26.06.2018

Od Natashy CD Rayan

- Od kiedy możesz zacząć? - Zapytał, pochodząc do nas.
- Dzisiaj wieczorem mam tak z dwie godzinki wolne po dwudziestej. Może być? - zapytałam.
- Ta... No to jak, 40? - Spytał, spoglądając na mnie, jakby chciał mnie przetestować. Chyba właśnie o tym mówił Rayan.
- 80 za godzinę i będę codziennie. - Odpowiedziałam z chytrym uśmiechem na ustach.
- Dobra... - Prychnął, wychodząc do innego pomieszczenia.
- Niezła jesteś. Sporo od niego wyciągnęłaś. - Zaśmiał się Rayan, upewniając się, że David już tego nie słyszy.
- No wiem. A teraz wybacz, muszę skoczyć do domu się przygotować. - Odpowiedziałam, zabierając instrument i wychodząc z lokalu.

~*~

Po piętnastu minutach byłam w domu. Wzięłam szybki prysznic, a następnie ubrałam się w czyste ubrania. Ruszyłam w stronę kuchni, aby wypić jeszcze na szybko kawę. Ogarnięcie się zajęło mi niecałe dwadzieścia minut. Zegarek elektroniczny wskazywał godzinę 19:13, miałam jeszcze sporo czasu, lecz postanowiłam wyjść trochę wcześniej. Wyszłam z mieszkania, zamykając drzwi na klucz, który następnie schowałam do tylnej kieszeni spodni. Powolnym krokiem skierowałam się w stronę baru. W głowie miałam tylko jedno, nuty i słowa piosenek. Nie miałam dużych problemów z pamięcią, ale gdy się stresowałam, potrafiłam zapomnieć, jak się nazywam. Postanowiłam podejść do tego na luzie. Wzięłam głęboki oddech i popchnęłam delikatnie, skrzypiące dni prowadzące do lokalu, w którym dzisiaj miałam zabawiać publikę. Nie było dużych tłumów, pewnie dlatego , iż było jeszcze, po prostu wcześnie. Ruszyłam w stronę biura Davida. Weszłam powoli do środka, spoglądając na faceta, siedzącego za biurkiem.
- Przyszłam trochę wcześniej. - Powiedziałam, podchodząc bliżej biurka.
- To dobrze. Tu masz od razu zapłatę za dzisiaj. Później pewnie bym zapomniał. - Mruknął, podając mi kopertę.
Wyjęłam pieniądze i zaczęłam je dokładnie przeliczać. Równo 80. Nie pomylił się.
- Z matematyki zawsze byłem akurat dobry, - Zaśmiał się na ten widok.
Spojrzałam na zegarek. Godzina 19:48. Czas się przygotować.
- Ja już pójdę. Muszę jeszcze sprawdzić, czy gitara jest nastrojona. - Wzruszyłam ramionami i pośpiesznie wyszłam z gabinetu.
Stanęłam na "scenie" wyjmując gitarę z futerału. Nastroiłam ją i spojrzałam na grupę ludzi, która w bardzo krótkim czasie, przerodziła się w tłum. Minuta. Wzięłam ostatni głęboki wdech i... zaczęło się.

<Rayan?>
(Wybacz, że tak długo. Sprawy rodzinne.)

24.06.2018

Od Noe CD Ethan

Ugh... Moja głowa, tak strasznie boli. Byłam ubrana w całkowicie inne ciuchy niż wcześniej, to bardzo mnie zestresowało. Podniosłam się powoli z twardego podłoża, aby rozejrzeć się wokół. Jest tutaj strasznie ciemno. Podeszłam dość wolno do ściany. Oparłam się o nią i chciałam wyczarować płomień z ręki lecz poleciały tylko delikatne iskry i przeleciał prąd. O kurde, mam na rękach bransolety blokujące magię. To już chyba stąd nie wyjdę. Pochyliłam głowę do tyłu i uderzyłam o coś twardego. Włącznik od światła. Po zapaleniu światła stwierdziłam, że kojarzę to miejsce, lecz nie pamiętam skąd. Podeszłam do biurka i na nim widniały papiery z danymi jakiś ludzi. Same hybrydy. A w szczególności połączenie czarownic i demonów. Byli tam moi rodzice. Oboje. Z dopiskiem "Zabici lecz potomstwa nie znaleziono". Może to ich sprawka, tragiczny wypadek moich rodziców. Usłyszałam kroki, szybko wyłączyłam światło i usiadłam w miejscu gdzie się obudziłam. Miałam zamknięte oczy, aby się nie zorientowali, że się przebudziłam. Podszedł do mnie i kopną mnie w brzuch. Zawyłam z bólu.
- Więc, nie śpisz maleńka? - rzekł nieznajomy.
- Kim ty do cholery jesteś?!- wysyczałam.
- Nie unoś się, od teraz mów do mnie panie. - powiedział. - Jestem Charles, władca sabatu czarownic. Jesteśmy z poza Las Vegas. Przybyliśmy tu aby zdobyć trochę mocy z hybryd takich jak ty.
- Nie uda wam się, zdobyć wszystkich. - rzekłam i oplułam mu but. To był mój błąd gdyż po chwili kopnął mnie drugi raz. Czułam się wpółprzytomna. Przed oczami zrobiło mi się ciemno. Czułam jedynie jak ciągnie mnie w stronę kaloryfera po czym straciłam przytomność.

~~~~~~~ 

Ocknęłam się, zauważyłam kalendarz z datą 10 czerwca. Na zegarku elektronicznym jednego z gości widniała godzina 20.23. Wszystko toczy się jak w mojej wizji. Ciekawe czy ten ktoś, się zjawi.

21.06.2018

Od Alana CD Isleen

Leen miała rację Ginna zasługiwała na rozmowę. Powinienem jej o wszystkim wcześniej powiedzieć. Tak by wypadało. Jak Isleen zamknęła za sobą drzwi łazienki. Wziąłem głęboki wdech i tuszyłem na górę. W tym momencie zdecydowanie wolał bym walkę z czarownicą czy nawet demonem. Szczerze wolał bym jeszcze raz zmierzyć się z Belet'em. Ortros wyczuwając mój nastrój wstał cicho powarkując. Spiorunowałem go wzrokiem a ogar wrócił posłusznie na swoje miejsce. Nie rozmyślając dłużej wszedłem po schodach i zapukałem do drzwi.
- Wlazł - warknęła, nie było wyjścia nacisnąłem na klamkę i pchnąłem drzwi do pokoju.
Ginna siedziała na łóżku i od bandażowała rękę. Dopiero kiedy skończyła czynność podniosła głowę do góry i wpatrzyła się na mnie zaskoczona.
- Spodziewałaś się Vincenta - zgadywałem, podszedłem do łóżka i usiadłem obok niej. - Daj pomogę ci - Nim zdążyła zaprotestować wziąłem maść na oparzenia i delikatnie ująłem jej dłoń. Oparzenie wyglądało okropnie, a ręka była cała napuchnięta.
- To twój pokój nie spodziewałam się że..
- Zapukam - dokończyłem za nią - kultura nakazuje pukać a to chwilowo twój pokój.
- Mój pokój z twoimi rzeczami - zauważyła, miała racje w większości wardały się tu moje ciuchy i klamoty które nie zdążyłem posprzątać. Przecież nie spodziewałem się że będę miał gości.
- Przyszedłem z tobą pogadać - zacząłem, bandażując jej rękę - chciałem cię przeprosić
- Mogłeś mi powiedzieć - szepnęła - przecież jesteśmy zaręczeni
- Tak Ginn - zgodziłem się - jesteśmy zaręczeni..
- Z nią... - odchrząknęła i się uśmiechnęła - czy z Isleen to tak na poważnie? Kochasz ją?
- Chyba za wcześnie by wyciągać jakiekolwiek wnioski - odparłem - nie znam jej za dobrze. Ale zależy mi na niej.
- Rozumiem - wyznała - niedawno rozmawiałam z Vincentem..
- Nie wiem co ci powiedział - przerwałem jej zmuszając by na mnie spojrzała - ale nie łudź się że znudzę się Leen i do ciebie wrócę. Całe te zaręczyny to jedna wielka farsa. Wyjechałem zaraz na drugi dzień
- Więc po co się oświadczałeś - warknęła a do oczu naleciały jej łzy
- Przecież wiesz - mruknąłem
- Przecież znamy się od dziecka - wyszeptała wstając z łóżka i odkręcając się do mnie plecami.
- Tak i kocham cie Ginn - wyznałem - kocham cię jak siostrę i mam nadzieje że mnie zrozumiesz i może kiedyś wybaczysz.
Wstałem i wyszedłem z pokoju. Zamykając drzwi usłyszałem jak zanosi się szlochem. Czułem się okropnie ale nie mogłem nic zrobić. Zszedłem na dół i na kanapie w salonie poczekałem na Leen. Nim zaczęły atakować mnie moje własne myśli drzwi od łazienki się otworzyły, a ja nie mogłem oderwać od niej oczu wyglądała zjawiskowo. Ciekawe co ona widzi w takim idiocie jak ja?
***
Isleen chciała wracać do domu. Była naprawdę przywiązana do tych czterech ścian. I ostatecznie nie czekaliśmy tylko poszliśmy od razu. Osobiście również chciałem wyrwać się z domu Collins'a mając nadzieje że jak już wrócę to nie zastanę wuja ani Ginny.
Mieszkanie dziewczyny wyglądało jak po przejściu trąby powietrznej. Dużo czasu zajęło nam z doprowadzeniem go do użytku.
- Nie musiałeś - powtórzyła po raz któryś dziewczyna
- Nie musiałem - zgodziłem się - ale chciałem. Przecież sama sprzątała byś do rana.
- Dziękuje - uśmiechnęła się zarzucając mi ręce na szyje
- Tylko się nie przyzwyczajaj - mruknąłem obejmując ją w tali. - chyba muszę iść - powiedziałem patrząc na zegarek - muszę jechać do posiadłości Blackwood'ów
- Po co? - dopytała
- Poprosić ich o wgląd w pamiętniki. Przecież musimy poszukać twoich przodków. I Belet też nie bedzie czekał wiecznie.
< Isleen?>

17.06.2018

Od Rayan'a CD Natasha

Zaprowadziłem dziewczynę do baru Davida. Jak tylko weszliśmy za baru wyszedł znajomy czarownik. Widziałem że patrzy nieprzekonany na przyprowadzoną artystkę. Przecież żeby jakoś zabłysnąć w Vegas trzeba być naprawdę dobrym. A czarownik na pewno nie wpuścił by do swojego baru amatora. Biznes to biznes. I wiem że nawet jak bym błagał czarownika który był moim dłużnikiem i tak nie zgodził by się na przyjęcie jej jeżeli mu się nie spodoba. Ale wiedziałem również że jak mu się spodoba dołoży wszelkich starań by ją chronić. Nadal nie wiedziałem co o niej myśleć. Była łowczynią to nie podlegało dyskusji ale jej bagatelizowanie zagrożenia, chodzenie bez broni przywodziło na myśl tylko to że dziewczyna nie ma pojęcia kim jest. Albo jest tak wyśmienitą aktorką. Mimo wszystko nie chciałem mieć jej na sumieniu i jak najszybciej chciałem pozbyć się odpowiedzialności jaką na siebie wziąłem w chwili kiedy udaremniłem atak samotnego wilkołaka.
Stałem obok czarownika i słuchałem ja dziewczyna gra i śpiewa. Miała talent ale nikt o niej nie słyszał. Dlatego spojrzałem na Davida.
- Jest dobra - przyznał czarownik
- Przecież nie przyprowadził bym ci byle kogo - odparłem
- Chcesz bym ją zatrudnił - stwierdził
- Sam mówisz że jest dobra - wytknąłem. Wiedział że popełnił błąd i że będzie musiał przyjąć dziewczynę nawet jeżeli nie jest wielką gwiazdą. Na razie. Przecież przez bar Davida przemyka się wiele ludzi jeżeli będzie tu grać systematycznie niedługo stanie się sławna. Chwile później muzyka zamilkła, a ciemnowłosa spojrzała na czarownika
- I jak? - spytała uśmiechając się.
- Jesteś niesamowita - wyznałem podchodząc do niej - David też tak myśli chociaż nigdy ci tego nie powie. Zatrudni cię ale będzie narzekał. Na pewno powie ci że zgłaszają się do niego o wiele lepsze osoby, a on je odsyła z kwitkiem itp. To manipulator więc nie daj się zwieść. Przyjmie cię i będzie całował cię po nogach jeżeli tego będziesz chciała. Więc nie daj wmówić sobie że jesteś beznadziejna a on jest wielkoduszny zatrudniając cię. I jeżeli chodzi o warunki. Na pewno nie schodź niżej niż 60 USD za godzinę i nie dłużej niż 3 godziny. Bądź kapryśna i stanowcza a będzie cię szanował. - pouczyłem 
- Od kiedy możesz zacząć? - spytał David podchodząc do nas
< Natasha?>

16.06.2018

Od Ethana CD Noe

Minęło może półtorej godziny, a w restauracji dalej nie było Noemi. Dzwoniłem do niej już kilka razy ale nie odbierała, wiec postanowiłem, że się do niej wybiorę. Miałem złe przeczucia. Po kilkunastu minutach znalazłem się pod jej blokiem po czym wszedłem na górę. Zaniepokoiły mnie otwarte drzwi w mieszkaniu brunetki. Przygotowałem się na ewentualną obronę i wszedłem powoli do środka. Cały salon został zmasakrowany, a po dziewczynie nie było śladu. W jedne z drzwi usłyszałem drapanie, uchyliłem je, a zza nich wybiegł lis fenek. Przyjrzałem się mu i dostrzegłem na jego szyi obróżkę a na niej wisiorek z napisem "Olimpia". W takim razie to musi być jej zwierzę. Lis biegał po mieszkaniu węsząc dookoła. Dobrze, że tu był, nie muszę się wysilać szukając jej zapachu jak jakiś wilkołak. Nagle Olimpia pognała w kierunku wyjścia, więc postanowiłem iść za nią. Niestety zatrzymała się przy ulicy, najprawdopodobniej tracąc ślad Noemi. Wziąłem zwierzaka na ręce i wróciłem do samochodu. Pora odwiedzić klan, może coś wiedzą na ten temat. Po niedługim czasie znalazłem się w budynku którego kiedyś prawie nie opuszczałem. Przywitałem się ze znajomymi po drodze do salonu, aż w końcu tam dotarłem i zobaczyłem Asaia siedzącego na kanapie.
- Witaj Asai. - przywitałem się z wampirem.
- Witaj Ethan, dawno cie tu nie było. Co cie sprowadza?
- Tak prawda, trochę mnie tu nie było, ale jak się domyśliłeś przyszedłem w innej sprawie. Porwano moją znajomą, chciałem wiedzieć czy coś o tym wiesz.
Stanąłem naprzeciwko przywódcy i czekałem na jego odpowiedź.
- Wiem tyle, że ostatnio jest dużo porwań nadnaturalnych, najczęściej tych wyjątkowych hybryd.
- Możesz rozwinąć?
- Ehh.. Ethan.. Wyjątkowych mam na myśli mieszanki demonów, czarownic czy syren. Nie wiadomo co się z nimi dzieje, po prostu znikają i nikt ich więcej nie widzi.
Przypomniałem sobie aurę Noemi. Nie była ona w pełni demoniczna, miała w sobie jeszcze coś dodatkowego. Musiałem ja znaleźć, nie dałbym sobie spokoju gdybym nie zdołał jej pomóc. Miałem już iść gdy zatrzymał mnie głos pierwotnego:
- Wytyczyliśmy kilka miejsc, w których mogą się znajdować z kolejnymi porwanym i jednak nie sprawdziliśmy ich. Jeśli chcesz idź do kogoś, aby podał ci lokalizacje.
- Dzięki Asai, jestem ci winny przysługę.
Poszukałem osoby, która dala mi miejsca, gdzie możliwie znajdowała się Noemi. Wróciłem w końcu do mieszkania, ten letni upał jest nie do zniesienia. Odświeżyłem się po czym planując jaki zrobię następcy krok w odszukaniu brunetki, czekałem na zapadnięcie zmroku.

<Noemi?>

15.06.2018

Od Rayan'a CD Azero

Do rzeczywistości przywrócił mnie ból w nadgarstkach. Trochę potrwało za nim zorientowałem się w otoczeniu. Jako wilkołak miałem dobrze wyostrzony zmysł wzroku a w ciemności widziałem równie dobrze jak za dnia. Wszystkie wydarzenia ostatnich godzin migały mi przed oczami. Lecz nadal nie rozumiałem dlaczego wylądowaliśmy w tym położeniu. Wiedziałem że Joseph posądza mnie o zdradę ale to nie w jego stylu.
- Co teraz? - spytała Azero, spojrzałem na demonice która dzieliła mój los. Gdybym to ja wiedział.
- Nic, pewnie nas zabiją. - wyznałem szczerze. Jakoś nie miałem siły na owijanie w bawełnę. Czułem się paskudnie i aż nie mogłem uwierzyć że to tylko przez srebro na łańcuchu
- Miałeś na myśli siebie, co nie? W końcu nie sądzę żeby znali egzorcyzmy. Nie mam zamiaru ich ponownie przechodzić. - Spojrzałem na nią pytająco. To chyba pierwszy raz kiedy dziewczyna postanowiła powiedzieć coś o sobie. A jej wyznanie mogło powiedzieć mi coś więcej o jej gatunku - Dobra, jesteś jedną z nielicznych osób, którym to powiem - kontynuowała - Kiedyś złapali mnie łowcy i chcieli odesłać do piekła. Niezbyt przyjemne uczucie, być już częściowo po tamtej stronie. W ostatniej chwili wpadło kilkanaście najlepszych demonów wraz z Felixem i mnie z tego wyciągnęli.
- Rozumiem... - powiedziałem po chwili
- No ale zapomnijmy o tym, jak planujemy się stąd wydostać? - spytała
No właśnie Rayan jak planujemy się z tąd wydostać? Rozejżałem się jeszcze raz lekko sprawdzając wytrzymałośc łańcucha, który wnyrzał mi się w skórę. Co było niepotrzebne wiedziałem że łatwo nie puści. Joseph nie lubi półśrodków.
- Nie wydostaniemy - szepnąłem - jeżeli nawet uda nam się wyjść z piwnicy w hotelu jest cała wataha.
Jeżeli alfa ma coś z tym wspólnego dołoży wszelkich starań by jego więźniowie się nie wydostali. Znałem go zbyt dobrze, jego sposób planowania i działania.
- Nie mam zamiaru tu siedzieć - oburzyła się demonica
Wzruszyłem ramionami i oparłem głową o ścianę zamykając oczy. Czułem się coraz gorzej, a przed oczami miałem mroczki. Większość likanów uznała by że to zatrucie srebrem. Lecz skutki uboczne kontaktu ze srebrem jest zupełnie inne. Od paru lat uodparniam się na srebro i tojad. Przeszukiwałem ręce w poszukiwaniu jakiegoś nakłucia. Nie miałem wątpliwości że przy truli mnie sporą dawką tojadu. Gdybym się nie uodparniał była by pewnie śmiertelna. Może właśnie na to liczą. Przecież nikt nie wiem o moim małym hobby. 
- Znasz ten budynek? - przerwała ciszę dziewczyna
- Tak - jęknąłem próbując skupić wzrok na dziewczynę, z minuty na minute miałem większe trudności w zachowywaniu przytomności - schodami wyjdziesz do pralni hotelowej. Najłatwiej wyjść drzwiami przez kuchnie. Czyli z pralni na korytarz, prosto i w prawo. Na końcu kuchni koło zaplecza są drzwi, wyjdziesz na tył hotelu. Brama jest zawsze otwarta więc będziesz musiała do niej dobiec i wmieszać się w tłum. - wyjaśniłem - jednak Joseph może obstawić kuchnie. Możesz więc wmieszać się w personel i przejść na sale stamtąd są dwa wyjścia główne dla gości a drugie za recepcją. Wszystkie wyjścia są oznakowane inaczej zamknęli by mu hotel. Jeżeli jednak i to się nie uda możesz iść na piętro wejść do pierwszego lepszego pokoju i wyjść oknem. Wszystkie klucze są na recepcji. - poinstruowałem - Jeżeli masz zegarek najlepiej zrobić to o 12 wtedy zaczyna się pierwsza tura obiadowa.
Nie powinni jej ścigać przecież nie ona jest celem. Nie wiem czy moje wskazówki były jasne i czy dziewczyna się gdzieś nie pogubi.
- Długo jesteś w tej watasze? - dopytała dziewczyna
- Od początku. Kiedyś przyjaźniłem się z Josephem. - odparłem - Azero dzięki że mi pomogłaś z nabojami nie musiałaś. Właściwie to nawet nie powinnaś.
<Azero?>

14.06.2018

Od Natash'y CD Rayan

Spojrzałam na gitarę, a następnie na chłopaka. Właściwie nie był to taki zły pomysł, zawsze chciałam zagrać dla publiczności. Po chwili ciszy odezwałam się cicho.
-Zobaczę, co da się zrobić. Prowadź. - Powiedziałam.
Rayana najwyraźniej zadowoliła moja odpowiedź, ponieważ jego twarz, wyraźnie się rozpromieniła. Ruszyłam za chłopakiem, a w międzyczasie przyglądałam się każdemu mijanemu przechodniu. Po nie całych dwudziestu minutach byliśmy na miejscu, weszliśmy do środka, pierwsze co zrobiłam, to rozejrzałam się po lokalu, poprawiając pasek futerału na gitarę leżący na moim ramieniu. Nie musieliśmy czekać długo, aby zza lady, wyłonił się właściciel knajpy.
-Spójrz, kogo Ci przeprowadziłem. - Powiedział Ray, wskazując na mnie.
Mężczyzną przyjrzał mi się z drwiną we wzroku jakby chciał powiedzieć "po co mi ta mała smarkula?". Mimo iż nic nie powiedział, chyba oczekiwał odpowiedzi. Odwróciłam się bokiem do faceta, dzięki czemu mógł zauważyć gitarę swobodnie wiszącą wzdłuż moich pleców. Szybkim gestem wskazał na scenę.
-Zobaczymy, co my tutaj mamy. - Ziewnął jeszcze obcy mi facet.
Gdy dostałam się na scenę - o ile można było to tak nazwać - usiadłam na taborecie i wyciągnęłam z futerału instrument.
-Od razu mówię, że piosenka nazywa się ,,Riptide" jeżeli byście się nie domyślili - Powiedziałam rozbawiona.
Zaczęłam grać melodię, po czym dołożyłam wokal.

I was scared of dentists and the dark
I was scared of pretty girls and starting conversations
Oh, all my friends are turning green
You're the magician's assistant in their dreams

Oh
Oh and they come unstuck

Lady, running down to the riptide
Taken away to the dark side
I wanna be your left hand man
I love you when you're singing that song and
I got a lump in my throat 'cause
You're gonna sing the words wrong (...)

Po kilku minutach skończyłam piosenkę i spojrzałam na właściciela knajpy, który był widocznie trochę zaskoczony.
-I Jak? - Zaśmiałam się pod nosem.

<Rayan?>

Od Isleen CD Alana

- Leen zależy mi na tobie tak jak nigdy nie zależało by mi na Ginnie - szepnął. - I uwierz mi, że jeżeli chciał bym się wydostać z zaręczyn nie posłużył bym się tobą. - Powiedział, głaszcząc mnie po włosach. Nie wiedziałam co powiedzieć. Z jednej strony nie wierzyłam by Alan zrobił mi coś takiego, ale z drugiej strony, w życiu spotkało mnie naprawdę dużo i słowa Vincenta zasiały we mnie jakieś ziarenko strachu. Nie, to tylko słowa. Vincent chciał bym właśnie tak zareagowała, prawda? Chciał bym to ja zrezygnowała z Alana lub by on zrezygnował ze mnie, tak żeby stanęło na jego. Odgoniłam od siebie złowróżbne myśli i przeniosłam spojrzenie na twarz chłopaka. Wyglądał na zmartwionego... Uśmiechnęłam się do niego delikatnie, mając nadzieję, że nie zauważył tej mojej małej chwili zwątpienia.
- Wiem. - Szepnęłam cicho i poczułam jak Alan się rozluźnia. Alan odwzajemnił uśmiech i pogłaskał mnie po policzku. Przysunęłam się do niego i złożyłam na jego ustach delikatnego całusa, co najwyraźniej bardzo mu się spodobało.
- Cieszę się, że nie dałaś się nabrać na paplaninę Vincenta. - Powiedział, opierając swoje czoło o moje. - Jest głową rodu, co sprawia, że muszę mu się podporządkować, a mój mały bunt najwyraźniej mu się nie spodobał. - Wyjaśnił.
- To naprawdę ci nie przeszkadza? - Zapytałam. - W końcu Vincent wygląda na wściekłego, a Ginna... Wydaje mi się, że mimo wszystko jest jej przykro. To w sumie tak jakbyś na własne życzenie tracił rodzinę... - Wyszeptałam. Nie chciałam by Alan kłócił się z rodziną z tak błahego powodu jakim jestem ja. Wiem jak to jest zostać samemu i nie chciałabym by chłopak wiedział jak to jest.
- Leen, daj spokój. Sam chcę kierować swoim życiem. Poza tym jestem pewien, że i Ginna i Vincent w końcu pogodzą się z moją decyzją. - Powiedział. Skinęłam głową w zamyśleniu. Mam nadzieję, że tak naprawdę było i będzie.
- Pójdę się umyć i przebrać. Wcześniej Ginna... - Zawiesiłam się, wypowiadając imię dziewczyny. - ...Pożyczyła mi kilka czystych ciuchów. Wydaje mi się, że powinieneś iść do niej i z nią porozmawiać. Nie jest złą osobą i myślę, że ona zasługuje na jakiekolwiek wyjaśnienie. - Powiedziałam, podnosząc się i stając na podłodze.
- Tak, masz rację. Pójdę z nią porozmawiać. - Westchnął i skinął głową. Zabrałam ubrania i ruszyłam do łazienki. Zamknęłam drzwi i rozebrałam się, po czym weszłam pod prysznic. Ustawiłam wodę na najzimniejszą, jaka mogła być i mimowolnie się wzdrygnęłam, gdy lodowate krople wody zetknęły się z moją ciepłą skórą. Zdecydowanie potrzebowałam teraz pomyśleć. Narobiło się trochę bałaganu. Kiedy wreszcie zostałam sama ze sobą, stanęło przede mną najtrudniejsze pytanie. "Co dalej?".
- No właśnie, co dalej? - Wymamrotałam sama do siebie. Wychodząc, wytarłam się puszystym ręcznikiem i zaczęłam przeglądać pożyczone ubrania. Była to biała tunika na cieniutkich ramiączkach z odkrytymi plecami i czarne legginsy. Ubrałam się i wysuszyłam włosy, po czym je rozczesałam. Wyglądałam nawet ładnie. Poza tym tunika odsłaniała moje tatuaże. Wyszłam z łazienki i wróciłam do salonu. Alan siedział na kanapie.
- Rozmawiałeś z Ginną? - Zapytałam, podchodząc do niego od tyłu.
- Tak. - Powiedział. - To była... Dość trudna rozmowa. Nie obrazisz się, jeśli powiem, że nie mam ochoty o tym rozmawiać? - Zapytał.
- Nie, w porządku. - Powiedziałam speszona. Najwyraźniej Ginna przyjęła to wszystko gorzej niż myślałam. Usiadłam obok Alana po jego lewej stronie, a ten zaczął lustrować mnie wzrokiem. Jego spojrzenie zatrzymało się na moim prawym ramieniu.
- Masz tatuaż? - Zapytał zaskoczony. Alan przejechał palcami po tatuażu. Przedstawiał on kruka zrobionego z metalu, zębatek i tym podobnych rzeczy, przez którego żebra widać było ludzkie serce. - Co znaczy? - Zapytał.
- Ten kruk to w pewnym sensie ja. Oznacza to, że gdzieś w tej pustej maszynie jednak bije serce, które jeszcze nie umarło. - Powiedziałam. Mówienie o tym, co znaczyły moje tatuaże było krępujące bardziej niż się spodziewałam. Zapewne ludzie nie mówią takich rzeczy o swoich tatuażach.
- A ten na twoich plecach? - Zapytał, delikatnie odkręcając mnie tak, by mógł dobrze widzieć moje plecy. - To runy? - Dotknął delikatnie tatuażu.
- Tak. Ta pierwsza prosta kreska to Isaz, która oznacza opanowanie. Kolejna, zgodnie z ruchem wskazówek zegara, to Laguz, która oznacza odporność. Następna to Ingwaz, która oznacza cierpliwość, a ta ostatnia to Thurisaz, oznaczająca niezłomność. - Wyjaśniłam.
- Rozumiem. - Szepnął, głaszcząc mnie po plecach. Mimowolnie odprężyłam się pod jego dotykiem.
- Alan, chciałabym wrócić do domu i zobaczyć ile rzeczy zostało zniszczonych. Mój dom... On... On jest dla mnie bardzo ważny... - Wyszeptałam, starając się powstrzymać łzy. Prawda była taka, że nigdy nie miałam własnego kąta. Gdy w końcu opuściłam dom dziecka i się usamodzielniłam, kupiłam moje pierwsze mieszkanie. Specjalnie zbierałam pieniądze na jakieś większe i w końcu kupiłam to, które mam teraz, z trzema sypialniami. Postanowiłam, że jeśli już kupuję dom to powinien on być większy by wystarczył dla więcej niż jednej osoby, tak w razie czego. Prawda była taka, że niezwykle szybko przywiązałam się do mojego mieszkania i nie chciałam go zostawiać. Mam nadzieję, że Alan to zrozumie.
- Dobrze. Pojedziemy po południu. - Powiedział, głaszcząc mnie po włosach. Odruchowo przytuliłam się do Alana.
- Naprawdę nie chcę zostawiać swojego domu. - Powiedziałam, tuląc się do Alana.

< Alan? >

13.06.2018

Od Rayan'a CD Natasha

Wymieniliśmy kilka słów. Byłem ciekaw czegoś więcej o tej łowczyni. Azero miała rację ostatnimi czasy zjeżdża się tu coraz więcej łowców. I jeszcze te ostrzeżenie. Patrzyłem za ciemnowłosą która szybkim krokiem oddalała się nie oglądając za siebie. Może to i dobrze.  Jednak ciężko było mi w to wszystko uwierzyć.
Jeszcze chwile patrzyłem w ślad za nią starając się zapamiętać jej zapach po czym wsadziłem słuchawki do uszu i ruszyłem w przeciwną stronę.
~Gdzie jesteś? ~ usłyszałem głos Joseph'a. Odciął mnie od watahy jakiś czas temu więc jego głos był tak niespodziewany że aż przystałem ~ musimy pogadać 
Przed oczami pojawił mi się obraz jakiejś kawiarni. Nie musiałem tam być by wiedzieć gdzie to jest. Tak działa więź między watahą. Nie wiedząc o co może chodzić ruszyłem  w stronę kawiarni.
Wszedłem do kawiarni dziękując losowi że alfa chce się ze mną widzieć w miejscu publicznym.
- Czego? - spytałem siadając na przeciwko swojego alfy
- O to - przesunął w moją stronę złożoną kartkę. Rozłożyłem ją natychmiast i wpatrzyłem się w zdanie napisane na kartce. Dokładnie te samo które sam otrzymałem dziś rano
- Nie rozumiem - wyznałem odkładając kartkę na stół
- Ja również. - przyznał - dostałem to dziś rano. Sądzę że ma to związek z tobą zastanawiam się tylko czy jesteś osobą która mnie ostrzega czy osobą która mi zagraża?
- Nie mam z tym nic wspólnego. Nie wiem kto ci zagraża ani kto cie ostrzega.
Joseph jeszcze chwile lustrował mnie wzrokiem po czym wstał i wyszedł z kawiarni. Westchnąłem i rozejrzałem się po sali. W kawiarni było sporo ludzi ale moją uwagę przykuła czarnowłosa łowczyni której zapach starałem się zapamiętać. Obserwowałem ją chwilę lecz nie byłem jedyną osobą która nie spuszczała z niej wzroku. Przyjrzałem się chłopakowi siedzącemu w kącie sali. Nie miałem wątpliwości że był likanem. Lecz na pewno nie należał do żadnej z trzech watah w Las Vegas. Zastanawiało mnie czy jest samotnikiem czy będziemy mieli kolejną wojnę terytorialną. Kiedy łowczyni ruszyła do wyjścia. Obcy likan również się podniósł. Nie miałem wątpliwości że któreś z nich zginie. Mogłem udać że nic nie widzę ale...
Wstałem i podszedłem do dziewczyny chwytając ja za ramię. Czułem wzrok likana wwiercający mi się w plecy. Nim się zorientowałem zostałem przygwożdżony do ściany. O dziwo dziewczyna była dość silna.
-Êtes-vous anormal?! - Wrzasnęła chyba po francusku lecz właściwie nic nie rozumiałem  -Śledziłeś mnie?! - Warknęła
- Co? Nie - odparłem odraz - Natasha? - dopytałem, choć doskonale pamiętałem jej imię
- Tak - przytaknęła i odsunęła się ode mnie
- Słyszałem jak grasz, a teraz spotkałem cie przypadkiem więc pomyślałem że może zaprowadzę cię do mojego znajomego - skłamałem - ma knajpę ostatnio pokłócił się z liderem zespołu który u niego grał może poratowała byś go? - to właściwie nie było kłamstwem. David naprawdę szukał kogoś kto przyciągał by mu tłumy do knajpy.
< Natasha?> 

12.06.2018

Od Azero CD Rayan

Wypowiedź Rayana zaskoczyła mnie na tyle, że przez dłuższy czas wpatrywałam się w niego ze zdziwieniem w oczach.
- Jak to uznali cię za zdrajcę? Jeśli chodziło o tamtą akcję to sama się dowiedziałam i razem z resztą to powstrzymaliśmy.
Nic z tego nie rozumiałam.
- Eh nieważne, teraz to bez znaczenia.
- Jak to bez znaczenia? Z tego co wiem wataha powinna być jak rodzina, prawda? Zatem zbieraj się idziemy coś wykombinować przystojniaku.
Rayan spojrzał na mnie zdezorientowany, gdy nagle odwrócił się w stronę drzwi.
- Co jest?
- Ktoś tu idzie, nie jest sam.
No to pięknie. Chyba będę musiała zmienić mieszkanie. Po chwili oczekiwania drzwi zostały wyważone i wpadł przez nie przemieniony wilkołak. Za nim wbiegła dwójka kolejnych tym razem w ludzkiej postaci.
- Czemu nie powiedziałeś, że organizujemy imprezę? To raczej twoi znajomi.
Uśmiechnęłam się zadziornie i przypatrywałam ruchom niespodziewanych gości.
- No proszę, zadajemy się z demonem, zdrajco?
Wilkołaczyca skierowała swoją wypowiedź do Rayana, który był gotowy na wszelki atak z ich strony.
- Ej dobra, matka nie nauczyła was pukać? Spadać stąd, ale już, nikt was nie zapraszał. - zakrzyknęłam w stronę trójki likanów nieco wkurzona całą sytuacją.
Nie był to chyba dobry pomysł gdyż prawie natychmiast wszyscy rzucili się na nas z pazurami. Ominęłam jednego z nich i wyciągnęłam z szafki obok sztylet ze srebra.
- Zapraszam chętnych!
Uśmiechałam się tak jak dziecko dostające wymarzoną zabawkę. Ruszyłam na jednego z wilkołaków próbując trafić go sztyletem co okazało się niezbyt trudne. Niestety średnio przewidziałam trzeciego z nich, który przejechał mi pazurami po plecach. Na szczęście poczułam tylko delikatne szczypanie, więc odwróciłam się i z pół obrotu wykopałam likana za okno.
- Ups. Chyba tego nie przeżył.
Zaśmiałam się i sprawdziłam szybko jak radzi sobie Rayan. Brunet przemieniony w wilka gryzł się nawzajem z przeciwnikiem. Oboje byli trochę zmęczeni, jednak problem polegał na tym że Rayan przed chwilą walczył z dwoma przeciwnikami. Zawsze jednak muszę nie mieć szczęścia i oberwałam dość grubą książką w głowę. Nie należało to do przyjemnych. Przed oczami pojawiały mi się delikatne mroczki, jednak starałam się nie dać i walczyć dalej. Ostatkiem sił wbiłam sztylet w bok tego, który zniszczył moją własność na mojej głowie i pociagnęłam wzdłuż jego boku. Spojrzałam w stronę Rayana, który prawdopodobnie oberwał równie mocno jak ja. Po chwili nie widziałam niczego oprócz przyjemnej ciemności.

***

Obudziłam się w dość ciemnym miejscu, wyglądało na piwnice. Zamrugałam oczami by szybciej wyostrzyć obraz i rozejrzałam się wokół. Niedaleko mnie o ścianę opierał się Rayan z prawdopodobnie srebrnym łańcuchem wokół nadgarstków.
- Cześć Rayan, fajną piwnice macie.
Brunet spojrzał w moją stronę z idiotycznym wyrazem twarzy. No tak, raczej srebro wokół nadgarstków do przyjemnych nie należy.
- Co teraz?
- Nic, pewnie nas zabiją.
- Miałeś na myśli siebie, co nie? W końcu nie sądzę żeby znali egzorcyzmy. Nie mam zamiaru ich ponownie przechodzić.
Wyczułam na sobie pytający wzrok Rayana. Nie przepadam za mówieniem o moich przeżyciach, ale skoro mamy tu siedzieć nie wiadomo ile to czemu nie.
- Dobra, jesteś jedną z nielicznych osób, którym to powiem... Kiedyś złapali mnie łowcy i chcieli odesłać do piekła. Niezbyt przyjemne uczucie, być już częściowo po tamtej stronie. W ostatniej chwili wpadło kilkanaście najlepszych demonów wraz z Felixem i mnie z tego wyciągnęli.
- Rozumiem...
- No ale zapomnijmy o tym, jak planujemy się stąd wydostać?

<Rayan?>

Od Alana CD Isleen

Patrzyłem na Ginnę próbując rozszyfrować co myśli patrząc na nas. Nigdy nie chciałem jej skrzywdzić choć zrobiłem to zapewne nie raz. Jeżeli to ją jakoś dotknęło nie dała tego po sobie poznać. Zachowywała spokój, a jej twarz nie zdradzała żadnych emocji. Lecz znałem Ginne od dziecka wiedziałem że musi pokładać sporo energii i silnej woli by zachować taki efekt. Czy byłem nie w porządku? Zapewne, przecież nadal jesteśmy zaręczeni. Zaraz po niej ze schodów zszedł Vincent. Nie odważyłem się spojrzeć na wuja. Doskonale wiedziałem czego ode mnie oczekuje. Wiedziałem również że Łowca musi przestrzegać zasad, a jego życie całkowicie podlega woli głowy rodu. W tym przypadku Vincentowi. Byłem wychowywany w tych regułach wolałem wyjechać niż stawić czoła wujowi. A teraz? Teraz mi ulżyło. To był najwyższy czas się przeciwstawić.
- Jak ręka - spytałem Ginny. Chciałem czymś zapełnić napiętą ciszę. Atmosfera była tak ciężka że to cud że nikt się nie udusił. Lecz zainteresowanie raną dziewczyny nie było tylko odwróceniem uwagi. Była moją przyjaciółką martwiłem się o jej zdrowie, sam przecież poważnie ją poparzyłem. Chwilę patrzyła na mnie nie rozumiejąc nawet zacząłem obawiać się że się nie odezwie a to by jeszcze bardziej skomplikowało sprawę.
- W porządku - wyznała nagle, uśmiechając się - nie będę przeszkadzała
Wyczułem w jej słowach wyrzut i nawet zacząłem czuć się jak dupek. Czy nie powinienem z nią porozmawiać wcześniej? Najpierw ją zostawiłem, następnie skazałem na śmierć, a na koniec jak by nie patrzeć zdradziłem. Minęła na schodach Vincenta i poszła z powrotem do pokoju.
- Chyba musimy porozmawiać - powiedział piorunując mnie wzrokiem.
- Przecież rozmawiamy - zauważyłem
Spojrzał niepewnie na Leen która czuła się chyba również nie na miejscu. Zapowiadała się długa gadka, która na pewno zakończy się kłótnią. Z plotłem palce z palcami Leen, a przy nogach położył mi się ogar na którego Vincent spojrzał z niesmakiem.
- Co zamierzasz? - spytał podbródkiem wskazując na Ortrosa. Przyjrzałem się ogarowi, doskonale wiedząc co wuj ma na myśli. Już wcześniej zdecydowałem nie wspominać o liście od demona.
- Nie wiem - przyznałem - poczekam na informacje od Belet'a zobaczymy. - skłamałem - Co do ogara chwilowo mi nie przeszkadza jak zacznie pomyślę.   
- Więc zamierzasz spełnić warunki demona
- Nie mam wyjścia - fuknąłem - zawarłem pakt czy ci się podoba czy nie i nie zamierzam czekać na skutki nie dotrzymania swojej części umowy.
- Twoi rodzice w grobie się przewracają - warknął
- Daruj sobie doskonale wiemy że w grobie leżą tylko kości obżarte przez robactwo. - wytknąłem - i gadaj sobie co chcesz gdyby nie pakt wszyscy bylibyśmy martwi.
- Gdybyś nie przyszedł żył byś dalej...
- Vincent - przerwałem mu - czasu nie da się cofnąć a nawet jak by się dało postąpił bym tak samo.
- A Ginna? Twoja przyszłość, plany? - dopytał patrząc na nasze złączone dłonie
- To twoje plany - zauważyłem spokojnie
- Jesteście zaręczeni - ciągnął, Leen milczała żałowałem że nie mogę dostrzec jej twarzy.
- Czy ty kiedykolwiek zapytałeś mnie o zdanie? - spytałem podniesionym tonem - Czy spytałeś czego ja chce? Nie, nie spytałeś. Zadecydowałeś za nas oboje. Jeżeli jeszcze nie rozumiesz. Ja nigdy nie będę z Ginną, nie będziemy małżeństwem i nie będziemy mieli gromadki dzieci. Jeżeli ona pozwala ci decydować o własnym życiu w porządku ale o moim zapomnij
- Alan - warknął wstając, Ortros również się podniósł.
Chyba powinienem bardziej zwracać uwagę na to co myślę.
- Buntujesz się ale ta dziewczyna ci się znudzi - powiedział oschle - przestań się okłamywać ona nic dla ciebie nie znaczy jest tylko środkiem do celu.
- Nie jestem tobą
- Obudzi się za nim będzie za późno. Rano jak nic się nie wydarzy wracamy do Chicago, wracasz z nami? - spytał kończąc naszą rozmowę. Okazało się że w sumie nie było tak źle pewnie dzięki obecności Leen. Doskonale pamiętałem kłótnie kiedy postanowiłem opuścić Chicago.
- Nie, zostaje tu.  - zdecydowałem
Wuj się podniósł a chwile później zniknął na schodach. Leen była cała spięta. Przysunąłem ją do siebie i złożyłem pocałunek na jej szyi.
- Leen zależy mi na tobie tak jak nigdy nie zależało by mi na Ginnie - szepnąłem, czułem że muszę jej wyjaśnić. - I uwierz mi że jeżeli chciał bym się wydostać z zaręczyn nie posłużył bym się tobą.
< Leen?> 

11.06.2018

Od Natash'y CD Rayan

-Dziękuję. Skoro ty się przedstawiłeś, to mi też wypada, Natasha Watson. - Powiedziałam, patrząc na chłopaka. Szczerze mówiąc, to nie wyglądał na zwyczajnego obywatela tego miasta. Było w nim coś... innego. Wampir? Nie sądzę, na syrenę nie wygląda. Nie przypomina również anioła. W głowie kłębiło mi się coraz więcej myśli. Nie zamierzałam go wypytywać o to, czy jest jakimś nadludzkim stworzeniem.
-Komunikujesz? - Mówił, pstrykając palcami przed moją twarzą.
-Tak, Tak. - Odpowiedziałam wyrwana z krainy myśli.
-Pytałem, co Cię tutaj sprowadza. - Burknął.
-Muzyka. - Spojrzałam na gitarę.
-Rozumiem. - Najwidoczniej chłopak był trochę zdziwiony odpowiedzią, ale kto mu kazał się mnie o to pytać.
-Wiesz... ja już muszę wracać... - Wycofałam się powoli i odeszłam w swoją stronę.
Gdyby nie fakt, że nic mi nie zrobił, najpewniej uznałabym go za pedofila, albo jakiegoś innego psychopatę. W każdym razie udało mi się uciec bez zbędnej szarpaniny. Wstąpiłam na chwilę do mojej ulubionej kawiarni, po kawę, na którą miałam ochotę od samego rana. Po wypiciu sporej dawki kofeiny zapłaciłam za napój i wyszłam z budynku. Ruszyłam dalej, kierując się w stronę mojego domu, ku mojemu zdziwieniu, bardzo szybko udało mi się dotrzeć do celu mojej podróży.
-Enfin à la maison. - Powiedziałam sama do siebie, przypominając sobie lekcję języka francuskiego.
Już miałam chwycić klamkę, gdy nagle poczułam męską rękę na swoim ramieniu. W akcie paniki postanowiłam użyć swojej siły i przycisnęłam faceta do ściany.
-Êtes-vous anormal?! - Wrzasnąłem, a po chwili, zorientowałam się, że moją ofiarą był Rayan. -Śledziłeś mnie?! - Warknęłam na niego.

<Rayan?>

Od Isleen CD Alana

- Nadal chcesz wracać? - Zapytał. Nie byłam w stanie mu odpowiedzieć, bo ciągle czułam na wargach ciepło jego ust. - Leen? - Szepnął i dopiero to pozwoliło mi się ocknąć. Westchnęłam i spojrzałam w jego oczy. Odpowiedź była oczywista! To było jasne jak słońce, że chciałam z nim zostać! Miałam już odpowiedzieć, gdy nagle dopadły mnie wszystkie moje wcześniejsze obawy.
- Ja...Ja nie wiem... - Wykrztusiłam. Więcej niż pewne było to, że Alan zajął w moim życiu wyjątkowe miejsce, ale jakby to miało wyglądać? W końcu pewne jest i to, że ja nie jestem normalna, a poza tym od tak dawna żyłam sama, że chyba już nie wiem jak obchodzić się z innymi osobami.
- O co chodzi Leen? Powiedz mi. - Poprosił. - Chociaż usiądźmy i porozmawiajmy. - Szepnął, głaszcząc mnie po włosach. To było takie przyjemne uczucie, gdy bawił się moimi włosami. Skinęłam głową, co chłopak przyjął z ulgą. Odsunęłam się od niego i ruszyłam w stronę salonu, gdy nagle poczułam, że się unoszę. Spojrzałam zaskoczona na Alana, który trzymał mnie teraz na rękach.
- Szkło jest na podłodze, a ty jesteś boso. Pokaleczysz się. - Powiedział, delikatnie się uśmiechając, a ja dosłownie poczułam, jak topnieje mi serce. Wtuliłam się w niego, starając się nacieszyć tą chwilą. Alan przeniósł nas do salonu i siadając na kanapie, na której spałam, posadził mnie sobie na kolanach, co mnie ucieszyło.
- Więc? - Szepnął. Westchnęłam cicho i zebrałam myśli.
- Boję się. - Powiedziałam. Przeniosłam spojrzenie na twarz chłopaka. Wyglądał na zdezorientowanego.
- Czego? - Zapytał. Westchnęłam po raz kolejny i zaczęłam my wszystko tłumaczyć. Opowiedziałam mu o wszystkich moich obawach. Gdy skończyłam, usłyszałam jak Alan sapnął zaskoczony.
- Kobiety... Naprawdę są skomplikowane. - Zachichotał mi cicho do ucha, a ja nie mogłam powstrzymać uśmiechu wpełzającego na moje usta.
- Poza tym wszystkim, nawet jeśli... nawet jeśli zostanę to, co z Ginną? - Powiedziałam, poważniejąc. Naprawdę polubiłam Ginnę, była w porządku i w ogóle, ale jednak gdy myślałam o niej i o Alanie razem, miałam ochotę rozpętać tornado... na przykład takie ze szklanek.
- Ginna... - Zaczął Alan i nagle jak na zawołanie w salonie pojawiła się Ginna. Jej wzrok zatrzymał się na nas, a na twarzy zaczęło malować się zdziwienie. Wgapialiśmy się tak nawzajem w siebie, gdy nagle dostrzegłam broń w rękach dziewczyny.
- Ummm... Ginna, po co ci ta broń? - Zapytałam. Dziewczyna spojrzała na przedmiot, który trzymała w ręce i sapnęła cicho.
- Oh, ja i Vincent usłyszeliśmy jakiś hałas i myśleliśmy, że ktoś włamał się do domu. - Wymamrotała. Ah, no tak, szklanki w kuchni. - Nie chciałam wam przeszkadzać... - Powiedziała, patrząc na nas sugestywnie. Westchnęłam głośno i byłam pewna, że moja twarz przypominała teraz dorodnego pomidora.
- To... Nie tak... - Wykrztusiłam. Spojrzałam na Alana, który był dziwnie milczący. Na jego twarzy malowało się delikatne zdziwienie i... zadowolenie? Tak, ta mała wredota była zadowolona z tego, że ktoś właśnie zasugerował, iż się do siebie dobieraliśmy. W sumie to było w tym jakieś ziarnko prawdy...
- Ginna? - Usłyszałam głos Vincenta i jego zbliżające się kroki. - Wszystko w porządku? - Zapytał i po chwili on również wszedł do salonu. No to pięknie. Z jednej strony ciekawiło mnie czy Alan postawi się wujowi, a z drugiej bałam się, że on tego właśnie nie zrobi. No bo w końcu miało sporo czasu na to, by przedyskutować to z wujem...

< Alan? >

10.06.2018

Od Alana CD Isleen

Nigdy nie rozumiałem kobiet. I nigdy nie poświęciłem czasu by choć trochę pogłębić tą wiedzę. A teraz zacząłem tego żałować. Leen była zmienna po niej wszystkiego można było się spodziewać. Nawet nie nadążałem za jej tokiem myślenia.
- My... My nie powinniśmy więcej ze sobą rozmawiać. - Wykrztusiła nagle. Patrzyłem na nią zdezorientowany przecież jeszcze przed chwilą sama się do mnie przytulała. Zacząłem analizować czy zrobiłem coś nie tak. - Tak będzie lepiej.  - ciągnęła - Właściwie to zmieniłam zdanie. Ubiorę się i już mnie nie ma. - Powiedziała stanowczo i odwróciła się w stronę wyjścia.
Nie mogłem pozwolić jej by wróciła do domu... sama... w środku nocy... w takim stanie. Złapałem ją za rękę starając się nie dotknąć żadnej z ran by nie zadać jej bólu. I przyciągnąłem delikatnie lecz stanowczo do siebie. Naprawdę myślała że pozwolę jej tak wyjść. Zakończyć naszą znajomość w taki sposób. Jeżeli nie chce mnie znać zrozumiem lecz musi mi to wyjaśnić. A ja muszę mieć pewność że dziewczyna będzie bezpieczna. Patrzyłem w jej błyszczące oczy i starałem się wyczytać w nich jakiś sens. Coś co uzasadniło by jej słowa. Szukałem słów żeby przerwać ciszę która powstała między nami. Lecz nagle miałem pustkę w głowie.
- Dlaczego? - spytałem cicho. Próbowała zabrać rękę więc przesunąłem dłonie wyżej na jej ramiona. - Co takiego zrobiłem? - nie odpuszczałem. W oczach dziewczyny zebrały się łzy. Nie chciałem by prze zemnie płakała. Zabrałem ręce z którymi teraz nie bardzo wiedziałem co zrobić. Lecz Leen wcale się nie poruszyła. - odprowadzę ci do domu - zadecydowałem
Dziewczyna pokiwała głową, a po policzku spłynęła jej jedna łza. Odruchowo dotknąłem jej policzka i kciukiem starłem łzę. Nie chciałem niczego żałować. Przecież byłem zdania że życie jest z byt krótkie. Więc nie rozmyślając dłużej nachyliłem się nad nią i niepewnie przylgnąłem do jej lekko rozchylonych warg. Dałem jej czas by mogła się odsunąć lecz tego nie zrobiła. Przesunąłem dłoń z policzka i wplotłem w ciemne włosy Leen, a drugą objąłem ją w tali i przyciągnąłem do siebie. Zacząłem całować ją nie co pewniej językiem rozchylając jej wargi. Gdy zaskoczenie minęło odprężyła się i odwzajemniła pocałunek. I już wiedziałem że jest dla mnie wszystkim. Że zajęła szczególne miejsce w moim życiu jakiego Ginna nigdy nie zajmie. I nie zamierzałem ciągnąć wyobrażeń Vincenta. Po za tym na pewno nie pozwolę Leen tak po prostu zakończyć znajomości bo wiem że nie jestem jej obojętny. Jej oddech był nie co przyśpieszony a dłonie zarzuciła mi na szyję. Choć korciło mnie by wsunąć dłonie pod jej koszulkę nie zdecydowałem się na to. Przynajmniej nie dostanę w twarz chociaż z Leen nic nie wiadomo.
- Nadal chcesz wracać? - spytałem, gdy odsunęła się odrobinę
< Leen?>   

Od Noe CD Ethan

- Może odwiozę Cię do domu? - rzekł chłopak.
- Nie chcę robić kłopotu. - odpowiedziałam.
- Nie robisz, i tak mam coś do załatwienia. - powiedział Ethan.
- No dobra, dzięki. - rzekłam.
Chłopak zawiózł mnie pod samo mieszkanie. Podałam mu oczywiście adres bloku. Ethan pożegnał się ze mną i odjechał. Jak najszybciej otworzyłam drzwi mieszkania i zaczęłam się zastanawiać nad całą tą sytuacją.

" Dom pełen tajemniczych obrazów, czwórka mężczyzn i jedna kobieta, dość młoda przywiązana do łóżka, pobita z masą ran. Faceci wyśmiewali się z dziewczyny. Na ścianie wisi kalendarz. 10 czerwca, a na zegarku elektronicznym jednego z mężczyzn widnieje 20.25. Nagle ktoś wbiega do domu wywarzając drzwi. Jest bardzo szybki. Atakuje ludzi i rozwiązuje dziewczynę, a następnie z nią ucieka... "

Ta wizja była bardzo dziwna. Mam dość złe przeczucia. Po chwili zajęłam się menu restauracji Ethana. Olimpia usiadła mi na kolanach. Okej, spaghetti umiem. Znalazłam tam między innymi :
- Dania obiadowe zagraniczne oraz lokalne,
- Zupy z różnych miejsc na świecie
- Przystawki
- Wina z najwyższej półki
- Desery z całego świata
- Masę różnych kaw.
Dobra jest godzina 22.30. W końcu pora iść spać. Nakarmiłam jeszcze Olimpie i poszłam do łóżka.
Usłyszałam szelest w kuchni i zeszłam na dół. Zauważyłam kogoś w kominiarce, więc magią zapaliłam światło. Typek się zdziwił lecz i tak nie opuścił mieszkania. Podeszłam do niego od tyłu i odrzuciłam go na ścianę przywiązując go do niej. Jednak on włada mocą o wiele silniejszą od mojej. Spalił sznur i uderzył mnie w nogę kamieniem wyczarowanym z jego księgi. Bardzo bolała mnie noga, lecz i tak się nie poddałam. Podpaliłam podłogę pod nim, jednak on chwycił mnie za nogę i przyciągnął bliżej do siebie. Kopnęłam go w kroczę i odrzuciłam na lustro w pokoju. Przeniosłam Olimpię do sypialni i zamknęłam ją tam. Ma tam jedzenie i wodę więc przeżyje. Człowiek się nie ruszał więc ruszyłam przed siebie, gdy nagle powstał i uderzył mnie wazonem w głowę....



<Ethan?>

8.06.2018

Od Ethana CD Noe

Jak zwykle w restauracji najwięcej roboty było w porze obiadowej. Na szczęście w kuchni obyło się bez problemów i sprawnie się uwinęliśmy. Był już wieczór więc zostawiłem resztę i skierowałem kroki w stronę stojącego kawałek dalej samochodu. Będę musiał zrobić jeszcze jakieś zakupy. Mój spokojny spacer przerwały jakieś odgłosy w zaułku niedaleko. Mam wyśmienity słuch więc od razu poznałem, że ktoś tam jest i na pewno sobie spokojnie nie gra w szachy. Ruszyłem w tamtym kierunku i gdy wyszedłem zza zakrętu ujrzałem jakiegoś faceta trzymającego tą Noemi, którą dzisiaj zatrudniłem.
- Em przepraszam, ale ta pani chyba nie życzyła sobie pana obecności.
- Spadaj, nie twoja sprawa.
Facet już chciał się oddalić jak najszybciej, jednak przeszkodziłem mu stając przed nim z wampirzą szybkością.
- Co do!?
-Chyba wyraziłem się jasno, ta pani idzie ze mną - powiedziałem już zirytowany, zabierając mu dziewczynę i przerzucając ją przez ramię.
Już miałem odejść, gdy ten typek ogarnął co tu się stało i chciał się na mnie rzucić z nożem w dłoni. Uniknąłem ataku, a gdy facet przeleciał obok mnie uderzyłem go tak by stracił przytomność. Następnie razem z nieprzytomną brunetką ruszyłem samochodem w stronę mojego mieszkania. Gdy byliśmy już w środku położyłem Noemi na łóżku które stało w mieszkaniu tylko dla ozdoby, a następnie sam usiadłem na kanapie w salonie czekając, aż się obudzi. Minęło kilkanaście minut zanim się wybudziła, więc w międzyczasie wypiłem kolejną szklankę krwi. Nie może się to skończyć tym, że się na nią, tym razem ja, rzucę. Podszedłem do dziewczyny siedzącej na łóżku i nerwowo rozglądającej się.
- Co ja tu do cholery robię? Co się stało? - chwyciła się za głowę próbując przypomnieć sobie coś z wcześniej.
- Hej, wszystko w porządku nie panikuj mi tu tylko.
- Co ja tu robię? Wyjaśnij mi!
- Spokojnie. Ktoś cie napadł, ja cię w sumie uratowałem i przyniosłem tutaj.
- Ah teraz pamiętam, jakiś typ mnie zaskoczył po czym straciłam przytomność.
- Dokładnie, więc jak się teraz czujesz?
- Na pewno lepiej niż jak leżałam nieprzytomna. Mogę prosić o szklankę wody?
- Jasne - uśmiechnąłem się lekko i przyniosłem to o co prosiła.
- Dziękuje, będę się już zbierać.
- Może cię odwiozę?
- Dzięki, ale nie trzeba. Nie chce zajmować ci tyle czasu.
- I tak mam jeszcze coś do załatwienia, więc się nie przejmuj.
- No dobrze.
Poszliśmy z Noemi do samochodu i odwiozłem ją na podany adres. Wracając zrobiłem jeszcze zakupy i noc spędziłem na czytaniu książek. Następnego dnia ruszyłem do pracy, by zaczekać na brunetkę.

<Noemi?>

7.06.2018

Od Rayan'a CD Azero

Ocknąłem się na kanapie. Byłem zdezorientowany rozejrzałem się po pomieszczeniu. Nie byłem ani u siebie w domu ani w pokoju hotelowym u Joseph'a. Lecz doskonale znałem ten salon. Po woli zaczęło do mnie docierać co się stało. Łowca, srebrne kule. Czułem się nawet dobrze to by znaczyło że demomnica wyciągnęła naboje. Za co byłem jej wdzięczny, a ona zapewne będzie to wykorzystywała przeciwko mnie. Zaciągnąłem u niej dług który muszę spłacić jak najszybciej. No właśnie gdzie jest Azero? W mieszkaniu nikogo nie było. Wstałem z łóżka, rany po nabojach już się goiły przez co denerwująco swędziały. Przeszedłem się po salonie znajdując kartkę z informacją od dziewczyny. Zacząłem ją czytać kiedy drzwi się otworzyły.
- No proszę, śpiącą królewna postanowiła się obudzić? - Przywitała mnie demonica, uśmiechając się zalotnie. 
Widziałem się z nią parę godzin temu ale miałem wrażenie że było to tak dawno. Nawet zacząłem za nią tęsknić. Przeklęte demony.
Poszedłem za nią do kuchni i obserwowałem jak rozkłada zakupy. W każdym jej ruchu było tyle gracji. Była zabójcza w każdym znaczeniu tego słowa. I właśnie jej zawdzięczałem życie irytował mnie ten fakt ale nie mogłem zaprzeczać. 
- Zrobiłam zakupy, więc nie będziesz tu głodował jak ostatnio gdy miałam tylko maliny. Tak w ogóle to wyciągnęłam te naboje mam nadzieje, że ci lepiej? - Odkręciła się opierając się o blat za sobą.
- Tak, dzięki Azero.
- No to teraz czekam na wyjaśnienia tej całej sytuacji. Domyśliłam się że to pewnie łowca cie postrzelił, za dużo się ich zebrało w Vegas trzeba by się pozbyć paru. - odparła patrząc mi w oczy. A miała naprawdę ładne oczy. Dlaczego ja po prostu nie jestem homo było by łatwiej. 
- Nie miałem gdzie iść sam nie dał bym rady wyciągnąć naboju z pleców. - wytłumaczyłem się
- A wataha? - dociekała, nie wiedziałem ile jej powiedzieć. Zapewne nic nie powinienem był mówić.
- Długo by mówić - wyznałem tylko
- Mamy go pod dostatkiem - zauważyła uśmiechając się
Chwilę przyglądałem jej się w milczeniu. Nadawała by się do jakiegoś kulinarnego programu. I jestem pewien że nagle wszyscy mężczyźni zainteresowali by się kuchnią.
- Co mam ci powiedzieć. - zacząłem - jak bym poszedł do watahy prędzej by mnie dobili niż pomogli
- Słyszałam że Południowa Wataha jest dość specyficzna - wypaliła - ale nie myślałam że zabijają członków jak są ranni
- Specyficzna - powtórzyłem - to dobre słowo.
Właśnie nakładała spaghetti na talerze. Wyglądało ładnie i tak samo pachniało. Nawet nie wiedziałem że ma talenty kulinarne. Zacząłem jeść uznając że smakuje równie dobrze jak pachnie.
- Zostałem uznany za zdrajce. I cokolwiek bym nie zrobił wyjdzie że przyznaje się do tego.
Nawet nie wiem czemu to powiedziałem. Nie powinienem jej ufać. Ale teraz nie mogę ufać nikomu a ona uratowała mi życie.
< Azero?>

Od Rayan'a CD Natasha

Jako co rano zacząłem swój dzienny rytuał. Wziąłem letni prysznic po czym opróżniłem całą lodówkę. Tak właśnie kończy się pełnia bez okazji pożywienia się. Po roku takiej diety zbankrutował bym chociaż dość dobrze mi się wiodło. Usłyszałem nieśmiałe pukanie do drzwi. Cały się spiąłem oczekując najgorszego. Jednak nie wyczułem obecności żadnego innego wilkołaka. To było absurdalne przecież gdybym miał stracić życie nie pukali by tylko wyważyli drzwi. Przed drzwiami stał śmiertelnik wyraźnie czułam jego zapach. Apetyczną woń krwi i mięsa. Odchrząknąłem, a idąc do drzwi spojrzałem w lustro. Tak jak się spodziewałem moje oczy iskrzyły się żółtym blaskiem. Zamknąłem oczy i wziąłem dwa głębokie wdechy aby się uspokoić. Kiedy na nowo spojrzałem w lustro moje oczy miały już naturalną barwę. Przywołałem na usta uprzejmy uśmiech i otworzyłem drzwi.
- Dzień dobry panie Davis. Polecony do pana mogę prosić o podpis?
Spojrzałem ze zdziwieniem na listonosza. Nie dostaje poleconych listów. Nigdy żaden listonosz nie zapukał do moich drzwi.
- Tak oczywiście - odparłem przypominając że listonosz czeka aż jakoś zareaguje.
Wziąłem od niego długopis i złożyłem podpis w wyznaczonym miejscu odbierając niewielki list. Obejrzałem kopertę ale nie było nadawcy.
- Od kogo to? - spytałem
- Powinno być napisane - zauważył życzliwie mężczyzna
Pokazałem mu kopertę gdzie widniało tylko moje nazwisko i adres. Niepokoił mnie ten list, a zdziwienie listonosza kiedy patrzył na kopertę a następnie na swój zeszyt tylko to podsycało. Nie było wątpliwości że listonosz został zahipnotyzowany aby dostarczyć mi list i o wszystkim zapomnieć. Coś takiego potrafi zrobić wiele istot. Chociaż by czarownicy, wampiry czy nawet demony.
- Dziękuje - powiedziałem tylko odprawiając listonosza. I tak niczego konkretnego bym się nie dowiedział. Wszedłem do środka i z wahaniem otworzyłem list. Miałem tylko nadzieje że nie ma w środku bomby z tojadu czy drobinek srebra. Jeżeli lis wysłał czarownik to wcale nie wykluczone.
List nie wybuch za co byłem wdzięczny losowi. A z koperty wyjąłem białą starannie złożoną kartkę. Na której była krótka informacja.
" Uważaj wilczku ktoś ma cie na celowniku" 
Obejrzałem ją z obu stron. A nawet zapaliłem świeczkę nad którą trzymałem list szukając jakiś ukrytych wyrazów. Lecz kartka była pusta tylko te krótkie ostrzeżenie, żadnego podpisu.
Co ty nie powiesz? - mruknąłem do kartki. Że jestem na celowniku wiedziałem już wcześniej. Wolałbym jakieś konkrety. Odłożyłem kartkę, wziąłem słuchawki, Ipoda i wyszedłem z domu pobiegać.
Na ogół pozwalało mi to chwilo zapomnieć o moich problemach ale nie tym razem. Więc z nudnego biegu przerzuciłem się na parkour pokonując przeszkody spotkane na drodze. Było upalnie i jak nigdy zatęskniłem za domem. Za Kalifornią, oceanem, piaskiem. Za falami i surfingiem. Jednak nie mogłem wyjechać jeszcze nie. Podciągnąłem się na gałęzi i usiadłem kilka metrów nad ziemią. Rozkoszując się cieniem jaki dawała rozłożysta korona drzewa. Siedziałem przyglądając się ludziom którzy mnie mijali. Apetycznie pachnieli tak jak ta dziewczyna z gitarą, która wychodziła z budynku. Wyjąłem słuchawki z uszu i śledziłem wzrokiem czarnowłosą. Podeszła do drzewa na którym siedziałem i usiadła pod nim opierając się plecami o pień. Jakie to było łatwe zmienić się i rzucić na nią rozkoszując się posiłkiem. Wtedy poczułem dokładniej jej zapach, był tak pociągający bo w żyłach czarnowłosej płynęła anielska krew. Ten posiłek był by moim ostatnim wiedziałem jak kończyli nowicjusze, którzy jednak postanowili spróbować. Jeżeli nie zabił ich łowca, później i tak kończyli martwi. Łowcy byli toksyczni, a ja wolałem nie ryzykować. Najchętniej w ogóle zszedł bym jej z oczu. Ostatnio miałem wystarczająco problemów nie potrzeba mi jeszcze łowcy strzelającego srebrnymi kulami.  Dziewczyna wyjęła gitarę i zaczęła grać jakąś piosenkę. Następnie zaczęła śpiewać. A ja zamiast spieprzać z drzewa siedziałem i słuchałem jej talentu.
Przerwała w połowie słowa i spojrzałam w górę mrużąc oczy.
-Kim jesteś? - Zapytała
Zeskoczyłem z drzewa lądując tuż przed dziewczyną. Zlustrowałem łowczynie wzrokiem szukając jakiejś broni. Lecz wyglądało na to że dziewczyna posiada tylko gitarę. Rozluźniłem się, a nawet udało mi się uśmiechnąć. Łowca bez broni. Stają się co raz bardziej bezczelni.
- Rayan Davis - przedstawiłem się łowczyni - masz talent - pochwaliłem
< Natasha?>

Od Noe cd Ethan

- Okej, jesteś młoda ale kto wie, chodź do kuchni coś przygotujesz.
- Jasne.
Zabrałam się za robotę. Moje popisowe danie to Spaghetti Carbonara. Wbiłam do kuchni i zaczęłam swój dialog.
- Potrzebuję pomocy, moglibyście mi dać makaron spaghetti, ser, jajka.... - wymieniałam przedmioty potrzebne do stworzenia tego dania. Zaczęłam od wstawienia makaronu. Trzeba ugotować go na al dente. Na patelnie bez oleju wsypałam pokrojoną w drobną kostkę pancette. Trzy same żółtka i trzy całe jajka wrzuciłam do miski, a następnie dolałam do nich wodę od gotowanego makaronu. Coś koło pięciu łyżek, po czym mieszałam to. Po rozmieszaniu dodałam do niego coś około 150 gram startego parmezanu. Doprawiłam to świeżym, zmielonym pieprzem. Odcedziłam makaron, gdyż sos i panacetta były gotowe. Makaron dorzuciłam do przypieczonego mięsa, całość podlałam sosem. Spróbowałam, i stwierdziłam iż smakuje dobrze. Ułożyłam to bardzo ładnie na talerzu i zaniosłam Ethanowi.
- No No,wygląda to bardzo dobrze. Ciekawe jak smakuje.... - powiedział, nawijając makaron na widelec.
Boże jaki on słodki. Czekaj.... CO? Czemu ja tak o nim pomyślałam? Ehh nie ważne... Ciekawe czy mu posmakuje moje danie.
- Ono jest po prostu pyszne! - powiedział chłopak z pełnymi ustami jedzenia.
- Dziękuję. - powiedziałam zaczerwieniona.
- Masz te robotę, widzę Cię jutro o 8. - rzekł chłopak. - Jutro podpiszesz umowę. Tutaj masz mój numer.
- Dziękuję jeszcze raz. To pa! - odpowiedziałam.
Wyszłam z restauracji tak szczęśliwa, że nie mogę po prostu tego opisać. Muszę teraz iść po przejazdówkę. Tuż za rogiem widziałam sklep turystyczny z biletami autobusowymi. Mają pewno też przejazdówki. Podeszłam do lady i poprosiłam bilet miesięczny normalny. Zapłaciłam aż 46 dolary. No ale czego się nie robi dla łatwego dojazdu do pracy. Na necie sprawdziłam, że autobus mam o godzinie 19.27. Jest aktualnie 19. Przystanek jest na samym końcu ulicy, czyli jakoś kilometr stąd. Wyjęłam z torby kartę dań z przepisami, którą wcześniej dostałam od Ethana. Spaghetti Bolonese, pizzy, inne makarony, sałatki greckie, jeszcze inne sałatki, dania śniadaniowe. Ile tego jest. Muszę to ogarnąć, poczytam wszystko po kolei w domu. Z rozmyślań wybił mnie gościu ze sklepu. Był jakiś dziwny. Postanowiłam pójść za nim. Doprowadził mnie do niepokojącego miejsca, ciemna uliczka. Pełno tam zapewne takich ludzi jak on. Jednak moja ciekawość nie zna granic. Poszłam za nim. Zza moich pleców usłyszałam głos. Był to ewidentnie męski głos.
- Dobranoc, mała. - powiedział po czym zrobiło mi się ciemno przed oczami....
< Ethan?>

6.06.2018

Od Raven cd Alex

Aby zająć czymś myśli pojechałam do ,,zamku" potrenować. Nikogo nie było, co ostatnimi czasy nie często się zdarzało. Trening odrywał mnie od ponurych myśli, i zajmował cały mój umysł. Gdyby nie to że Ares przeleciał centralnie mi przed oczami, pewnie nawet nie usłyszałabym silniku samochodu.  Nie bardzo się tym przejęłam, dość często ktoś tu przyjeżdża ale Ares wydawał się poddenerwowany, a nigdy tego nie robił kiedy przyjeżdżał ktoś mu znajomy. Lekko zaniepokojona podeszłam do okna. Nie daleko stał ciemny samochód, z przyciemnianymi szybami, z którego wysiadła dziewczyna o jakże znajomych płomiennych włosach. W ułamku sekundy znalazłam się przy drzwiach i otworzyłam je w chwili gdy Alex coś kładła na wycieraczkę. Biała koperta. Dziewczyna widocznie była zdziwiona moją obecnością. Bez zbędnych słów ją przytuliłam. Alex wydawała się być jeszcze bardziej zdziwiona. Kiedy się od niej odsunęłam pogłaskałam i Vaara który do nas podszedł, następnie przeniosłam wzrok na kierowcę. Coś mi w nim nie grało...
-Czy to...- zaczęłam
-Przyjaciel- wyjaśniła od razu. Skinęłam głową i przeniosłam wzrok na kopertę którą podniosłam i otworzyłam, chociaż i tak co chwila zerkałam na nieznajomego. W środku koperty był pergamin. Wystarczyło że tylko zerknęłam aby wiedzieć co to.
-Już po wszystkim- powtórzyłam słowa z kartki. Chciałam jak najszybciej pozbyć się tego papieru, spalić, zakopać, cokolwiek, jednak wiedziałam że powinnam oddać to bratu. Dlatego przesunęłam się z progu.
-Wejdziecie?

<Alex?>

Od Ethana CD Noe

Mój jakże wspaniały dzień zacząłem od szklanki krwi z moich zapasów. Byłem już zmęczony dzisiejsza pogodą, od samego rana świeciło słońce, mimo iż zapowiadali deszcze. Standard, nigdy nie ufaj prognozom pogody. Ubrałem jakieś losowe rzeczy i zamykając swój apartament ruszyłem na parking. Po chwili odpaliłem swój samochód z zamiarem pojechania do restauracji. Spędziłem trochę czasu w Jorku, w końcu większość teraz wybiera się do pracy. Moje nudne czekanie przerwał jednak telefon od znajomego.
- Cześć Dominic, co tam? - przywitałem się odbierając telefon.
- Siemka Ethan, mam sprawę. Szukasz może kogoś do restauracji? Mam do polecenia znajomą dziewczyny przyjaciela, która przyjechała do Vegas.
- Wiesz zawsze przyda się dodatkowa para rąk do pracy. Wiesz coś o niej?
- Nie za bardzo, ale podobno świetnie gotuje i jest po szkole gastronomicznej. Jeśli ci to nie przeszkadza powinna dzisiaj do ciebie wpaść.
- No dobra sprawdzę ją. Na razie!
- Spoko, to narka!
Ehh jeszcze mam nową do zatrudnienia? Dobra zobaczę jak to będzie. Po kilkudziesięciu minutach znalazłem się pod restauracją i wszedłem do środka witając się z pracownikami po drodze. Skierowałem się do kuchni zobaczyć jak się sprawy mają i możliwe, że trochę pomóc. Złożyło się tak, że świetnie sobie radzili więc wróciłem na salę i pomogłem obsługiwać bar. Po paru godzinach do baru weszła brązowowłosa dziewczyna rozglądając się po wnętrzu. Odstawiłem szklanki i podszedłem do dziewczyny z delikatnym uśmiechem.
- Witam, może w czymś pomóc?
- Tak chciałabym się tu zatrudnić, zostałam podobno polecona.
- Ah wiec to ty. Chodź za mną dobrze trafiłaś.
Pokierowałem dziewczynę do mojego małego 'biura' i kazałem jej usiąść na krześle przed biurkiem.
- Więc kto jest tutaj szefem?
- Ja - odpowiedziałem z uśmiechem siadając naprzeciwko.
Mina dziewczyny- bezcenna. W sumie nie dziwię jej się, wyglądam jak osiemnastolatek.
- No dobrze, zacznijmy od podstaw, przedstawisz się?
- Noemi Hollingway z Kazachstanu, 19 lat, ukończyłam szkołe gastronomiczną.
- Okej, jesteś młoda ale kto wie, chodź do kuchni coś przygotujesz.
- Jasne.
Poprowadziłem dziewczynę do kuchni skupiając się na jej aurze. Całkiem zapomniałem sprawdzić tego wcześniej. Hmm... Jej aura jest na prawdę dziwna, niby demoniczna ale jednak ma w sobie coś jeszcze, no i jest aktualnie trochę zestresowana.
- Nie ma się co stresować, chce żebyś przygotowała swoje najlepsze danie. A, całkiem zapomniałem, jestem Ethan Wayne.

<Noe?>

Od Noe cd ktoś

Wysiadłam z pociągu i pobiegłam do najbliższej taksówki.
- Do Las Vegas! - rzuciłam.
Kierowca skinął głową i ruszył pędem do wypowiedzianego przeze mnie miasta. Mam tam kupione mieszkanie, które jest idealne dla mnie i Olimpii. Oszczędności się przydały. Oczywiście będę musiała znaleźć pracę, bo bez tego ani rusz. Marzę o posadzie w restauracji. Mam nadzieje, że mi się uda, gdyż posiadam wykształcenie.
Wysiadłam właśnie z taksówki i udałam się w stronę ukazanego na kartce adresu. Klucze do mieszkania przyszły mi pocztą. Otworzyłam powoli drzwi od klatki schodowej i poszłam na ósme piętro. Wsadziłam klucz do wyznaczonego miejsca i otworzyłam powoli wrota od domu i bardzo się zdziwiłam. Mieszkanie było umeblowanie bardzo nowocześnie. Nawet Olimpia biegała po domu zachwycona. Wypakowałam ubrania, pamiątki, zdjęcia i rzeczy Lisicy.
Ubrałam bluzę brata z Kazachstanu z napisem " Love my Life" i wyszłam do sklepu. Oczywiście nie jestem jak typowa dziewczyna, kocham jeść. Inne to tylko chudnąć i chudnąć. A ja jem i gruba nie jestem. Cóż, życie. Kupiłam owoce i warzywa oraz mięsko dla towarzysza. Mało a bym zapomniała o pieczywie i maśle.
- W mieście kręci się dużo podejrzanych typów, uważaj mała. - rzekł ktoś zza moich pleców.
- Spokojnie, umiem o siebie zadbać, więc nie interesuj się mną i zajmij się swoimi sprawami. - powiedziałam z krzywym uśmiechem na twarzy.
Odszedł. Ciekawe kto to był. Nie myślałam o tym dłużej i udałam się do kasy sklepowej. Zapłaciłam i poszłam jak najszybciej do domu. Wypakowałam jedzenie na odpowiednie miejsca i nakarmiłam Olimpię. Usiadłam przed laptopem szukając aktywnych ogłoszeń o pracę w restauracji. Mogę na razie stać nawet na zmywaku. Nagle usłyszałam dźwięk mojego Iphone. Dzwoniła Cassie - moja najlepsza przyjaciółka z Kazachstanu.
- Siemaa!Jak tam? Jesteś w Las Vegas?? Jak tam Ci się podoba? Opowiadaj! - wrzeszczała rozpromieniona do telefonu.
- Siema. Tak jestem i muszę stwierdzić, że miasto jest po prostu cudowne. Mieszkanie jest ogromne. Zdążyłam się rozpakować i zrobić zakupy a teraz szukam pracy. Wiesz, trzeba pracować, a jak tam u ciebie? - odpowiedziałam.
- U mnie to jak zawsze hahah. Mój chłopak wyjechał do Turcji a ja siedzę i oglądam "To". Przyjaciel mojego chłopaka ma znajomego, który ma restauracje w Las Vegas. Coś po znajomości mogę Ci załatwić. - zaproponowała.
- Naprawdę?? Byłabym wdzięczna. - rzekłam.
- Nie ma sprawy. Bayo! Adres smsem. - powiedziała.
- Dziękuję, bayo! - pożegnałam się z nią i zamknęłam laptopa.
Po godzinie dostałam smsa:
35 Valey Street
To teraz do taksówki!
Jazda była bardzo długa i męcząca. Doszłam do wniosku, że trzeba kupić przejazdówkę i dojechać tam autobusem. Taksówki to zbyt duży koszt jak na tyle jazd. Weszłam do środka i zaskoczył mnie widok naprawdę eleganckiej i chyba popularnej restauracji ze względu na ilość klientów.

<Ktoś?>

Witamy nową Łowczynię Ciemności

To, że milczę, nie oznacza, że nie mam nic do powiedzenia.

Zdjęcie: 





















Imię i nazwisko : Noemi Hollingway (wołają na nią Noe).

Wiek: Skończone 19 lat

Rasa: Hybryda; Pół Demon, Pół Wiedźma. Jej rodzina uznawana jest bardziej za Demony jednakże potrafią używać nie zbyt skomplikowanych czarów, lecz jeśli tylko chcą mogą pogłębić swoją wiedzę.

Podgatunek : Demon na usługach Felixa

Charakter: Słyszałeś na pewno o tej pięknej Noemi, każdy o niej słyszał. Bardzo spokojna i opanowana. Potrafi wyjść z każdej sytuacji... no dobra, prawie z każdej. Noe to taka typowa, miła prymuska. Dla niej wszystko musi być dopięte na ostatni guzik jak najszybciej. Smutek dla niej nie istnieje, jest wiecznie szczęśliwa i rozpromieniona. Potrafi cieszyć się wszystkim co ją otacza. Na co dzień przebywa z płcią przeciwną, bo uważa, że kobiety to takie typowe idiotki, lecz oczywiście nie wszystkie. Dużą uwagę przykuwa do miłości. Mimo, że jest demonem to czuje miłość. Jest to dla niej najważniejsze uczucie, ciągnie ją do wampirów. Ludzie bardzo jej ufają, bo wiedzą, że dziewczyna jest godna zaufania. Jej minus to.... niecierpliwość. Noemi jest tak niecierpliwa, że potrafi roznieść całe mieszkanie. Dziewczyna kocha zwierzaki, w szczególności Lisy Pustynne. Są one jej życiem, sama posiada jednego osobnika.

Aparycja: Noe ma kolczyki na uszach po dwie dziurki, na nosie oraz w pępku. Na plecach ma tatuaż skrzydeł anioła. Ubiera się jak typowa nastolatka. Bluzka z dekoltem, spodnie z dziurami i oczywiście vansy. Dziewczyna kocha bluzy. Najbardziej męskie :^ Noemi ma 1,68m wzrostu i waży 53kg.

Dar: Ma wizję wydarzeń, czasu i ich miejsca. Nie widzi jednak twarzy ludzi i to jest jedynym minusem jej mocy. Widzi jednak ich ubiór. Zazwyczaj widzi znaki szczególne takie jak rejestracje samochodów, ulice, numery domów i numery telefonów. Jej wizje potrafią naprawdę zmienić bieg wydarzeń i pojawiają się w najbardziej nieoczekiwanych momentach.

Zainteresowania:
- Uwielbia gotować
- Śpiewa
- Tańczy
- Lubi czytać
- Kocha zajmować się zwierzakami
- Lubi grać w gry komputerowe.

Pochodzenie:
Dziewczyna pochodzi z Kazachstanu.
Noemi podpisała pakt z Felixem, i właśnie kupiła i zamieszkała w mieszkaniu w Las Vegas.

Historia: Ze względu na tragiczną śmierć rodziców, mieszkała sama wraz ze swoim wiernym towarzyszem Lisem Pustynnym. Uczyła się w szkole gastronomicznej, aby znaleźć wymarzoną pracę, kucharki w wielkim mieście. Wyruszyła do Las Vegas. Najpierw samolotem, następnie pociągiem. Podczas wyprawy pociągiem zaatakowały ją likantropy. Uciekła, wysiadając niedaleko Las Vegas. Dalej dojechała taksówką. Kupiła niedrogie, ogromne mieszkanie i zamieszkała tam.

Rodzina:

Przodek ze strony demonów: 
Samael, Anioł Śmierci – anioł śmierci: dostarczyciel wyroków śmierci ale i powstrzymujący egzekucję , kontrowersyjny anioł, oskarżyciel, uwodziciel, duch zniszczenia, demon.
Przodek ze strony wiedźm:
Jadis - jest Białą Czarownicą pochodzącą z miasta Charn w ginącym świecie. Ten świat ginął przez to, że magią (poznała Żałosne Słowo mogące zniszczyć wszystkich mieszkańców danego świata, lecz nie ginie tylko ten, kto to słowo wypowie i ona właśnie je wypowiedziała) zniszczyła wszystkich jego mieszkańców.

Motto: To, że milczę, nie oznacza, że nie mam nic do powiedzenia.

Znak: Oko Horusa - znak kasyna Felixa.
Jest na usługach w kasynie Felixa.
Oko Horusa (inne określenia: „Oko Uadżet”, „oko księżycowe”) – w mitologii staroegipskiej symbol odrodzenia i powracania do zdrowia. Oko było jednym z najważniejszych symboli chroniących. Oczami Horusa były słońce i księżyc. Prawe oko to słońce, lewe było księżycem. Prawe było odpowiedzialne za aktywność, przyszłość; lewe za pasywność i przeszłość. Razem ukazywały szeroki widok-w dzień i w nocy. Dzięki temu symbolizowały wszechwiedzę. Miały pomagać tym, którzy czuli się przygnieceni swoim życiem i potrzebowali nowego wglądu, pełnego inspiracji i wiary. Dzięki oczom odnajdowano szczęście, które nie jest darem z nieba lecz spoczywa w naszym wnętrzu. Pozwalały żyć w pełni świadomie i bez strachu.

Orientacja seksualna: W 100% hetero.

Partner: (...)

Zwierze: Lis Fenek - imię : Olimpia
Charakter : Spokojne i opanowane zwierzę, kocha ludzi, a w szczególności Noemi. Jest przy niej zawsze. Zwierze jest zaklęte i dlatego nigdy się nie starzeje.

Inne :
- ukończyła szkołę gastronomiczną
- posiada wiele książek i wprost kocha czytać
- marzy aby pracować jako kucharz, lub być menedżerem restauracji
- ze względu na moje upodobania muzyczne macie głos do mojej postaci 

Inne zdjęcia:

























Kontakt : underghast113@gmail.com

Witamy nowego Łowcę Ciemności

You don't know me, you only know what i allow you to know

Zdjęcie: 





















Imię: Ethan Thomas Wayne.

Wiek: 103 wiosny jednak wygląda na 18/19 i tak mówi wszystkim.

Rasa: Wampir

Podgatunek: Przemieniony.

Charakter: Ethan mimo iż wygląda na miłego i niewinnego chłopaka, kiedyś taki nie był. Zrobił mnóstwo okropnych i głupich rzeczy, a jednak teraz stara się pomagać innym. Nie przepada za leniwymi osobami, które spóźniają się lub nie wykonują wyznaczonego im zadania. Gardzi tymi, którzy krzywdzą innych, w tym siebie. Mimo iż trudno go zdenerwować przez jego nienaturalny spokój, czasem zdarza mu się wkurzyć i coś komuś zrobić, jednak gdy się opanuje potrafi przyznać się do błędu i pomóc mimo wszystko. Stara się nie uczestniczyć w konfliktach, dla niego każdy jest równy przez co nie wszyscy nadnaturalni za nim przepadają.

Aparycja: Ethan jest wysportowanym i lekko umięśnionym chłopakiem. Ubiera się zazwyczaj w ciemne kolory, jakieś T-Shirty, dżinsy do tego bluzy i trampki. Na lewej stronie brzucha posiada sporą bliznę po dawnym spotkaniu z łowcami. Mierzy około 178 cm, a waży 60 kg. Barwa jego oczu jest mieszanką szarości i błękitu przypominając zachmurzone niebo. Włosy zaś przybierają ciemno brązowy odcień.

Dar: Wayne oprócz typowych dla przemienionego umiejętności potrafi widzieć aury osób blisko niego. Dzięki temu może rozpoznać nadnaturalnego jak i uczucia.

Zainteresowania: Wayne uwielbia gotować miał mnóstwo czasu na wyćwiczenie tej sztuki do perfekcji. Potrafi grać na gitarze jak i śpiewać, jednak w kierunku rysowniczym nie ma za grosz talentu. Uwielbia spędzać czas na powietrzu, najlepiej spacerując malowniczymi i dzikimi terenami. Przez swoje dotychczasowe życie nauczył się walczyć w kilku stylach oraz posługiwać bronią.

Pochodzenie: Przemienił go Asai, usamodzielnił się po kilkudziesięciu latach w klanie.

Historia*: Nie dzieli się szczegółami ze swojego życia z pierwszą lepszą osobą. Na takie informacje trzeba sobie zasłużyć.

Rodzina*: Nie ma żadnej.

Motto*: "You don't know me, you only know what i allow you to know."*

Znak*: ---

Orientacja seksualna: Hetero.

Partner*: ---

Zwierze*: Nie posiada.

Inne*:
- Jest szefem jednej z lepszych restauracji w Vegas.
- Gdy należał do klanu był dosyć szanowanym wampirem. Przez przywiązanie do reszty wpada czasem do Asaia, by w czymś pomóc.
- Posiada własny samochód, czerwonego jaguara XF.
- Ukończył studia kulinarne.
- Stara się nie mieszać w walki pomiędzy rasami czy inne konflikty.

Inne Zdjęcia*:










































Kontakt: Howrse: NorikoHirose


* Motto: Nie znasz mnie, wiesz tylko, co pozwalam ci wiedzieć

Od Azero CD Rayan

- Musisz mi pomóc, musisz wyjąć trzy naboje.
Czy ja się przesłyszałam? Podeszłam do bruneta i podtrzymując go poprowadziłam w stronę kanapy.
- Czyś ty zwariował? Nie jestem jakimś lekarzem tylko demonem. Wataha nie mogła ci pomóc?
Ledwo posadziłam Rayana na meblu kończąc moje pytanie, gdy ten nagle osunął się delikatnie z mojego uścisku. Super, stracił przytomność. Nie mam wyjścia, skoro już tu jest pomogę mu, w sumie to nawet szkoda mi się go zrobiło nawet nie wiem czemu. Skoro przyszedł do mnie, a nie do watahy wygląda na to, że chyba nie ma zbyt dobrej sytuacji. Poszłam do łazienki i wyjęłam apteczkę z szafki, zabierając jeszcze parę ręczników i napełnioną chłodną wodą miskę. Wróciłam do leżącego bruneta i zajęłam się wyciąganiem z niego naboi. Chwila, to są srebrne naboje czyli ktoś do niego strzelał. Prawdopodobnie łowca, coś dużo ich ostatnio w Vegas. Opatrzyłam wszystkie rany i położyłam chłodny ręcznik na czole Rayana gdyż był rozpalony. Możliwe że przyjął za dużą dawkę srebra jednak raczej nic mu nie będzie. Schowałam apteczkę i resztę niepotrzebnych już rzeczy. Koszulka bruneta nadawała się do kosza więc wiadomo co z nią zrobiłam. Po kilku minutach wszystko było tak jak wcześniej oprócz leżącego na kanapie mężczyzny. Mam pustą lodówkę lepiej pójdę coś kupić na szybko, po ostatnim razie wole być zabezpieczona w kwestii jedzenia. Zostawiłam mu kartkę informującą, że niedługo przyjdę w razie gdyby się ocknął po moim wyjściu. Zabrałam ze sobą Carmona i ruszyłam do najbliższego sklepu. Wracając czułam czyjąś obecność, ktoś nas obserwował ale teraz nie miałam na to czasu. Wróciłam do mieszkania, gdzie zastałam Rayana czytającego moją kartkę.
- No proszę, śpiącą królewna postanowiła się obudzić?
Uśmiechnęłam się i poszłam do kuchni rozłożyć zakupy. Czułam na sobie wzrok Rayana, więc odwróciłam się w jego stronę opierając o blat za mną.
- Zrobiłam zakupy, więc nie będziesz tu głodował jak ostatnio gdy miałam tylko maliny. Tak w ogóle to wyciągnęłam te naboje mam nadzieje, że ci lepiej.
- Tak, dzięki Azero.
- No to teraz czekam na wyjaśnienia tej całej sytuacji. Domyśliłam się że to pewnie łowca cie postrzelił, za dużo się ich zebrało w Vegas trzeba by się pozbyć paru.
W międzyczasie przygotowywałam spaghetti dla Rayana, czekając na jego wyjaśnienia.

<Rayan?>

Od Isleen CD Alana

Obudziłam się jak było jeszcze ciemno w całym domu. Ku mojemu zaskoczeniu, gdy otworzyłam oczy, ujrzałam twarz Alana. Zapiszczałam cicho zaskoczona i zakryłam szybko usta dłonią, by go nie obudzić. Chłopak poruszył się delikatnie, a jego silna ręka znalazła się na moich plecach, przyciskając mnie do jego klatki piersiowej. Czułam jak robię się cała czerwona. Może marudzę, ale jego usta były niepokojąco blisko moich. Mimowolnie zaczęłam rozmyślać czy inna, a raczej normalna dziewczyna, na moim miejscu wykorzystałaby okazję do pocałowania go. Zapewne tak. Ciekawiło mnie jak to by było, ale wiedziałam, że nie powinnam tego robić. W końcu Alan na pewno całował się z wieloma dziewczynami i wiedział jak to się robi w porównaniu do mnie. Poza tym on zasługuje na jakąś normalną dziewczynę, bez różnych chorych odpałów, fobii, stanów lękowych i tym podobnych rzeczy. Już słowo "normalna" dyskwalifikuje mnie z listy kandydatek. W końcu to słowo zupełnie do mnie nie pasuje. "A więc Ginna będzie idealnym materiałem na jego dziewczynę", powiedział jakiś głosik w mojej głowie. Wiedziałam, że ten głosik miał całkowitą rację, ale nie wiedzieć czemu nie mogłam nic poradzić na dziwny smutek, pustkę i wściekłość gdy myślałam o Alanie z inną dziewczyną. Durny umysł. Dlaczego ja się do niego tak szybko przyzwyczaiłam? Przecież nigdy w życiu nikomu tak szybko nie zaufałam i po moich przeżyciach zdecydowałam, że nie zaufam już żadnej osobie bez dokładnego jej poznania, a Alan z niesamowitą skutecznością zburzył mi te jakże ambitne plany.
- Leen? - Usłyszałam jego głos. Spojrzałam mu w oczy. - Dlaczego nie śpisz? Coś się stało? Masz koszmary? - Kiedy usłyszałam jego zmartwiony ton głosu, o mało co się nie rozpuściłam. "Ty się stałeś!", wykrzyknęłam w myślach. Naprawdę nie rozumiałam jak pojawienie się jednej osoby, może wywrócić czyjeś życie do góry nogami. No... Nie wiedziałam dopóki nie poznałam Alana.
- Nic mi nie jest. Chciałam się tylko czegoś napić. - Powiedziałam. W sumie to nie było kłamstwo, chciało mi się pić. Chłopak skinął głową i wypuścił mnie z ramion. Od razu biegiem ruszyłam do kuchni. Czułam dosłownie jak cała twarz mi płonie. Odkręciłam wodę w zlewie i ochlapałam sobie twarz. Dziwne było to, że odkąd zginęła moja rodzina, nie lubiłam, gdy ktoś mnie dotykał i zawsze wzdrygałam się na jakikolwiek kontakt z drugą osobą, a teraz? Rozwaliłam się plackiem na chłopaku i było mi niesamowicie wygodnie. Podeszłam do lodówki i wyciągnęłam z niej mleko, które sobie podgrzałam. Babcia zawsze mówiła, że ciepłe mleko to najlepszy sposób na koszmary. Gdy zaczynałam pić, do kuchni wszedł Alan. Spojrzał na mnie i wyglądało to tak, jakby się rozluźnił, gdy mnie zobaczył.
- Coś się stało? - Zapytałam. Chłopak spuścił wzrok i podrapał się w kark.
- Miałem właśnie o to zapytać. Raczej wody nie pije się tak długo. Myślałem, że coś się stało i przyszedłem sprawdzić. - Upijając łyk ze szklanki, spojrzałam na chłopaka i uniosłam brwi w lekkim rozbawieniu.
- Czyżbyś liczył sekundy? - Powiedziałam, uśmiechając się.
- Leen, to nie jest śmieszne. Zwłaszcza po tym, co się stało dzisiaj. - Powiedział poważnie, spoglądając na moje poranione ręce. Zarumieniłam się i przeniosłam spojrzenie na moje bose stopy. Nie chciałam go martwić.
- Przepraszam. Jutro... Jutro chciałabym pojechać i zobaczyć moje mieszkanie. Nie chcę ci dłużej siedzieć na głowie. - Powiedziałam. - Poza tym ty i Ginna na pewno będziecie zajęci, teraz kiedy już ją uratowałeś. Nie chcę wam przeszkadzać. - Wyrzuciłam z siebie, starając się nieudolnie zamaskować wściekłość i smutek. Dlaczego się tak czuję? Naprawdę miałam ochotę rzucić tą szklanką w ścianę.
- Leen? - Usłyszałam zaniepokojony głos Alana. Spojrzałam na niego. Patrzył na szafkę. Również przeniosłam wzrok w to miejsce, w które wpatrywał się chłopak i aż zamarłam. Trzy szklanki niebezpiecznie lewitowały nad nami. Sapnęłam cicho, a szklanki upadły na podłogę, rozbijając się w drobny mak. Alan od razu do mnie podszedł i zaczął mnie oglądać.
- Nic ci nie jest? Nie skaleczyłaś się? - Wypytywał, przyglądając się mi uważnie. Pokręciłam głową na znak, że wszystko ze mną w porządku. Wyglądało na to, że na szczęście nikogo nie obudziłam. Chyba nie powinnam się denerwować, bo skutki tego nie są za dobre... Mogłam przecież zrobić krzywdę sobie i Alanowi. Jeśli by mi się coś stało, to nie szkodzi, ale gdyby coś się stało Alanowi? Jakby już mało mu się złego przytrafiło z mojej winy.
- Przepraszam. - Szepnęłam, spuszczając wzrok. Czułam łzy, które desperacko chciały się wydostać. Ostatnio zrobiłam się strasznie wrażliwa. W ogóle się zmieniłam. Wszystko się zmieniło. Stałam tak przez chwilę, aż poczułam jak silne ramiona Alana zaczynają mnie oplatać i przyciągają mnie do niego. Wtuliłam się w jego ciepłe ciało i wzięłam głęboki wdech.
- Już dobrze, nic się nie stało. - Szeptał, głaszcząc mnie po włosach. Przez chwilę miałam ochotę go odepchnąć. Dlaczego? Z bardzo prostego powodu. Bałam się, że go stracę. Bałam się, że pewnego dnia wyparuje po prostu tak jak moja cała rodzina. Dlatego właśnie chciałam teraz odejść. I właśnie tak powinno być. On nie powinien się do mnie przyzwyczaić tak bardzo, jak ja do niego. Poza tym miał Ginnę. I Vincenta. Oni mu wystarczą. Oparłam dłonie o jego klatkę piersiową i przełykając łzy, odepchnęłam stanowczo chłopaka od siebie. Starałam się przybrać oschły ton i zrobić się tak obojętna, jak na początku naszej znajomości, jeśli nie bardziej. Prawda była taka, że nikt nie rozumiał mnie tak jak on. Wiedziałam, że mogłabym przyjść do niego z najbardziej zwariowaną rzeczą na świecie, a on by tego nie zignorował i by mi pomógł, ponieważ jest taki jak ja, jest nefilim. Zabawny jest fakt, że przez całe swoje życie szukałam osoby, która powiedziałaby mi, że jestem normalna, że ona też widzi takie rzeczy jak ja i potrafi takie rzeczy jak ja, a gdy już taką osobę znalazłam, to chciałam ją od siebie odsunąć. Cóż za ironia.
- Leen, co się dzieje? - Zapytał. Uniosłam głowę i wbiłam w niego lodowate spojrzenie, a przynajmniej chciałam, żeby takie było. Alan spojrzał na mnie zdziwiony i zaniepokojony, a ja wiedziałam, że moje "lodowate" spojrzenie zmiękło.
- My... My nie powinniśmy więcej ze sobą rozmawiać. - Wykrztusiłam. Alan patrzył na mnie całkowicie niczego nie rozumiejąc. - Tak będzie lepiej. Właściwie to zmieniłam zdanie. Ubiorę się i już mnie nie ma. - Powiedziałam stanowczo i odwróciłam się w stronę wyjścia. Ruszyłam przed siebie, gdy nagle poczułam, jak chłopak łapie mnie za rękę i przyciąga do siebie. Patrzył mi w oczy, a ja nie mogłam oderwać wzroku od jego zaciśniętych w wąską linię ust. Ciekawe jakby to było go pocałować... Nie, stanowczo muszę przestać myśleć o takich głupotach.

< Alan? > Odpisałabym wczoraj, ale mam trochę roboty. Zakończenie szkoły to jakaś masakra, tak samo jak i wybieranie nowej :)

5.06.2018

Od Rayan'a CD Azero

Nie wiedziałem co o tym myśleć. Spodziewałem się wszystkiego ale to przerosło moje oczekiwania. Najlepszym rozwiązaniem było by otwarcie iść do Stanley'a i dowiedzieć się wszystkiego z pierwszej ręki. Lecz tu robiła się górka. Joseph na bank nie da się namówić na ten plan. A po jego dzisiejszej wizycie nawet nie zamierzałem mu tego proponować.
Powinienem wyjechać z miasta. Może by tak pojechać do Kalifornii? Zaszyć się tam aż zrobi się spokojnie, a później odnaleźć Joseph'a który jak karaluch przetrwa wszystko. Abo w końcu odciąć się od alfy.
Azero pożegnała się i poszła do kasyna. Teraz już rozumiałem dlaczego Felix jest tak dobrze po informowany. Kiedy jego wszystkie demony lecą do niego z każdą plotką.
Patrzyłem na oddalającą się demonice czując jakiś żal.
Zupełnie mi się to nie podobało. Znaczyło tylko tyle co demonica uzależniła mnie od siebie. Słyszałem o takich rzeczach ale nie sądziłem że sam stanę się ofiarą. Powinienem był ją zabić kiedy miałem okazje.
Nie chętnie ale skierowałem się do hotelu należącego do Joseph'a. Nie mogłem przecież odwlekać tego w nie skończoność.
Przed budynkiem wziąłem głęboki wdech i wszedłem do środka.
- Szef u siebie? - spytałem przechodząc koło recepcji.
Jasnowłosa śmiertelniczka pokiwała głową i kontynuowała rozmowę z dwoma kryminalnymi. Przeszedłem za recepcję i skierowałem się do schodów które prowadziły na prywatne piętro watahy. Cały hotel był przystosowany dla wilkołaków które przejazdem były w Las Vegas. Lecz nie brakowało tu śmiertelników. Co prawda zakazane było pożywianie się turystami jednak nie zawsze wszyscy się do tego stosowali. Zapewne to był ten przypadek. Kiedy to biedny turysta zaginął w niewyjaśnionych okolicznościach a ostatnią osobą która go widziała był wilkołak który go zjadł, a teraz śpi w jednym z pokoi.
Wszyscy siedzieli w głównym salonie. Więc było zebranie o którym nic nie wiedziałem.
- Rayan - usłyszałem za sobą głos alfy. - gdzieś ty był?
- Co znaczy ten cyrk? - odparłem pytaniem odkręcając się do Joseph'a - na dole mamy kryminalnych.
- Powęszą, powęszą i pójdą - warknął - gdzieś ty był? - powtórzył wiedziałem że wszyscy się nam przysłuchują.
- Załatwiałem twoje sprawy - wyznałem - wiesz śledzenie Stanley'a te sprawy
- Czego się dowiedziałeś? - dopytał
- Dlaczego zwołałeś zebranie za moimi plecami?
- Choć ze mną - rozkazał i skierował się do własnego pokoju. Spojrzałem po zebranych wszyscy unikali mojego wzroku. Wiedziałem że mam przesrane ale nie że do tego stopnia. Czułem niepokój. Coś wisiało w powietrzu. Mimo to poszedłem za Joseph'em.
- Więc czego się dowiedziałeś? - spytał zamykając drzwi
- Wataha Stanley'a, wampiry Asai i kilku łowców mają coś na styl paktu. Walczyli razem przeciw obcej watasze. - wyjaśniłem krótko - teraz odpowiedz na moje pytanie - zażądałem
- Muszę się upewnić czy mnie zdradziłeś - powiedział - na zebraniu powiedziałem coś istotnego. Jeżeli ta informacja wyjdzie znaczy że zdrajcą jest ktoś inny. Jeżeli mój plan się powiedzie będzie znaczyło tylko tyle że to ty nas zdradziłeś. Osobiście wolał bym by mój plan się nie powiódł.
Nie miałem czego tu szukać. Opuściłem hotel i skierowałem się do własnego. Teraz byłem w sytuacji bez wyjścia. Cokolwiek bym nie zrobił czy nie powiedział wyszło by że jestem zdrajcą. A tacy kończą tylko w jeden sposób. I choć mogę walczyć z jednym z całą watahą nie mam szans. Już się ściemniało byłem nieopodal domu kiedy usłyszałem wystrzał z broni z nałożonym tłumikiem. Nim jakkolwiek zareagowałem poczułem pieczenie w okolicy łopatki. Srebrna kula, musiałem zlokalizować łowcę za nim odda kolejny strzał. Nasłuchiwałem łowca przeładowywał broń. Błyskawicznie ruszyłem w tamtym kierunku. Łowcy zawsze zapominają że są śmiertelni. Że można zabić ich z taką łatwością jak przełamać zapałkę. Nim zdążyłem złapać go i rozwalić mu czaszkę o najbliższy budynek oddał jeszcze dwa strzały. Usiadłem pod ścianą obok zwłok. Srebrne kule uniemożliwiały samoleczenie. Musiałem się ich pozbyć najciężej będzie z kulą która utkwiła pod łopatką. Sam nie dam rady a nie mam na kogo liczyć. Z pomocą ściany utrzymałem równowagę. I ruszyłem do głównej drogi zatrzymując pierwszą taksówkę.
- Gdzie pana zawieść? - spytał zaniepokojony taksówkarz
No właśnie gdzie? Nie wiem dlaczego podałem adres pod którym mieszkała demonica. Naprawdę oczekiwałem pomocy od demona chociaż moja własna wataha miała na mnie wysrane.
- Jest pan pewien? - dopytał facet - może powinienem zawieść pana do szpitala
- Płacę panu za wykonany kurs nie propozycje gdzie może mnie zawieść - fuknąłem opierając się o podgłówek
To było tylko kila minut drogi ale czas mi się dłużył a krew przesiąkała materiał koszulki. Kiedy samochód się zatrzymał zapłaciłem za kurs nie czekając na resztę i z trudem wysiadłem z samochodu. Kiedy stanąłem przed drzwiami miałem już mroczki przed oczami. Zapukałem mając nadzieje że właścicielka będzie w domu.
- No witam, co cie sprowadza Rayan? Czyżbyś chciał dokończyć to w klubie czy masz inne plany? - powitała mnie szaro włosa.
- Musisz mi pomóc - wykrztusiłem podpierając się ściany - musisz wyjąć trzy naboje
< Azero?>

Od Alexis cd Raven

Obserwowałam jak dziesiątki ogarów otaczają starą, rozpadającą się szopę. Przywiodły mnie do kryjówki właściciela ostatniej z setki dusz, które miałam zwrócić Lucyferowi.
Wciąż nie przestawało zadziwiać mnie jak bardzo naiwnie ludzie wierzyli, że zaszycie się w jakiejś dziurze na końcu świata sprawi, że demony zapomną o zawartych paktach. Magiczne rośliny i zaklęcia ochronne stosowane przez takie osoby może i są w stanie powstrzymać piekielne ogary, ale z pewnością nie nefilim. Jak widać bycie w połowie człowiekiem ma swoje zalety.
Spojrzałam na bukiet kwiatów przewiązany niebieską wstążką i podeszłam do drzwi. Zapukałam, a po chwili otworzył mi starszy mężczyzna.
- Wszystkiego najlepszego wujku Mikołaju! - krzyknęłam z entuzjazmem rzucając mu się na szyję.
Zaskoczony mężczyzna cofnął się o kilka kroków, odpychając mnie. Zdążyłam jednak dostać się do jego rozpadającego się mieszkania.
- Kim jesteś?!
- Twoją siostrzenicą, Christine - podałam mu bukiet kwiatów. - Nie pamiętasz mnie?
Mężczyzna potrząsną głową, twierdząc, że nie ma żadnej siostry i cofając się o kolejne kilka kroków, gdy oznajmiłam, iż przybyłam odebrać coś co należy do Lucyfera.
- Kłamiesz! - oskarżył mnie, wciąż starając się zachować pozory spokoju, mimo że jego oczy już dawno zdradziły jak przerażony był.
Strach sparaliżował go na tyle, że nie miał szans zareagować zanim podcięłam mu gardło, a w drzwiach pojawiły się ogary, które przez portal zaciągnęły mężczyznę do piekła. Ja również tam wróciłam.
- Dotrzymałam słowa, teraz twoja kolej - odezwałam się, oddając ojcu jego sztylet.
- Tydzień mija dopiero o północy - zauważył.
- I przed północą nie wrócę do domu. Więc oddaj mi pergamin z paktem zawartym przez Rotha Blackwooda.
Lucyfer zaśmiał się.
- Tu jest twój dom - odparł, jednak wyciągnął przed siebie dłoń, w której wkrótce zmaterializował się zwój pergaminu. - Wpadaj tak często jak tylko chcesz - dodał, podając mi dokument.
Zerknęłam na zegarek na nadgarstku, jednak jego wskazówki zatrzymały się niedługo po moim pojawieniu się tu. No tak, pod ziemią nic nie działa tak jak powinno. Na szczęście do północy nie pozostało dużo czasu i wkrótce przede mną otworzył się portal, który przekroczyłam.
Moim oczom ukazało się znajome miasto. Nie było to jednak Los Angeles, a San Francisco. Poczułam jak coś trąca mnie w nogę, a gdy spojrzałam w dół moim oczom ukazał się Vaar. Podrapałam go za uchem zastanawiając się co mogę zrobić kilkaset kilometrów od domu, nie mając przy sobie pieniędzy ani nawet działającej komórki. Postanowiłam spróbować skontaktować się ze starym znajomym mieszkającym w pobliżu. Ruszyłam więc znanymi mi uliczkami, aż wreszcie stanęłam przed znanym adresem. Zastukałam do znanych drzwi, które zostały otworzone przez nieznaną mi osobę.
- Em... Hej - odezwałam się mimo wszystko. - Zastanawiałam się czy może...
- Will, ktoś do ciebie - nieznajoma przerwała mi, odchodząc od drzwi.
Przez chwilę stałam na klatce schodowej i już miałam sobie iść, kiedy w końcu w drzwiach pojawił się wysoki, ciemnowłosy mężczyzna.
- Co tu robisz? - zdziwił się. - Mówiłaś, że mieszkasz w Los Angeles.
- W skrócie byłam u ojca...
- Co?! - zdziwił się, wpuszczając mnie do środka.
- To skomplikowane - odparłam wymijająco. - Ale jakimś cudem wylądowałam tutaj i nie mam jak wrócić do domu.
- Odwiozę cię - oznajmił po chwili. - Pod warunkiem, że wszystko mi opowiesz.
W odpowiedzi jedynie słabo się uśmiechnęłam, ponieważ powoli zaczynałam odczuwać zmęczenie związane z niemal nieprzerwanym polowaniem na dusze. Zanim wyjechaliśmy, Will pozwolił mi wziąć prysznic i pożyczył mi swoje spodnie dresowe oraz bluzę. Czekało nas prawie 6 godzin podróży, z których to większość przespałam. Zdążyłam też opowiedzieć mu dlaczego tak właściwie wróciłam do piekła. Dzięki temu, że był wampirem i sam należał do nadnaturalnego świata, był moim najlepszym przyjacielem i mogłam powiedzieć mu wszystko. Poprosiłam go też by zatrzymał się na chwilę przed zamkiem Blackwoodów. Wyjęłam sporą kopertę i włożyłam do niej odzyskany od Lucyfera pergamin, wraz z karteczką oznajmiającą, że wszystko jest załatwione. Na kopercie napisałam dużymi literami "RAVEN" i wysiadłam z samochodu Williama, który właśnie zatrzymał się na podjeździe.
Właśnie miałam wsunąć kopertę przez szparę pod drzwiami, kiedy te otworzyły się i stanęła w nich Raven.
<Raven?>


4.06.2018

Od Azero CD Rayan

Nie miałam tak dobrego słuchu jak Rayan, ale po rozpoczęciu się walki wiedziałam że coś jest nie tak. Wilkołaki, wampiry i łowcy nie próbowali się po zabijać, a walczyli zgodnie z jakąś watahą. Zgodziłam się z pomysłem Rayana, iż jest to odpowiedni czas żeby stąd spadać. Pognaliśmy szybko i w miarę cicho w stronę powrotną. Gdy byliśmy na zewnątrz dalej słyszeliśmy odgłosy walki i na pewno nie byliśmy tutaj bezpieczni, w każdej chwili mógł nas ktoś zlokalizować.
- Gdzie teraz?
- Nie mam pojęcia, ale wiem jedno. Joseph nie zgodzi się na żadne sojusze, jest przekonany że sam sobie poradzi.
- Podobnie jest z Felixem, nie zgodzi się na sojusze, ale też nie pomoże wam. Ehh... Wybaczyć ale muszę iść poinformować go o tym co się tu stało. Znając nasze szczęście na pewno się jeszcze spotkamy, wiec do zobaczenia przystojniaku.
- Taa do zobaczenia.
Rozstałam się z brunetem i skierowałam się do kasyna. Po kilkunastu minutach znalazłam się w kasynie kierując się do Felixa, gdy ktoś złapał mnie za ramię i przyciągnął do siebie. Znowu jakiś wstawiony śmiertelnik chce się zabawić? Nie no spoko, ale aktualnie nie mam czasu. Odepchnęłam od siebie mężczyznę i po chwili byłam już w gabinecie Felixa.
- Hej, nie uwierzysz czego się dowiedziałam.
- Sądząc po twoich ostatnich wizytach musi być to coś ciekawego Azero?
- No a jak, wampiry, łowcy jak i wataha północna mają sojusz. Chcą przedstawić tobie jak i innym watahą propozycje sojuszu. Niestety nie wiem co się szykuje potem.
- Dobrze, że mnie poinformowałaś możesz iść, mam parę spraw do załatwienia.
Super i nic mi nie powie co planuje? Zawsze zdradzał chociaż część swoich planów mi i jeszcze innemu starszemu ode mnie demonowi. Właśnie może on coś wie. Wyszłam z biura Felixa myśląc jak by tu się dowiedzieć czegoś jeszcze, gdy rozproszył mnie odgłos bijatyki obok. Super jakiś klient się chyba wkurzył. Podeszłam do zgromadzenia z zamiarem powstrzymania tej bójki w kasynie, inaczej Felix się na kimś wyżyje. Był późny wieczór, więc zanim poszłam pomogłam trochę w kasynie i po jakichś dwóch godzinach byłam nareszcie w mieszkaniu. Siedziałam na kanapie oglądając wiadomości i głaskając Carmona, gdy zainteresowała mnie jedna informacja. Liczne niewyjaśnione morderstwa. Ofiary nie tylko pozbawione krwi, ale niektóre rozszarpane. Ten sojusz ma wyludnić miasto czy co? Myślałam co można zrobić gdy usłyszałam pukanie do drzwi. Zazwyczaj nikt mnie nie odwiedza, a umówiona z nikim nie byłam. Podeszłym do drzwi i otworzyłam je, by po chwili spoglądać na ciemnookiego bruneta.
- No witam, co cie sprowadza Rayan? Czyżbyś chciał dokończyć to w klubie czy masz inne plany?

<Rayan?>