- Nadal chcesz wracać? - Zapytał. Nie byłam w stanie mu odpowiedzieć, bo ciągle czułam na wargach ciepło jego ust. - Leen? - Szepnął i dopiero to pozwoliło mi się ocknąć. Westchnęłam i spojrzałam w jego oczy. Odpowiedź była oczywista! To było jasne jak słońce, że chciałam z nim zostać! Miałam już odpowiedzieć, gdy nagle dopadły mnie wszystkie moje wcześniejsze obawy.
- Ja...Ja nie wiem... - Wykrztusiłam. Więcej niż pewne było to, że Alan zajął w moim życiu wyjątkowe miejsce, ale jakby to miało wyglądać? W końcu pewne jest i to, że ja nie jestem normalna, a poza tym od tak dawna żyłam sama, że chyba już nie wiem jak obchodzić się z innymi osobami.
- O co chodzi Leen? Powiedz mi. - Poprosił. - Chociaż usiądźmy i porozmawiajmy. - Szepnął, głaszcząc mnie po włosach. To było takie przyjemne uczucie, gdy bawił się moimi włosami. Skinęłam głową, co chłopak przyjął z ulgą. Odsunęłam się od niego i ruszyłam w stronę salonu, gdy nagle poczułam, że się unoszę. Spojrzałam zaskoczona na Alana, który trzymał mnie teraz na rękach.
- Szkło jest na podłodze, a ty jesteś boso. Pokaleczysz się. - Powiedział, delikatnie się uśmiechając, a ja dosłownie poczułam, jak topnieje mi serce. Wtuliłam się w niego, starając się nacieszyć tą chwilą. Alan przeniósł nas do salonu i siadając na kanapie, na której spałam, posadził mnie sobie na kolanach, co mnie ucieszyło.
- Więc? - Szepnął. Westchnęłam cicho i zebrałam myśli.
- Boję się. - Powiedziałam. Przeniosłam spojrzenie na twarz chłopaka. Wyglądał na zdezorientowanego.
- Czego? - Zapytał. Westchnęłam po raz kolejny i zaczęłam my wszystko tłumaczyć. Opowiedziałam mu o wszystkich moich obawach. Gdy skończyłam, usłyszałam jak Alan sapnął zaskoczony.
- Kobiety... Naprawdę są skomplikowane. - Zachichotał mi cicho do ucha, a ja nie mogłam powstrzymać uśmiechu wpełzającego na moje usta.
- Poza tym wszystkim, nawet jeśli... nawet jeśli zostanę to, co z Ginną? - Powiedziałam, poważniejąc. Naprawdę polubiłam Ginnę, była w porządku i w ogóle, ale jednak gdy myślałam o niej i o Alanie razem, miałam ochotę rozpętać tornado... na przykład takie ze szklanek.
- Ginna... - Zaczął Alan i nagle jak na zawołanie w salonie pojawiła się Ginna. Jej wzrok zatrzymał się na nas, a na twarzy zaczęło malować się zdziwienie. Wgapialiśmy się tak nawzajem w siebie, gdy nagle dostrzegłam broń w rękach dziewczyny.
- Ummm... Ginna, po co ci ta broń? - Zapytałam. Dziewczyna spojrzała na przedmiot, który trzymała w ręce i sapnęła cicho.
- Oh, ja i Vincent usłyszeliśmy jakiś hałas i myśleliśmy, że ktoś włamał się do domu. - Wymamrotała. Ah, no tak, szklanki w kuchni. - Nie chciałam wam przeszkadzać... - Powiedziała, patrząc na nas sugestywnie. Westchnęłam głośno i byłam pewna, że moja twarz przypominała teraz dorodnego pomidora.
- To... Nie tak... - Wykrztusiłam. Spojrzałam na Alana, który był dziwnie milczący. Na jego twarzy malowało się delikatne zdziwienie i... zadowolenie? Tak, ta mała wredota była zadowolona z tego, że ktoś właśnie zasugerował, iż się do siebie dobieraliśmy. W sumie to było w tym jakieś ziarnko prawdy...
- Ginna? - Usłyszałam głos Vincenta i jego zbliżające się kroki. - Wszystko w porządku? - Zapytał i po chwili on również wszedł do salonu. No to pięknie. Z jednej strony ciekawiło mnie czy Alan postawi się wujowi, a z drugiej bałam się, że on tego właśnie nie zrobi. No bo w końcu miało sporo czasu na to, by przedyskutować to z wujem...
< Alan? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz