zawsze....- do środka weszła dziewczyna która stu procentowo była siostrą Roth'a, a po więzi ich łączącej szybko zrozumiałam że to bliźniacy, i zamilkła kiedy mnie dostrzegła. 
-Możecie mi to wyjaśnić.- oburzona zwróciła się do nich.
-My?- powtórzył Roth- to on ją tu sprowadził. 
-Wpadliśmy na demona, i Sam postanowiła mi pomóc- wyjaśnił Nik. Tak jak było oczywiste że chłopacy za sobą nie przepadają, tak było oczywiste że Nik darzy dziewczynę dużym szacunkiem. - przecież mamy sojusz.
-Tak ale nie ze wszystkimi. Nie mamy pewności kto po jakiej stoi stronie. Zaledwie wczoraj znaleziono zwłoki Travisa. Jego ród się dopomina o prawo znalezienia sprawcy, Alan wyjechał we własnych sprawach a Erika ma szlaban. Nie mam pojęcia co się dzieję z Alex i gdzie zniknęła Zhavia. 
-Smith'owie niech się trzymają od tego z daleka nikt nie dał pozwolenia na polowanie Travisowi- oburzył się chłopak. Słyszałam że łowcy maja jakiś swój kodeks ale nikt nie wiedział o co dokładnie chodzi. 
-Nie mają ale to by oznaczało że mamy coś do ukrycie, nikt nie może się dowiedzieć o naszych sojuszach, to by było uznane za zdradę- odparowała dziewczyna. 
-A gdzie oni byli kiedy prosiliśmy o pomoc?- spytał retorycznie Roth 
-Roth...
-No i właśnie dla tego nie będę zawracać wam głowy z tym, demonem - przerwał bliźniakom kłótnię Nik- a potrzebuję czyjejś pomocy. 
Wszyscy spojrzeli na mnie.
-Nie będę sprawiać kłopotów- zapewniłam, wiedząc ,że powinnam się odezwać. Dziewczyna podeszła do mnie i zabrała mi księgę z ręki, jej z kolei zabrał ją Nik, który musiał się do nas teleportować bo pojawił się błyskawicznie. Obejrzał księgę i podał dziewczynie otworzoną.
-i właśnie dlatego przyda nam się jej pomoc.- zakończył ten temat Nik. 

<Nik?>

9.10.2018

Od Chloris CD Nik

Chłopak był przystojny, i pachniał apetycznie. Właśnie takiego posiłku szukałam. Wystąpił tylko mały problem. Wyczuwałam w nim Nefilim. I właśnie ta niewielka ilość anielskiej krwi w jego żyłam powodowała że dla własnego dobra zakończę naszą znajomość jak najszybciej. Nie ważne czy zdaje sobie sprawę z tego kim jest. A podejrzewałam że jednak nie wie. Przecież łowcy potrafią uodpornić się na nasze uroki i zapewne już wyciągał by broń aby mnie zabić.
Lecz nie potrafiłam odkręcić się i odejść. Chłopak dodawał mi naprawdę sporo życiodajnej energii nawet o tym nie wiedząc. Przecież nic złego nie robię, jestem grzeczna, a kiedy zrobi się niebezpiecznie mogę szybko się ewakuować.
Więc wbrew zdrowemu rozsądkowi zgodziłam się na wspólne wyjście do restauracji. Z rozmyślań jak czarodziejskie zaklęcie wyrwało mnie słowo "Nadmorską"
-Nadmorską?- powtórzyłam zaskoczona. Poświęcając więcej uwagi swojemu przystojnemu rozmówcy
-Istotnie czy coś powiedziałem nie tak? Czy menu ci nie odpowiada? - spytał chyba w każdej chwili gotowy zaproponować coś innego gdyby tylko moja odpowiedz była przecząca.
- Jestem jak najbardziej za - zgodziłam się z zalotnym uśmiechem. - więc jak idziemy? - spytałam. Chłopak pokiwał twierdząco głową. Oboje ruszyliśmy wolno przed siebie - Jaka ze mnie gapa przecież się nie przedstawiłam - zaczęłam po chwili - Chloris - podałam dłoń chłopakowi

< Nik?> 

Od Isleen CD Alan

Uśmiechnęłam się na słowa chłopaka. Oczywiste było to, że i ja i on mieliśmy zupełnie inne formy spędzania czasu wolnego.
- Nie o to mi chodziło, ale jeśli chcesz to mogę się przełamać. - Powiedziałam, a Alan pokręcił głową.
- Nie, ty wybierz co będziemy robić. - Chłopak uśmiechnął się do mnie ciepło co odwzajemniłam.
- Dobra, to jutro ci powiem. Na razie idę spać.- Ziewnęłam i wyciągnęłam się na kanapie. Alan skinął głową i dał mi całusa w czoło co mnie rozczuliło. Nie miałam ochoty go zostawiać, ale zmęczenie brał nade mną górę.
- Dobranoc. - Powiedział chłopak. Uśmiechnęłam się do niego leniwie i odpowiadając mu ruszyłam w stronę mojego pokoju. Gdy tam dotarłam rzuciłam się na łóżko. Przez jakiś czas słyszałam jak Alan chodzi po mieszkaniu, ale w końcu zrobiło się całkowicie cicho co oznaczało, że chłopak położył się spać. Już prawie spałam gdy nagle coś ciężkiego legło się na moich nogach. Pisnęłam cicho i od razu się poderwałam. Moim oczom ukazał się leżący na moich nogach Ortros.
- O cholera...Musisz koniecznie przejść na dietę. - Sapnęłam, czując jak pupil Alana odcina mi dopływ krwi w nogach swoim ogromnym cielskiem. Kundel na sterydach warknął na mnie obrażony i zaczął się we mnie wgapiać. - No co? Tylko prawdę mówię! Piórkiem to ty niestety nie jesteś. - Prychnęłam, a Ortros wyglądał jakby miał mnie za chwilę zagryźć za komentowanie jego wagi. Jego wzrok zjechał na moją poduszkę, a ja od razu przypomniałam sobie o schowanym tam pudełku. Wyciągnęłam pakunek z pod poduszki i zaczęłam go dokładnie oglądać. Wiem, chciałam to zostawić na później, ale nie mogłam się powstrzymać. Na starym papierze widniały jakieś dziwne znaki. Wyglądało mi to na imię napisane w języku hebrajskim, ale nie byłam pewna. Delikatnie chwyciłam za stary sznureczek którym owiązane było pudełeczko i otworzyłam je. W środku znalazłam mały zwój papieru. O dziwo to było już napisane w naszym języku, więc zaczęłam cichutko czytać na głos.
- "Dotykam serca, byś pamiętał,

Że w nim tkwi mądrość niezmierna.

Z laską pielgrzyma rozświetlam drogę,

Ciszą tajemnic wchodzę w gwiazd mowę.

Tutaj przypominam, że słowa mogą mylić,

Gdy swe arkana miłosierdzie rozchyli,

Wtedy milczenie zachwytu odsłania,

Odczuwanie Boga – nie do nazwania." - Gdy skończyłam spojrzałam na Ortrosa, który leżał na łóżku obok mnie z przekrzywionym łbem. Nagle poczułam jak papier rozwija się jeszcze bardziej i usłyszałam jak coś z niego wypada na łóżko. Zaczęłam macać ręką po łóżku aż w końcu natrafiłam na coś małego i zimnego w dotyku. Podniosłam to i z zachwytu rozchyliłam usta. Był to śliczny naszyjnik z białym kamieniem i dwoma niebieskimi. W mojej głowie automatycznie pojawiły się słowa opal i szafir. Najwidoczniej moja intuicja postanowiła się odezwać. O co z tym wszystkim chodzi?
- Leen? - Z zamyślenia wyrwało mnie ciche pukanie. W progu stał Alan. Chciałam schować wisiorek i liścik wraz z pudełeczkiem, ale chłopak już go zauważył.


<Alan?>

Od Azero CD Rayan

- W sumie to nie mam żadnych planów pomijając, że muszę na chwilę wpaść do kasyna. W sumie chętnie bym ci po towarzyszyła ale na wezwanie od szefa nic nie poradzę.
Wzruszyłam ramionami i poprawiłam ręką włosy spoglądając na Rayana.
- Rozumiem, w takim razie do zobaczenia.
- W razie czego masz mój numer, zawsze możesz zadzwonić.
Pomachałam mu na pożegnanie przybierając uroczy uśmiech na twarzy. Odwróciłam się w stronę głównej drogi i ruszyłam przed siebie. Było już ciemno, a w tej dzielnicy oznaczało to mnóstwo ludzi. Życie się dopiero tutaj zaczynało, kasyna, bary, sklepy, drogie hotele. To jest życie w Las Vegas. Przedzierając się miedzy ludźmi po kilkunastu minutach znalazłam się pod kasynem, w którym już pełno było naiwnych osobników. Przeszłam przez sale, a następnie korytarzem do biura Felixa. Spędziłam w kasynie trochę czasu nie tylko na rozmowie z szefem ale i na drobnej zabawie z hazardzistami. Czego dowiedziałam się po rozmowie z Felixem? Tego, że demony nie dołączają do tego sojuszu który odkryłam z Rayanem, i że mam na siebie uważać bo pewnie zechcą trochę osłabić nasze siły, przez co mam rozumieć, że będą chcieli trochę nas powybijać. W szczególności tych trochę wyżej postawionych, czyli miedzy innymi mnie. Nie każdy demon ma prawo rozmawiać z Felixem twarzą w twarz i dostawać rozkazy prosto od niego. Po prostu świetnie, jedna sprawa się wyjaśnia to i tak zaraz przychodzi kolejna. Westchnęłam cicho i ruszyłam w stronę mieszkania, jednak w połowie drogi przypomniałam sobie, że jest nieźle rozwalone no i pewnie już większość wie, że tam mieszkam. Pora zmienić lokum ale na razie nie mam gdzie się podziać na tą noc. Wrócę może do kasyna w sumie jest otwarte prawie cały czas no i kiedyś w nim mieszkałam póki się nie usamodzielniłam w nowym wieku. Mogłabym też zapytać Rayana czy mnie przygarnie na jedną noc, ale nie znam ani jego adresu, ani numeru. No cóż, więc wpadnę do jakiegoś baru i powłóczę się trochę po mieście. Może chociaż tej nocy będzie spokój.

<Rayan?>

Od Cassian CD Raven

Patrząc w jakiej byłem sytuacji, wiedziałem, że nie będzie łatwo z niej wyjść. Nieznajoma nagle wyciągnęła miecz, jego ostrze skierowane w moim kierunku, przez sekundę nie zdejmowała ze mnie wzroku, pewnie w razie chciałbym uciec lub również wyciągnąć broń i zaatakować. Jednak to, co przykuło moją uwagę najbardziej były słowa, które wypowiedziała wyjmując go, wdając mnie w przekonanie, że kieruje nienawiścią do wampirów, na którego jak najbardziej wyglądałem. Nie chciałem mieć za to ściętej głowy, więc nie myśląc dłużej, przerwałem cisze, która pomiędzy nami zastała.
– Spokojnie, nic ci nie zrobię, ludzka krew nigdy nie dotknęła moich ust, ani zwierzęca, tak dla rekordu. I nigdy nie będzie, wiem, że z góry wydaje się, że jestem wampirem, ale wierz mi mam tylko zdolności, które odziedziczyłem, mam daleko od nawet i najsłabszego stworzeńca. – wpatrywałem się w dziewczynę, oczekując jakiejś reakcji, może i nawet opuszczenia broni, ale jej postawa nie uległa zmianie. Czy możliwe było coś jeszcze? Czy jest w przekonaniu, że to ja byłem osobą, która za nią goniła? Nie, to nie było jedną z możliwość, byłem w pełni przekonany, że nie słyszała kroków, kiedy się do niej zbliżałem, mając nadzieje, że tym samym przekreślając moją osobę z listy podejrzanych. Jednym oczywistą opcją było, że nie uwierzyła w te słowa, na jej miejscu pewnie też trzymałbym się na baczności.
-Jeśli czujesz, że jest ze mną coś nie tak, moja matka była wiedźmą. – Mimo, że często podawałem się za wampira, jeśli czas był konieczny, nie każdy spotkany na drodze w to wierzył. Szczerze nie przepadałem wspominać o matce, zwłaszcza do nieznajomych, jednak w tym momencie lepiej było się przyznać, miałem też wrażenie, że takie wyjaśnienie nie wystarczyło. Wziąłem większy oddech, aby zacząć ponownie mówić, zadać jej parę pytań i może dojść do dna prawy, jak najlepiej wyjść z budynku w jednym kawałku. Wiedziałem, że pomimo starań, nie obejdzie się bez dłuższej rozmowy. Jednak zanim udało mi się wydusić pierwsze słowo, zostałem wyprzedzony przez hałas z drugiej strony sali, echo sprawiając, że wydawał się o wiele głośniejszy niż w rzeczywistości. Uwaga dziewczyny skupiła się na nim, wzrokiem zaczęła skanować ciemne pomieszczenie, jednak ostrze pozostawało na swoim miejscu. Chciałem również porozglądać się po sali, jednak nie wiedząc, jak czarnowłosa zareaguje wolałem siedzieć cicho, przynajmniej tymczasowo. Jedyne co mogłem zrobić, było nasłuchiwać. Staliśmy w grobowej ciszy, żadne z nas nie ruszyło się nawet na krok, w pełni skupiając się na trzeciej obecnej postaci.

<Raven?>

6.10.2018

Od Rayan'a CD Azero

Atmosfera w piwnicy była tak gęsta że można było ją ciąć nożem. Nie miałem już sił, marzyłem tylko by iść i walnąć się na łóżko kończąc cały ten parszywy dzień. Podświadomie czułem jednak że to jeszcze nie koniec, a moje przeczucia na ogół się sprawdzały.
Patrząc na tę dwójkę miałem mieszane uczucia. Oboje są typem ludzi których nigdy za żadne skarby nie zamyka się w jednym pomieszczeniu. Oboje ewidentnie mieli niemały problem. A ja naprawdę nie wiedziałem po czyjej stronie bym stanął gdyby rozpętała się bójka. Joseph był moim alfą, czułem się z nim związany. Ale od kilkunastu lat nie mogłem na niego liczyć. Tak jak i na całą watahę. To Azero zawdzięczam swoje życie. Byłem jej coś winny. Przecież był bym skończonym dupkiem gdybym wypiął się na demonice.
Może to najwyższy czas odciąć się od watahy? W gruncie rzeczy wcale ich nie potrzebowałem.     Wyczekiwałem w napięciu na jego odpowiedź. Nadal pozostawała kwestia czy Joseph pozwoli nam odejść. Miałem jednak nadzieje że opuścimy hotel rozchodząc się w spokoju.
Gdyby ktoś kiedyś powiedział mi że całe moje dotychczasowe życie posypie się przez succubus'a płakałbym ze śmiechu. A teraz succubus stał mi się bliższy niż moje własne stado. To się nazywa zrządzenie losu.
- Zabij ją - odezwał się po chwili namysłu, wyrywając mnie z moich własnym rozmyślań - a powrócisz do watahy i nie będę miał żadnych wątpliwości
Spojrzałem na niego chwile mierząc się z nim wzrokiem. Próbował zmusić mnie do uległości, starał się wyprzeć na mnie posłuszeństwo. Nie mogłem opuścić wzroku. Gdybym to zrobił byłbym przegrany i zmuszony do wykonania polecenia. To było chyba jeszcze bardziej męczące niż otwarta bójka. Jednak alfa znów nieco się przeliczył. Nie byłem nowicjuszem do których tak przywykł. 
- Gdzieś mam twoje wątpliwości! - warknąłem kiedy Joseph zakończył nasz cichy pojedynek - Posłuchaj mnie uważnie. Pozwolisz nam odejść i rozstaniemy się w spokoju albo zobaczymy kto ma większą władze nad watahą.
- Ze względu na naszą długą znajomość masz 10 minut aby odejść stąd jak najdalej - wypalił - radził bym wyjechać z miasta. Może do tej twojej zakichanej Kalifornii. Bo tutaj nie masz już życia. Każdy mój człowiek dostanie rozkaz pozbawienia ciebie głowy jak tylko cię zobaczy.
Joseph nie żartował. On nigdy nie żartuje. Lecz nie miałem najmniejszego zamiaru opuszczać miasta.
Chociaż może faktycznie powrót do Kalifornii to był by dobry pomysł?
- Chodź idziemy - złapałem Azero za ramię i lekko pociągnąłem w stronę wyjścia.
- Co się dzieje? - dopytała dziewczyna kiedy pokonywaliśmy schody prowadzące do wyjścia
- Właśnie zostałem oficjalnie wyrzucony z watahy - wyjaśniłem - od rzutek musi opuścić miasto albo liczyć się ze śmiercią, która nastąpi prędzej czy później.
- Wyjeżdżasz? - spytała tonem którego nijak nie mogłem zinterpretować
- Mieszkam tu od 72 lat nie zamierzam się stąd ruszać. - powiedziałem wkładając ręce do kieszeni. - wracam do domu i zobaczymy. A ty jakie masz plany na resztę wieczoru?   

< Azero?>   

5.10.2018

Od Nika CD Chloris

Właśnie ewakuowałem się z miejsca gdzie moje życie było bezwzględnie zagrożone. Byle gdzie tylko szybko nie myślałem dokąd i właśnie takim o to cudem wpadłem na dziewczynę. Swoją drogą bardzo ładną dziewczynę. Eeeee co ja mówię zjawiskową i tajemniczą. Jednocześnie wzrokiem ogarnąłem okolicę i mój wzrok zatrzymał się na kobiecie praktykującej najstarszy zawód świata.
-Ysz kurka. -powiedziałem sam do siebie jednocześnie spoglądając na piękną dziewczynę na którą łaskawie zdarzyło mi się delikatnie mówiąc wylądować - Najmocniej przepraszam - szybko zacząłem zmieszany.
-Też zwróciła twoją uwagę? - zapytała dziewczyna wskazując na panienkę. Co mnie zbiło z tropu.
-Nie nie, nie....koniecznie jesteś zjawiskowa - strzeliłem się po ryju - rety co ja bredzę przecież ja ja... yhhh
-Coś nie tak? -zapytała zainteresowana dziewczyna - źle się czujesz?
-Nie wszystko Oki tylko tak nietaktownie wpadłem na ciebie, ale może mógł bym się zrehabilitować zapraszając na kakao i wuzetkę?
-Wolała bym coś pikantnego przystojniaku - odparła dziewczyna
-Pikantnego powiadasz? Niech no pomyśle...hmm jest tu bar z kuchnią Polską dość tłusto, ostro
-A słono? - dopytała dziewczyna
-Słono? - powtórzyłem jak echo. - yyy przyprawy są bez ograniczeń.
-A sól?
Zdziwiłem się.
-Sól to jedna z przypraw możesz sypać do woli to knajpa eko. Sól mają nadmorską z dużą ilością jodu
-Nadmorską?- powtórzyła dziewczyna
-Istotnie czy coś powiedziałem nie tak? czy menu ci nie odpowiada?

< Chloris?>

Od Nika CD Sam

Tak jak się mogłem tego spodziewać Sam była przerażona kwestą wypicia że mną kakao, ale
czasy naprawdę się zmieniły. Miły początek rozmowy przerwało nam jakieś dziwaczne ohydnie brzydkie ociekające śliną charczące bydle.
-Ojj - wymamrotała Sam.
-To było zbyt piękne żeby było prawdziwe - westchnąłem z rezygnacją w głosie
-Co masz na myśli -dopytała Sam z przerażeniem patrząc na potworne cudaczne zwierzę .
-Tylko tyle że przez tego gościa w skórze - wskazałem zwierzę - nie mogę w spokoju pogadać ,i wypić kakao
-Stoi tutaj bestia, a ty rozczulasz się nad tym że nie wypiłeś kakao? - krzyknęła wyraźnie poirytowana dziewczyna .
-Słusznie zauważyłaś -stwierdziłem -Stoi więc może zdążę jeszcze jednak wypić to kakao nim zacznie biegać i zjadać ludzi .
-Nik nie wygłupiaj się zrób coś wiem że wy łowcy macie swoje sposoby. Chronicie ludzi, a tutaj jest ich mnóstwo.
-Słuszna uwaga ale nie musisz się tak irytować może on, bo patrząc pod jego brzuch wszystko wskazuje na to ze to jest on. Wpadł tu tylko się przywitać i zaraz sobie pójdzie .
-Ty jesteś nienormalny? W obliczu takiego zagrożenia stroisz sobie żarty .
-Przywykniesz jak troszkę ze mną pobędziesz - uśmiechnąłem się i wzdychając podniosłem tyłek z krzesełka .
Powoli podchodziłem w stronę stwora, nie wiedząc jak zareaguje i czym on w ogóle jest oraz jak go przynajmniej unieszkodliwić. Zwierzę charczało wydając z siebie co jakiś czas przeraźliwy okrzyk. W lokalu panowała ogólna panika ludzie uciekali co jeszcze bardziej irytowało zwierzę.
-Sam mogła byś ewakuować tych ludzi? Nie chcemy chyba żeby ktoś zginął?
-Tak, jasne - powiedziała z niepewnością w głosie dziewczyna i zajęła się pozostałymi przerażonymi ludźmi.
Nie miałem pojęcia jak walczyć z tym stworem trzeba udać się do zamku i poszperać w bibliotece. Myślałem gorączkowo i doszedłem do wniosku że trzeba przenieść to coś w jakieś odludne miejsce musimy grać na zwłokę. Najpierw trzeba sprawdzić jak z tym walczyć, a nie atakować. Jeżeli nie ma turbo przyspieszenia to zejdzie mu ze dwa dni powrót tutaj co da nam czas na przygotowanie się do walki.
-To do roboty Nik. - powiedziałem sam do siebie chyba na głos bo dziewczyna się odwróciła i spojrzała w moja stronę .
-Co zamierzasz z nim zrobić? - dopytała Sam
-Poczekaj zaraz wracam. - powiedziałem szybko jednocześnie skacząc na przybyłą gadzinę i obejmując go za szyje zniknąłem jak to później powiedziała Sam .
-Grzeczny kotek - krzyknąłem do potwora którego lekko zamroczyło podczas niezbyt udanego lądowania na pustyni jednocześnie teleportowałem się z powrotem do Sam która aż krzyknęła na mój niespodziewany powrót .
-Co z nim zrobiłeś - wyszeptała upewniając się że stwora nie ma w pobliżu.
-Sęk w tym że nic bo nie bardzo wiem jak. Chodź pomożesz mi. - złapałem dziewczynę za rękę i teleportowałem się do zamku .
Jak przewidziałem dziewczyna zasłabła podczas skoku w czasoprzestrzeń, położyłem więc ją na kanapie w salonie przygotowałem wodę i czekałem aż się ocknie. W domu było pusto wiec nie miałem nawet okazji pogadać z rodzeństwem którego dawno już nie widziałem. W ciszy usłyszałem ciche pomrukiwanie dziewczyny. Powoli dochodziła do siebie.
- Wszystko w porządku ? -dopytałem gdy Sam otworzyła oczy .

<Sam?>

4.10.2018

Od Alana CD Isleen

Nigdy nie zabawiłem długo w jednym miejscu. Zawsze w drodze, tułając się po przydrożnych obskurnych motelach. Taki miałem plan na życie i nigdy na to nie narzekałem. Jestem łowcą. Poluje, sprzątam i znikam. Więc nic dziwnego że nie przywiązuje się do rzeczy. Biorę ze sobą tylko to co jest mi niezbędne, zostawiając wspomnienia za sobą. Wszystko inne przecież można nabyć. Gdyby nie moje czarodziejskie zabawki wcale nie musiał bym wracać do mieszkania Collinsa. Lecz to co walało się na poddaszu było zbyt cenne, by to zostawić. Musiałem jutro rano tam podjechać i wszystko zgarnąć. Miałem nadzieje że Ginna i Vincent już wyjechali z Vegas.
Pozostawała jeszcze sprawa mojego paktu i obecność Ortrosa.
Stop.
Jutro robimy sobie wolne. Więc już dziś powinienem przestać o tym myśleć. To były długie dni i zasłużyliśmy sobie na dzień wolnego. Na dzień normalności.
Zaśmiałem się jak obłąkany idiota
Normalności?
Tylko czy ja potrafię tak żyć? Czy będę potrafił zapomnieć o tym kim jestem? Czy będę mógł iść ulicą i nie zwracać uwagi na istoty które będą nas mijać?
Nigdy nie miałem dnia wolnego w moim fachu nie ma świąt ani urlopu.
Gdyby nie krzyk dobiegający z głębi mieszkania pewnie nadal błądził bym myślami nie wiedząc gdzie mnie zaprowadzą.
Leen...
Serce na moment mi stanęło. Nie pozwoliłem by panika mną zawładnęła.Strach to najlepszy przyjaciel który mobilizuje do działania. Ale kiedy pozwolimy mu się panoszyć może stać się naszą zgubą. Nie pozwoliłem sobie nawet na chwile wahania od tego mogło zależeć życie Leen.
Wyłączyłem wodę i sięgnąłem po ręcznik. Owinąłem się nim i wybiegłem z łazienki nie zważając na mokre ślady które pozostawiałem na podłodze ani na wodę kapiącą mi z końcówek włosów. Trwało to może kilka sekund ale dla mnie i tak to wszystko trwało za długo.
Ci czarownicy są naprawdę bezczelni. Naprawdę sądzili że porwanie jej drugi raz będzie takie proste? Będą mieli niespodziankę.
Po tym jednym krzyku nie usłyszałem żadnej szarpaniny. Czy ona naprawdę nie stawia żadnego oporu? A może rzucili na nią jakiś urok. Byłem tak pochłonięty jak najszybszym dotarciem do dziewczyny, że nie zobaczyłem ogromnego ogara leżącego na środku korytarza. Tylko mój wrodzony i wiecznie szkolony refleks pomógł mi utrzymać równowagę w momencie kiedy potknąłem się o ogromnego ogara leżącego na środku korytarza.. A Ortros jak by nigdy nic podniósł od niechcenia łeb i spojrzał na mnie z politowaniem.
Nie miałem czasu wykłócać się z bydlakiem o to że wyleguje się na środku kiedy właśnie intruzi panoszą się po domu.
Wpadłem do pokoju dopiero wtedy uświadamiając sobie że nie mam ze sobą żadnej broni. Na szczęście sam potrafiłem stać się skuteczną bronią. Przywołałem ogień który od urodzenia płynął w mych żyłach.
- Leen?! Wszystko w porządku? - Wyrzuciłem na jednym tchu szybko prześlizgując po niej wzrokiem. Była w jednym kawałku to najważniejsze. Zacząłem namierzać cel przygotowując się na ciśnięciem w intruza kulą ognia. Lecz w pokoju stała tylko Leen nawet okno było zamknięte. Jeszcze jak kretyn zacząłem rozglądać się dookoła sprawdzając czy nikt nie ukrył się gdzieś w kącie. - Słyszałem jak krzyczałaś. Jesteś cała? - spytałem kompletnie zbity tropu. Całą swoją uwagę poświęciłem dziewczynie. Leen poruszyła się niespokojnie i przesunęła się w stronę okna wypatrując czegoś za nim. Poczułem jak leń z korytarza siada przy mojej nodze opierając się o nią całym swoim cielskiem. Tak jak ja był czujny i za moim przykładem rozglądał się dookoła.
- Tak, wszystko w porządku. To tylko Ortros postanowił przyprawić mnie o zawał serca. Nie musisz się martw… - Dziewczyna spojrzała na mnie i zamilkła. Patrzyłem jak opuszcza wzrok, a policzki zaczynają jej się uroczo rumienić. Odczułem nagłą potrzebę podejścia do niej, poczucia smaku jej ust. Dotknięcia jej. Była śliczna. Czy ona zdaje sobie sprawę z tego jak na mnie działa? Nie wiem czy wspólne mieszkanie to dobry pomysł. Nie chciałem skomplikować naszej relacji ale nie mogłem ukrywać tego co czułem.
Zrobiłem jeden krok do przodu. Czułem jak gorąco rozlewa się po moim ciele.  Dosłownie jak by... Cholera... Zupełnie zapomniałem o tym że z końcówek palców tlą mi się małe ogniki gotowe w każdej chwili zamienić się w niebezpieczną broń. Zabrałem dłoń którą trzymałem na swoim ramieniu paląc sobie skórę.  Skupiłem się na uspokajaniu i wchłanianiu z powrotem własnej energii.
- Przepraszam - wypaliłem, nieco zmieszany. Zrobiłem kolejny krok w końcu uświadamiając sobie że na sobie mam tylko ręcznik.- Jeżeli nikt nie chce cię zabić to ja może pójdę się ubrać - mruknąłem odkręcając się na pięcie.
Nie wiem którą stronę przebyłem szybciej. Tym razem przynajmniej nie potknąłem się o Ortrosa.
Na ubieraniu poświęciłem nieco więcej czasu niż było to konieczne. Czułem się jak kompletny debil. Ja naprawdę mam paranoje. Przecież nie mogę wszystkiego odbierać jako atak. Mogłem najpierw upewnić się czy faktycznie jest jakieś zagrożenie.
Kiedy wyszedłem z łazienki Leen siedziała w salonie przełączając kanały tak błyskawicznie że nie było możliwości by przeczytała co grają.
- Jak krzyknęłaś pomyślałem że coś się stało wybacz że tak wpadłem ci do pokoju. - wytłumaczyłem się szybko przysiadając się do niej na kanapie. - więc co będziemy jutro robić, po za tym że będziemy spać do południa? - spytałem zmieniając temat
- Mieszkamy w Vegas - odparła - a ty się pytasz co będziemy robić?
- Więc rozumiem że zaliczymy kilka barów i co najmniej jedno kasyno. - podsumowałem rozsiadając się wygodniej.

< Leen?> Przepraszam na kolanach i obiecuje że następny odpis będzie lepszy i na pewno szybszy ;)

3.10.2018

Od Raven CD Casssian

Po pojedynczym szmerze zapadła całkowita cisza, co zmusiło mnie do zatrzymania, by nie zagłuszać własnymi krokami dźwięków świadczących o czyjejś obecności. Złość zaczęła zalewać mnie falą, znowu mi zwiał, jak, głupia , mogłam na to pozwolić? Wkurzona ruszyłam dalej po schodach, już nawet nie starłam się być cicho. Znowu mnie wykiwał.
-Ktoś tu jest?- rozległo się po hali echem pytanie, które wywołało ,że wszystkie mięśnie się napięły a umysł ogarnęło całkowite skupienie.  Oszacowałam że nieznajomy był zaledwie kilka metrów przede mną, choć nie mogłam go zobaczyć przez panujący mrok. Nie sądziłam by była to osoba która mnie tu zwabiła, choćby dlatego ,że głos dobiegał z innego kierunku niż szmer, a pytanie sugerowało ,że to ja jestem intruzem. Może hala nie była tak opuszczona jak myślałam a to jakiś nocny ochroniarz? Ale jak wyjaśnić ,że go nie słyszałam. Najciszej jak się dało ruszyłam w tym kierunku i zatrzymałam się przed miejscem oświetlonym przez smugę światła wpadającego przez okno. Wciąż nie dostrzegałam intruza. Powstrzymałam chęć wyciągnięcia broni, w końcu nieznajomy może nie stanowić dla mnie zagrożenia,  dodatkowo zabezpieczał mnie mój dar, weszłam w oświetlone miejsce.
Usłyszałam cichutki szmer, którego nie usłyszałabym gdybym go nie wyczekiwała.
-Kim jesteś i co tu robisz?- zadałam pytanie spokojnie ale stanowczo. Zrobiłam jeszcze jeden krok, wychodząc ze smugi światła. Dopiero teraz zobaczyłam zarys sylwetki. Mężczyzna był szczupły i przeciętnego wzrostu.
-Nie chce kłopotów- zapewnił od razu, robiąc krok w tył, szybko, bezszelestnie, z pełną gracją przeznaczoną dla wampirów. Coś mi jednak nie pasowało, emanował mocą. Nieznaną mi dotąd energią. Co kwalifikowało go do demonów. Rasa o tak wielkiej różnorodności. Co nie było wygodne. Niewiedza nie prowadziła do niczego dobrego.
-Wy ich nigdy nie chcecie, krew i śmierć wam towarzyszące to czysty przypadek - warknęłam sarkastycznie. W pierwszej chwili chciałam nałożyć na niego iluzje, jednak się w porę powstrzymałam i wyciągnęłam miecz, lepiej niech nie wie na ile mnie stać. Czasem element zaskoczenia może uratować życie.

<Cassian? >