Wypowiedź Rayana zaskoczyła mnie na tyle, że przez dłuższy czas wpatrywałam się w niego ze zdziwieniem w oczach.
- Jak to uznali cię za zdrajcę? Jeśli chodziło o tamtą akcję to sama się dowiedziałam i razem z resztą to powstrzymaliśmy.
Nic z tego nie rozumiałam.
- Eh nieważne, teraz to bez znaczenia.
- Jak to bez znaczenia? Z tego co wiem wataha powinna być jak rodzina, prawda? Zatem zbieraj się idziemy coś wykombinować przystojniaku.
Rayan spojrzał na mnie zdezorientowany, gdy nagle odwrócił się w stronę drzwi.
- Co jest?
- Ktoś tu idzie, nie jest sam.
No to pięknie. Chyba będę musiała zmienić mieszkanie. Po chwili oczekiwania drzwi zostały wyważone i wpadł przez nie przemieniony wilkołak. Za nim wbiegła dwójka kolejnych tym razem w ludzkiej postaci.
- Czemu nie powiedziałeś, że organizujemy imprezę? To raczej twoi znajomi.
Uśmiechnęłam się zadziornie i przypatrywałam ruchom niespodziewanych gości.
- No proszę, zadajemy się z demonem, zdrajco?
Wilkołaczyca skierowała swoją wypowiedź do Rayana, który był gotowy na wszelki atak z ich strony.
- Ej dobra, matka nie nauczyła was pukać? Spadać stąd, ale już, nikt was nie zapraszał. - zakrzyknęłam w stronę trójki likanów nieco wkurzona całą sytuacją.
Nie był to chyba dobry pomysł gdyż prawie natychmiast wszyscy rzucili się na nas z pazurami. Ominęłam jednego z nich i wyciągnęłam z szafki obok sztylet ze srebra.
- Zapraszam chętnych!
Uśmiechałam się tak jak dziecko dostające wymarzoną zabawkę. Ruszyłam na jednego z wilkołaków próbując trafić go sztyletem co okazało się niezbyt trudne. Niestety średnio przewidziałam trzeciego z nich, który przejechał mi pazurami po plecach. Na szczęście poczułam tylko delikatne szczypanie, więc odwróciłam się i z pół obrotu wykopałam likana za okno.
- Ups. Chyba tego nie przeżył.
Zaśmiałam się i sprawdziłam szybko jak radzi sobie Rayan. Brunet przemieniony w wilka gryzł się nawzajem z przeciwnikiem. Oboje byli trochę zmęczeni, jednak problem polegał na tym że Rayan przed chwilą walczył z dwoma przeciwnikami. Zawsze jednak muszę nie mieć szczęścia i oberwałam dość grubą książką w głowę. Nie należało to do przyjemnych. Przed oczami pojawiały mi się delikatne mroczki, jednak starałam się nie dać i walczyć dalej. Ostatkiem sił wbiłam sztylet w bok tego, który zniszczył moją własność na mojej głowie i pociagnęłam wzdłuż jego boku. Spojrzałam w stronę Rayana, który prawdopodobnie oberwał równie mocno jak ja. Po chwili nie widziałam niczego oprócz przyjemnej ciemności.
***
Obudziłam się w dość ciemnym miejscu, wyglądało na piwnice. Zamrugałam oczami by szybciej wyostrzyć obraz i rozejrzałam się wokół. Niedaleko mnie o ścianę opierał się Rayan z prawdopodobnie srebrnym łańcuchem wokół nadgarstków.
- Cześć Rayan, fajną piwnice macie.
Brunet spojrzał w moją stronę z idiotycznym wyrazem twarzy. No tak, raczej srebro wokół nadgarstków do przyjemnych nie należy.
- Co teraz?
- Nic, pewnie nas zabiją.
- Miałeś na myśli siebie, co nie? W końcu nie sądzę żeby znali egzorcyzmy. Nie mam zamiaru ich ponownie przechodzić.
Wyczułam na sobie pytający wzrok Rayana. Nie przepadam za mówieniem o moich przeżyciach, ale skoro mamy tu siedzieć nie wiadomo ile to czemu nie.
- Dobra, jesteś jedną z nielicznych osób, którym to powiem... Kiedyś złapali mnie łowcy i chcieli odesłać do piekła. Niezbyt przyjemne uczucie, być już częściowo po tamtej stronie. W ostatniej chwili wpadło kilkanaście najlepszych demonów wraz z Felixem i mnie z tego wyciągnęli.
- Rozumiem...
- No ale zapomnijmy o tym, jak planujemy się stąd wydostać?
<Rayan?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz