-Zhavia- zawołałem, musiałem jej pomóc choć nie wiedziałem co się dzieje i pokonałem dzielącą nas odległość.
-To jest przekleństwo- wyjaśniła kiedy złapałem ją za rękę, dziewczyna przysunęła się do mnie i lekko pocałowała, jakby nie pewna czy powinna, jakby cała pewność siebie którą zawsze emanowała ja opuściła - które mnie trzyma przy życiu. Odkąd... - ale nie dokończyła, pochodnie umieszczone w kamiennej ścianie, w odległości dwóch metrów, zapłonęły ogniem. Rozjaśniając komnatę, rzucając mroczne cienie, dopiero teraz zauważyłem ,że zarówno podłoga jak i ściany a nawet sufit pokryty jest rozmaitymi runami i znakami. Część z nich rozpoznawałem , inne były zupełnie mi obce, i ani trochę mi się nie podobały. Zhavia krzyknęła i osunęła się na podłogę ale nim jakkolwiek zareagowałem nie widzialna siła odrzuciła mnie na ścianę. Nie mogłem się ruszyć, w komnacie rozbrzmiewał przeraźliwy krzyk dziewczyny do którego doszedł jakiś pisk, który przybierał na sile. Zebrał się jakiś wiatr, a płomienie z pochodni się wzniosły. Czułem uścisk, miażdżący mi kości, czułem jak z nosa i uszy zaczyna mi lecieć krew. Przed oczami zaczęły mi się pojawiać mroczki, chwilę potem pochłonęła mnie ciemność...
***
Jak tylko otworzyłem oczy zerwałem się na równe nogi. Szybko zorientowałem się ,że jestem sam, w jakimś pokoju. Z powrotem usiadłem na łóżku i wziąłem kilka wdechów, muszę znaleźć Zhavie i nas stąd wydostać. Wyjąłem miecz i wyszedłem z pokoju. Korytarz był w nowoczesnym stylu, ściany w kolorze złota, czerwony dywan i pełno luster. Wokoło panowała cisza, nienaturalna cisza. Podszedłem do najbliższych drzwi i nacisnąłem na klamkę która bez oporów ustąpiła. Pokój okazał się być pusty i podobny do tego w którym się obudziłem. To samo było z pozostałymi. Zszedłem na niższe piętro tego upiornego hotelu. Przeszukałem cały budynek ale nikogo nie było. Wyszedłem z hotelu na zadbany dziedziniec. Był środek dnia, niebo było zachmurzone jakby miało zaraz zacząć padać. Otaczało mnie kilka budynków, Dopiero w trzecim znalazłem Zhavię. Siedziała w jednym z pokoi przed lustrem i chyba nic jej nie było. Podszedłem do niej.
-Szukałem cię wszędzie- zacząłem, chciałem ją przeprosić, ale mi przerwała.
-Zrób coś dla mnie i mi pomóż- poprosiła podchodząc do mnie.
-Jak?- spytałem od razu.
-Prześpij się ze mną- to wyznanie mnie wmurowało, sądziłem że poprosi mnie o coś ważnego, że naprawdę będę mógł jej pomóc- abym mogła pozostać sobą- kontynuowała, może jednak chodził oo coś więcej- już raz byliśmy w łóżku, nawet jeśli to był duch. Teraz musisz być to ty. Dadzą mi spokój, jednakże....- ale nie dokończyła przerwała w pół słowa.
-Jednakże?- powtórzyłem podnosząc jej podbródek by na mnie spojrzała. W jej oczach dostrzegłem zmęczenie, rezygnacje. Poddała się.
-Musimy to robić co krwistą pełnię księżyca. Abym nie musiała być wykorzystywana przez demony- powiedziała a ja wyczułem że jest coś jeszcze czego mi nie mówi, moje wahanie odebrała jako odmowę, w oczach pojawiły jej się łzy, ona naprawdę tego potrzebowała -Zresztą nieważne, zapomnij o tym. Poradzę sobie jakoś. Choć pokażę ci portal i będziesz mógł wrócić do domu- przyciągnąłem ją do siebie i przytuliłem.
-Wróć ze mną- poprosiłem ją - Przecież wiesz że ci pomogę, ale wróć ze mną i mi wyjaśnij to całe przekleństw.
-Nie mogę...nie mogę nikomu o tym mówić, stało by się coś strasznego, nikt nie może się dowiedzieć.
-Zhavia...- zacząłem ale mi przerwała.
-Musisz już wracać, chodz.- i wyszła przed siebie, nie zostało mi nic innego jak iść za nią. Całą drogę szła w milczeniu. Poprowadziła mnie do pomieszczenia w którym było kilka demonów. Na środku pomieszczenia był krąg w którym powietrze lekko falowało.
-To tutaj, idz już- lekko mnie popchnęła w stronę kręgu.
-I tak się dowiem i ci pomogę - obiecałem jej po czym zrobiłem krok w tył. Miałem wrażenie jakbym wpadł w jakiś wir. Jednak to szybko ustało a ja znalazłem się w pustej uliczce Las Vegas. Doskonale wiedziałem co mam robić.
<Zhavia?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz