12.06.2018

Od Alana CD Isleen

Patrzyłem na Ginnę próbując rozszyfrować co myśli patrząc na nas. Nigdy nie chciałem jej skrzywdzić choć zrobiłem to zapewne nie raz. Jeżeli to ją jakoś dotknęło nie dała tego po sobie poznać. Zachowywała spokój, a jej twarz nie zdradzała żadnych emocji. Lecz znałem Ginne od dziecka wiedziałem że musi pokładać sporo energii i silnej woli by zachować taki efekt. Czy byłem nie w porządku? Zapewne, przecież nadal jesteśmy zaręczeni. Zaraz po niej ze schodów zszedł Vincent. Nie odważyłem się spojrzeć na wuja. Doskonale wiedziałem czego ode mnie oczekuje. Wiedziałem również że Łowca musi przestrzegać zasad, a jego życie całkowicie podlega woli głowy rodu. W tym przypadku Vincentowi. Byłem wychowywany w tych regułach wolałem wyjechać niż stawić czoła wujowi. A teraz? Teraz mi ulżyło. To był najwyższy czas się przeciwstawić.
- Jak ręka - spytałem Ginny. Chciałem czymś zapełnić napiętą ciszę. Atmosfera była tak ciężka że to cud że nikt się nie udusił. Lecz zainteresowanie raną dziewczyny nie było tylko odwróceniem uwagi. Była moją przyjaciółką martwiłem się o jej zdrowie, sam przecież poważnie ją poparzyłem. Chwilę patrzyła na mnie nie rozumiejąc nawet zacząłem obawiać się że się nie odezwie a to by jeszcze bardziej skomplikowało sprawę.
- W porządku - wyznała nagle, uśmiechając się - nie będę przeszkadzała
Wyczułem w jej słowach wyrzut i nawet zacząłem czuć się jak dupek. Czy nie powinienem z nią porozmawiać wcześniej? Najpierw ją zostawiłem, następnie skazałem na śmierć, a na koniec jak by nie patrzeć zdradziłem. Minęła na schodach Vincenta i poszła z powrotem do pokoju.
- Chyba musimy porozmawiać - powiedział piorunując mnie wzrokiem.
- Przecież rozmawiamy - zauważyłem
Spojrzał niepewnie na Leen która czuła się chyba również nie na miejscu. Zapowiadała się długa gadka, która na pewno zakończy się kłótnią. Z plotłem palce z palcami Leen, a przy nogach położył mi się ogar na którego Vincent spojrzał z niesmakiem.
- Co zamierzasz? - spytał podbródkiem wskazując na Ortrosa. Przyjrzałem się ogarowi, doskonale wiedząc co wuj ma na myśli. Już wcześniej zdecydowałem nie wspominać o liście od demona.
- Nie wiem - przyznałem - poczekam na informacje od Belet'a zobaczymy. - skłamałem - Co do ogara chwilowo mi nie przeszkadza jak zacznie pomyślę.   
- Więc zamierzasz spełnić warunki demona
- Nie mam wyjścia - fuknąłem - zawarłem pakt czy ci się podoba czy nie i nie zamierzam czekać na skutki nie dotrzymania swojej części umowy.
- Twoi rodzice w grobie się przewracają - warknął
- Daruj sobie doskonale wiemy że w grobie leżą tylko kości obżarte przez robactwo. - wytknąłem - i gadaj sobie co chcesz gdyby nie pakt wszyscy bylibyśmy martwi.
- Gdybyś nie przyszedł żył byś dalej...
- Vincent - przerwałem mu - czasu nie da się cofnąć a nawet jak by się dało postąpił bym tak samo.
- A Ginna? Twoja przyszłość, plany? - dopytał patrząc na nasze złączone dłonie
- To twoje plany - zauważyłem spokojnie
- Jesteście zaręczeni - ciągnął, Leen milczała żałowałem że nie mogę dostrzec jej twarzy.
- Czy ty kiedykolwiek zapytałeś mnie o zdanie? - spytałem podniesionym tonem - Czy spytałeś czego ja chce? Nie, nie spytałeś. Zadecydowałeś za nas oboje. Jeżeli jeszcze nie rozumiesz. Ja nigdy nie będę z Ginną, nie będziemy małżeństwem i nie będziemy mieli gromadki dzieci. Jeżeli ona pozwala ci decydować o własnym życiu w porządku ale o moim zapomnij
- Alan - warknął wstając, Ortros również się podniósł.
Chyba powinienem bardziej zwracać uwagę na to co myślę.
- Buntujesz się ale ta dziewczyna ci się znudzi - powiedział oschle - przestań się okłamywać ona nic dla ciebie nie znaczy jest tylko środkiem do celu.
- Nie jestem tobą
- Obudzi się za nim będzie za późno. Rano jak nic się nie wydarzy wracamy do Chicago, wracasz z nami? - spytał kończąc naszą rozmowę. Okazało się że w sumie nie było tak źle pewnie dzięki obecności Leen. Doskonale pamiętałem kłótnie kiedy postanowiłem opuścić Chicago.
- Nie, zostaje tu.  - zdecydowałem
Wuj się podniósł a chwile później zniknął na schodach. Leen była cała spięta. Przysunąłem ją do siebie i złożyłem pocałunek na jej szyi.
- Leen zależy mi na tobie tak jak nigdy nie zależało by mi na Ginnie - szepnąłem, czułem że muszę jej wyjaśnić. - I uwierz mi że jeżeli chciał bym się wydostać z zaręczyn nie posłużył bym się tobą.
< Leen?> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz