21.06.2018

Od Alana CD Isleen

Leen miała rację Ginna zasługiwała na rozmowę. Powinienem jej o wszystkim wcześniej powiedzieć. Tak by wypadało. Jak Isleen zamknęła za sobą drzwi łazienki. Wziąłem głęboki wdech i tuszyłem na górę. W tym momencie zdecydowanie wolał bym walkę z czarownicą czy nawet demonem. Szczerze wolał bym jeszcze raz zmierzyć się z Belet'em. Ortros wyczuwając mój nastrój wstał cicho powarkując. Spiorunowałem go wzrokiem a ogar wrócił posłusznie na swoje miejsce. Nie rozmyślając dłużej wszedłem po schodach i zapukałem do drzwi.
- Wlazł - warknęła, nie było wyjścia nacisnąłem na klamkę i pchnąłem drzwi do pokoju.
Ginna siedziała na łóżku i od bandażowała rękę. Dopiero kiedy skończyła czynność podniosła głowę do góry i wpatrzyła się na mnie zaskoczona.
- Spodziewałaś się Vincenta - zgadywałem, podszedłem do łóżka i usiadłem obok niej. - Daj pomogę ci - Nim zdążyła zaprotestować wziąłem maść na oparzenia i delikatnie ująłem jej dłoń. Oparzenie wyglądało okropnie, a ręka była cała napuchnięta.
- To twój pokój nie spodziewałam się że..
- Zapukam - dokończyłem za nią - kultura nakazuje pukać a to chwilowo twój pokój.
- Mój pokój z twoimi rzeczami - zauważyła, miała racje w większości wardały się tu moje ciuchy i klamoty które nie zdążyłem posprzątać. Przecież nie spodziewałem się że będę miał gości.
- Przyszedłem z tobą pogadać - zacząłem, bandażując jej rękę - chciałem cię przeprosić
- Mogłeś mi powiedzieć - szepnęła - przecież jesteśmy zaręczeni
- Tak Ginn - zgodziłem się - jesteśmy zaręczeni..
- Z nią... - odchrząknęła i się uśmiechnęła - czy z Isleen to tak na poważnie? Kochasz ją?
- Chyba za wcześnie by wyciągać jakiekolwiek wnioski - odparłem - nie znam jej za dobrze. Ale zależy mi na niej.
- Rozumiem - wyznała - niedawno rozmawiałam z Vincentem..
- Nie wiem co ci powiedział - przerwałem jej zmuszając by na mnie spojrzała - ale nie łudź się że znudzę się Leen i do ciebie wrócę. Całe te zaręczyny to jedna wielka farsa. Wyjechałem zaraz na drugi dzień
- Więc po co się oświadczałeś - warknęła a do oczu naleciały jej łzy
- Przecież wiesz - mruknąłem
- Przecież znamy się od dziecka - wyszeptała wstając z łóżka i odkręcając się do mnie plecami.
- Tak i kocham cie Ginn - wyznałem - kocham cię jak siostrę i mam nadzieje że mnie zrozumiesz i może kiedyś wybaczysz.
Wstałem i wyszedłem z pokoju. Zamykając drzwi usłyszałem jak zanosi się szlochem. Czułem się okropnie ale nie mogłem nic zrobić. Zszedłem na dół i na kanapie w salonie poczekałem na Leen. Nim zaczęły atakować mnie moje własne myśli drzwi od łazienki się otworzyły, a ja nie mogłem oderwać od niej oczu wyglądała zjawiskowo. Ciekawe co ona widzi w takim idiocie jak ja?
***
Isleen chciała wracać do domu. Była naprawdę przywiązana do tych czterech ścian. I ostatecznie nie czekaliśmy tylko poszliśmy od razu. Osobiście również chciałem wyrwać się z domu Collins'a mając nadzieje że jak już wrócę to nie zastanę wuja ani Ginny.
Mieszkanie dziewczyny wyglądało jak po przejściu trąby powietrznej. Dużo czasu zajęło nam z doprowadzeniem go do użytku.
- Nie musiałeś - powtórzyła po raz któryś dziewczyna
- Nie musiałem - zgodziłem się - ale chciałem. Przecież sama sprzątała byś do rana.
- Dziękuje - uśmiechnęła się zarzucając mi ręce na szyje
- Tylko się nie przyzwyczajaj - mruknąłem obejmując ją w tali. - chyba muszę iść - powiedziałem patrząc na zegarek - muszę jechać do posiadłości Blackwood'ów
- Po co? - dopytała
- Poprosić ich o wgląd w pamiętniki. Przecież musimy poszukać twoich przodków. I Belet też nie bedzie czekał wiecznie.
< Isleen?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz