Vincent w Chicago ma wielu uczniaków których szukał po całym świecie. Dużo dzieciaków takich jak my musi sobie radzić samych. Część z nich w ogóle nie daje rady. Leen miała ciężkie życie. Nie wiedziała co się z nią dzieje i żadnej osoby która by ją zrozumiała.
Czy ją rozumiałem?
Po części na pewno. Byłem Nefilim widziałem świat taki jak ona. Sam straciłem rodziców i rodzeństwo. Parę dni byłem sam w domu ze zwłokami za nim przyjechał Vincent. Tylko ja miałem Vincenta. Bez niego chyba nie dał bym rady. Doskonale pamiętam te pierwsze dni po tragedii. To wtedy uaktywniła mi się moc. Parokrotnie spalił bym dom choć wuj nie ma daru potrafił mnie uspokoić. Pomógł mi zapanować nad sobą.
Leen musi znaleźć kogoś kto jej pomoże. Ja niewiele mogę zrobić nie rozumiem jej daru. A im dłużej ją znam tym dowiaduje się o jej mocy nowych rzeczy. Co raz bardziej ją podziwiam. Radziła sobie sama przez tyle lat.
Martwiłem się o nią i o koszmary nawiedzające ją we śnie. Okalecza się żeby się odciąć nie jest dobrze. Czułem się bezradny że nie mogę nic zrobić. Winny że nie udało mi się jej ochronić. Przeze mnie dopadł ją sabat.
Nie lubiłem się tak czuć.
- Zostaniesz? - spytała nieśmiało
- Co? - dopytałem nic nie rozumiejąc
- Zostaniesz ze mną? Nie chcę być sama. Boję się zasnąć. - Powiedziała
Podszedłem do niej i uklęknąłem przy łóżku. Nasze oczy znalazły się na tej samej wysokości. Delikatnie ująłem jej dłoń w swoją
- Zostanę - zapewniłem - dziś, jutro i tak długo aż będziesz tolerowała moje towarzystwo. Obiecuje że cię nie zostawię i zawsze możesz na mnie liczyć.
- Zawsze? - szepnęła ściskając moją dłoń
- Zawsze - obiecałem muskając kciukiem jej policzek. Była taka krucha i delikatna. Nienawidziłem czarownic które ją skrzywdziły, które na nowo przywróciły jej lęki z dzieciństwa. - śpij Leen musisz odpocząć.
Uśmiechnęła się smutno i położyła na poduszczę. Chwile później zasnęła. Znów zacząłem kartkować dzienniki tylko tym razem nie mogłem się skupić. Mój wzrok co chwila podążał do dziewczyny śpiącej na kanapie. Kiedy więc zaczęła szybciej oddychać dostrzegłem to od razu. Nie chciałem dopuścić do kolejnego koszmaru z którego wybudzi się z ranami na rękach i łzami w oczach. Czułem silną potrzebę chronienia jej. Więc normalnie nie zdecydował bym się na to i pewnie mi się oberwie. Położyłem się obok niej i przytuliłem ją do siebie. Dziewczyna położyła głowę na moją pierś, a ja zacząłem delikatnie gładzić ją po ciemnych włosach. Jej oddech na nowo się wyrównał. I powinienem się od niej odsunąć lecz nie potrafiłem. Człowiek to istota stadna potrzebuje drugiego człowieka. A ja potrzebowałem Leen. W głowie miałem mętlik a przez nadmiar emocji nie mogłem usiedzieć na miejscu przy niej się uspokajałem. Mogłem logicznie myśleć. Nie, nie mogłem jej lekko rozchylone usta sprawiały że zupełnie nie myślałem logicznie. Myślałem tylko o tym jak to by było ją pocałować? Czy kiedyś będę miał okazje to zrobić?
Zdecydowanie powinienem wstać z tej kanapy. Jednak gdy się poruszyłem Leen jeszcze ciaśniej do mnie przyległa. Jeżeli nie chciałem jej obudzić musiałem zostać na miejscu.
Mijały minuty a ja nawet się rozluźniłem. Podobała mi się perspektywa leżenia obok niej i nie miał bym nic przeciwko powtórce. Nie wiem kiedy pogrążyłem się w śnie, przecież nie zamierzałem spać.
< Leen? > Wybacz trochę krótkie no ale trzeba było coś odpisać ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz