6.10.2018

Od Rayan'a CD Azero

Atmosfera w piwnicy była tak gęsta że można było ją ciąć nożem. Nie miałem już sił, marzyłem tylko by iść i walnąć się na łóżko kończąc cały ten parszywy dzień. Podświadomie czułem jednak że to jeszcze nie koniec, a moje przeczucia na ogół się sprawdzały.
Patrząc na tę dwójkę miałem mieszane uczucia. Oboje są typem ludzi których nigdy za żadne skarby nie zamyka się w jednym pomieszczeniu. Oboje ewidentnie mieli niemały problem. A ja naprawdę nie wiedziałem po czyjej stronie bym stanął gdyby rozpętała się bójka. Joseph był moim alfą, czułem się z nim związany. Ale od kilkunastu lat nie mogłem na niego liczyć. Tak jak i na całą watahę. To Azero zawdzięczam swoje życie. Byłem jej coś winny. Przecież był bym skończonym dupkiem gdybym wypiął się na demonice.
Może to najwyższy czas odciąć się od watahy? W gruncie rzeczy wcale ich nie potrzebowałem.     Wyczekiwałem w napięciu na jego odpowiedź. Nadal pozostawała kwestia czy Joseph pozwoli nam odejść. Miałem jednak nadzieje że opuścimy hotel rozchodząc się w spokoju.
Gdyby ktoś kiedyś powiedział mi że całe moje dotychczasowe życie posypie się przez succubus'a płakałbym ze śmiechu. A teraz succubus stał mi się bliższy niż moje własne stado. To się nazywa zrządzenie losu.
- Zabij ją - odezwał się po chwili namysłu, wyrywając mnie z moich własnym rozmyślań - a powrócisz do watahy i nie będę miał żadnych wątpliwości
Spojrzałem na niego chwile mierząc się z nim wzrokiem. Próbował zmusić mnie do uległości, starał się wyprzeć na mnie posłuszeństwo. Nie mogłem opuścić wzroku. Gdybym to zrobił byłbym przegrany i zmuszony do wykonania polecenia. To było chyba jeszcze bardziej męczące niż otwarta bójka. Jednak alfa znów nieco się przeliczył. Nie byłem nowicjuszem do których tak przywykł. 
- Gdzieś mam twoje wątpliwości! - warknąłem kiedy Joseph zakończył nasz cichy pojedynek - Posłuchaj mnie uważnie. Pozwolisz nam odejść i rozstaniemy się w spokoju albo zobaczymy kto ma większą władze nad watahą.
- Ze względu na naszą długą znajomość masz 10 minut aby odejść stąd jak najdalej - wypalił - radził bym wyjechać z miasta. Może do tej twojej zakichanej Kalifornii. Bo tutaj nie masz już życia. Każdy mój człowiek dostanie rozkaz pozbawienia ciebie głowy jak tylko cię zobaczy.
Joseph nie żartował. On nigdy nie żartuje. Lecz nie miałem najmniejszego zamiaru opuszczać miasta.
Chociaż może faktycznie powrót do Kalifornii to był by dobry pomysł?
- Chodź idziemy - złapałem Azero za ramię i lekko pociągnąłem w stronę wyjścia.
- Co się dzieje? - dopytała dziewczyna kiedy pokonywaliśmy schody prowadzące do wyjścia
- Właśnie zostałem oficjalnie wyrzucony z watahy - wyjaśniłem - od rzutek musi opuścić miasto albo liczyć się ze śmiercią, która nastąpi prędzej czy później.
- Wyjeżdżasz? - spytała tonem którego nijak nie mogłem zinterpretować
- Mieszkam tu od 72 lat nie zamierzam się stąd ruszać. - powiedziałem wkładając ręce do kieszeni. - wracam do domu i zobaczymy. A ty jakie masz plany na resztę wieczoru?   

< Azero?>   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz