4.10.2018

Od Alana CD Isleen

Nigdy nie zabawiłem długo w jednym miejscu. Zawsze w drodze, tułając się po przydrożnych obskurnych motelach. Taki miałem plan na życie i nigdy na to nie narzekałem. Jestem łowcą. Poluje, sprzątam i znikam. Więc nic dziwnego że nie przywiązuje się do rzeczy. Biorę ze sobą tylko to co jest mi niezbędne, zostawiając wspomnienia za sobą. Wszystko inne przecież można nabyć. Gdyby nie moje czarodziejskie zabawki wcale nie musiał bym wracać do mieszkania Collinsa. Lecz to co walało się na poddaszu było zbyt cenne, by to zostawić. Musiałem jutro rano tam podjechać i wszystko zgarnąć. Miałem nadzieje że Ginna i Vincent już wyjechali z Vegas.
Pozostawała jeszcze sprawa mojego paktu i obecność Ortrosa.
Stop.
Jutro robimy sobie wolne. Więc już dziś powinienem przestać o tym myśleć. To były długie dni i zasłużyliśmy sobie na dzień wolnego. Na dzień normalności.
Zaśmiałem się jak obłąkany idiota
Normalności?
Tylko czy ja potrafię tak żyć? Czy będę potrafił zapomnieć o tym kim jestem? Czy będę mógł iść ulicą i nie zwracać uwagi na istoty które będą nas mijać?
Nigdy nie miałem dnia wolnego w moim fachu nie ma świąt ani urlopu.
Gdyby nie krzyk dobiegający z głębi mieszkania pewnie nadal błądził bym myślami nie wiedząc gdzie mnie zaprowadzą.
Leen...
Serce na moment mi stanęło. Nie pozwoliłem by panika mną zawładnęła.Strach to najlepszy przyjaciel który mobilizuje do działania. Ale kiedy pozwolimy mu się panoszyć może stać się naszą zgubą. Nie pozwoliłem sobie nawet na chwile wahania od tego mogło zależeć życie Leen.
Wyłączyłem wodę i sięgnąłem po ręcznik. Owinąłem się nim i wybiegłem z łazienki nie zważając na mokre ślady które pozostawiałem na podłodze ani na wodę kapiącą mi z końcówek włosów. Trwało to może kilka sekund ale dla mnie i tak to wszystko trwało za długo.
Ci czarownicy są naprawdę bezczelni. Naprawdę sądzili że porwanie jej drugi raz będzie takie proste? Będą mieli niespodziankę.
Po tym jednym krzyku nie usłyszałem żadnej szarpaniny. Czy ona naprawdę nie stawia żadnego oporu? A może rzucili na nią jakiś urok. Byłem tak pochłonięty jak najszybszym dotarciem do dziewczyny, że nie zobaczyłem ogromnego ogara leżącego na środku korytarza. Tylko mój wrodzony i wiecznie szkolony refleks pomógł mi utrzymać równowagę w momencie kiedy potknąłem się o ogromnego ogara leżącego na środku korytarza.. A Ortros jak by nigdy nic podniósł od niechcenia łeb i spojrzał na mnie z politowaniem.
Nie miałem czasu wykłócać się z bydlakiem o to że wyleguje się na środku kiedy właśnie intruzi panoszą się po domu.
Wpadłem do pokoju dopiero wtedy uświadamiając sobie że nie mam ze sobą żadnej broni. Na szczęście sam potrafiłem stać się skuteczną bronią. Przywołałem ogień który od urodzenia płynął w mych żyłach.
- Leen?! Wszystko w porządku? - Wyrzuciłem na jednym tchu szybko prześlizgując po niej wzrokiem. Była w jednym kawałku to najważniejsze. Zacząłem namierzać cel przygotowując się na ciśnięciem w intruza kulą ognia. Lecz w pokoju stała tylko Leen nawet okno było zamknięte. Jeszcze jak kretyn zacząłem rozglądać się dookoła sprawdzając czy nikt nie ukrył się gdzieś w kącie. - Słyszałem jak krzyczałaś. Jesteś cała? - spytałem kompletnie zbity tropu. Całą swoją uwagę poświęciłem dziewczynie. Leen poruszyła się niespokojnie i przesunęła się w stronę okna wypatrując czegoś za nim. Poczułem jak leń z korytarza siada przy mojej nodze opierając się o nią całym swoim cielskiem. Tak jak ja był czujny i za moim przykładem rozglądał się dookoła.
- Tak, wszystko w porządku. To tylko Ortros postanowił przyprawić mnie o zawał serca. Nie musisz się martw… - Dziewczyna spojrzała na mnie i zamilkła. Patrzyłem jak opuszcza wzrok, a policzki zaczynają jej się uroczo rumienić. Odczułem nagłą potrzebę podejścia do niej, poczucia smaku jej ust. Dotknięcia jej. Była śliczna. Czy ona zdaje sobie sprawę z tego jak na mnie działa? Nie wiem czy wspólne mieszkanie to dobry pomysł. Nie chciałem skomplikować naszej relacji ale nie mogłem ukrywać tego co czułem.
Zrobiłem jeden krok do przodu. Czułem jak gorąco rozlewa się po moim ciele.  Dosłownie jak by... Cholera... Zupełnie zapomniałem o tym że z końcówek palców tlą mi się małe ogniki gotowe w każdej chwili zamienić się w niebezpieczną broń. Zabrałem dłoń którą trzymałem na swoim ramieniu paląc sobie skórę.  Skupiłem się na uspokajaniu i wchłanianiu z powrotem własnej energii.
- Przepraszam - wypaliłem, nieco zmieszany. Zrobiłem kolejny krok w końcu uświadamiając sobie że na sobie mam tylko ręcznik.- Jeżeli nikt nie chce cię zabić to ja może pójdę się ubrać - mruknąłem odkręcając się na pięcie.
Nie wiem którą stronę przebyłem szybciej. Tym razem przynajmniej nie potknąłem się o Ortrosa.
Na ubieraniu poświęciłem nieco więcej czasu niż było to konieczne. Czułem się jak kompletny debil. Ja naprawdę mam paranoje. Przecież nie mogę wszystkiego odbierać jako atak. Mogłem najpierw upewnić się czy faktycznie jest jakieś zagrożenie.
Kiedy wyszedłem z łazienki Leen siedziała w salonie przełączając kanały tak błyskawicznie że nie było możliwości by przeczytała co grają.
- Jak krzyknęłaś pomyślałem że coś się stało wybacz że tak wpadłem ci do pokoju. - wytłumaczyłem się szybko przysiadając się do niej na kanapie. - więc co będziemy jutro robić, po za tym że będziemy spać do południa? - spytałem zmieniając temat
- Mieszkamy w Vegas - odparła - a ty się pytasz co będziemy robić?
- Więc rozumiem że zaliczymy kilka barów i co najmniej jedno kasyno. - podsumowałem rozsiadając się wygodniej.

< Leen?> Przepraszam na kolanach i obiecuje że następny odpis będzie lepszy i na pewno szybszy ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz