14.06.2018

Od Isleen CD Alana

- Leen zależy mi na tobie tak jak nigdy nie zależało by mi na Ginnie - szepnął. - I uwierz mi, że jeżeli chciał bym się wydostać z zaręczyn nie posłużył bym się tobą. - Powiedział, głaszcząc mnie po włosach. Nie wiedziałam co powiedzieć. Z jednej strony nie wierzyłam by Alan zrobił mi coś takiego, ale z drugiej strony, w życiu spotkało mnie naprawdę dużo i słowa Vincenta zasiały we mnie jakieś ziarenko strachu. Nie, to tylko słowa. Vincent chciał bym właśnie tak zareagowała, prawda? Chciał bym to ja zrezygnowała z Alana lub by on zrezygnował ze mnie, tak żeby stanęło na jego. Odgoniłam od siebie złowróżbne myśli i przeniosłam spojrzenie na twarz chłopaka. Wyglądał na zmartwionego... Uśmiechnęłam się do niego delikatnie, mając nadzieję, że nie zauważył tej mojej małej chwili zwątpienia.
- Wiem. - Szepnęłam cicho i poczułam jak Alan się rozluźnia. Alan odwzajemnił uśmiech i pogłaskał mnie po policzku. Przysunęłam się do niego i złożyłam na jego ustach delikatnego całusa, co najwyraźniej bardzo mu się spodobało.
- Cieszę się, że nie dałaś się nabrać na paplaninę Vincenta. - Powiedział, opierając swoje czoło o moje. - Jest głową rodu, co sprawia, że muszę mu się podporządkować, a mój mały bunt najwyraźniej mu się nie spodobał. - Wyjaśnił.
- To naprawdę ci nie przeszkadza? - Zapytałam. - W końcu Vincent wygląda na wściekłego, a Ginna... Wydaje mi się, że mimo wszystko jest jej przykro. To w sumie tak jakbyś na własne życzenie tracił rodzinę... - Wyszeptałam. Nie chciałam by Alan kłócił się z rodziną z tak błahego powodu jakim jestem ja. Wiem jak to jest zostać samemu i nie chciałabym by chłopak wiedział jak to jest.
- Leen, daj spokój. Sam chcę kierować swoim życiem. Poza tym jestem pewien, że i Ginna i Vincent w końcu pogodzą się z moją decyzją. - Powiedział. Skinęłam głową w zamyśleniu. Mam nadzieję, że tak naprawdę było i będzie.
- Pójdę się umyć i przebrać. Wcześniej Ginna... - Zawiesiłam się, wypowiadając imię dziewczyny. - ...Pożyczyła mi kilka czystych ciuchów. Wydaje mi się, że powinieneś iść do niej i z nią porozmawiać. Nie jest złą osobą i myślę, że ona zasługuje na jakiekolwiek wyjaśnienie. - Powiedziałam, podnosząc się i stając na podłodze.
- Tak, masz rację. Pójdę z nią porozmawiać. - Westchnął i skinął głową. Zabrałam ubrania i ruszyłam do łazienki. Zamknęłam drzwi i rozebrałam się, po czym weszłam pod prysznic. Ustawiłam wodę na najzimniejszą, jaka mogła być i mimowolnie się wzdrygnęłam, gdy lodowate krople wody zetknęły się z moją ciepłą skórą. Zdecydowanie potrzebowałam teraz pomyśleć. Narobiło się trochę bałaganu. Kiedy wreszcie zostałam sama ze sobą, stanęło przede mną najtrudniejsze pytanie. "Co dalej?".
- No właśnie, co dalej? - Wymamrotałam sama do siebie. Wychodząc, wytarłam się puszystym ręcznikiem i zaczęłam przeglądać pożyczone ubrania. Była to biała tunika na cieniutkich ramiączkach z odkrytymi plecami i czarne legginsy. Ubrałam się i wysuszyłam włosy, po czym je rozczesałam. Wyglądałam nawet ładnie. Poza tym tunika odsłaniała moje tatuaże. Wyszłam z łazienki i wróciłam do salonu. Alan siedział na kanapie.
- Rozmawiałeś z Ginną? - Zapytałam, podchodząc do niego od tyłu.
- Tak. - Powiedział. - To była... Dość trudna rozmowa. Nie obrazisz się, jeśli powiem, że nie mam ochoty o tym rozmawiać? - Zapytał.
- Nie, w porządku. - Powiedziałam speszona. Najwyraźniej Ginna przyjęła to wszystko gorzej niż myślałam. Usiadłam obok Alana po jego lewej stronie, a ten zaczął lustrować mnie wzrokiem. Jego spojrzenie zatrzymało się na moim prawym ramieniu.
- Masz tatuaż? - Zapytał zaskoczony. Alan przejechał palcami po tatuażu. Przedstawiał on kruka zrobionego z metalu, zębatek i tym podobnych rzeczy, przez którego żebra widać było ludzkie serce. - Co znaczy? - Zapytał.
- Ten kruk to w pewnym sensie ja. Oznacza to, że gdzieś w tej pustej maszynie jednak bije serce, które jeszcze nie umarło. - Powiedziałam. Mówienie o tym, co znaczyły moje tatuaże było krępujące bardziej niż się spodziewałam. Zapewne ludzie nie mówią takich rzeczy o swoich tatuażach.
- A ten na twoich plecach? - Zapytał, delikatnie odkręcając mnie tak, by mógł dobrze widzieć moje plecy. - To runy? - Dotknął delikatnie tatuażu.
- Tak. Ta pierwsza prosta kreska to Isaz, która oznacza opanowanie. Kolejna, zgodnie z ruchem wskazówek zegara, to Laguz, która oznacza odporność. Następna to Ingwaz, która oznacza cierpliwość, a ta ostatnia to Thurisaz, oznaczająca niezłomność. - Wyjaśniłam.
- Rozumiem. - Szepnął, głaszcząc mnie po plecach. Mimowolnie odprężyłam się pod jego dotykiem.
- Alan, chciałabym wrócić do domu i zobaczyć ile rzeczy zostało zniszczonych. Mój dom... On... On jest dla mnie bardzo ważny... - Wyszeptałam, starając się powstrzymać łzy. Prawda była taka, że nigdy nie miałam własnego kąta. Gdy w końcu opuściłam dom dziecka i się usamodzielniłam, kupiłam moje pierwsze mieszkanie. Specjalnie zbierałam pieniądze na jakieś większe i w końcu kupiłam to, które mam teraz, z trzema sypialniami. Postanowiłam, że jeśli już kupuję dom to powinien on być większy by wystarczył dla więcej niż jednej osoby, tak w razie czego. Prawda była taka, że niezwykle szybko przywiązałam się do mojego mieszkania i nie chciałam go zostawiać. Mam nadzieję, że Alan to zrozumie.
- Dobrze. Pojedziemy po południu. - Powiedział, głaszcząc mnie po włosach. Odruchowo przytuliłam się do Alana.
- Naprawdę nie chcę zostawiać swojego domu. - Powiedziałam, tuląc się do Alana.

< Alan? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz