7.08.2018

Od Isleen CD Alana

Vincent może mieć informacje dotyczące mojej rodziny? Można by go poprosić o pomoc, ale czy po tym wszystkim co między nami zaszło, będzie chciał udzielić mi swojej pomocy? Mam wrażenie, że znów natrafiliśmy na ścianę…
- Nie widzę tego jakoś zbyt optymistycznie, wiesz Alan? Wątpię by Vincent zechciał nam pomóc, zwłaszcza po tym co się ostatnio stało. - Mruknęłam, przyglądając się książkom, które chłopak przywlókł ze sobą.
- Możesz mieć rację. - Powiedział, przytulając mnie do siebie. - Vincent potrafi być uparty. Wiem coś o tym. - Westchnął. W mojej głowie zapanował istny mętlik. Znowu poczułam się zmęczona i zrezygnowana. Chyba czas odpocząć.
- Myślę, że możemy zająć się tym całym bajzlem pojutrze. Na razie mam już całkowicie wszystkiego dość. Zdecydowanie przydałaby się chwila spokoju i odpoczynku. - Powiedziałam, spoglądając na Alana.
- Masz rację, też jestem zmęczony. - Przytaknął mi, a ja się lekko do niego uśmiechnęłam.
- Oczywiście bardzo ci dziękuję! - Zareagowałam szybko, gdyż wydało mi się, że zachowałam się całkowicie niewdzięcznie wobec chłopaka. - Doceniam, że robisz to wszystko dla mnie. Naprawdę. - Powiedziałam, patrząc mu w oczy. Alan uśmiechnął się do mnie i dał mi całusa. Siedząc mu na kolanach, przytuliłam się do niego. Cieszyłam się, że Alan jest tutaj ze mną oraz, że zgodził się na moją propozycję dotyczącą mieszkania. Byłam już naprawdę padnięta i gdy starałam się powstrzymać ziewnięcie, chłopak zachichotał cicho.
- Chyba ktoś jest już naprawdę wykończony. - Powiedział, głaszcząc mnie po włosach.
- Tak… Chyba za chwilkę się położę. - Mruknęłam.
- Dobrze. Czyli jutro robimy sobie wolne od tego całego syfu? - Zapytał, na co skinęłam twierdząco głową.
- Jak chcesz to możesz iść i wziąć prysznic. Ja pójdę do mojego pokoju. - Powiedziałam, wstając z jego kolan. Chłopak uśmiechnął się i dając mi całusa, powędrował do łazienki. Szczerze? Kusiło mnie by podpełznąć tam i trochę sobie pooglądać, ale stwierdziłam, że nie warto, bo jeszcze odwalę coś głupiego i będzie przypał, tak więc grzecznie powędrowałam do mojego pokoju. A więc Alan znalazł jakieś informacje o moim anielskim przodku i okazało się, że nasze rodziny były ze sobą blisko od naprawdę dawna. Zatopiona w swoich myślach, poderwałam się i mało co nie wyszłam z siebie, gdy usłyszałam jak coś za mną upada. Krzyknęłam przestraszona i szybko się odwróciłam. Moim oczom ukazał się Ortros, który stał jakieś pół metra ode mnie i udawał, że wcale nie widzi lampy, leżącej obok niego, którą przed chwilą strącił ze stolika nocnego. Westchnęłam głośno i kucnęłam by podnieść lampę.
- Wspaniale. Ja tu jestem na skraju załamania nerwowego oraz bankructwa, a ty jeszcze niszczysz mi rzeczy. Dzięki. - Powiedziałam do przerośniętego psa, nie kryjąc sarkazmu. Ortros wyglądał tak jakby niczego nie żałował i tylko prychnął cicho. Odstawiłam lampę na stolik, a Ortros podszedł do mnie i rzucił mi coś pod nogi.
- No wiesz co? Nie dość, że przyprawiasz mnie o zawał, to jeszcze mi śmiecisz? - Prychnęłam, a pupil Alana wyszedł z mojego pokoju. Czasem jest tak irytujący jak jego właściciel. Oczywiście uwielbiam Alana, ale wiem już, że czasem jest naprawdę wkurzający i uparty. Schyliłam się po raz kolejny i zaczęłam przyglądać się obślinionej rzeczy, którą Ortros przyniósł. Było to jakieś małe pudełko, owinięte bardzo starym papierem, na którym było coś odciśnięte. Jakby znak… Albo pieczęć? Chyba to już gdzieś widziałam. Może w moim dzieciństwie? Czy to co było w środku pudełka mogło nawiązywać do mojej rodziny i anielskiego przodka? Nagle poczułam, że tak naprawdę jest. Moje przeczucia praktycznie nigdy nie są łudzące. Postanowiłam schować pudełko i na razie nie pokazywać go Alanowi. Mieliśmy odpocząć, a pojawienie się tego pudełka na pewno rozpętało by kolejną burzę pytań i w życiu byśmy nie odpoczęli. Jednak bardzo zaciekawił mnie fakt, skąd Ortros miał coś takiego i jaki interes miał w tym by mi to przynieść…? Czyżby przekonał się do Alana tak samo jak ja i stwierdził, że nam pomoże? A może to jego anielski przodek chce nam jakoś pokrzyżować plany? Mam nadzieję, że to pierwsze...
- Leen?! Wszystko w porządku? Słyszałem jak krzyczałaś. Jesteś cała? - Alan wpadł do pokoju z prędkością światła i zaczął skanować mój pokój wzrokiem. Szybko odsunęłam się od miejsca w którym schowałam pudełeczko i udawałam, że gapię się w okno.
- Tak, wszystko w porządku. To tylko Ortros postanowił przyprawić mnie o zawał serca. Nie musisz się martw… - Ucięłam gdy mój wzrok zatrzymał się na chłopaku. Cały był mokry i miał na sobie tylko ręcznik. Poczułam jak rumieniec wpełza na moje policzki i wiedziałam, że moja twarz wygląda już niczym dorodny czerwony pomidor. Cholera, czemu on musi mi to zawsze robić? Coś czuję, że nasze “współlokatorstwo” nie raz przyprawi mnie o zawał i postawi w podobnej sytuacji. No ale cóż… Przynajmniej nie będę się nudzić.

< Alan? > Wybacz, że tak długo, ale miałam problemy z komputerem + wyjazdy rodzinne :/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz