27.08.2018

Witamy nowego Łowce Ciemności

Two things are infinite: the universe and human stupidity; and I'm not sure about the universe

Zdjęcie: 

Imię: Cassian Harlamoff

Wiek: 18

Rasa: Hybryda wampira z czarownicą.

Podgatunek: -

Charakter: Harlamoff nie jest typem osoby, która lubi różnić się w tłumie. Nigdy nie chce rzucać się w oczy, jedynie chce od kogoś tyle uwagi, na ile jest to potrzebne. Większość zaczepek ignoruje, rzadko zdaje się na krótką rozmowę, a co dopiero na znajomość. Cała prawda, nie jest osobą towarzyską - imprezy go męczą, a dłuższe rozmowy zdarzają się przyprawiać o irytację, dlatego też woli je omijać jak najczęściej. Żyje w ciągłym lęku, często się stresuje i pełny obaw o bycie celem łowcy, dlatego zdarza mu się panikować w najmniej chcianych na to sytuacjach, często nie znając rozwiązania, aby się uspokoić. Bez wątpienia, Cassian jest jak otwarta księga, emocje zawsze wypisane są na jego bladej twarzy, stąd łatwo stwierdzić, kiedy się stresuje lub gniewa, jednak nadal próbuje te emocje zaprzeczać, nie lubiąc się do tego przyznawać, czując się skrępowany. Mimo tego, stara się trzymać swoje emocje na wodzy, co czasami i się udaje jeśli chodzi o emocje inne niż panika, podchodzący do sytuacji spokojnie, nie robiąc sceny ani nie wprawiając się w kłótnie, potrzebuje on naprawdę dobrego powodu, aby porządnie się zdenerwować. Nie chcą zawracać sobie głowy argumentami, często przyznaje drugiej połowie racje, nawet jeśli tej nie ma, po prostu nie mając najmniejszej ochoty kontynuować konwersacje takiego rodzaju. Ma skłonność do omijania szerokim łukiem ludzi, którzy stwarzają problemy, nie chcąc bycie częścią z nich, jeśli miałoby to oznaczać, że zwróci na siebie uwagę w nieodpowiednich kręgach, a wolałby podróżować w różne zakątki Las Vegas samotnie i jedynie na swoich układach. Krótko mówiąc, nie przepada za kłopotami. Mimo swojej mieszanej aury, nie należy on do ludzi złych. Jednak osobiście na początku znajomości niewiele mówi, lubi trzymać nowo poznanych ludzi na dystans, nie chce marnować sobie czasu na fałszywe osobniki. Jak na pozór lubi samotność, nie chowając swojej odrazy do nieznajomych i nie wykazuje chęci do wylewnego okazywania uczuć, jednak każdemu czasami przydałoby się z kimś przemienić parę słów, zwłaszcza, kiedy chłopakowi uda się z kimś zaprzyjaźnić. Jeśli ktoś taki z nim jest, z pewnością będzie bardziej rozluźniony i skłonny do rozmowy, nie ważne czy do szczerej i poważnej czy może i ciągówką sarkazmu i tatuśkowych żarcików. Z łatwością znajdziesz w niego dobrego słuchacza, dysponuje dużymi zasobami empatii oraz zawsze, w miarę możliwości wspomoże jakąś dobrą radą. Jedynym minusem tego bywa naiwność chłopaka, gdyż nienawidzi kłamania i oczekuje od innych tego samego i wieży, że zawsze tak się dzieje. Z góry ludzie się spodziewać uprzejmego osiemnastolatka, który zachowuje się za dorosło jak na swój wiek, nie lubi zachowywać się głośno i zawsze przemyśla wszystkie decyzje. Zawsze zatroskany, nie odstąpi krokiem od rannego lub chorego przyjaciela, nawet, jeśli sam miałby się zarazić. Bardzo dobroduszny, blondyn nie lubi krzywdzić innych, dlatego też cieszy się, że tak naprawdę nie należy do grupy wampirów, nie musząc pożywiać się cudzą krwią.

Aparycja: Mając metr osiemdziesiąt wzrostu, chłopak nie wyróżnia się specjalnie od innych, a jego szczupła sylwetka potrafi prześlizgiwać się pomiędzy tłumami unikając niechcianych ludzi. Z łatwością można by było policzyć wszystkie jego żebra, przez swoje problemy z jedzeniem ma on niedowagę, lecz nie widzi z tym nic złego. Jego blada cera nieraz oszukała nieznajomych o jego pochodzeniu, jednak nie zawsze wybierał, aby ich poprawić nie chcą robić z tego sensacji, zawsze wygodniej to przemilczeć. Do tego jest ona podatna na wszelkie siniaki i zadrapania przy swojej delikatności, jednak dość szybko znikają dzięki jego krwi, za co osiemnastolatek jest wdzięczny. Dobrze dobiera się do niej para jasnobrązowych oczu chowającymi się za okularami oraz pełne, delikatne usta o różowej barwie, które kojarzą się bardziej kobieco, jednak chłopak nie pozwoli sobie dojść do tej myśli. Do całej jego estetyki wkomponowuje się burza platynowych włosów, które zawsze pozostaje w nieładzie pomimo wszelkich starań Cassiana. Chłopak lubuje w długich płaszczach i zakłada je w każdej możliwej okazji, a znacznie większa część jego garderoby składa się z koloru czarnego, nie należy on do wielkich fanów jaskrawych kolorów, za to uważa te ciemne za eleganckie, pasujące na każdą okazje i w jakiekolwiek otoczenie.

Dar: Dzięki posiadaniu krwi wampirzej, odziedziczył on jej lecznicze przypadłości, jednakże o znacznie słabszym działaniu, jak również bez dźwiękowe przemieszczanie się, ale dodatkowo słabość na wszelkie srebro. Dzięki swojej matce zna się na alchemii i zdaje sobie sprawę z mocy mikstur, które przyrządza, również jak posługiwać i obchodzić się prawidłowo runami. Dzięki tej nauce pozwala mu uzyskać mnóstwo efektów poprzez ilustrację różnych symboli używając byle jakich materiałów, aby stworzyć zaklęcie. Niektóre pozwalają na elementarne zaklęcia, inne pozwalają na różne efekty, takie jak teleportacja. Jest to zdefiniowane w setkach podkategorii, starożytnych runach, nowoczesnych i tym podobnych, nie w sposób jest zapamiętania każdej kombinacji. Jest to rodzaj czarów raczej przestarzały, ponieważ posiada specyficzne zaklęcia do określonych celów, jeden błąd i może dojść do nieprzyjemnej katastrofy. Większość eliksirów, które przyrządza mają efekt leczniczy i wspomagający, czasami trafi się coś silniejszego, ale chłopak nie zajmuje się robieniem niczego bardzo mocnego, nie mając na to żadnego użytku.

Zainteresowania: 
*Cassian zawsze w swoim wolnym czasie czyta, od romantycznych poezji do zachodzących pod skórę horrorów.
*Lubi ogrodnictwo, ale aktualnie nie ma czasu ani miejsca, aby się tym zajmować.
*Jako często podróżuje, lubi zwiedzać nowe miejsca i się o nich uczyć.
*Kiedyś przypadkowo nauczył się gry na skrzypcach i od tamtej pory stara się dołączać do jakiegoś zespołu lub grupy ulicznej kiedy ma zamiar zostać gdzieś dłużej, aby mieć szanse by grać.

Pochodzenie: Jego mentorem zawsze była Nymphadora, uczyła go wszystkiego co oznaczała za słuszne.

Historia: Urodzony jako przypadkowy owoc bardzo krótkiego romansu pewnej cichej czarownicy z potężnym wampirem. A trwał on jedynie jedną noc, albowiem rankiem nie było śladu po mężczyźnie, nigdy też nie powrócił. Kobieta więcej nie straciła by na niego następnej myśli, gdyby nie odkrycie ciąży. Pragnąc odnaleźć ojca swojego nienarodzonego dziecka, zaczęła go poszukiwać, pamiętając jedynie rysy jego twarzy oraz imię, które równie dobrze mogło nie istnieć. I tak też chciany wampir zniknął z powierzchni ziemi, nigdy nie powracając bez pojęcia o swoim potomku. Kiedy chłopak się urodził, Nymphadora nie umiała zdecydować co z nim począć, gdyż nie będąc w pełni czarownikiem ani też wampirem, nie było wiadomo co odziedziczył po każdej rasie. Jak się okazało, nie było to za dużo, jedynie małe cząsteczki, które nie widziały na nim dużego powodzenia w żadnych sabatach, a najbardziej tych potężnych, nie mówiąc już o wampirach, gdyż dziecko urodziło się jako śmiertelnik i nie miało najmniejszego zamiaru picia krwi. Uczyła więc go w domu wszystkiego co może by mu się kiedyś przydało, gdyż umiał on wykonywać zaklęcia, lecz ich moc równała się z sztucznymi ogniami i nie nadawały się do ataku ani obrony, nie robiły z niego czarownicy. Jednak był na tyle zdolny, aby nauczyć się robić magiczne eliksiry i czary run, które dały mu możliwość zastąpienia czarów nimi. Tak też żyli aż Cassian skończył jedenaście lat, wtedy wszystko co do tej pory znał zaczęło się zmieniać. Jego matka coraz mniej się uśmiechała i zamiast tego zaczęła zawsze wyglądać na zmartwioną lub złą, coraz częściej wychodziła z domu i wracała o wiele później niż w zwyczaju. Chłopczyk nie miał pojęcia o wierzeniach i przepisach w sabacie, do którego należała jego rodzicielka. Musiała ona przestrzegać ścisłego regulaminu, który nie pozwalał na związki z wampirami lub likantropami, a co dopiero mieć ich dzieci i je wychowywać. Przez tyle lat udawało jej się ukryć tożsamość syna, ignorując wiele pytań od innych wiedźm na jego temat. Miał on zaś niedługo dojść do wieku, w którym dzieci członków musiały dołączyć do sabatu jak i rodzice, tak nakazywało jedno z ich zasad. Cassian nigdy nie dowidział się jakim cudem jedna z czarownic odkryła jej sekret i poszła z nim do przywódczyni, która była daleko od zrozumienia poczynania Nymphadory, które odebrała za bunt przeciw sabatowi. Kiedy młody Harlamoff zaczął powoli przyzwyczajać się do nowej sytuacji, zdarzyło się coś, co wiele mogłoby się spodziewać o taki właśnie przebieg wydarzeń. Kobieta nie tylko nie wróciła wieczorem, nie było po niej śladu nawet i rano. Chłopak bycia pewnym, że miała coś ważnego do zrobienia i nie miała jak go o tym poinformować, jak i za niedługo wróci. Jednak dni mijały, a od jego matki nie było żadnego znaku życia, a on zaczął się o nią przeraźliwie bać. Kiedy wreszcie odważył się wyjść i jej szukać, ruszył instynktownie w stronę miasteczka, w którym osiedlił się sabat do którego należała Harlamoff. Po tym, co wydawało się wieki, spotkał twarz, która było mu znajoma, gdyż składała wizyty u nich w domu czasami, postanawiając o zapytania jej się o jakiekolwiek informacje o pobycie jego opiekuna. To co usłyszał, na zawsze pozostało nieskazanie wytatuowane w jego pamięci; wczesnego poranka Nymphadora została wyłowiona z pobliskiej rzeki, martwa. Chłopak nie chciał uwierzyć w tą informacje przez długi czas, ale wreszcie opamiętał się i spakował wszystko co mógł i opuścił tamto miejsce, wiedząc, że był tam wielce niechciany. Kierował się tam, gdzie niosły go nogi, dorabiając w każdych dostępnych dorywczych pracach na swojej drodze, wszystko, aby przetrwać. Podróżuje z miasta do miasta, poszukując mężczyzny, którego tożsamość jest mu nieznana. Tak też droga doprowadziła go do Los Angeles, gdzie aktualnie się znajduje.

Rodzina: Ojca Cassian nigdy nie miał okazji poznać, jedynie z opowieści matki, lecz jest to niewiele. Nymphadora Harlamoff to jedyny członek rodziny, którą kiedykolwiek miał. Matka zajmowała się nim do swojego zniknięcia.

Motto: “Two things are infinite: the universe and human stupidity; and I'm not sure about the universe.”*

Znak: Owego nie posiada.

Orientacja seksualna: Biseksualny.

Partner: -

Zwierze:


Szelma to łagodna kotka, która również jak Cassian jest hybrydą, mając dwa różne kolory oczu oraz sierści. Nie przepada za zimnem i najczęściej przesiaduje w wygodnym, ciepłym kącie a harcuje po nocach. Znalazł ją porzucona w rowie i postanowił zabrać ze sobą jako towarzysza. Jest ciekawsko nastawiona do nieznajomych, zawsze podróżuje ze swoim właścicielem.

Inne:
*Doskonale zna się na wszelkich ziołach i roślinach, prowadzi o nich dziennik.
*Nie ma zagrzanego miejsca w Las Vegas, często się przemieszcza, nocując w przeróżnych hotelach lub wynajmując mieszkania na parę dni.
*Ma chorobę lokomocyjną.
*Nienawidzi tłustego jedzenia, jaki i jakichkolwiek zup lub sosów, na sam widok robi mu się nie dobrze i zawsze odmawia ich spożycia, a ostre przyprawy doprowadzają go do łez.
*Kolekcjonuje kryształy i inne przedmioty, które mogę mieć magiczne przypadłości.
*Ma tatuaże run na palcach lewej ręki, na jednych z nich znajduje się również tatuaż sztyletu.
Znaczenie run:
Laguz; chaos, potencjał, nieznane.
Raidho; ruch, praca, wzrost.
Algiz; ochrona przed wrogami.
Dagaz; nadzieja, szczęście.
Gebo; hojność.


Kontakt:  [howrse] /sunflower/  [email] gogofirstorder@gmail.com)


* Dwie rzeczy są nieskończone: wszechświat i ludzka głupota; i nie jestem pewien co do wszechświata

Od Rayan'a CD Yin

Choć mam kilku znajomych wśród czarownic nigdy nie byłem świadkiem ich czarów. Zawsze miałem świadomość że magia istnieje, że jest czymś namacalnym. To jednak zobaczenie tego na własne oczy, poczucie jak magia kłębi i ociera ci się o skórę to coś zgoła innego. To wszystko było ekscytujące.
Patrzyłem oniemiały na prace Yin. Podszedłem powoli, z wahaniem do własnego klona. Miałem wrażenie jak bym patrzył w lustro 3D. Był dopracowany w najdrobniejszych szczegółach. Nie miałem się naprawdę do czego przyczepić. Klon wyglądał jak ja, nosił mój zapach, a nawet zachowywał się identycznie.
Dlaczego nie urodziłem się czarownikiem?
Yin złączyła nas z klonami jakimś czarem dzięki czemu miałem całkowitą kontrolę na sobowtórem.
***
Droga do mieszkania łowcy nie była długa. A dzięki klonom nie obawiałem się spotkania. Zostałem uprzedzony że łowca nie mieszka sam, ale w chwili kiedy drzwi się otworzyły, a w progu stanęła ładna ciemnowłosa Nefilim byłem zaskoczony. Dziewczyna przechyliła delikatnie głowę na bok uważnie nas obserwując. Nie miała żadnej broni na pewno wyczuła kim jesteśmy mimo to nie wyczuwałem jej strachu. Ciemnowłosa uśmiechnęła się i cofnęła krok do tyłu wpuszczając nas do mieszkania. Yin przekroczyła próg pierwsza. Ja chwile się wahałem. Wiedziałem że nie mogą mi nic zrobić. Ale instynkt był silniejszy. Więc kiedy zmusiłem się do zrobienia tego kroku Alan stanął obok swej towarzyszki piorunując nas wzrokiem. Jednak nie wydawał się zaskoczony rzekł bym że wyczekiwał tej wizyty.
- Gdzie mój brat Jason. - warknęła Yin
- Od razu do konkretów. Jason, hmm. Czyżby wilkołak. - uśmiechnął się zadziornie
- Alan. - upomniała go jego dziewczyna, chwile patrzyli sobie prosto w oczy. Po czym chłopak westchnął ciężko. Oparł się o ścianę splatając ręce na piersi
- Ściągam go w sprawie zabicia dwóch ludzi, wampira, syreny, oraz dwóch łowców. Gdy spotkałem Felixa dostałem listę, kto jeszcze ma zginąć. - powiedział
Yin wyjęła listę którą dostała od Felixa. Spojrzałem jej przez ramię na ostatniej pozycji widniało nazwisko Alana. Yin schowała kartkę tak szybko jak ją wyjęła. Bez słowa złapała ciemnowłosą za łokieć i pociągnęła ją w głąb domu. Sama łowczyni nie bardzo się opierała. Za to wyczuwałem emocje targające Alanem. Czułem że będą kłopoty w głowie zacząłem układać plan wtedy łowczyni machnęła na chłopaka a ten na powrót oparł się o ścianę. Jednak nadal wyczuwałem jego złość.
- Nic jej nie zrobi - uspokoiłem chociaż sam odczuwałem niemały niepokój.
- Wiem - odparł Alan i pierwszy raz spojrzał na mnie - jesteście tylko projekcją, magiczną sztuczką.
Zaskoczony wpatrzyłem się w łowce, klony były doskonałe. Nie rozumiałem jakim cudem wyczuł podstęp. Musiał chyba wyczytać z mojej twarzy nieme pytanie i szok bo parsknął śmiechem.
- Znam się na istotach posługujących się magią. - wytłumaczył - wyczuwam ją na kilometr.
Czekałem aż powie coś więcej ale milczał wpatrzony w drzwi za którymi zniknęły dziewczyny.
- Twoje nazwisko jest na liście - za uwarzyłem. Łowca znów przeniósł na mnie wzrok
- Isleen też jest na liście - odparł. Wyczułem jego złość, bezradność i ból. Nie miałem wątpliwości że Isleen to ciemnowłosa łowczyni.
- Co wiesz o tej liście? - dopytałem ostrożnie
- Nie wiele - wyznał z końcu. - Właściwie to nic. Tylko tyle że są tam nazwiska zarówno zwykłych śmiertelników, łowców jaki i istot ciemności. Znajdują się tam wszystkie gatunki. Zupełnie nic ich nie łączy. Ginął w kolejności w której są zapisani jednak nie ma żadnego schematu. Nie można się na to przygotować, nigdy nie wiemy kiedy zaatakują znowu. A wszystkie ofiary umierają w ten sam sposób.
- Co ich zabija? - dopytałem
- Jestem łowcą widziałem już wiele ciał pozostawionych przez różne gatunki. - zaczął Alan - wygląda to jak rytuał. A jak mowa o rytualne na myśl nasuwa mi się Sabat Ofiarny. Są nieuchwytni moja rodzina poluje na nich od lat.
- A co ma wspólnego z tym wszystkim Jason? - spytałem
- Pozbycie się sabatu leży w moim interesie jak i w interesie wszystkich. Od paru miesięcy na oku mam również Jasona nie wiem jeszcze ile ma z tym wszystkim wspólnego ale miesza się w sprawy sabatu. Jak już mówiłem podejrzewam go o kilka zabójstw... - przerwał nagle kiedy drzwi się otworzyły a ze środka wyszła Isleen.
- Gdzie Yin? - spytałem kiedy jej nie za uwarzyłem
- Wróciła do siebie - wyjaśniła dziewczyna
- Sabat jest niebezpieczny. Nawet jeżeli Jason jest niewinny wszyscy łowcy mają go na celowniku - powiedział Alan - jeżeli go spotkam nie będę zadawał pytań.
- On na pewno nie ma nic wspólnego z sabatem. Yin również jest na liście
- Do jakiej watahy należy? - spytał wiedziałem że to podchwytliwe pytanie
- Do żadnej
- Nikt nie będzie za niego ręczył. Sabat mógł nakarmić go bajeczkami może nie być już tą osobą którą znaliście. Może bez wahania wydać na śmierć swoją siostrę. Tu masz mój numer - podał mi kartkę - skontaktuj się
Wiedziałem że to koniec rozmowy skierowałem się do drzwi i opuściłem mieszkanie. Teraz musiałem tylko wrócić do siebie ale nie bardzo wiedziałem jak. Więc ruszyłem do hotelu.
Cała ta sytuacja jest bardzo dziwna. Nie chciało mi się wierzyć że Jason mógł dogadać się z Sabatem. Dowiadujemy się co raz więcej rzeczy lecz to wcale nie przybliża nas do rozwikłania zagadki. Każda odpowiedz stawia tylko kolejne pytania.
Kiedy dotarłem do hotelu Yin siedziała na jednym z łóżek. A ja oczami klona patrzyłem na siebie. Wyglądałem jak bym był w transie. Moje oczy zaszły całkowicie mgłą.
- Czego się dowiedziałaś? - spytałem hybrydy
< Yin?> 

25.08.2018

Od Zhavi cd Rotha

Westchnęłam jedynie i wyprostowałam się nieco. Zerknęłam na mamę, a ona zrozumiała, o co chodzi.
- Gdy miałam zaledwie cztery latka, wybiegłam za koleżanka. Słyszałam, jak krzyczała, wolała mnie. Czułam w sobie siłę, słyszałam, jak mama mnie wolała, abym wracała do domu. Nie mogłam, tego zrobić więc wyjęłam jedyna broń, jaka miałam przy sobie. Taki mały sztuczny miecz, w pewnym momencie ten miecz rozbłysnął dziwnym światłem. Zabiłam potwora, który okazał się demonem. Koleżanka była prawie martwa. Wtedy wezwałam Serafinę. Potrzebowałam jej. Ocaliła ją, ale w te sama noc, gdy Serafina ją zabrała, to upadłam, czułam potworny chłód. - powiedziałam i spojrzałam na mamę. Chłopak także spojrzał na moją mamę.
Wtedy właśnie pokazała się moja dalsza historia.
- Znalazłam Avi, w kałuży krwi. Gdy była akurat krwawa pełnia. Wezwałam wszystkie osiem ras. Chciałam, aby podarowali mej córce nowe życie. Przystali na to, jednakże co krwawą pełnię księżyca musiała sypiać z osobnikami różnych ras. Dla demonów stała się księżniczka. Ich król chce posiąść jej ciało, duszę oraz zabrać ze sobą i pochłonąć. Co pełnię księżyca, zabijała, sypiała bądź też.. - przerwała.
- Rozmawiałam z duchem bogini księżyca. Dała mi znak, bliznę bądź piętno. Paliła się, gdy oznaczała, iż nadszedł czas. - powiedziałam. Podniosłam koszulkę, aby mu pokazać piętno na brzuchu, które powoli migotało na biało. Wstałam i ruszyłam do kuchni.
Słyszałam, jak dalej rozmawiali.
- Nie da się nic zrobić. Ona musi wypełnić to albo zabić bądź pójść do łóżka. Z demonem bądź tobą. Jeśli w tym jesteś, to musisz dokonać wyboru. - dodała mama.
Nie mogłam, już tego słuchać. Poszłam i wyszłam do ogrodu. Usiadłam na leżaku i patrzyłam na niebo. Czekałam, aż będę mogła porozmawiać z duchem księżyca. Nikt nie przychodził. Choć czułam, jak piętno pali, ale mimo to chciałam, żeby to już minęło.
- Mogłabym zabić króla demonów. W noc przeklęta.. - powiedziałam sama do siebie.
- Nie zrobisz tego. Nie jesteś taka. - powiedziała Serafina.
- Szybko się uwinęłaś. - rzuciłam.
- Znajdziemy hordę, która będzie trzeba zabić. Zrobisz to, wypełnisz przepowiednie i może dadzą już spokój. - powiedziała.
- Może zabijesz mnie, a potem ponownie mnie ożywisz. - powiedziałam.
- O czym wy rozmawiacie. - odezwał się Roth.
Serafina go zignorowała i zajrzała do księgi.
- Mogę spróbować. Kayl, Vixen i Zona muszą pomoc. Porozmawiam z nimi i dam ci znać za trzy dni. - powiedziałam. Przytuliła mnie i powiedziała słowa, które odczuwałam dwa razy mocniej.
Wstałam i poszła. Ja dalej patrzyłam na niebo.
- Avi, mówiłem coś. - warknął.
- Słyszałeś, co chce zrobić. - mruknęłam.
Chłopak był zły o to, chciał coś zrobić. Rzucić czymś, był zły. Jedynie co zrobiłam, to złapałam go i połączyłam nasze usta w jedność. Wplotłam dłoń w jego włosy i wysunęłam do jego ust swój język. Chciałam, żeby już się zamknął. Puściłam go, gdy brakowało nam powietrza. Patrzyłam na niego dalej, oczekując końca.

Roth?

19.08.2018

Od Rotha cd Zhavia

Jako że motor został pod zamkiem byłem zmuszony iść z buta. A więc by nie tracić czasu od razu ruszyłem zatłoczoną ulicą, z której po jakimś czasie zszedłem na boczne uliczki w których po kluczyłem chwilę by znaleźć się pod sklepikiem. Jak tylko otworzyłem drzwi rozbrzmiał się dzwonek sygnalizujący przybycie klienta. Rudowłosa dziewczyna która ustawiała jakieś flakoniki na pułkach momentalnie się odwróciła.
-Roth?- dopytała zdziwiona- co ty tu robisz? 
-To już nie można przyjść w odwiedziny do starej znajomej? 
-Po pierwsze nie starej ,a po drugie wątpię byś akurat ty wpadł na herbatkę- zauważyła słusznie.
-Potrzebuję informacji i być może pomocy- przyznałem się. 
-No proszę, proszę. Ale ty wiesz że nie ma nic za darmo? - zapytała i przeszła w głąb sklepu, poszedłem za nią na zaplecze.
-Nie wystarczy że ci życie uratowałem? - spytałem siadając na jednym z foteli.
-Ja to trochę inaczej pamiętam. A więc co ci trzeba? 
-Krwawa pełnia. Wszystko co o niej wiesz. - poleciłem krótko.
-A co będę mieć w zamian?
-Być może to...- położyłem na stolik srebrny, ładnie zdobiony  sztylet, który stu procentowo wpadł w oko rudowłosej- zależy czy odpowiedz mnie usatysfakcjonuje.
-Krwawa pełnia czyli całkowite zaćmienie księżyca pojawia się wtedy, kiedy Słońce, Ziemia i Księżyc znajdują się w jednej linii. Gdy Księżyc ,,schowa się" za naszą planetą, nie dociera do niego bezpośrednie światło słoneczne tylko światło załamane w atmosferze ziemskiej, podobne zjawisko można zaobser...
-A co mnie obchodzi podobne zjawisko, lub jakieś światła?- przerwałem jej w pół słowa.
-Chciałeś wiedzieć wszystko...
-Wszystko co ważne.- znowu jej przerwałem.
-Jak masz zamiar mi przerywać to już sobie idz bo ja ci nie pomogę.- oburzyła się dziewczyna, no pięknie tylko tego mi brakowało.
-Ok już nie będę, kontynuuj- poddałem się.
- A więc podobne zjawisko można zaobserwować- zaczęła ponownie- podczas wschodów i zachodów Słońca. Ze względu na właściwości fizyczne do powierzchni Księżyca dociera tylko światło czerwone. Ta gra świateł powoduje ,że na czas takiego zaćmienia Księżyc przybiera czerwoną barwę. Występuje dwa, trzy razy w roku. Najbliższa pojawi się za tydzień. I w sumie to wszystko co wiedzą śmiertelnicy- zakończyła i jednocześnie rozpoczęła to co mnie interesowało.- Dla nas ma on zupełnie inne znaczenie. Sam księżyc ma wielki wpływ na wszystkie rasy, głównie przez swoje fazy, istnieje legenda o powstaniu ras...
-Proszę nie zbaczaj z tematu- mruknąłem cicho ale to nie powstrzymało dziewczyny
- Każda z ras posiadała własny świat, jednak były one ze sobą w pewien sposób powiązane, bo gdyż światów mogło być setki, księżyc był tylko jeden.- zaczęła swą opowieść dziewczyna, głośno bym tego nie powiedział ale  ta legenda mnie intrygowała, w końcu nie często słyszy się o legendach innych ras-  Wędrował po świtach, w każdym z nich był przez ten sam czas. Stąd pojawiły się fazy księżyca. Księżyc  stanowił również bramę do każdego z tych światów, każdej z ras dawał siły. Nikogo więc nie zdziwi że wszyscy chcieli mieć go na wyłączność, że żadnej z ras nie podobało się dzielenie księżycem. Zaczęły więc wynikać z tego powodu konflikty, które prowadziły do wojny. Osiem światów,  stoczyło największą wojnę, z powodu której księżyc przybrał barwę krwi, którą rozlały rasy.  Księżyc nie chciał aby z jego powodu umierali niewinni. Zamknął świat w którym toczyła się wojna. Osiem ras musiało podzielić się przestrzenią która im pozostała i nauczyć się żyć w nowym świecie. Księżyc na nowo rozpoczął swą wędrówkę po światach jednakże Światu Wojny poświęcał najwięcej czasu. Co miesiąc góruje na niebie aby osiem ras pamiętało o jego sile którą się z nimi dzieli.  To było wielkie przeżycie którego księżyc nie może wyrzucić z pamięci i kiedy przychodzi czas wybuchu wojny zabarwia się na czerwono.
-Osiem ras- powtórzyłem zamyślony- śmiertelnicy, anioły, demony, czarownice, wampiry, wilkołaki, syreny, i elfy. To jest te osiem ras prawda?- dziewczyna skinęła głową - a Świat Wojny to Ziemia?
-Tak, a bynajmniej według czarownic. My w to wierzymy jak śmiertelnicy w Boga. Dlatego w pełnie największą moc mają nasze czary, i nie tylko na przykład wilkołaki też są wtedy najpotężniejsze, a to dlatego że księżyc jest nam najbliższy. Między światami czas płynie inaczej dlatego krwawa pełnia nie ma pewnej daty. Ale kiedy się pojawia jest to rocznica tej wojny. Ta wojna była największą jaką zapamiętał księżyc, najwięcej istot zginęło, przelało się najwięcej krwi i mocy.  I niektóre czary czy rytuały można odprawiać tylko podczas krwawego księżyca, są to złe czary, potężniejsze. Nie wiem czemu pytasz o krwawy księżyc ale uważaj na siebie i lepiej trzymaj się od tego z daleka.
Przez chwilę trwaliśmy w milczeniu. Przyswajałem otrzymaną wiedzę. Rudowłosa wyszła zostawiając mnie samego ze swoimi myślami. Kiedy wróciła wręczyła mi talizman.
-Na pewno nie ochroni  cie przed tym czego się obawiasz ale powinien pomóc.
-Na pewno nie zaszkodzi- powiedziałem przyjmując talizman, odłożyłem na stół sztylecik i skierowałem się do wyjścia.
-Gdybyś potrzebował tej pomocy to jestem do usług- zawołała za mną Sam. Odkręciłem się na chwilę i posłałem jej słaby uśmiech.
Jak tylko wyszedłem zadzwoniłem do Serafiny, skołowałem jej numer kiedy Zhavia była umierając chwilę przed tym jak wpadliśmy do księgi...
-Za pięć minut w barze i to nie pytanie. Chodzi o Zhavię- i się rozłączyłem wiedziałem że tyle dziewczynie starczy i tak też się stało. Do baru weszła zaraz za mną.
-Gdzie ona jest?- spytała z burzą w oczach.
-Nie ma jej, a bynajmniej nie w tym świecie.- odparłem biorąc łyk zamówionego drinka, dziewczyna zaklęła po czym, przyjęła szklankę którą jej podałem.
-Wiem o krwawej pełni, o co chodzi z jej przekleństwem?- spytałem
-nie mogę ci powiedzieć...
-Zhavia chciała bym wiedział, zaczęła mi opowiadać ale nie mogła dokończyć...- w sumie to nie było kłamstwo a dziewczyna chwilę się zastanawiała po czym zaczęła gadać.
-Jak Zhavia była jeszcze dzieckiem zaatakował ją demon, co ja mówię on ja zabił. Doszło do pewnego rytuału, tego Zhavia nawet mi nie powiedziała, nie wiem jak to działa ale to ją utrzymuje przy życiu. Jednak jest powiązane z krwawą pełnią. Musi powtarzać ten rytuał. Wiem że nie powiedziałam niczego czego byś nie wiedział- i tu się laleczko mylisz, nie miałem pojęcia że Zhavia umarła- ale ja sama więcej nie wiem. Chce jej pomóc ale może to nie mojej pomocy potrzebuje. Może tobie powie całą prawdę.
-Może- powtórzyłem, dopijając zawartość szklanki.- Wiesz dlaczego nie chce  nikomu tego powiedzieć- spytałem jeszcze.
-Boi się że ściągnie na tą osobę niebezpieczeństwo.- wyjaśniła krótko, skinąłem głową i wyszedłem.
Po chwili już byłem pod domem Zhavii. Drzwi otworzyła mi jej mama. Zhavii nie było ale kobieta obiecała do mnie zadzwonić jak tylko wróci.
Przez kolejne dwa dni szukałem czegoś o tej krwawej pełni w naszych  księgach ale niczego nie znalazłem. Obawiałem się również o Zhavię. I dopiero po dwóch dniach jej mama zadzwoniła. Jak najszybciej tam pojechałem. I tym razem drzwi otworzyła jej mama.
-Wróciła przed chwilą, jest trochę dziwna, nie wiem co się dzieje, obiecaj że jej pomożesz.
-niech pani się nie martwi, wszystko będzie dobrze, obiecuję- wyminąłem kobietę i udałem się do salonu gdzie grała Zhavia. Usiadłem obok niej i w milczeniu się jej przyglądałem. Była piękną, kruczoczarne włosy miała teraz związane, z pod gumki wysunęło się kilka kosmyków. W skupieniu i z determinacją patrzyła w monitor. Była silna i pewna siebie, nigdy więc nie zauważałem jak bardzo jest wrażliwa. Odkąd się przy mnie popłakała zacząłem patrzeć na nią inaczej. Zhavia nie była zimną suką za którą ją wziąłem na początku. Dopiero kiedy odgarnąłem jej zbłąkany kosmyk za ucho, zorientowałem się że to zrobiłem. Zhavia przeniosła na mnie wzrok. Była zmęczona, zrozpaczona . Każdy w końcu ma granice. Przyciągnąłem ją do siebie pozwalając się jej wtulić.
-Zostało nam pięć dni. Ale co ci da przedłużanie czasu? Nie warto było by złamać to przekleństwo, byś mogła żyć... normalnie?
-To nie takie proste, tego nie da się obejść, albo to albo śmierć- wyjaśniła cicho.
- Musi coś być.- powiedziałem z determinacją- opowiedz o tym przekleństwie. Już w to wszedłem, gorzej być nie może.

<Zhavia?> 

15.08.2018

Od Yin do Rayan'a

- Możemy wysłać kopie, zaraz ci o tym powiem. One to mogą za nas załatwić, a my ich oczami wszystko będziemy mogli widzieć, jedynie nic nie powiemy, ale zadbam, aby wszystko zostało powiedziane. - powiedziałam. Wstałam i nieco się oddaliłam, kucnęłam, aby sprawdzić mapę na nadgarstku. Niuchacze przybyły z kolejnym dowodem. Wysunęłam dłoń, a wilk, znaczy Rayan zjawił się obok mnie.
- Niuchacze? - spytał. Wypowiedziałam pół szeptem kolejne słowa z księgi, a wnet kiwnęli i dalej pobiegły. Wstałam i złapałam chłopaka, aby zaprowadzić go w zaciszne miejscem.
Gdy już byliśmy w takim. Wyjęłam księgę z torby, aby wypowiedzieć zaklęcia dwa bądź trzy. Nasze osoby, zostały dokładnie skopiowane, tak aby nikt nas nie zauważył. Nałożyłam czar na jego i swoją bransoletkę, po czym powiedziałam klonom wszystko, o co mają zapytać. Dałam im notes z pytaniami oraz aby mogli zapisać wyniki.
Otworzyłam portal, tuż pod jego mieszkanie i przeszli przez niego.
- Tak niuchacze, babcia mnie nauczyła ich wzywać. Jednak tym razem wysłałam ich nieco więcej, aby mogli większy obszar przeszukać. - powiedziałam. Chłopak był nieco zdezorientowany tym wszystkim, ale tylko kiwnął głowa. Wynajęliśmy pokój, niedaleko i tam też byliśmy.
- To czas zaczynać. Ukubona ngamehlo ama-clones. - po tych słowach. Widzieliśmy to, co nasze klony.
***
Oboje szliśmy do jego mieszkania, zapytałam kilka razy, po czym jego kobieta nam otworzyła. Wpuściła nas, a łowca się pojawił.
- Gdzie mój brat Jason. - warknęłam.
- Od razu do konkretów. Jason, hmm. Czyżby wilkołak. - uśmiechnął się, już byłam gotowa, aby go zabić.
- Alan. - powiedziałam jego dziewczyna. Ten kiwnął głowa.
- Ściągam go w sprawie zabicia dwóch ludzi, wampira, syreny, oraz dwóch łowców. Gdy spotkałem Felixa dostałem listę, kto jeszcze ma zginąć. - powiedział.
Wyjęłam listę i sprawdziłam na odwrocie. - Alan, będzie ostatni, a przed nim jego dziewczyna. - przeczytałam. Złapałam jego dziewczynę za rękę i poszłam z nią do pokoju. Alan chciał ruszyć, ale dziewczyna ręką mu zabroniła.
- Teraz mów co wiesz. - warknęłam.
- Twój brat, jest goniony przez większe zło, tak samo, jak ty. Wiesz o tym, a mimo to dalej robisz swoje. Jasona, widziałam, jak walczy, wraz z tobą i Rayanem. Ty jednak nie powiedziałaś im, że Jason nie jest synem Asaia. - powiedziała.
- Przejdź do rzeczy, bo zginiesz. - warknęłam.
- Wiem. Z listy zginęły kolejne osoby. Ty i brat spotkacie się tam, gdzie wszystko się zaczęło. Na dachu najwyższego budynku, wtedy gdy nadejdzie pora. Rayan będzie z tobą, jednak stanie po stronie twojego brata i oboje będą starać się ciebie zabić. Wezwałaś stworzenie, którego nie wypędziłaś. Będziesz musiała się z nim zmierzyć, do tego przyda Ci się ten sztylet. - powiedziała, po czym podała starożytny sztylet. Zawinęła go w bandaże. Rzuciłyśmy na nie zaklęcie, po czym mogłam go schować do torby. - Klony dobry pomysł Yin. Ruszaj, Rayan musi jeszcze pomówić z nim, a ty musisz porozmawiać z babcią. Niebawem ponownie się spotkamy. - powiedziała. Po czym mój klon znalazł się przede mną. Nie wiem, w sumie jak.
Złapałam jej rękę, a tuż po tym znalazła się we mnie. Spojrzałam do torby, był sztylet otoczony bariera, tak jakby go nie było.
Wstałam z łóżka i zadzwoniłam, do babci, aby umówić spotkanie.
- Ciekawe jak Rayan sobie radzi.

Rayan?

13.08.2018

Od Rayan'a CD Yin

Patrzyłem jak dziewczyny mierzą się wzrokiem. Obie nie były zachwycone z tego spotkania. Dzięki losowi za to że łowczyni była w pracy bo w przeciwnym razie zapewne już by się na nas rzuciła.
- Zaraz wrócę. - wyszeptała mi do ucha - Pogadaj z nią wilczku
Spojrzałem za oddalającą się hybrydą. Cudownie... W co ja się znów wpakowałem.
- Musimy pogadać - zacząłem
- Słucham - odparła hardo dziewczyna polerując jakąś szklankę. Rozejrzałem się dookoła. Ludzi w barze nie było dużo, ale za barem stała jeszcze jednak kelnerka która uważnie wsłuchiwała się w każde słowo. Rudowłosa podążyła za moim wzrokiem i promiennie uśmiechnęła się do wścibskiej koleżanki. - Jest mały ruch pójdę na przerwę. - Łowczyni odłożyła szmatkę na blat - napijesz się czegoś? - dopytała
- Nie dzięki, nie zabawie długo - doprałem. Dziewczyna wzruszyła ramionami, wzięła butelkę coli i przeszła pod blatem. Oboje przeszliśmy na tył baru i usiedliśmy przy najbardziej oddalonym stoliku.
- Dobra - zacząłem - szukamy Alana Huntera
- Kogo? - dopytała dziewczyna odstawiając butelkę
- Łowcę Alana Huntera - powtórzyłem bacznie obserwując dziewczynę. Nie miałem wątpliwości że wie o kim mówię. - Znasz go - zauważyłem
- Nie znam wszystkich łowców - odparła dziewczyna biorąc łyk z butelki
- Nie wszystkich - zgodziłem się - ale tego konkretnego znasz
- Czego od niego chcecie? - spytała
- Tego samego co od ciebie. Pomocy, informacji
- Nie wiem gdzie on jest - powiedziała po chwili, lekko wzruszając ramionami. Gdybym nie słyszał tak wyraźnie jej serca na pewno bym uwierzył w kłamstwo.
- Masz rodzeństwo? - spytałem
- Nie
Takiego obrotu sytuacji się nie spodziewałem. Przecież miała powiedzieć tak nie brałem pod uwagę innej okoliczności.
- Yin szuka brata który zaginął - wyznałem - Alan może nam pomóc
- A dlaczego ja miała bym powiedzieć ci gdzie on mieszka?
- Bo cię o to proszę. Bo łowcy mają sojusz z wilkołakami - znów stąpam po kruchym lądzie
- Z południową nie mamy sojuszu - powiedziała spokojnie - tak, po naszym spotkaniu w barze u Davida porozmawiałam ze Stanley'em na twój temat i wiem że nie jesteś z północnej.
- Tu nie chodzi o mnie tylko o Yin i jej brata, a oboje są Asai, a z wampirami chyba macie sojusz.
Dziewczyna bez słowa wstała od stołu. Podeszła do baru wzięła długopis i kartkę i zaczęła coś pisać. Powoli podszedłem do niej starając się iść jak najgłośniej. Nie chciałem by dziewczyna uznała mnie za zagrożenie.
- Masz - podała mi kartkę - Alan mieszka z dziewczyną. Zapewne już przewidziała wasze przyjście ale i tak mogą czuć się nachodzeni.
Po tych słowach wróciła do pracy więcej już na mnie nie patrząc. Schowałem kartkę do kieszeni i wyszedłem z baru szukając Yin.
Znalazłem ją kawałek dalej za barem jak siedziała zamyślona na ławce. Była tak pochłonięta że zauważyła mnie dopiero jak stanąłem przed nią
- Co się stało? - spytała podnosząc głowę
- Sam nie wiem nic mi się tu kupy nie trzyma - powiedziałem siadając obok - dlaczego Felix wysyła nas do łowcy? I dlaczego Jason zajmował się to sprawą zupełnie sam. Wiemy tyle że każdy coś tam wie ale nic z tych informacji nam nie pomaga. Nadal stoimy w miejscu. - zamilkłem wpatrzony na dziewczynę. Próbując rozszyfrować co myśli - Mam adres tego łowcy, który zna się na czarownicach. Pytanie czy idziemy do niego czy nie? 

< Yin?>         

10.08.2018

Od Yin CD Rayan'a

Łowcy nam jeszcze tylko brakowało. Kiwnęłam jedynie głowa na znak, że się witam. Choć mogłam też coś powiedzieć. Bardziej zastanawiał mnie jednak fakt, w co się wpakował mój brat. Odwróciłam się i zobaczyłam Kellana.
- Zaraz wrócę, pogadaj z nią wilczku. - wyszeptałam, gdy się do niego zbliżyłam. Gdy się odsunęłam, wyszłam z baru i ruszyłam nieco dalej. Wtedy ponownie zobaczyłam Kellana, nie pomyślałabym, że Elf może się tu zjawić.
- Mam u twojego brata dług wdzięczności. Dlatego powiem Ci, co wiem. - przerwał. Założył mi jakiś dziwny medalion, po czym kontynuował. - Ma się odbyć wojna. Wszystkie rasy maja się zjednoczyć, aby zlikwidować jakiegoś ducha. Nikt nie wie, jednak kim ta osoba jest. Ta lista co ją masz, są na niej ofiary oraz ci, których się o to podejrzewa. Przeprowadzają na nich eksperymenty. Twój brat był u nas, aby opowiedzieć o tym. Cienie i ten cały czarownik Rój, są coraz bliżej prawdy. Ty i on macie odkryć to, co jest. Jeśli nie zrobicie, to cała, wszyscy przepadną. W Las Vegas przybyli ci, których miało nie być. Nie są, prawi i będą cię szukać. Strzeż się i pilnuj medalionu, gdy będzie potrzebny, wiesz co zrobić. Twój brat jest w dobrych rękach. Choć nie zostało mu dużo czasu. - skończył i zniknął. Usiadłam ma ławce i zastanawiałam się, o co chodziło. Popatrzyłam czy jest w miarę pusto. Wyjęłam z torby małą księgę i zaczęłam szukać zaklęcia przyzwania. Gdy je znalazła, wyrecytowałam słowa. Następnie przede mną pojawiły się niuchacze.
- Znajdźcie mi Jasona. Podałam im medalion, a one pobiegły. Choć tyle, że ludzie ich nie zobaczą. Na moim nadgarstku pojawiła się mini mapa, gdzie są. W tym samym momencie podniosłam głowę i schowałam księgę do torby. Rayan się pojawił, jego mina była dziwna.
- Co się stało? - spytałam.

Rayan?

7.08.2018

Od Rayan'a CD Yin

Czy ja zawsze muszę komplikować swoje życie?
Wiedziałem że alfa nie popiera mojej propozycji pomocy jednak miał tyle przyzwoitości że zachował to dla siebie. I dobrze, od kilku miesięcy cała wataha w napięciu oczekuje na nasze najmniejsze nieporozumienie, które będzie przyczyną kolejnej walki o przywództwo. Wyzwanie Josepha było wtedy jedyną możliwą opcją i któryś z nas powinien zabić konkurenta. Lecz z pojedynku oboje wyszliśmy bez szwanku a wszystko zostało po staremu. Cała ta sytuacja odbiła się na całym stadzie, które czuło się zmieszane. Uzgodniliśmy że będę robił co mi się podoba jeżeli nie będzie to zagrażać watasze bez względu na przychylność alfy. Nie było wątpliwości że pomoc Yin w żadnym razie nam nie zagraża, a możemy zyskać sojuszników. Bez słowa pożegnałem się z Joseph'em i ruszyłem za dziewczyną.
- Dobra to załatw spotkanie z Felixem, a ja pogadam z Madeline - wyznała
- Znasz Madeline? - spytałem zaskoczony. Przywódczyni syren była hm... mało dostępna. Prędzej wysłużyła by się swoimi dziewczętami niż sama się pofatygowała. Większość osób nawet nie wie jak ona wygląda. Yin tylko skinęła głową
- Przyjdę do kasyna i tam się z nim spotkam. Będę za jakąś godzinę. Muszę coś jeszcze załatwić - powiedziała tylko i ruszyła przed siebie nie czekając na żadną reakcję z mojej strony. Nie zostało mi nic innego jak tylko iść do kasyna.
Od razu pomyślałem o Azero i uśmiechnąłem się mimowolnie. A może tam będzie? Od dawna jej nie widziałem i musiałem się powstrzymywać by nie odwiedzić jej w domu. Przecież cały czas chciałem od uzależnić się od niebezpiecznej demonicy spotykanie się z nią na jej terenie na pewno mi w tym nie pomoże.
Cała droga minęła mi na przemyśleniach.
- Rayan?
Spojrzałem na znajomą dziewczynę ubraną w elegancji pracowniczy strój palącą papierosa. Próbowałem przypomnieć sobie jej imię ale jak na złość żadnego nie mogłem do niej dopasować, a nie chciałem strzelać.
- Cześć - wypaliłem stając obok niej - szef u siebie? - spytałem
- Felix? - dopytała - jest na górze chwilowo chyba nawet nic nie robi, co akurat mnie nie dziwi. A gdzie masz Azero? Czyż by się tobą znudziła?
- To raczej mnie znużyła jej obecność - skłamałem - jest dość...
- Tak - odparła dziewczyna prawdopodobnie wyczuwając moje kłamstwo.
- Dobra muszę załatwić interesy - przerwałem kierując się w stronę wejścia
- Wpadaj częściej wilczku - powiedziała z zalotnym uśmiechem - twoja obecność raduje me serce. Skoro znudziłeś się Azero może zadzwonisz do mnie.
Nie odkręcając się wkroczyłem do środka i od razu skierowałem się na górę gdzie stacjonował Felix. Znajomość z demonicą spowodowała że byłem rozpoznawany, a nawet miele widziany. Chociaż dwoje demonów stojących pod drzwiami była mało przekonana do mojej obecności.
- Muszę porozmawiać z Felix'em - powiedziałem stając na przeciwko nich mierząc obu wzrokiem
- Jest zajęty - wyznał jeden z identycznych osiłków - byłeś umówiony likanie?
- Przestańmy z tymi bzdurami jestem pewien że Felix znajdzie czas by poświęcić mi parę minut, a teraz niech jeden z was grzecznie wejdzie do środka i powie że przyszedłem - wiedziałem że chodzę po cienkiej linie. Przecież wystarczy słowo, a będę mieć na głowie wszystkie demony z kasyna. Jednak mimo to postanowiłem zaryzykować. Mając nadzieje że jestem dość istotną zabawką demonicy.
Drzwi otworzyły się uderzając z impetem o ścianę. A w nich stanął czerwonowłosy demon. Skinął głową dwóm ochroniarzom na co ci się rozeszli.
- Zapraszam - powiedział wpuszczając mnie do środka. Minąłem go w progu i rozsiadłem się w jednym z foteli.
- Co jest tak ważne że przychodzisz do mnie i rozstawiasz moich ludzi po kątach? - spytał siadając na przeciwko mnie
- Rozstawiam po kątach - powtórzyłem rozbawiony - Przecież oboje wiemy że nic ważnego nie robiłeś i mogłeś przyjąć mnie w tej chwili. I oboje wiemy że gdyby to nie było pilne wcale by mnie tu nie było.
- Wilczek zaczyna szczekać - skomentował Felix
- Licz się ze słowami - upomniałem - chyba zapominasz do kogo mówisz. Wracając do sprawy - ciągnąłem - Zaginął pewien likan Jason Asai i mam dziwne wrażenie że wiesz coś w tej sprawie
- Niby skąd - odparł - nie interesuje się byle jakim likanem
- Byle jakim może nie - przytaknąłem - ale Jason nie jest pierwszym lepszym. Za jakiś czas pojawi się tu również jego siostra. Jeżeli nadal będzie się upierać że nic nie wiesz na pewno wkroczy również Akihito ze swoimi wampirami. O ile znam Stanley'a a znam dobrze Północna wataha również ci tego nie odpuści. My niestety też nie możemy siedzieć z założonymi rękoma. Więc naprawdę marzy ci się wojna na trzech frontach?  Nie sądzę.
- No dobra przecież się lubimy i szanujemy - zaczął Felix pojednawczo - nie wiem za wiele.
- Ale coś tam wiesz - zauważyłem
- Przyszedł do mnie pewnego razu - zaczął - chciał bym dowiedział się wszystkiego o ostatnich zaginięciach lub śmierciach w dziwnych okolicznościach. Przecież oboje wiemy że była ich masa za równo wśród śmiertelników jak i również wśród nas. Nie wiem o co mu to było ale zgodziłem się czegoś tam dowiedzieć. Powiedziałem mu również o plotce jako że elfy wiedzą coś czego nie wiemy my. Nie wiem co zamierza ale radził bym skontaktować się z pewnym łowcą. Alan Hunter jest znawcą czarownic i istot silnie magicznych jego pomoc może być wam przydatna. - Chyba miał zamiar coś jeszcze powiedzieć ale zamilkł. W tym samym czasie wyczułem obecność Yin - pamiętaj że jeżeli będziecie chcieli dostać się do krainy elfów musicie mnie zaproszenie i przewodnika.
Wtedy drzwi się otworzyły i do środka wpadła rozwścieczona dziewczyna. Oboje podnieśliśmy się z foteli i wyszliśmy na środek pomieszczenia. Yin nie zastanawiając się wiele dobyła sztyletu i przyłożyła do gardła Felix'owi.
- Oh witaj Yin, to raczej nie miłe powitanie. - uśmiechnął się zadziornie przełykając ślinę z wysiłkiem
- Spotkałeś się z Jasonem. Wysłałeś go do elfów. Dałeś mu coś, co mu dałeś.. - wrzeszczała w furii
- Tak to prawda, że się spotkaliśmy. Dałem mu listę osób, które zaginęły. Byli to ludzie, jak i magiczni. Mówiliśmy o elfach, gdyż wiedzą, co nadchodzi. Poza tym cienie i czarownik pod pseudonimem Rój współpracuje z nim. Dlatego nie mogłaś, go wyczuć ani znaleźć. Zdobył pewne informacje. Nie chciał, ciebie narażać, ale wiedział, że zaczniesz go szukać. - wypalił na jednym tchu -  Tak więc tu masz listę oraz ślady gdzie może być. Tak między nami, wy też jesteście na liście. - powiedział. Po czym rozpłynął się w powietrzu. Jeszcze chwile nie dowierzając patrzyłem w miejsce gdzie jeszcze przed chwilą stał demon a teraz była tylko czarna substancja plamiąca dywan.
Dziewczyna wzięłam wszystko co zostawił demon i skierowała się do wyjścia.
- Zaczekaj - poleciłem. On naprawdę myślała że pozwolę jej iść samej? Podchodzi do tego za bardzo emocjonalnie w takim stanie nie będzie wstanie odnaleźć brata. A przecież to leży w interesie nasz wszystkich.
- Co? - warknęła zniecierpliwiona odkręcając się do mnie przodem
- Zaoferowałem że ci pomogę. Więc pomogę - zapewniłem zrównując się z dziewczyną. - za nim przyszłaś gadałem z Felixem powiedział że powinniśmy skontaktować się z łowcą Alanem Hunterem specem od czarownic.
Dziewczynę wmurowało
- Niby jak chcesz znaleźć tego łowcę i nakłonić go do współpracy? - fuknęła
- Znalezienie go zostaw mnie co do nakłaniania coś się wymyśli - wyznałem i ruszyłem do wyjścia - jesteśmy w tym razem - upomniałem
Yin wzruszyła ramionami i oboje opuściliśmy kasyno. Miałem jakiś plan znalezienia łowcy. Nie miałem pewności czy na pewno się powiedzie ale przecież warto spróbować. Poprowadziłem swoją towarzyszkę do baru w mało ciekawej dzielnicy Las Vegas gdzie raczej przesiadywali mieszkańcy niż turyści.
- Nie rozumiem w czym ma nam to pomóc - zaczęła marudzić.
- Poczekaj - uspokoiłem - wejdziemy do środka muszę z kimś pogadać.
Nie miałem pewności że rudowłosa łowczyni którą poznałem w barze u Davida jest dziś w pracy ale czasem trzeba powołać się na łut szczęścia. Yin szła za raz za mną. Szczęście nam dopisało łowczyni stała za barem uśmiechając się i rozmawiając z klientem.
- Przecież to łowca - zauważyła Yin podążając za moim wzrokiem.
- I dlatego może wie gdzie znaleźć Alana Huntera. - wyznałem podchodząc do baru
- Rayan Davis - przywitała mnie rudowłosa lodowatym tonem     
- Erika Fallen - odparłem lekko się uśmiechając. Czułem zmieszanie i wściekłość dziewczyny. Nie była zachwycona że nawiedzamy ją w miejscu jej pracy. Wręcz widziałem jak w głowie układa plan naszej zagłady. - To jest moja znajoma Yin Asai
< Yin? >     

 
        

Od Zhavi cd Rotha

- No to zabawimy się, mała. - powiedział jeden z demonów. Niemal natychmiast zacisnęłam dłoń w powietrzu, tym samym jego szyję.
- Do krwawej pełni jest tydzień. - powiedziałam. Po czym wróciłam do pokoju i usiadłam na podłodze.
Posmutniałam i wróciłam do wspomnień.
Zhavia miała wtedy coś koło dwóch, a może czterech latek. Uciekła przed dziwnym stworem. Wtedy wpadła w jakąś dziwną otchłań. Obudziła się w szpitalu. Jednakże, rodzice ani nikt inny jej nie widział. Dziewczynka nieco dorosła, jej włosy zmieniły swą barwę. Miała dziwne znaki na ciele. Nie wiedziała, co się dzieje. Dopiero po dwóch latach się obudziła, jednak niczego nie pamiętała. Rodzice wiedzieli, już wtedy, że została przeklęta. Dzięki temu może żyć. Jednak jest przepowiednia...
Wtedy właśnie ktoś wyrwał ją ze wspomnień. Przed nią pojawiła się matka. To było dziwne. Mówiła do niej, ale ona nie słyszała. Przed oczami pojawiła się nagła ciemność.
***
Ocknęłam się w domu. Dokładniej w Las Vegas, w swoim pokoju.
- Masz pięć dni do krwawej pełni. - słyszałam głos w swojej głowie. Gdy spojrzałam się w lustro byłam już w pełni sobą. Wstałam i ruszyłam na dół, aby zjeść śniadanie. W domu nikogo nie było. Jedynie spotkałam mamę, która krzątała się po kuchni.
- Mamo? - spytałam, nieco zdziwiona.
- Witaj Avi. Tu masz naleśniki, zjedz je, jak chcesz w salonie i sobie pograj. Niebawem, ma przyjść Roth. - powiedziała. Jedynie kiwnęłam głowa, choć to było bardzo dziwne. Wzięłam tace i ruszyłam do salonu. Usiadłam i położyłam tace, aby następnie włączyć konsole. Sięgnęłam, po pada i włączyłam grę. Gdy gra się aktualizowała, zajęłam się jedzeniem.
***
Gdy zjadłam śniadanie, zaczęłam grać. Nim się obejrzałam, Roth przyszedł i chyba z mamą rozmawiał. Słyszałam ich rozmowę. Mimo to jednak nie przerwałam, gry.

Roth?

Od Isleen CD Alana

Vincent może mieć informacje dotyczące mojej rodziny? Można by go poprosić o pomoc, ale czy po tym wszystkim co między nami zaszło, będzie chciał udzielić mi swojej pomocy? Mam wrażenie, że znów natrafiliśmy na ścianę…
- Nie widzę tego jakoś zbyt optymistycznie, wiesz Alan? Wątpię by Vincent zechciał nam pomóc, zwłaszcza po tym co się ostatnio stało. - Mruknęłam, przyglądając się książkom, które chłopak przywlókł ze sobą.
- Możesz mieć rację. - Powiedział, przytulając mnie do siebie. - Vincent potrafi być uparty. Wiem coś o tym. - Westchnął. W mojej głowie zapanował istny mętlik. Znowu poczułam się zmęczona i zrezygnowana. Chyba czas odpocząć.
- Myślę, że możemy zająć się tym całym bajzlem pojutrze. Na razie mam już całkowicie wszystkiego dość. Zdecydowanie przydałaby się chwila spokoju i odpoczynku. - Powiedziałam, spoglądając na Alana.
- Masz rację, też jestem zmęczony. - Przytaknął mi, a ja się lekko do niego uśmiechnęłam.
- Oczywiście bardzo ci dziękuję! - Zareagowałam szybko, gdyż wydało mi się, że zachowałam się całkowicie niewdzięcznie wobec chłopaka. - Doceniam, że robisz to wszystko dla mnie. Naprawdę. - Powiedziałam, patrząc mu w oczy. Alan uśmiechnął się do mnie i dał mi całusa. Siedząc mu na kolanach, przytuliłam się do niego. Cieszyłam się, że Alan jest tutaj ze mną oraz, że zgodził się na moją propozycję dotyczącą mieszkania. Byłam już naprawdę padnięta i gdy starałam się powstrzymać ziewnięcie, chłopak zachichotał cicho.
- Chyba ktoś jest już naprawdę wykończony. - Powiedział, głaszcząc mnie po włosach.
- Tak… Chyba za chwilkę się położę. - Mruknęłam.
- Dobrze. Czyli jutro robimy sobie wolne od tego całego syfu? - Zapytał, na co skinęłam twierdząco głową.
- Jak chcesz to możesz iść i wziąć prysznic. Ja pójdę do mojego pokoju. - Powiedziałam, wstając z jego kolan. Chłopak uśmiechnął się i dając mi całusa, powędrował do łazienki. Szczerze? Kusiło mnie by podpełznąć tam i trochę sobie pooglądać, ale stwierdziłam, że nie warto, bo jeszcze odwalę coś głupiego i będzie przypał, tak więc grzecznie powędrowałam do mojego pokoju. A więc Alan znalazł jakieś informacje o moim anielskim przodku i okazało się, że nasze rodziny były ze sobą blisko od naprawdę dawna. Zatopiona w swoich myślach, poderwałam się i mało co nie wyszłam z siebie, gdy usłyszałam jak coś za mną upada. Krzyknęłam przestraszona i szybko się odwróciłam. Moim oczom ukazał się Ortros, który stał jakieś pół metra ode mnie i udawał, że wcale nie widzi lampy, leżącej obok niego, którą przed chwilą strącił ze stolika nocnego. Westchnęłam głośno i kucnęłam by podnieść lampę.
- Wspaniale. Ja tu jestem na skraju załamania nerwowego oraz bankructwa, a ty jeszcze niszczysz mi rzeczy. Dzięki. - Powiedziałam do przerośniętego psa, nie kryjąc sarkazmu. Ortros wyglądał tak jakby niczego nie żałował i tylko prychnął cicho. Odstawiłam lampę na stolik, a Ortros podszedł do mnie i rzucił mi coś pod nogi.
- No wiesz co? Nie dość, że przyprawiasz mnie o zawał, to jeszcze mi śmiecisz? - Prychnęłam, a pupil Alana wyszedł z mojego pokoju. Czasem jest tak irytujący jak jego właściciel. Oczywiście uwielbiam Alana, ale wiem już, że czasem jest naprawdę wkurzający i uparty. Schyliłam się po raz kolejny i zaczęłam przyglądać się obślinionej rzeczy, którą Ortros przyniósł. Było to jakieś małe pudełko, owinięte bardzo starym papierem, na którym było coś odciśnięte. Jakby znak… Albo pieczęć? Chyba to już gdzieś widziałam. Może w moim dzieciństwie? Czy to co było w środku pudełka mogło nawiązywać do mojej rodziny i anielskiego przodka? Nagle poczułam, że tak naprawdę jest. Moje przeczucia praktycznie nigdy nie są łudzące. Postanowiłam schować pudełko i na razie nie pokazywać go Alanowi. Mieliśmy odpocząć, a pojawienie się tego pudełka na pewno rozpętało by kolejną burzę pytań i w życiu byśmy nie odpoczęli. Jednak bardzo zaciekawił mnie fakt, skąd Ortros miał coś takiego i jaki interes miał w tym by mi to przynieść…? Czyżby przekonał się do Alana tak samo jak ja i stwierdził, że nam pomoże? A może to jego anielski przodek chce nam jakoś pokrzyżować plany? Mam nadzieję, że to pierwsze...
- Leen?! Wszystko w porządku? Słyszałem jak krzyczałaś. Jesteś cała? - Alan wpadł do pokoju z prędkością światła i zaczął skanować mój pokój wzrokiem. Szybko odsunęłam się od miejsca w którym schowałam pudełeczko i udawałam, że gapię się w okno.
- Tak, wszystko w porządku. To tylko Ortros postanowił przyprawić mnie o zawał serca. Nie musisz się martw… - Ucięłam gdy mój wzrok zatrzymał się na chłopaku. Cały był mokry i miał na sobie tylko ręcznik. Poczułam jak rumieniec wpełza na moje policzki i wiedziałam, że moja twarz wygląda już niczym dorodny czerwony pomidor. Cholera, czemu on musi mi to zawsze robić? Coś czuję, że nasze “współlokatorstwo” nie raz przyprawi mnie o zawał i postawi w podobnej sytuacji. No ale cóż… Przynajmniej nie będę się nudzić.

< Alan? > Wybacz, że tak długo, ale miałam problemy z komputerem + wyjazdy rodzinne :/

6.08.2018

Od Roth'a cd Zhavia

I po raz kolejny przenieśliśmy się w nie wiadomo jakie miejsce, w nie wiadomym czasie i świecie. Kolejna ciemna komnata. Instynktownie sięgnąłem po broń ale Zhavia mnie powstrzymała, za raz potem drzwi otworzyły się a do sali wszedł tłum... demonów. No pięknie. Mówili coś o księżycu i czasie który nadszedł. Nie miałem pojęcia co się dzieje, czyli nic nowego od ostatniego czasu. Demony całkowicie mnie ignorowały, jakby mnie tu wcale nie było.  Nagle  z Zhavią zaczęło się coś dziać, oczy pociemniały ,a na skórze zaczęły pojawiać się czarne nici, tworząc jakieś wzory, znaki. Zhavia jak  w transie zrobiła kilka kroków w ich stronę.
-Zhavia- zawołałem, musiałem jej pomóc choć nie wiedziałem co się dzieje i pokonałem dzielącą nas odległość.
-To jest przekleństwo- wyjaśniła kiedy złapałem ją za rękę, dziewczyna przysunęła się do mnie i lekko pocałowała, jakby nie pewna czy powinna, jakby cała pewność siebie którą zawsze emanowała ja opuściła - które mnie trzyma przy życiu. Odkąd... - ale nie dokończyła, pochodnie umieszczone w kamiennej ścianie, w odległości dwóch metrów, zapłonęły ogniem. Rozjaśniając komnatę, rzucając mroczne cienie, dopiero teraz zauważyłem ,że zarówno podłoga jak i ściany a nawet sufit pokryty jest rozmaitymi runami i znakami. Część z nich rozpoznawałem , inne były zupełnie mi obce, i ani trochę mi się nie podobały. Zhavia krzyknęła i osunęła się na podłogę ale nim jakkolwiek zareagowałem nie widzialna siła odrzuciła mnie na ścianę. Nie mogłem się ruszyć, w komnacie rozbrzmiewał przeraźliwy krzyk dziewczyny do którego doszedł jakiś pisk, który przybierał na sile. Zebrał się jakiś wiatr, a płomienie z pochodni się wzniosły. Czułem uścisk,  miażdżący mi kości, czułem jak z nosa i uszy zaczyna mi lecieć krew. Przed oczami zaczęły mi się pojawiać mroczki, chwilę potem pochłonęła mnie ciemność...
***
Jak tylko otworzyłem oczy zerwałem się na równe nogi. Szybko zorientowałem się ,że jestem sam, w jakimś pokoju. Z powrotem usiadłem na łóżku i wziąłem kilka wdechów, muszę znaleźć Zhavie i nas stąd wydostać. Wyjąłem miecz i wyszedłem z pokoju. Korytarz był w nowoczesnym stylu, ściany w kolorze złota, czerwony dywan i pełno luster. Wokoło panowała cisza, nienaturalna cisza. Podszedłem do najbliższych drzwi i nacisnąłem na klamkę która bez oporów ustąpiła. Pokój okazał się być pusty i podobny do tego w którym się obudziłem. To samo było z pozostałymi. Zszedłem na niższe piętro tego upiornego hotelu. Przeszukałem cały budynek ale nikogo nie było. Wyszedłem z hotelu na zadbany dziedziniec. Był środek dnia, niebo było zachmurzone jakby miało zaraz zacząć padać. Otaczało mnie kilka budynków, Dopiero w trzecim znalazłem Zhavię. Siedziała w jednym z pokoi  przed lustrem i chyba nic jej nie było. Podszedłem do niej. 
-Szukałem cię wszędzie- zacząłem, chciałem ją przeprosić, ale mi przerwała. 
-Zrób coś dla mnie i mi pomóż- poprosiła podchodząc do mnie. 
-Jak?- spytałem od razu. 
-Prześpij się ze mną- to wyznanie mnie wmurowało, sądziłem że poprosi mnie o coś ważnego, że naprawdę będę mógł jej pomóc- abym mogła pozostać sobą- kontynuowała, może jednak chodził oo coś więcej- już raz byliśmy w łóżku, nawet jeśli to był duch. Teraz musisz być to ty. Dadzą mi spokój, jednakże....- ale nie dokończyła przerwała w pół słowa. 
-Jednakże?- powtórzyłem podnosząc jej podbródek by na mnie spojrzała. W jej oczach dostrzegłem zmęczenie, rezygnacje. Poddała się. 
-Musimy to robić co krwistą pełnię księżyca. Abym nie musiała być wykorzystywana przez demony- powiedziała a ja wyczułem że jest coś jeszcze czego mi nie mówi, moje wahanie odebrała jako odmowę, w oczach pojawiły jej się łzy, ona naprawdę tego potrzebowała -Zresztą nieważne, zapomnij o tym. Poradzę sobie jakoś. Choć pokażę ci portal i będziesz mógł wrócić do domu- przyciągnąłem ją do siebie i przytuliłem. 
-Wróć ze mną- poprosiłem ją - Przecież wiesz że ci pomogę, ale wróć ze mną i mi wyjaśnij to całe przekleństw. 
-Nie mogę...nie mogę nikomu o tym mówić, stało by się coś strasznego, nikt nie może się dowiedzieć. 
-Zhavia...- zacząłem ale mi przerwała.
-Musisz już wracać, chodz.- i wyszła przed siebie, nie zostało mi nic innego jak iść za nią. Całą drogę szła w milczeniu. Poprowadziła mnie do pomieszczenia w którym było kilka demonów. Na środku pomieszczenia był krąg w którym powietrze lekko falowało. 
-To tutaj, idz już- lekko mnie popchnęła w stronę kręgu.
-I tak się dowiem i ci pomogę - obiecałem jej po czym zrobiłem krok w tył. Miałem wrażenie jakbym wpadł w jakiś wir. Jednak to szybko ustało a ja znalazłem się w pustej uliczce Las Vegas. Doskonale wiedziałem co mam robić. 

<Zhavia?> 

Od Yin do Rayan'a

- Dziękuję Rayan. Wam też dziękuję za informację. Przepraszam na chwilę. - powiedziałam, po czym podeszłam do kobiety i zabrałam ją na bok.
- Pamiętasz może czy łowcy u was byli, bądź demony, cienie czy też czarownik? - spytałam. Dziewczyna zastanawiała się chwilę.
- Demon był, szukał czarownika, który się u nas ukrywał. Jednakże, po dłuższej chwili nieopodal wilkołaków byli łowcy. Jeśli to wszystko, to już muszę zmykać. Jak będziesz, mieć jakieś wieści daj znać. - powiedziała, po czym kiwnęła głowa i poszła. Wróciłam do chłopaków, dostałam od Stanleya jakiś skrawek. Schowałam go do kieszeni, po czym został ostatni. Uśmiechnęłam się do niego, ten jedynie wywrócił oczami. Podeszłam do Josepha, aby go uścisnąć.
 - Jeśli mój brat się nie odnajdzie, rozpęta się wojna. Także lepiej uważaj na siebie oraz na innych. - wyszeptałam mu do ucha, po czym włożyłam do jego kieszeni liścik. Odsunęłam się i złapałam Rayan'a i ruszyłam z nim.
- Dobra to załatw spotkanie z Felixem, a ja pogadam z Madeline. - dodałam.
- Znasz Madeline? - spytał. Kiwnęłam jedynie głowa. - Przyjdę do kasyna i tam się z nim spotkam. Będę za jakąś godzinę. Muszę coś jeszcze załatwić. - powiedziałam. Ruszyłam, nawet nie dałam, dojść mu do słowa.
Zjawiłam się u Mad, tak się umówiliśmy. Dokładniej gdzieś w pobliżu wody. Znalazłam ja na pomoście z innymi syrenami w wodzie.
- Hej Mad. - powiedziałam. Na co się na mnie popatrzyła i przytuliła.
- Yin, dawno cię nie było. Syreny widziały go nieopodal tego miejsca. Czekał, na kogoś. To był Felix, rozmawiali. Dał mu coś i musiał twój brat uciekać, wiem tyle, że mówili coś o Elfach, że obie strony mają pomóc. Ostatecznie przybyły cienie i go zabrały. Felix zaczekał na jakiegoś Czarownika. To nie była Esme tylko ktoś inny. Dobra to muszę już spadać. Zanim ktoś nieproszony się pojawi. - powiedziała. Podałam jej te muszle, o której mówiłyśmy, po czym wyskoczyła do wody. Syreny mi pomachały, po czym ruszyłam do kasyna.
***
Przyszłam zła jak osa, po czym znalazłam Rayan'a i Felixa. Podeszłam do niego, a w mojej dłoni pojawił się cienisty sztylet. Przyłożyłam mu do gardła i czekam, aż wyzna prawdę.
- Oh witaj Yin, to raczej nie miłe powitanie. - uśmiechnął się, gdy to powiedział.
- Spotkałeś się z Jasonem. Wysłałeś go do elfów. Dałeś mu coś, co mu dałeś.. - przerwał mi.
- Tak to prawda, że się spotkaliśmy. Dałem mu listę osób, które zaginęły. Byli to ludzie, jak i magiczni. Mówiliśmy o elfach, gdyż wiedzą, co nadchodzi. Poza tym cienie i czarownik pod pseudonimem Rój współpracuje z nim. Dlatego nie mogłaś, go wyczuć ani znaleźć. Zdobył pewne informacje. Nie chciał, ciebie narażać, ale wiedział, że zaczniesz go szukać. Tak więc tu masz listę oraz ślady gdzie może być. Tak między nami, wy też jesteście na liście. - powiedział. Po czym zniknął. Mój sztylet też znikł, wzięłam obie kartki oraz medalik, który podarowałam bratu. Miałam zamiar już iść jednakże Rayan mnie zatrzymał.

Rayan?

5.08.2018

Od Rayan'a CD Yin

Coraz rzadziej przesiadywałem w hotelu który dotychczas robił za mój dom. Chociaż moje relacje z alfą znacznie się poprawiły oboje z ulgą przyjęliśmy moje postanowienie że mniej będę udzielał się w stadzie. Oczywiście zajmowanie się nowicjuszami nadal pozostało w moich obowiązkach i byłem obecny na każdym zebraniu jednak mieszkałem u siebie, a to co robię i z kim były tylko moją sprawą. 
Właśnie wróciłem ze swojego porannego treningu marząc o prysznicu. Nacisnąłem klamkę. Od dawna przestałem zamykać je na klucz. Przecież zwykły złodziej nie jest dla mnie problemem i zapewne znalazł bym go w przeciągu 2 godzin. A godnego mnie przeciwnika nie zatrzymał by zwykły zamek. Więc odkąd kupiłem swoją posiadłość jest to dom wiecznie otwarty. Wystarczyło że otworzyłem drzwi i od razu wyczułem cudzą obecność. Zaciągnąłem powietrze aby rozpoznać zapach. Nie zdziwił mnie fakt że intruzem okazał się Joseph.
- Skocze tylko pod prysznic - wypaliłem z korytarza. Omijając salon wszedłem na górę. Wziąłem losowo wybrane ubrania z szafy i skierowałem się do łazienki. Ciekawiło mnie czego chciał ode mnie że ruszył swoje alfie cztery litery i pofatygował się aż tu.
Pięć minut później wchodziłem do salonu gdzie na fotelu z nogami na stole siedział Joseph popijając piwo z butelki i przełączając kanały w telewizorze na wyciszonym dźwięku.
- Widzę że się rozgościłeś - zauważyłem siadając
- Czekam na ciebie już 48 minut - mruknął nie przerywając zajęcia.
- Więc co zmusiło cię do tego poświęcenia? - dopytałem biorąc od niego drugą butelkę - mogłeś przecież mnie wezwać
- Wiesz że Asai ma córkę? - spytał nagle odkładając pilot
- A niby skąd miałbym to wiedzieć? - dopytałem
- Przecież go śledziłeś - zauważył alfa podirytowany
- Nie Joseph śledziłem Stanley'a. Interesowałem się Asai tylko dlatego że spotykał się ze Stanley'em. - sprostowałem - Chyba krwiopijca nie jest na tyle głupi by wychwalać się córeńką na lewo i prawo. Z reszto chce ci przypomnieć że przeszkodziłeś mi w śledzeniu ich atakując Azero. - warknąłem
- Cały czas będziesz mi wypominał tą demonice?
- Nie, będę wypominał ci że uznałeś mnie za zdrajce - warknąłem piorunując go wzrokiem
- Nie przyszedłem się kłócić - wyznał Joseph
- Skąd wiesz że Asai ma córkę? - dopytałem po chwili hamując swój narastający gniew.
- Stąd że skontaktowała się ze mną umawiając na spotkanie
Chwile patrzyłem na alfę czekając aż powie że wróciło jego poczucie humoru, a to jakiś nieudolny żart. Jednak nic takiego nie nastąpiło.
Czego może chcieć córka Asai?
- Idziesz sam? - dopytałem
- Podkreśliła że mam przybyć sam - powiedział zamyślony dopijając piwo
- Wiesz że to może być pułapka - powiedziałem
- Wiem dlatego ci to mówię - zaczął - jeżeli nie wrócę wiesz kto za tym stoi. Zostaniesz alfą i pomścisz moją śmierć.
Patrzyłem na niego przez dłuższą chwilę. On doskonale wiedział że może nie wrócić, a mimo wszystko zamierzał iść na spotkanie. Próbowałem zrozumieć co nim kierowało przecież mógł to zbagatelizować.
- Kiedy te spotkanie? - spytałem
- Dziś
***

Jospeh nie chciał powiedzieć nic więcej chociaż starałem się wyciągnąć z niego jakieś informacje. Zostało mi tylko mieć się cały czas na baczności i wychwytywać najdrobniejsze zmiany w nastroju alfy. 
Mój upór i wytrwałość została nagrodzona. Wyczułem nagłe i szybko zmieniające się emocje alfy które starał się maskować. To mi wystarczyło. Skupiłem się i dzięki więzi zacząłem iść w miejsce w którym znajdował się Joseph.
Kiedy się zbliżałem wyczułem zapach Joseph'a co utwierdziło mnie w przekonaniu że dobrze trafiłem. Lecz nie wyczuwałem wampirów. Oprócz owej córki która pachniała... interesująco na pewno nie jak typowy wampir. Co dziwniejsze zapach ten wydawał mi się znajomy. Na placu znajdował się jeszcze Stanley oraz jaguarołak Waleria.
Wyostrzyłem słuch próbując zorientować się w sytuacji.
- ...Bo tej samej nocy, gdy do niego przyszłam, już go nie było. Próbowałam go wyśledzić, ale jego zapach się urwał. - usłyszałem słowa kobiety, a po nich nastała chwila ciszy.
- Był u mnie, wpadł, poinformował, że nadchodzą. - zaczął Stanley. Nie miałem co do tego wątpliwości - Powiedział, gdzie się ukryć, aby nas nie znaleźli. Gdy cienie zniknęły, on był przez nie otoczony. Powiedział, że Yin go znajdzie, w tym jeszcze jeden wilkołak.
Zapewne już wyczuli mój zapach. Nie było sensu się skradać. Nadal nie bardzo rozumiejąc ruszyłem by zrównać się z Joseph'em. Miałem racje jaguarołakiem była Waleria.
- Rayan? - Przeniosłem wzrok na dziewczynę, która wymówiła moje imię. Teraz mogłem przyjrzeć się córce Asai i aż mnie wmurowało.
- Co ty tu robisz? - spytałem zbity z tropu. Przecież to niemożliwe ona nie może być córką... szlak czy ja zawsze muszę ładować się w kłopoty
- Szukam brata Jasona. Może widziałeś go, wiesz, gdzie może być. Bądź kto go gonił? - spytała z nadzieją w głosie
Jason?
Próbowałem przypomnieć sobie jego zapach. Przecież zamieniłem z nim kilka zdań. Nie widziałem go jednak od kilku miesięcy.
- Chyba ci nie pomogę - wyznałem w końcu - nie widziałem go, wybacz.
Jej nadzieja zgasła tak szybko jak się pojawiła. Zrobiło mi się jej szkoda. Nie tylko nie to. Przecież nie mogę niańczyć każdej napotkanej dziewczyny. Nie jestem żadnym pieprzonym rycerzem. Wystarczająco miałem kłopotów kiedy zacząłem pomagać demonicy. Chociaż nie Azero bardziej pomagała mnie. Była jeszcze łowczyni której uratowałem jej życie i w każdym przypadku obrywałem po tyłku.
Czy to nie wystarczy?
Spojrzałem na Yin i wszystko stało się jasne
Siedź cicho błagałem sam siebie.
- Ale mogę ci pomóc - zacząłem - na pewno ktoś coś wie. A największym źródłem informacji w mieście jest Felix lub Madeline. Jeżeli chodzi o tego pierwszego mogę ci pomóc się z nim spotkać.
< Yin?>

Od Rayan'a CD Azero

Mój plan się udał. Młodzi likani okazali się bardzo pomocni. Jeżeli udało mi się z nimi, większa połowa watahy również była by posłuszna. Joseph chyba nadal nie bardzo wiedział co się dzieje. Wpatrywał się we mnie pytającym wzrokiem. Widziałem jak wyraz jego twarzy się zmienia. Czułem jak zmieniają się jego emocje. Teraz tylko musiałem zapłacić za swą dziwną przyjaźń z demonicą. Cholera co ja robię. Nigdy nie miałem myśli samobójczych.
To był jedyny plan który mógł wypalić. Azero będzie miała wolną drogę ucieczki. Żaden wilkołak nie będzie przejmował się demonem kiedy kilka kroków dalej rozgrywają się losy całej watahy. Odszukałem ją wzrokiem była równie zaskoczona co mój alfa. Lecz w porównaniu z alfą znacznie szybciej pojęła co się dzieje.
Uciekaj poprosiłem ją w myślach.
Jak by je usłyszała rozejrzała się dookoła i ruszyła przed siebie. Odetchnąłem z ulgą i na nowo całą uwagę skupiłem na alfie który przyglądał mi się przechylając głowę. Nic dziwnego że nie uważał mnie za żadne zagrożenie. Nie byłem pewien czy dał bym mu radę w pełni sił, a co dopiero kiedy ledwo trzymałem się na nogach. Miałem tylko nadzieje że uda mi się zająć go na tyle by dziewczyna zdołała oddalić się wystarczająco.
- Czyż byś się rozmyślił? - spytał uśmiechając się wrednie. Przyjrzałem się uważnie czekając na atak z jego strony ale Joseph stał odprężony, a w jego oczach nie dostrzegłem żadnych zmian oznaczających nagłą przemianę.
Nie uważał mnie za zagrożenie.
Te spostrzeżenie mnie rozwścieczyło. Ręce zaczęły mi się trząść i czułem swędzenie pod skórą. Wiedziałem że zaraz przyjdzie ból ale wyczekiwałem go z utęsknieniem. Wyraz twarzy alfy zmienił się natychmiastowo kiedy ujrzał w moich oczach złote tęczówki poprzedzające przemianę.
Byłem tak pochłonięty swoim przeciwnikiem że zauważyłem demonice dopiero kiedy była na wyciągnięcie ręki od Josepha.
- To tak dla wyrównania szans - Mruknęła alfie do ucha. Ruszyłem do przodu sam nie wiedząc kogo chciałem chronić. Jednak byłem zbyt wolny. Dziewczyna już wyciągała srebrny sztylet z zadanej rany odrzucając broń w moją stronę.
Moja nieudolna próba ratowania sytuacji została odebrana jako atak więc Joseph nie zastanawiając się więcej rzucił się na mnie. Dalej wszystko toczyło się zbyt szybko. Nie wiedziałem co zrobiła Azero mogłem mieć tylko nadzieje że opuściła już ten budynek. Jej podstę faktycznie wyrównał nasze szanse. W pewnym momencie zacząłem nawet zdobywać przewagę nad swoim alfą. Złapałem go za gardło przyduszając do podłogi. Kiedy przetestował mój chwyt i nie dał rady się z niego uwolnić przestał walczyć i spojrzał mi w oczy. Zobaczyłem w nich strach ale i ulgę. Myślałem że już dawno utracił całe człowieczeństwo. W końcu odczuł coś więcej niż tą nieludzka, dziką wściekłość którą widziałem w nim przez ostatnie 50 lat. Wystarczyło tylko przemienić się i zabić alfę tym samym przejmując jego tytuł. Takie były zasady, jednak nie mogłem tego zrobić. Po tym co przed chwilo zobaczyłem nie mogłem zabić Josepha chociaż był dupkiem był również moim przyjacielem. 
- Na co czekasz - warknął wściekły
- Nie jestem tobą, nie zabije cię - wyznałem luzując nie co chwyt - przecież nie musimy tego robić. Jesteśmy przyjaciółmi
Liczyłem na to że teraz zakończymy całą tą farsę. Przecież ja nigdy nie chciałem zajmować jego miejsca. Walka wydawała się zakończona jeszcze bardziej poluzowałem chwyt kiedy Joseph wykorzystał sytuacje. A ja wylądowałem przygwożdżony do podłogi.
- A trzeba było - mruknął alfa, a ja ujrzałem błysk srebrnego sztyletu niebezpiecznie blisko twarzy
Dlaczego jestem takim idiotą?
- Zabijesz mnie srebrem? - dopytałem
- Jestem alfą zabijam kiedy i jak mi się podoba - skomentował.
Zamknąłem oczy przygotowując się na cios. Ostatecznie przecież wiedziałem że tak to się skończy.
Jednak cios nie nadchodził. Otworzyłem oczy patrząc jak Joseph stoi na przeciwko Azero. Demonica zawzięcie atakowała likana.
Jeszcze raz zamknąłem oczy aby na nowo je otworzyć. Jednak obraz się nie zmienił. Westchnąłem patrząc na sztylet wbity 2 cm od mojej głowy.
Teraz znów pozostawał dylemat kogo mam chronić.
Mogłem tak stać minutami jednak nie miałem na to czasu. Ruszyłem i stanąłem między nimi.
- Demonia su.a próbowała cię bronić - roześmiał się Joseph

< Azero >   

Od Yin do Rayan'a

Pozowanie nie jest, aż takie trudne. Jednak ciągnące się godziny już nieco bardziej tak. To męczy, choć są przerwy, choć jest jedzenie i można chwilę odpocząć, to i tak nie za długo. Przebierasz się i kolejne sesje, to potem do kolejnego studia, aby nagrać nowy numer bądź też poćwiczyć układ.
Dzień w dzień taki wysiłek, ledwo co ma się godzinę wolną, aby załatwić swoje sprawy.
Dziś i tak, odwołali nam resztę zadań, gdyż coś się wydarzyło. Nic jednak nie powiedzieli.
Poszłam się przebrać, aby potem ruszyć się i pojechać, spotkać się z alfą wilków. Miałam do nich pytanie, szukałam brata od dłuższego czasu. Nie dawał, znaku życia. Choć zawsze też mogłam go znaleźć poprzez magię. Tym razem ślad, jednak się urwał. Musiałam umówić się z obojgiem Alfą stada z północy i południa. Muszę go znaleźć, to jest priorytet. Jeśli będą mi przeszkadzać, no to użyje duchów bądź zaklęć. Udało mi się umówić na neutralnym terenie, wraz jeszcze sięgnęłam po przywódczynie jaguarołaków.
***
Na miejscu byłam jakoś po kwadransie. Wiedziałam, że to może być coś. Choć wciąż miałam obawę.
Pierwsza zjawiła się Waleria, potem dopiero Stanley i Joseph.
- Jestem Yin, znacie mnie. Oraz moich przodków. Szukam mojego brata Jason Asai. Wiecie, gdzie może być? - spytałam. Tamci spojrzeli się po sobie, po czym dziewczyna zaczęła.
- Jason, był u mnie jakiś czas temu, chyba coś koło czterech tygodni. Był ranny, a przy tym przyniósł także jedną z moich podopiecznych. Został przez jakiś czas, próbował się z tobą skontaktować. Mówił, że jest ścigany przez kogoś. Jednak nie dokończył. Bo tej samej nocy, gdy do niego przyszłam, już go nie było. Próbowałam go wyśledzić, ale jego zapach się urwał. - powiedziała Waleria. Kiwnęłam do niej głowa, po czym skierowałam swoje spojrzenia na pozostałą dwójkę.
- Był u mnie, wpadł, poinformował, że nadchodzą. Powiedział, gdzie się ukryć, aby nas nie znaleźli. Gdy cienie zniknęły, on był przez nie otoczony. Powiedział, że Yin go znajdzie, w tym jeszcze jeden wilkołak. - dodał Stanley.
Po chwili do Josepha doszedł drugi wilkołak. Rozpoznałam go, bo już kiedyś go spotkałam.
- Rayan? - spytałam. Chłopak się na mnie spojrzał i zmarszczył brwi.
- Co ty tu robisz? - spytał.
- Szukam brata Jasona. Może widziałeś go, wiesz, gdzie może być. Bądź kto go gonił? - spytałam.
On się zamyślił.
Westchnęłam jedynie. ~ Jason, czyżby Rayan miałby pomoc mi, cie odnaleźć? Co jest, no proszę, powiedz, cokolwiek pokaż jakiś znak. - moje myśli były zbyt rozwiane. Może nie powinnam, tak się z nimi związywać, ale poznałam jego oraz parę innych wilków. Podczas gdy z bratem po lesie biegłam. I wtedy poznałam także ich.

Rayan?