Czułam jak ktoś głaszcze mnie po włosach. Powoli zaczynałam się orientować gdzie jestem.
- Leen już dobrze. - Usłyszałam szept. - to był tylko sen. Tylko sen. Obiecuję że nikt więcej już cię nie skrzywdzi. Nie pozwolę na to. - Co raz wyraźniej słyszałam i w końcu udało mi się rozpoznać osobę, która do mnie mówiła. Alan. Wiedziałam, że się martwił, nie chciałam tego. W końcu i tak miał już całkiem zszargane nerwy przeze mnie. Chciałam mu powiedzieć, że już wszystko jest w porządku i nic mi nie jest, ale nie mogłam wydobyć z siebie głosu. Z trudnością podniosłam rękę i przykryłam nią rękę Alana, po czym ścisnęłam ją najmocniej jak potrafiłam, by pokazać mu, że ze mną w porządku. Myślę, że to jednak przyniosło odwrotny efekt bo nie miałam po prostu siły na nic, a poza tym byłam pewna, że chłopak dostrzegł zakrwawione rany na moich rękach.
- Jezu, Leen... - Sapnął. Spróbowałam usiąść, ale mi to nie wyszło. Alan złapał mnie i pomógł mi delikatnie usiąść. - Potrzebujesz czegoś? - Zapytał.
- W...Wody... - Udało mi się wycharczeć. Alan skinął głową i pobiegł po wodę. Po chwili już siedział przy mnie, podając mi szklankę. Ledwo co byłam w stanie ją utrzymać, dlatego pomógł mi się napić.
- Lepiej? - Zapytał, odstawiając szklankę. Skinęłam twierdząco głową. - Co to było? Co się stało? - Pytał. Spojrzałam na niego i zobaczyłam strach w jego oczach. Wzięłam głęboki wdech. Wciąż musiałam pamiętać o tym by oddychać. Mimo tego, że było już lepiej to ciągle czułam ogromny ciężar w klatce piersiowej.
- Koszmar. Zwykły koszmar. - Powiedziałam, choć nie wiem kogo starałam się oszukać bardziej, jego czy siebie samą...
- Leen, normalne koszmary tak nie wyglądają! - Powiedział. Skuliłam się, na co Alan cicho sapnął. Zapewne pomyślał, że to dlatego, iż podniósł głos. Poczułam jego rękę na moich plecach i mimowolnie się wzdrygnęłam. Przez chwilę miałam nawet wrażenie, że on wzdrygnął się równocześnie ze mną, jakby się bał, że mnie przestraszył, ale mimo to jego ręka pozostała w tym samym miejscu.
- Dla mnie tak wyglądają normalne koszmary... - Mruknęłam. W tej sprawie akurat nie kłamałam. Takie koszmary zdarzały mi się od dziecka. Zaczęły się około dwa miesiące po tym, jak zostałam zabrana do domu dziecka, więc byłam do nich przyzwyczajona. No... Mniej więcej przyzwyczajona. Już od naprawdę dawna nie miałam tych koszmarów i myślałam, że udało mi się pozbyć ich na dobre. Wychodzi na to, że się myliłam.
- Twoje ręce... - Szepnął, dotykając delikatnie jednej z moich podrapanych do krwi rąk. Westchnęłam głośno. Wiedziałam, że on teraz nie odpuści i będzie chciał się wszystkiego dowiedzieć. Spojrzał na mnie prosząco, a ja wiedziałam, że chce bym mu opowiedziała. Pokręciłam przecząco głową. Nie chcę o tym mówić. Naprawdę nie chcę.
- Możesz mi chociaż opowiedzieć co ci się śniło? - Zapytał. Niechętnie, ale skinęłam twierdząco głową. Zaczęłam opowiadać mu o moim koszmarze, najpierw bez żadnych szczegółów, a później zaczęłam opowiadać co raz to dokładniej, z coraz większą ilością szczegółów. Gdy skończyłam, poczułam się trochę lepiej. Zupełnie tak jakby ktoś zdjął ze mnie ogromny ciężar. Odkąd pamiętam nie miałam z kim porozmawiać o tym co widzę, o moich koszmarach i przez to zawsze się okropnie czułam.
- Już dobrze, to był tylko zły sen. - Powiedział, delikatnie gładząc dłonią moje plecy. Nie wiedziałam czemu to robił, w końcu czułam się już trochę lepiej, ale po chwili zorientowałam się, że każdy najmniejszy mięsień mojego ciała jest napięty do granic możliwości. Rozluźniłam się trochę, co Alan przyjął z ulgą. To było... Miłe tak z nim siedzieć. Naprawdę nie pamiętam kiedy po raz ostatni nawiązałam z kimkolwiek jakąś relację która trwałaby przez dłuższy czas. Poza tym nie pamiętam już kiedy się tak po prostu do kogoś przytuliłam, tak jak do Alana. Poczułam, że policzki zaczęły mi płonąć. Dlaczego to zrobiłam? Może on tego w ogóle nie chciał?
- Co z twoimi rękami? - Zapytał. Spojrzałam w dół, na moje ręce. Wtedy też zorientowałam się, że ciągle trzymam Alana za dłoń. Najdziwniejsze było to, że taki kontakt mi nie przeszkadzał. Zaskakujące jak szybko można się do kogoś tak bardzo przyzwyczaić. Spojrzałam na moje ręce. Były całe czerwone i widać było na nich ślady moich paznokci, a poza tym w niektórych miejscach rany zaczęły krwawić i to dość mocno.
- Kiedyś... - Zaczęłam. - Kiedyś, kiedy byłam mała, tak nie robiłam. Od dziecka widziałam różne dziwne rzeczy, na jawie, jak i w snach. Moja babcia, z którą mieszkałam, nigdy nie narzekała. Gdy jej o tym opowiadałam, to ona zawsze się uśmiechała i mówiła, że każdy ma prawo widzieć, to co widzi. Byłam szczęśliwa, bo ona mnie rozumiała. Często nawet wypytywała mnie o różne rzeczy i zaciekawiała się nimi. Spędzałyśmy długie godziny na rozmowach. Któregoś wieczoru... Wyszła gdzieś, chyba do sklepu, bo coś się nam skończyło i... i już nie wróciła. - Przerwałam. Starałam się powstrzymać łzy napływające mi do oczu. Alan czekał cierpliwie, aż się uspokoję i będę w stanie mówić dalej.
- Nie wróciła tak samo, jak moi rodzice... - Kontynuowałam. - A ja zostałam wysłana do domu dziecka. Zaprzyjaźniłam się tam z pewną opiekunką. Myślałam, że będę mogła z nią porozmawiać tak jak z babcią, że ona będzie się cieszyć i śmiać ze mną, ale ona wydawała się... Przerażona. Pamiętam, że podczas naszej pierwszej rozmowy, przytuliła mnie, powiedziała, że będzie dobrze i wybiegła z mojego pokoju. Następnego dnia przyszła po mnie. Chciała mnie leczyć. Razem z innymi pracownikami domu dziecka myślała, że coś jest ze mną nie tak i trzeba mnie leczyć. Wtedy zorientowałam się, że nie powinnam im nic o tym mówić. Nie powinnam nikomu już więcej nic mówić. Wtedy zaczęły się te koszmary. Na początku były łagodne, ale później coraz cięższe. W końcu stały się takie jak ten teraz. Drapałam się, bo jedynym sposobem na sprowadzenie się na ziemię był dla mnie ból. Chciałam się obudzić z tych koszmarów, więc zaczynałam się drapać aż do krwi. Długo ukrywałam moje ręce przed pracownikami domu dziecka, ale oni w końcu się zorientowali. Wtedy znów się zaczęło. Leczenie, tabletki, psycholodzy, których do dzisiaj nienawidzę. Myślałam, że te koszmary już się skończyły, że nie wrócą. No, ale znowu się myliłam. - Zaśmiałam się smutno przez łzy, które nie wiadomo, nawet kiedy się pojawiły. Spojrzałam na Alana. Siedział ze spuszczoną głową. Miałam nadzieję, że przynajmniej on nie pomyśli, że jestem nienormalna.
- Trzeba opatrzyć twoje ręce. - Powiedział i wstał. Po chwili wrócił z jakimś środkiem odkażającym i ogólnie z całą apteczką. Gdy skończył opatrywać rany, położyłam się na moje miejsce na kanapie i okryłam się kocem. Słyszałam jak chłopak chodzi za moimi plecami. Nie wiedziałam co robi, ale samo to, że gdzieś tam blisko był, dodawało mi odwagi. Prawda była taka, że bałam się zasnąć, a dzięki Alanowi miałam chociaż pewność, że w razie co on mnie obudzi. Przekręciłam się na drugi bok i zaczęłam obserwować go spod przymrużonych powiek. To mnie odrobinę uspokajało. Moje spojrzenie powędrowało na stertę książek, obok których stała miska z chrupkami. Czyżby siedział tutaj całą noc, szukając informacji o mojej rodzinie i o moim anielskim przodku? Przez głowę przemknęła mi myśl, czy on w ogóle spał. No bo chyba nie siedział tutaj przez całą noc, prawda? Na samą myśl, że Alan nie spał tylko dlatego, że szukał informacji o mojej rodzinie, poczułam się winna.
- Alan? - Szepnęłam. Chłopak od razu odwrócił się w moją stronę. - Przepraszam. - Mruknęłam. Zobaczyłam zdziwienie na jego twarzy.
- Nie rozumiem. Za co ty mnie przepraszasz? - Zapytał, podchodząc do mnie.
- Spałeś ty w ogóle? - Spojrzałam na niego. Od razu wiedziałam, że nie spał. Najlepszym kłamcą to on nie był.
- Ehh... W sumie to nie... Ale przecież to nie przez ciebie. - Powiedział.
- Zostaniesz?
- Co?
- Zostaniesz ze mną? Nie chcę być sama. Boję się zasnąć. - Powiedziałam.
< Alan? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz