Zbiłam tak, jak mówiła, to miało pomoc. To miało ja uleczyć, podeszłam do niej szybko. By wyjść z kieszeni sztylet, rozcięłam sobie wierzch dłoni i zaczęłam rysować swoją krwią na jej ciele. Na policzkach, brodzie, czole, dłoniach tam, gdzie się dało. To były różne znaki, różne symbole. Niektóre oznaczały śmierć, inne życie, kolejne kruki i koniec. Był jeszcze jeden, który oznaczał ona, sama nie wiedziała co.
- Raven, zrobiłam tak, jak chciałaś. Musisz żyć. Nie możesz umrzeć. Roth nie da sobie rady bez ciebie, nikt nie da. Mamy jedną z czarownic jest ledwo żywa, jej krew jest czarna tak samo, jak twoja. Co się dzieje? Powiedz co mam zrobić, co mamy zrobić.. Raven nie możesz nas zostawić, jest jeszcze tak wiele.. - urwałam i patrzyłam tępo się na jej ciało, czułam jej ból. Sprawdziłam jej puls, był tak słaby tak ledwo wyczuwalny. Potrzebowała kroplówki, potrzebowała tego wszystkiego, co dostałam od różnych ras.
- Roth, przynieś z mojego pokoju pudełka, są oznaczone. Przynieś je szybko. - próbowałam, by mój głos był spokojny. To nie wyszło zbyt dobrze. Spojrzałam na niego i wrzasnęłam jego imię jeszcze raz. Znowu nie zareagował. Puściłam dłoń Raven i uderzyłam go w policzek. Wówczas zareagował i się ruszył, gdy powtórzyłam. Wróciłam do dziewczyny, zaczęłam powoli wycierać krew. Szukałam punktu, gdzie mogłabym, znaleźć ujście tej krwi. Wiedźma musi wiedzieć, ale nie można jej zostawić samej. Powoli zaczęłam sprawdzać, czy na jej ciele występują jakieś świeże blizny, znaki bądź piętna. Nie znalazłam, jednak krew musiała się skąd brać. Dopóki nie wypróbuje wszystkiego, co mam nie uwierzę w jej śmierć. Ona przeżyje, nawet jeśli będzie wampirem, czy demonem, przeżyje to i będzie żyć.
Roth, nie było go tak długo. Czekałam, chciałam go już poszukać, ale przyszedł z pudelkami. Zabrałam je od niego i zaczęłam wszystko wyjmować, patrzeć i przeglądać. Zatrzymałam się, gdy wstrzyknęłam w szyję Raven strzykawkę z serum.
- Roth idź przesłuchać wiedźmę, dowiedz się wszystkiego, zmuś ja. Nie pozwolę jej umrzeć, zrobię wszystko, by przeżyła. - powiedziałam i wypchnęłam go z pokoju. Zajęłam się nią, pacjentka, która kaszlała czarną krwią. Podawałam jej różne specyfiki, próbowałam podać antyciała w innej krwi. Starałam się, że jak tylko się dało.
Szło beznadziejnie, podłączona kroplówka, a nawet dwie z różnymi substancjami. Była tam krew wampirów, może ona jej może. Może uda jej się przeżyć, na pewno się uda. Nie może się to tak skończyć, nie można tego wszystkiego stracić. Robiłam, co tylko się dało, patrzyłam na jej stan, choć sama powoli moja nadzieja gasła. Próbowałam użyć wszystkiego, sama próbowałam też oddać jej własną krew, cokolwiek byle ja uratować. Chciałam podać jej jeszcze inne substancje, ale wtedy ktoś wszedł i zaczął mnie odciągnąć od niej.
Raven się nie ruszyła, ktoś coś mówił, ale ja nie wierzyłam.
- Ona żyje, jej tętno jest słabe, ale żyje. Zostawcie mnie, pomogę, uratuje ją, jej krew.. - nie dokończyłam. Na dłoniach miałam jej krew, a potem widziałam ciemność.
~Dwa dni później~
Minęły dwa dni od śmierci Raven, od pogrzebu. Zabiłam ją po raz pierwszy, chciałam zabić wiedźmę, jednak leżałam na swoim łóżku i nawet się nie ruszyłam. Wieczorami chodziłam potrenować, przynajmniej się wyżyć i powspominać to, jaka była wspaniała. Nie widziałam Rotha, inni byli tacy przygnębieni. Unikałam ich, wychodziłam na misję, potrzebowałam czegoś do zaakceptowania tego, że nie potrafiłam jej pomóc. Moja pomoc przyniosła odwrotny skutek...
Dziś podeszłam do pokoju, Raven. Stałam przed drzwiami i czekałam, chciałam zapukać, ale się wahałam. Koniec końców zapukałam, a potem weszłam do środka. Na łóżku siedział Roth, jego puste spojrzenie mogło przeszyć cię na wylot. Podeszłam niepewnie, zamykając drzwi. Usiadłam obok niego, choć pewnie samotność dobrze by mu zrobiła, albo też nie. Kilka razy otwierałam usta, by coś powiedzieć, ale żadne słowo nie opuściło mnie..
- Co ona mówiła? Jakie kruki, pióra? Co ona ci powiedziała? Gdybym wcześniej dotarła, może by nie zginęła. Głupia myślałam, że ja uratuje. Tą wiedźmą się z nami bawi, czas ją zabić. Ich wszystkich. - powiedziałam jak w jakimś amoku, złości. Pierwsze pytania były jeszcze z ciekawości, z chęcią rozmowy. Potem jedynie złość, ból i wściekłość.. Narastały i jeszcze bardziej. Wstałam i ruszyłam do drzwi, jakaś dłoń mnie zatrzymała.
Roth?
23.05.2019
16.05.2019
Od Roth'a cd Zhavia
Nie wiem co bardziej mnie zaskoczyło. Śmierć Raven czy jej wskrzeszenie.
Raven mówiła jakieś głupoty bez sensu, kiedy mocno ją uściskałem. Coś o krukach , ciemności i piórach.
-Ojciec- wyszeptała i to jedyne zwróciło moją uwagę, odsunąłem ją trochę od siebie by na nią spojrzeć.
-Co z nim?
- Wilkołaki gdzieś poszły- weszła nam w rozmowę Erika- syren też nigdzie nie widzę. Zrobiłam spis osób. Przeżyło i zostało nas siedemnaścioro . Jak się czujesz Raven.?
-To już koniec- wyszeptała Raven przez łzy.
-Każdy koniec jest początkiem czegoś nowego- wtrąciła Zhavia.
Raven w odpowiedzi pokręciła tylko głową.
-Musicie trzymać się razem. Roth musisz tego dopilnować- dalej bełkotała Raven. Już wcięta mówiła z większym sensem niż teraz.
-Sama ich przypilnujesz- odparłem i pomogłem jej wstać. Po raz kolejny ją obejrzałem. Nie miała żadnych ran. Za to cała była we krwi.
-Musicie znaleźć jakieś miejsce, coś bezpiecznego. I wrócić do domu.
-To chyba nie możliwe- ktoś się wtrącił. - musimy się zwijać i to już.
-Rayan ma rację- poparła likana Azero. - chyba że już jesteście gotowi na kolejną wojnę...
-Bo zbliżają się wilkołaki- dokończyła Isleen
Nie musiałem patrzeć na zgromadzonych by wiedzieć ,że nie dalibyśmy rady nawet małej wataszy. Dodatkowo jak wspomniała Erika było nas siedemnaścioro. 7 łowców, 2 syreny, czarownica , wampir, wilkołak, demonica , elf i 3 hybrydy, kiepska armia.
-Gdzie reszta - spytałem.
-Każdy dba o własną dupę- odparł wilkołak gorzko. Nie lubił uciekać to było pewne.
-A więc co tu robisz? Podwiń ogon i uciekaj- powiedział wampir , chyba Ethan . Każdemu udzielały się emocję, ból , zmęczenie, strata i ta niepewność.
Wilkołak już chciał coś odparować kiedy odezwała się Raven.
-Siedzimy w tym razem , od początku , a więc wstrzymajcie kłótnie, ile wiesz Rayan?- spytała spoglądając na zgromadzonych- Azero?
-Poszliśmy na zwiady. Nie jest ciekawie- odparł zdawkowo Rayan- w naszą stronę podążają 3 watahy.
-Wszyscy przywódcy uznali ,że muszą dbać o swoich ludzi- sprostowała Azero- nie możemy na nikogo liczyć.
Następne minuty poświęciliśmy na wędrówkę.
-Czemu z nami zostaliście- przerwała ciszę Erika, chyba nie zwracała się do nikogo konkretnego.
-Ja nie miał bym z kim odejść - odpowiedział cicho elf, jak dobrze pamiętam Gabi. - odszedłem z wujem z królestwa jako dzieciak.
- Moja matka korzystała z czarnej magii, nauczyła nas jej. Kiedyś sabat się o tym dowiedział i odnalazł nas.- zaczęła swoje zwierzenia czarownica - zabili ją , my dostałyśmy tą szanse, co za łaska nie..?- na chwilę zamilkła po czym dodała o wiele ciszej- nie mam pojęcia co stało się z Henriettą, nie ma jej tu.
Wystarczyły mi te dwie odpowiedzi by zauważyć że jesteśmy bandą odrzutków, zostali Ci co nie mieli co ze sobą zrobić, z jakiegoś powodu nie chcieli iść za swoimi.
Nagle Raven się zatrzymała, zrobiłem to samo a kiedy spojrzałem na siostrę , moje obawy się potwierdziły, to nie mogła być prawda.
Z jej nosa i oczu zaczęły lecieć strumyki krwi. Złapałem ją w chwili gdy zaczęła osuwać się na ziemię.
-Roth , to już koniec, musisz się z tym pogodzić. - jej słowa zmroziły mi krew w żyłach. Dziewczyna zaczęła kasłać krwią, kaszel przybierał na sile. Dusiła się własną krwią. Widziałem ból na jej twarzy.
-Zhavia zrób coś- warknąłem, odgarniając kosmyk włosów Raven, który wysunął się z pod gumki. Na nowo musiałem przezywać to samo. Śmierć siostry to najgorsze co mogło mi się przytrafić a ja musiałem na to patrzyć już drugi raz.
Tym razem nie krzyczałem, nie czułem złości. Tylko ten ból. Rozdzierający mnie od środka. Do ostatniego tchnienia Raven, byłem przy niej, próbując ją uspokoić. Nie chciałem by się bała, tym razem mogłem być przy niej. A później gdy odeszła, wszystko mi się rozmyło. Nie zwracałem uwagi co robię. Trafiłem w jakąś pustkę w której nic nie czułem. I chciałem w niej pozostać.
Zhavia?
Raven mówiła jakieś głupoty bez sensu, kiedy mocno ją uściskałem. Coś o krukach , ciemności i piórach.
-Ojciec- wyszeptała i to jedyne zwróciło moją uwagę, odsunąłem ją trochę od siebie by na nią spojrzeć.
-Co z nim?
- Wilkołaki gdzieś poszły- weszła nam w rozmowę Erika- syren też nigdzie nie widzę. Zrobiłam spis osób. Przeżyło i zostało nas siedemnaścioro . Jak się czujesz Raven.?
-To już koniec- wyszeptała Raven przez łzy.
-Każdy koniec jest początkiem czegoś nowego- wtrąciła Zhavia.
Raven w odpowiedzi pokręciła tylko głową.
-Musicie trzymać się razem. Roth musisz tego dopilnować- dalej bełkotała Raven. Już wcięta mówiła z większym sensem niż teraz.
-Sama ich przypilnujesz- odparłem i pomogłem jej wstać. Po raz kolejny ją obejrzałem. Nie miała żadnych ran. Za to cała była we krwi.
-Musicie znaleźć jakieś miejsce, coś bezpiecznego. I wrócić do domu.
-To chyba nie możliwe- ktoś się wtrącił. - musimy się zwijać i to już.
-Rayan ma rację- poparła likana Azero. - chyba że już jesteście gotowi na kolejną wojnę...
-Bo zbliżają się wilkołaki- dokończyła Isleen
Nie musiałem patrzeć na zgromadzonych by wiedzieć ,że nie dalibyśmy rady nawet małej wataszy. Dodatkowo jak wspomniała Erika było nas siedemnaścioro. 7 łowców, 2 syreny, czarownica , wampir, wilkołak, demonica , elf i 3 hybrydy, kiepska armia.
-Gdzie reszta - spytałem.
-Każdy dba o własną dupę- odparł wilkołak gorzko. Nie lubił uciekać to było pewne.
-A więc co tu robisz? Podwiń ogon i uciekaj- powiedział wampir , chyba Ethan . Każdemu udzielały się emocję, ból , zmęczenie, strata i ta niepewność.
Wilkołak już chciał coś odparować kiedy odezwała się Raven.
-Siedzimy w tym razem , od początku , a więc wstrzymajcie kłótnie, ile wiesz Rayan?- spytała spoglądając na zgromadzonych- Azero?
-Poszliśmy na zwiady. Nie jest ciekawie- odparł zdawkowo Rayan- w naszą stronę podążają 3 watahy.
-Wszyscy przywódcy uznali ,że muszą dbać o swoich ludzi- sprostowała Azero- nie możemy na nikogo liczyć.
Następne minuty poświęciliśmy na wędrówkę.
-Czemu z nami zostaliście- przerwała ciszę Erika, chyba nie zwracała się do nikogo konkretnego.
-Ja nie miał bym z kim odejść - odpowiedział cicho elf, jak dobrze pamiętam Gabi. - odszedłem z wujem z królestwa jako dzieciak.
- Moja matka korzystała z czarnej magii, nauczyła nas jej. Kiedyś sabat się o tym dowiedział i odnalazł nas.- zaczęła swoje zwierzenia czarownica - zabili ją , my dostałyśmy tą szanse, co za łaska nie..?- na chwilę zamilkła po czym dodała o wiele ciszej- nie mam pojęcia co stało się z Henriettą, nie ma jej tu.
Wystarczyły mi te dwie odpowiedzi by zauważyć że jesteśmy bandą odrzutków, zostali Ci co nie mieli co ze sobą zrobić, z jakiegoś powodu nie chcieli iść za swoimi.
Nagle Raven się zatrzymała, zrobiłem to samo a kiedy spojrzałem na siostrę , moje obawy się potwierdziły, to nie mogła być prawda.
Z jej nosa i oczu zaczęły lecieć strumyki krwi. Złapałem ją w chwili gdy zaczęła osuwać się na ziemię.
-Roth , to już koniec, musisz się z tym pogodzić. - jej słowa zmroziły mi krew w żyłach. Dziewczyna zaczęła kasłać krwią, kaszel przybierał na sile. Dusiła się własną krwią. Widziałem ból na jej twarzy.
-Zhavia zrób coś- warknąłem, odgarniając kosmyk włosów Raven, który wysunął się z pod gumki. Na nowo musiałem przezywać to samo. Śmierć siostry to najgorsze co mogło mi się przytrafić a ja musiałem na to patrzyć już drugi raz.
Tym razem nie krzyczałem, nie czułem złości. Tylko ten ból. Rozdzierający mnie od środka. Do ostatniego tchnienia Raven, byłem przy niej, próbując ją uspokoić. Nie chciałem by się bała, tym razem mogłem być przy niej. A później gdy odeszła, wszystko mi się rozmyło. Nie zwracałem uwagi co robię. Trafiłem w jakąś pustkę w której nic nie czułem. I chciałem w niej pozostać.
Zhavia?
14.05.2019
Od Azero CD Rayan
To dzisiaj. Bitwa z sabatem rozstrzygnie się już niedługo. Łowcy poinformowali wszystkie rasy w Las Vegas o miejscu i czasie. Musiałam tam być z całą resztą, nie wyobrażam sobie takiej walki beze mnie, nie zniosłabym świadomości, że ja sobie bezpiecznie siedzę w kasynie Felix'a reszta poświęca życia w obronie nas wszystkich. Na pewno będzie tam też jedyna osoba, na której mi zależy. Chwila. Zależy? Ehh kto wie. Spojrzałam na czarny zegar wiszący na ścianie. Już czas. Nie ma mowy, żebym posłuchała w tej kwestii Felix'a i tu została, chyba w jego marzeniach. Ubrałam wyjątkowo, płaskie wygodne buty i spodnie. Zarzuciłam na bluzkę skórzaną kurtkę i wymknęłam się bocznym wejściem z budynku. Było już dosyć ciemno, więc idealnie zlewałam się z cieniem w moich czarnych ubraniach. Bitwa już się na pewno zaczęła, muszę tam dotrzeć jak najszybciej.
Piętnaście minut później byłam na miejscu. Widziałam już sporo ciał w kałużach krwi. Rzuciłam się na najbliższego wroga jakiego zobaczyłam. Od razu używałam swojej zabójczej broni, szponów. Mimo atakowania i bronienia się wyszukiwałam wzrokiem czarnego futra. Dostrzegłam go po drugiej stronie toczącej się walki. Nie miałam jednak szans zbliżyć się w tamtym kierunku, gdy oberwałam czymś w udo. Odwróciłam się i zaatakowałam, po czym sprawdziłam ranę. Nie bolała jak zwykle jednak sączyło się z niej trochę krwi. Mimo iż nie czuję bólu ciężko będzie mi się gdzieś przedostać. W pewnym momencie zauważyłam zbliżającego się z oddali wielkiego wilka, który padł na ziemię chwilę potem. Tylko nie to. On na pewno żyje, prawda? Nie mogłam nic zrobić, gdy chwilę później sama leżałam na ziemi w niewielkiej odległości od niego.
***
Piętnaście minut później byłam na miejscu. Widziałam już sporo ciał w kałużach krwi. Rzuciłam się na najbliższego wroga jakiego zobaczyłam. Od razu używałam swojej zabójczej broni, szponów. Mimo atakowania i bronienia się wyszukiwałam wzrokiem czarnego futra. Dostrzegłam go po drugiej stronie toczącej się walki. Nie miałam jednak szans zbliżyć się w tamtym kierunku, gdy oberwałam czymś w udo. Odwróciłam się i zaatakowałam, po czym sprawdziłam ranę. Nie bolała jak zwykle jednak sączyło się z niej trochę krwi. Mimo iż nie czuję bólu ciężko będzie mi się gdzieś przedostać. W pewnym momencie zauważyłam zbliżającego się z oddali wielkiego wilka, który padł na ziemię chwilę potem. Tylko nie to. On na pewno żyje, prawda? Nie mogłam nic zrobić, gdy chwilę później sama leżałam na ziemi w niewielkiej odległości od niego.
***
Oprzytomniałam, gdy poczułam ciepło na twarzy. Zerwałam się z miejsca, ale zaraz upadłam ponownie z powodu rannego uda. Powoli się regenerowało, jednakże dalej nie mogłam sprawnie chodzić. Rozejrzałam się wokół i ze zdziwieniem odkryłam drzewa wszędzie wokół. Gdzie ja w ogóle jestem? Usłyszałam krzyk w sporej odległości ode mnie. Czyli nie jestem tu sama? Nie wiem czy to dobrze, czy nie. Oparłam się o drzewo i wtedy dopiero zwróciłam uwagę na zapach krwi. Wokół leżało kilka ciał. Elfy, zmiennokształtni, czarownice… Było też ciało jednej wiedźmy należącej do sabatu. Właśnie, wygraliśmy? Z zamyślenia wyrwał mnie odgłos kroków kilkanaście metrów za mną. Podniosłam się opierając o drzewo i jedną dłoń zamieniłam w szpony. Zaczekałam chwilę i gdy ta osoba była obok rzuciłam się na nią. To nie był żaden przeciwnik.
– Rayan.
Brązowowłosy spojrzał na mnie lekko nie dowierzając. Nie mówcie mi, że myślał, iż znajdzie mnie leżąca w kałuży krwi. Chociaż ja tak myślałam o nim… Zmieniłam swoją dłoń z powrotem i rzuciłam się na szyję Rayana. Zaskoczyłam nawet samą siebie.
– Azero. Jak dobrze, że cię znalazłem.
– Tak, chyba tak. O jeny wybacz musisz być nieźle poobijany po tej walce.
Wyprostowałam się i spróbowałam zejść z leżącego mężczyzny uważając na nogę.
- Nie jest źle, ale.. to ty jesteś ranna. Pokaż.
- Spokojnie nic mi nie jest, zaraz nie będzie śladu.
Nie
żeby mi to nie przeszkadzało ale nawet nie miałby jak opatrzyć tej
rany, przez wcześniejszą przemianę nie miał na sobie koszulki tak więc
nie narzekam. Po kilku sekundach zobaczyłam za Rayanem alfę jego
watahy, Josepha. Czyli trzeba się zbierać.
- Tutaj jesteś - odezwał się Alfa.
- Wiecie może co z resztą? Kto jeszcze przeżył?
Nie miałam zamiaru wysłuchiwać tekstów tego osobnika więc wstałam z małą pomocą Rayana.
- Kawałek dalej jest grupa łowców i kilku członków innych ras, resztą albo nie żyje albo zaginęła prawdopodobnie.
- Zatem trzeba iść i dowiedzieć się co się stało i gdzie tak w ogóle jesteśmy.
- Dobry pomysł, wracajmy do reszty.
Rayan
zgodził się ze mną i razem ruszyliśmy w stronę, z której przyszedł. Ma
miejscu rzeczywiście była grupa łowców oraz nadnaturalnych. Znajdowało
się tu jeszcze więcej ciał i widać, że były to osoby bliskie dla
niektórych. Gdzieś z boku zauważyłam samotnego wampira, widocznie reszta
nie żyje lub zniknęła. Przez całą tą drogę rana na nodze już się
zregenerowała, ale i nie za bardzo mnie to obchodziło. Miałam nadzieję,
że rany Rayana nie są poważne i oby już zniknęły. Trzeba było ustalić
teraz co dalej.
- No to co w takim razie robimy? Widać że nie jesteśmy już w Las Vegas.
<Rayan?>
12.05.2019
Od Rayan'a CD Azero
Sara, Harry, Nina, Sam. Po raz kolejny wymieniałem imiona zabitych za każdym razem popijając z butelki.
James to chyba jego śmierć najbardziej nie dawała mi spokoju. Może dlatego że był jeszcze dzieciakiem który miał całe życie przed sobą. Może dlatego że mimo wszystko zawsze był optymistą. To jego najbardziej chciałem pomścić. To tego upierdliwego gnojka najbardziej mi brakowało. Był jak mój młodszy brat. Zawsze we mnie wierzył nawet kiedy sam w siebie wątpiłem.
- Tu jesteś? - usłyszałem z korytarza głos Joseph'a
- Mieszkam tu - zauważyłem rzucając w jego stronę ostatnią butelką jaka mia została.
- Spodziewałem się że w tych ostatnich chwilach będziesz zabawiał się ze swoją demonicą.
- Czemu w takim razie alfa nie zabawia się w tych ostatnich chwilach? - spytałem zaczepnie.
Nie musiałem nawet spoglądać by wiedzieć jaki ma wyraz twarzy. Usiadł obok mnie i usłyszałem odgłos otwieranej butelki.
- Dziś możemy stracić życie - odezwał się po chwili
Owszem, sam też rozmyślałem nad tym od paru godzin.
- Za ostatnie chwile życia - wzniosłem toast, dopijając piwo.
Znów nastała cisza, lecz nie było niezręcznie. Są takie chwilę kiedy milczenie jest lepsze od jakichkolwiek słów.
- Chciałem tylko powiedzieć - zaczął nagle Jospeh - że mimo naszych kłótni i tego wszystkiego co nas poróżniło. Nadal jesteś moim przyjacielem i dziś będę osłaniał twoją zadufaną dupę - zakończył dopijając całe piwo jednym razem.
- Tak, jak za starych dobrych czasów - wiedziałem ile kosztowało go przyjście tutaj, ile kosztowały go te słowa. To był Joseph jakiego poznałem, stary przyjaciel z którym nie obawiałem się wyjść na front. I wiedziałem że te słowa są szczere. Wiedziałem że zrobi wszystko by mnie osłaniać.
Łowcy wszystko sobie zaplanowali. Jeżeli jeszcze parę dni temu ktoś był przeciwny sojuszom lub nawet nie brał takiej opcji pod uwagę po Halloween tok myślenia uległ zmianie. Nawet Joseph, który nigdy nie przyznaje się do błędu. Sabat udowodnił nam że nic nie znaczymy, że nawet mając najsilniejszą watahę w Las Vegas jesteśmy bezsilni.
W umówionym miejscu byli nie mal wszyscy. Cała "Północna Wataha" z Stanley'em na czele. Widziałem również Asai i jego wampiry. Stawiła się księżniczka jaguarów. Nie co dalej stała Esmeralda ze swoim wianuszkiem popleczników. Nie co z lewej jak zawsze zjawiskowe stały i rozpraszały całe męskie grono syreny. Gdzie nie gdzie można było przyuważyć spiczaste uszy elfów. Jednak Łowcom udało się zebrać wszystkich. Odkąd żyje nic tak nie połączyło tych wszystkich ras jak wspólna nienawiść do sabatu.
Widziałem demony lecz nie wyczuwałem jej zapachu. Czas płynął rozmowy powoli ucichały. Wszyscy przygotowywali się do tej chwili, a ja coraz częściej przyłapywałem się na spoglądaniu w stronę demonów.
- Nie ma twojej kochanki? - szepnął cicho Joseph
- Goń się Josh - warknąłem, odpychając go lekko.
Cieszyłem się że jej nie ma. Może jest dla Felixa tak ważna że zabronił jej tu przychodzić.
- Nadchodzą - usłyszałem kobiecy lekko nawiedzony głos
I trzy sekundy później sam wyczułem nieprzyjemny, duszący, zgniły zapach magii.
Nadchodzą... Moja zemsta, moje przeznaczenie, moja śmierć.
Nigdy nie widziałem tak wielkiego, tak potężnego sabatu. Nim do końca zdążyły się zmaterializować wszyscy likanie byli już w zwierzęcej postaci. Nie wiem jak "Północna" ale my nie zamierzaliśmy tanio oddawać futra.
W tej formie wszystko wydawało się prostsze. Miałem stado, terytorium, zagrożenie i cel. Wszystko inne przestało mieć znaczenie. Czułem spokój, równy oddech, spokojne bicie serca wszystkich członków watahy w jednym rytmie. Teraz byliśmy jednością. Ich oczy stały się moimi oczami, ich uszy moimi.
Nie zwracałem uwagi jak rozpoczęła się bitwa. Sam zaatakowałem pierwszą wiedźmę, która się pojawiła najbliżej mnie. Nie obserwowałem bitwy, nie wiem jak radziły sobie inne rasy. Czułem krew w ustach, pozwoliłem prowadzić się instynktowi, pozwoliłem by nienawiść i chęć zemsty wzięła górę. Ból moich ludzi mieszał się z moim. Po 10 minutach już nie potrafiłem odróżnić, który do kogo należy. Nie mogłem zorientować się jakie rany odniosłem. Nie potrafiłem skupić się na poległych. Ostatecznie znalazłem się w dziwnym stanie. Gdzie bolało mnie wszystko, a jednocześnie nie bolało mnie nic. Gdzie słyszałem wrzaski, ale żadne do mnie nie docierały. Byłem wszędzie i jak by nigdzie. Gdzie umarłem dziesiątki razy ale nadal żyłem. Albo to też było złudzenie.
To wtedy przez odór krwi, śmierci wyczułem ją. Była jak tratwa na pustym oceanie, dzięki której możesz się uratować.
Azero. Tylko co ona tu robi przecież jej tu nie było? Dlaczego przyszła? Zrobiłem coś czego nie powianiem zrobić. Coś czego nie powinien robić żaden likan walczący w watasze. Odciąłem się. Miałem świadomość, że to może sprowadzić śmierć nawet na nas wszystkich. Jednak w tamtej chwili najważniejsza była Azero. Musiałem być obok niej, musiałem dopilnować by nic jej się nie stało. Jednak droga jakby się wydłużała. Jakbym zwalniał chociaż przedzierałem się coraz szybciej.
Zawroty głowy, jak by grunt uciekał mi spod łap.
I ciemność...
Koniec...
James to chyba jego śmierć najbardziej nie dawała mi spokoju. Może dlatego że był jeszcze dzieciakiem który miał całe życie przed sobą. Może dlatego że mimo wszystko zawsze był optymistą. To jego najbardziej chciałem pomścić. To tego upierdliwego gnojka najbardziej mi brakowało. Był jak mój młodszy brat. Zawsze we mnie wierzył nawet kiedy sam w siebie wątpiłem.
- Tu jesteś? - usłyszałem z korytarza głos Joseph'a
- Mieszkam tu - zauważyłem rzucając w jego stronę ostatnią butelką jaka mia została.
- Spodziewałem się że w tych ostatnich chwilach będziesz zabawiał się ze swoją demonicą.
- Czemu w takim razie alfa nie zabawia się w tych ostatnich chwilach? - spytałem zaczepnie.
Nie musiałem nawet spoglądać by wiedzieć jaki ma wyraz twarzy. Usiadł obok mnie i usłyszałem odgłos otwieranej butelki.
- Dziś możemy stracić życie - odezwał się po chwili
Owszem, sam też rozmyślałem nad tym od paru godzin.
- Za ostatnie chwile życia - wzniosłem toast, dopijając piwo.
Znów nastała cisza, lecz nie było niezręcznie. Są takie chwilę kiedy milczenie jest lepsze od jakichkolwiek słów.
- Chciałem tylko powiedzieć - zaczął nagle Jospeh - że mimo naszych kłótni i tego wszystkiego co nas poróżniło. Nadal jesteś moim przyjacielem i dziś będę osłaniał twoją zadufaną dupę - zakończył dopijając całe piwo jednym razem.
- Tak, jak za starych dobrych czasów - wiedziałem ile kosztowało go przyjście tutaj, ile kosztowały go te słowa. To był Joseph jakiego poznałem, stary przyjaciel z którym nie obawiałem się wyjść na front. I wiedziałem że te słowa są szczere. Wiedziałem że zrobi wszystko by mnie osłaniać.
***
W umówionym miejscu byli nie mal wszyscy. Cała "Północna Wataha" z Stanley'em na czele. Widziałem również Asai i jego wampiry. Stawiła się księżniczka jaguarów. Nie co dalej stała Esmeralda ze swoim wianuszkiem popleczników. Nie co z lewej jak zawsze zjawiskowe stały i rozpraszały całe męskie grono syreny. Gdzie nie gdzie można było przyuważyć spiczaste uszy elfów. Jednak Łowcom udało się zebrać wszystkich. Odkąd żyje nic tak nie połączyło tych wszystkich ras jak wspólna nienawiść do sabatu.
Widziałem demony lecz nie wyczuwałem jej zapachu. Czas płynął rozmowy powoli ucichały. Wszyscy przygotowywali się do tej chwili, a ja coraz częściej przyłapywałem się na spoglądaniu w stronę demonów.
- Nie ma twojej kochanki? - szepnął cicho Joseph
- Goń się Josh - warknąłem, odpychając go lekko.
Cieszyłem się że jej nie ma. Może jest dla Felixa tak ważna że zabronił jej tu przychodzić.
- Nadchodzą - usłyszałem kobiecy lekko nawiedzony głos
I trzy sekundy później sam wyczułem nieprzyjemny, duszący, zgniły zapach magii.
Nadchodzą... Moja zemsta, moje przeznaczenie, moja śmierć.
Nigdy nie widziałem tak wielkiego, tak potężnego sabatu. Nim do końca zdążyły się zmaterializować wszyscy likanie byli już w zwierzęcej postaci. Nie wiem jak "Północna" ale my nie zamierzaliśmy tanio oddawać futra.
W tej formie wszystko wydawało się prostsze. Miałem stado, terytorium, zagrożenie i cel. Wszystko inne przestało mieć znaczenie. Czułem spokój, równy oddech, spokojne bicie serca wszystkich członków watahy w jednym rytmie. Teraz byliśmy jednością. Ich oczy stały się moimi oczami, ich uszy moimi.
Nie zwracałem uwagi jak rozpoczęła się bitwa. Sam zaatakowałem pierwszą wiedźmę, która się pojawiła najbliżej mnie. Nie obserwowałem bitwy, nie wiem jak radziły sobie inne rasy. Czułem krew w ustach, pozwoliłem prowadzić się instynktowi, pozwoliłem by nienawiść i chęć zemsty wzięła górę. Ból moich ludzi mieszał się z moim. Po 10 minutach już nie potrafiłem odróżnić, który do kogo należy. Nie mogłem zorientować się jakie rany odniosłem. Nie potrafiłem skupić się na poległych. Ostatecznie znalazłem się w dziwnym stanie. Gdzie bolało mnie wszystko, a jednocześnie nie bolało mnie nic. Gdzie słyszałem wrzaski, ale żadne do mnie nie docierały. Byłem wszędzie i jak by nigdzie. Gdzie umarłem dziesiątki razy ale nadal żyłem. Albo to też było złudzenie.
To wtedy przez odór krwi, śmierci wyczułem ją. Była jak tratwa na pustym oceanie, dzięki której możesz się uratować.
Azero. Tylko co ona tu robi przecież jej tu nie było? Dlaczego przyszła? Zrobiłem coś czego nie powianiem zrobić. Coś czego nie powinien robić żaden likan walczący w watasze. Odciąłem się. Miałem świadomość, że to może sprowadzić śmierć nawet na nas wszystkich. Jednak w tamtej chwili najważniejsza była Azero. Musiałem być obok niej, musiałem dopilnować by nic jej się nie stało. Jednak droga jakby się wydłużała. Jakbym zwalniał chociaż przedzierałem się coraz szybciej.
Zawroty głowy, jak by grunt uciekał mi spod łap.
I ciemność...
Koniec...
***
Ile byłem nieprzytomny? Co się stało? Zacząłem odzyskiwać przytomność. Nie słyszałem żadnych odgłosów wskazujących że bitwa nadal trwa. Cisza, cichy szum wiatru, szelest liści. Ciche jęki. Bitwa już się skończyła. Wziąłem głęboki wdech zaciągając się wonią jeszcze świeżej krwi, odór czarnej magii już prawie wyparował w świeżym, chłodnym powietrzu.
- Nie, nie - usłyszałem przeraźliwe krzyki, które od razu podniosły mnie do pionu. Lekko się zachwiałem opierając o chropowatą korę drzewa. Skąd drzewa na pustyni?
Rozejrzałem się dookoła. Byliśmy w samym środku lasu. Krzyczał jeden z Nefilim, zapewne nad czyimiś zwłokami. Każdy dziś kogoś pochowa. Lecz to chyba nie jedyny nasz problem. Wyczuwałem różne obce zapachy. Zapach obcych watah.
- Gdzie my kurwa jesteśmy - warknął Joseph stając obok mnie i podpierając się dokładnie o to samo drzewo.
Azero!
Zacząłem gorączkowo rozglądać się za demonicą. Nadal wyczuwałem jej zapach lecz to nie dawało gwarancji że żyje.
- Czujesz? - ciągnął nadal Joseph jakby nie zauważył, że w tej chwili mam inne priorytety - co najmniej 3 różne watahy. - mówił coś jeszcze ale przestałem zwracać uwagę na jego słowa - Rayan skup się do jasnej cholery.
- Muszę ją znaleźć - oznajmiłem przerywając jego kazanie.
Zostawiłem oniemiałego alfę pod drzewem i zacząłem szukać dziewczyny. Nie wiem co bym zrobił gdyby okazało się że ona nie żyje. Nawet nie chciałem brać tej ewentualności pod uwagę.
<Azero?>
10.05.2019
Od Zhavia cd Roth
Miałam być wraz z innymi, łapać te wiedźmy. Zniszczyć szabat. Zabić je, by nie zrobiły tego, co chciały. Byłam gotowa, już miałam, wychodzić, jednak coś uparcie mnie trzymało. Jakby słowa Raven miały jakieś głębsze znaczenie.
- Zaraz co ona mówiła.. - chwilę się zastanawiałam. - Gdy ujdzie życie, weź to, co aniołowie dali, wówczas ocalisz życie, tym samym ono połączy się z twoim. - powiedziała je głośno, by zrozumieć ich sens. Jednak wciąż nie widziała.
Życie kogo?
Czemu Raven to powiedziała?
Co miała na myśli..
Uparcie starałam się to rozgryźć. Zaczęłam przeszukiwać swój pokój, szukałam kart, oraz fiolki. Tak jakoś instynktownie ich szukałam, jakby miały z tym coś wspólnego.
Słowa Raven cały czas błądziły mi po głowie. Wiedziała, co robi, wiedziała, że ja to rozgryzę. Jednak ostatnia część "Ono połączy się z twoim".
Co to ma znaczyć?
Czyli życie ma się połączyć z jej, czy los, czy jeszcze coś innego?
Zbyt wiele pytań miałam, a odpowiedzi zero. Sama musiałam do tego dojść, jakoś przebrnąć.
Karty znalazłam, po czym zaczęłam je przeglądać czy coś się wyróżnia. Jedna była inna niż reszta. Przedstawiała kielich aniołów. Przysunęłam do niej dłoń, po czym sprawdziłam i wyjęłam przedmiot z karty. Zabłysł tak samo, jak fiolka. Wówczas dostałam olśnienia, wiedziałam co mam robić. Na nowo włożyłam kielich do karty, a fiolkę, schowałam. Kartę także schowałam. Wyszłam z pokoju, tym samym natknąłem się na czarownika.
Chciałam coś powiedzieć, jednak nie musiałam nic mówić. Sprawdziłam jeszcze, czy mam stele, sztylety oraz potrzebne przedmioty, gdy tak było, założyłam skórzaną kurtkę, a czarownik otworzył portal, przez który mogłam przejść.
Teraz zrozumiałam sens jej słów.
Słyszałam jego złość.
- Erika nie masz racji. - powiedziałam. Wówczas ona i Roth spojrzeli się na mnie. Wyminęłam ich i zbliżyłam do ciała Raven. Kleknęłam, wyjęłam stele, fiolkę oraz kartę.
- Roth, unieś ją odrobinę. - dodałam na nowo od siebie. Włożyłam dłoń w kartkę, a gdy ja wyjęłam, trzymałam w niej kielich. Błyszczał tak samo fiolka. Słyszałam jakieś słowa od Eriki, jednak nie miało to teraz żadnego znaczenia. Odstawiłam go na bok, po czym wlałam zawartość fiolki do kielicha. Uniosłam go i powoli zbliżyłam do warg Raven, przechyliłam, by napój wlał się w jej ciała, by wszędzie dopłynął. Gdy odsunęłam kielich, był pusty, a po chwili się rozsypał w pył. Sięgnęłam po stele, po czym pociągnęłam ubranie, leżącej przyjaciółki w objęciach brata, by odkryć brzuch i narysowałam na niej runę parapataia. Może źle coś zrozumiałam, jednak to wyszło tak, jak widać, teraz tylko pozostaje czekać, aż zadziała.
W tym czasie schowałam stele, po czym złapałam dłoń Raven. Czekałam, aż się obudzi.
- No dalej, Raven. Otwórz oczy, zrobiłam tak, jak mówiłaś. - powiedziałam do niej. Poczułam uścisk oraz ból, przez który aż się cała napięłam. Ścisnęłam jej dłoń mocno. Wierzyłam, że się uda, że dobrze zrobiłam.
Patrzyłam na nią, czekałam cierpliwie. Jej klatka piersiowa zaczęła powoli się poruszać, jej powieki reagowały. Nabierała kolorów, a krew przestała się sączyć.
- Raven ty żyjesz. Czas zabić sabat. - mruknęłam. Roth rzucił się na nią. Puściłam jej dłoń, ale ona mojej nie. - Dopadnę je. - rzekłam chłodno. - Roth zabierz ją do instytutu. - dodałam. Wstałam i zaczęłam iść w kierunku, w którym miałam wrażenie, że znajdują się one. Powinnam, posłuchać co ma dopowiedzenia, jednak nie było czasu. Słyszałam za sobą kroki, jednak nie stanęłam. Czułam jedynie żar, nieprzyjemny ból i wściekłość.
Powrót do instytutu był dobrym pomysłem, jednak natkniecie się na Rotha już niezbyt dobrym. Tuż po przejściu zabrali więźnia, a ja chciałam spotkać się z Raven i porozmawiać, jednak jej brat mi to uniemożliwił.
Roth?
- Zaraz co ona mówiła.. - chwilę się zastanawiałam. - Gdy ujdzie życie, weź to, co aniołowie dali, wówczas ocalisz życie, tym samym ono połączy się z twoim. - powiedziała je głośno, by zrozumieć ich sens. Jednak wciąż nie widziała.
Życie kogo?
Czemu Raven to powiedziała?
Co miała na myśli..
Uparcie starałam się to rozgryźć. Zaczęłam przeszukiwać swój pokój, szukałam kart, oraz fiolki. Tak jakoś instynktownie ich szukałam, jakby miały z tym coś wspólnego.
Słowa Raven cały czas błądziły mi po głowie. Wiedziała, co robi, wiedziała, że ja to rozgryzę. Jednak ostatnia część "Ono połączy się z twoim".
Co to ma znaczyć?
Czyli życie ma się połączyć z jej, czy los, czy jeszcze coś innego?
Zbyt wiele pytań miałam, a odpowiedzi zero. Sama musiałam do tego dojść, jakoś przebrnąć.
Karty znalazłam, po czym zaczęłam je przeglądać czy coś się wyróżnia. Jedna była inna niż reszta. Przedstawiała kielich aniołów. Przysunęłam do niej dłoń, po czym sprawdziłam i wyjęłam przedmiot z karty. Zabłysł tak samo, jak fiolka. Wówczas dostałam olśnienia, wiedziałam co mam robić. Na nowo włożyłam kielich do karty, a fiolkę, schowałam. Kartę także schowałam. Wyszłam z pokoju, tym samym natknąłem się na czarownika.
Chciałam coś powiedzieć, jednak nie musiałam nic mówić. Sprawdziłam jeszcze, czy mam stele, sztylety oraz potrzebne przedmioty, gdy tak było, założyłam skórzaną kurtkę, a czarownik otworzył portal, przez który mogłam przejść.
~~~
Grono osób na miejscu było dość przygnębiające. Ogrom ciał i krwi, przeszłam obok nich, ruszyłam w kierunku Eriki, Rotha i Raven?Teraz zrozumiałam sens jej słów.
Słyszałam jego złość.
- Erika nie masz racji. - powiedziałam. Wówczas ona i Roth spojrzeli się na mnie. Wyminęłam ich i zbliżyłam do ciała Raven. Kleknęłam, wyjęłam stele, fiolkę oraz kartę.
- Roth, unieś ją odrobinę. - dodałam na nowo od siebie. Włożyłam dłoń w kartkę, a gdy ja wyjęłam, trzymałam w niej kielich. Błyszczał tak samo fiolka. Słyszałam jakieś słowa od Eriki, jednak nie miało to teraz żadnego znaczenia. Odstawiłam go na bok, po czym wlałam zawartość fiolki do kielicha. Uniosłam go i powoli zbliżyłam do warg Raven, przechyliłam, by napój wlał się w jej ciała, by wszędzie dopłynął. Gdy odsunęłam kielich, był pusty, a po chwili się rozsypał w pył. Sięgnęłam po stele, po czym pociągnęłam ubranie, leżącej przyjaciółki w objęciach brata, by odkryć brzuch i narysowałam na niej runę parapataia. Może źle coś zrozumiałam, jednak to wyszło tak, jak widać, teraz tylko pozostaje czekać, aż zadziała.
W tym czasie schowałam stele, po czym złapałam dłoń Raven. Czekałam, aż się obudzi.
- No dalej, Raven. Otwórz oczy, zrobiłam tak, jak mówiłaś. - powiedziałam do niej. Poczułam uścisk oraz ból, przez który aż się cała napięłam. Ścisnęłam jej dłoń mocno. Wierzyłam, że się uda, że dobrze zrobiłam.
Patrzyłam na nią, czekałam cierpliwie. Jej klatka piersiowa zaczęła powoli się poruszać, jej powieki reagowały. Nabierała kolorów, a krew przestała się sączyć.
- Raven ty żyjesz. Czas zabić sabat. - mruknęłam. Roth rzucił się na nią. Puściłam jej dłoń, ale ona mojej nie. - Dopadnę je. - rzekłam chłodno. - Roth zabierz ją do instytutu. - dodałam. Wstałam i zaczęłam iść w kierunku, w którym miałam wrażenie, że znajdują się one. Powinnam, posłuchać co ma dopowiedzenia, jednak nie było czasu. Słyszałam za sobą kroki, jednak nie stanęłam. Czułam jedynie żar, nieprzyjemny ból i wściekłość.
~~~
Natknęliśmy się na jedną z czarownic, była ranna. Wyjęłam sztylet i bez żadnego problemu już chciałam poderżnąć jej gardło, jednak tylko przecięłam jej skórę na ręce. Zapewne będą chcieli ja przesłuchać. Założyłam jej kajdanki tłumiące moce, które dostałam od innego towarzysza. Popchnęłam ją do portalu, który został utworzony przez czarownika.Powrót do instytutu był dobrym pomysłem, jednak natkniecie się na Rotha już niezbyt dobrym. Tuż po przejściu zabrali więźnia, a ja chciałam spotkać się z Raven i porozmawiać, jednak jej brat mi to uniemożliwił.
Roth?
8.05.2019
Od Roth'a do ktoś?
Nic nie szło po naszej myśli. Najpierw małe nie porozumienie między rasowe. Nie ma to jak wkurzeni likanie. Tylko chwila dzieliła nas od ich ataku ,który zaprzepaściłby nasze szanse. Kiedy tylko zdołaliśmy zażegnać wszelkie konflikty. Zaczęło się.
Poczuliśmy dym, który szybko ukazał się jako ciemna , gęsta masa. Wdzierał się do płuc, nie pozwalając oddychać, i do oczu wywołując łzawienie. Nie byliśmy wstanie przez kilka sekund nic dostrzec.
To nas jednak nie powstrzymywało. Byliśmy szkoleni. Zawsze wiedzieliśmy ,że trzeba polegać na wszystkich zmysłach. Ścisnąłem dłoń Raven.
- Będzie dobrze- szepnąłem i zaniosłem się kaszlem.
Usłyszałem , cichy pomruk. Setki głosów szepczących to samo. Sabat dotarł. Był silny, i bardzo dobrze przygotowany. Wydobyłem miecz, słyszałem że nie tylko ja się otrząsłem. Do moich uszu docierał szmer, brzęk broni i wściekłe wycie.
Poszedłem za głosem wiedźm.
Reszta działa się tak szybko. Unik, atak. Krew. Ból. Krzyk. Jeszcze więcej krwi. Pełno dymu i ognia. I pierwsze ofiary. Nie patrzyłem na nich, unikałem ich wzrokiem. Nie zniósłbym widoku, kogoś bliskiego wśród nich. Liczy się tylko Sabat. Pożałują za wszystkich naszych poległych.
Już ja tego dopilnuje.
Dość szybko zorientowaliśmy się ,że jest nas coraz mniej. A wiedźmy wciąż są ustawione w okrąg. Ich głos przybierał na sile. Nie chciałem się dowiedzieć co próbowały wyczarować. Jedno było pewne. Nie mogą skończyć zaklęcia.
Byłem już coraz bardziej zmęczony. Krew sączyła mi się z ran. Próbowałem znaleźć Raven. bezskutecznie , nie chciałem nawet wziąć pod uwagę ,że mogło jej się coś stać. Napotkałem wzrok Sam. Bez słów zrozumiałem ,że myśli o tym samym. Jak najszybciej znalazłem się obok niej.
-Jaki plan?- spytałem. W końcu była czarownicą, musi wiedzieć co robić.
-Trzeba im przeszkodzić- powiedziała najoczywistszą rzecz na świcie.
-No co ty nie powiesz- nie powstrzymałem syknięcia, i wbiłem miecz w dziwne stworzenie które szykowało się do skoku na dziewczynę.
-Dzięki. Trzeba je rozdzielić- powtórzyła , i wywróciła oczami- mam plan. Zbierz mi wszystkie czarownice i kilka osób do osłaniania.
Bez słowa wykonałem jej polecenie , niepewny co kombinuje. Oby podziałało.
Jakiś czas później wróciłem na wyznaczone miejsce.
Sam przygotowała rzeczy na...rytuał?
Zebrane czarownice (koło 9) utworzyło krąg, a Sam była w jego środku. Złapały się za ręce i zaczęły coś mruczeć. Wspólnie z Alanem, Rayanem, Ethanem i Azero pilnowaliśmy by nic im nie przeszkadzało. Kątem oka widziałem jak Sam klęka na ziemie i przykłada dłonie do gleby. Z zamkniętymi oczami coś szeptała. Chwilkę później ziemia się lekko zatrzęsła. A od Sam zaczęła się rozstępować. Odskoczyłem na bok. Dość szybko utworzyła się przepaść, która z zawrotną prędkością powędrowała do Sabatu. Była już blisko. Czułem zwycięstwo. I wtedy roztrzaskana gleba wyleciała w powietrze. Zasłaniając wiedźmy. Kiedy grudki ziemi opadły , zrozumiałem ,że nic z tego. Przepaść zatrzymała się przed Sabatem. Wkurzona Sam uderzyła pięścią w ziemię, wstała i ruszyła wprost na wiedźmy. Miałem nadzieję, że jej złość nie oślepi. Ruszyłem za nią. I kiedy się tego podjąłem, wiedziałem ,że to koniec.
Jednak takiego obrotu sytuacji się nie spodziewałem.
Droga zdawała się wydłużać. Dźwięki docierać jakby z pod wody. I to dziwne uczucie. Przypominające przejażdżkę rollercoasterem. Zawroty głowy, mroczki przed oczami. I ta ciemność, która mnie pochłaniała. Walczyłem z tym. Jednak nadaremno...
Poczuliśmy dym, który szybko ukazał się jako ciemna , gęsta masa. Wdzierał się do płuc, nie pozwalając oddychać, i do oczu wywołując łzawienie. Nie byliśmy wstanie przez kilka sekund nic dostrzec.
To nas jednak nie powstrzymywało. Byliśmy szkoleni. Zawsze wiedzieliśmy ,że trzeba polegać na wszystkich zmysłach. Ścisnąłem dłoń Raven.
- Będzie dobrze- szepnąłem i zaniosłem się kaszlem.
Usłyszałem , cichy pomruk. Setki głosów szepczących to samo. Sabat dotarł. Był silny, i bardzo dobrze przygotowany. Wydobyłem miecz, słyszałem że nie tylko ja się otrząsłem. Do moich uszu docierał szmer, brzęk broni i wściekłe wycie.
Poszedłem za głosem wiedźm.
Reszta działa się tak szybko. Unik, atak. Krew. Ból. Krzyk. Jeszcze więcej krwi. Pełno dymu i ognia. I pierwsze ofiary. Nie patrzyłem na nich, unikałem ich wzrokiem. Nie zniósłbym widoku, kogoś bliskiego wśród nich. Liczy się tylko Sabat. Pożałują za wszystkich naszych poległych.
Już ja tego dopilnuje.
Dość szybko zorientowaliśmy się ,że jest nas coraz mniej. A wiedźmy wciąż są ustawione w okrąg. Ich głos przybierał na sile. Nie chciałem się dowiedzieć co próbowały wyczarować. Jedno było pewne. Nie mogą skończyć zaklęcia.
Byłem już coraz bardziej zmęczony. Krew sączyła mi się z ran. Próbowałem znaleźć Raven. bezskutecznie , nie chciałem nawet wziąć pod uwagę ,że mogło jej się coś stać. Napotkałem wzrok Sam. Bez słów zrozumiałem ,że myśli o tym samym. Jak najszybciej znalazłem się obok niej.
-Jaki plan?- spytałem. W końcu była czarownicą, musi wiedzieć co robić.
-Trzeba im przeszkodzić- powiedziała najoczywistszą rzecz na świcie.
-No co ty nie powiesz- nie powstrzymałem syknięcia, i wbiłem miecz w dziwne stworzenie które szykowało się do skoku na dziewczynę.
-Dzięki. Trzeba je rozdzielić- powtórzyła , i wywróciła oczami- mam plan. Zbierz mi wszystkie czarownice i kilka osób do osłaniania.
Bez słowa wykonałem jej polecenie , niepewny co kombinuje. Oby podziałało.
Jakiś czas później wróciłem na wyznaczone miejsce.
Sam przygotowała rzeczy na...rytuał?
Zebrane czarownice (koło 9) utworzyło krąg, a Sam była w jego środku. Złapały się za ręce i zaczęły coś mruczeć. Wspólnie z Alanem, Rayanem, Ethanem i Azero pilnowaliśmy by nic im nie przeszkadzało. Kątem oka widziałem jak Sam klęka na ziemie i przykłada dłonie do gleby. Z zamkniętymi oczami coś szeptała. Chwilkę później ziemia się lekko zatrzęsła. A od Sam zaczęła się rozstępować. Odskoczyłem na bok. Dość szybko utworzyła się przepaść, która z zawrotną prędkością powędrowała do Sabatu. Była już blisko. Czułem zwycięstwo. I wtedy roztrzaskana gleba wyleciała w powietrze. Zasłaniając wiedźmy. Kiedy grudki ziemi opadły , zrozumiałem ,że nic z tego. Przepaść zatrzymała się przed Sabatem. Wkurzona Sam uderzyła pięścią w ziemię, wstała i ruszyła wprost na wiedźmy. Miałem nadzieję, że jej złość nie oślepi. Ruszyłem za nią. I kiedy się tego podjąłem, wiedziałem ,że to koniec.
Jednak takiego obrotu sytuacji się nie spodziewałem.
Droga zdawała się wydłużać. Dźwięki docierać jakby z pod wody. I to dziwne uczucie. Przypominające przejażdżkę rollercoasterem. Zawroty głowy, mroczki przed oczami. I ta ciemność, która mnie pochłaniała. Walczyłem z tym. Jednak nadaremno...
~~~
Czułem się jak na kacu. Lekko uchyliłem oczy. Nade mną rozpościerało się granatowe niebo. Niedługo będzie świtać. Bardziej zdziwiły mnie gałęzie drzew, blisko siebie. Podniosłem się do pozycji siedzącej. Byłem w lesie. I nie tylko ja. Pełno ciał. Nie, nie koniecznie. Właśnie jedno z nich wstało. Spojrzałem za siebie i dostrzegłem te wiedźmy. Nie wiele rozumiejąc podniosłem się. I ruszyłem prosto na nich. Jednak stanąłem jak wryty. Dostrzegłem Raven, przed jedną z czarownic. Z początku nie wiedziałem co widzę. Ale kiedy moja siostra osunęła się na ziemię. Dostrzegłem krew. Było jej coraz więcej. Raven skrzyżowała ze mną wzrok. Zerwałem się do biegu.
Nie mogłem do niej dotrzeć. Te wiedźmy nie dały mi podejść. Miałem wrażenie jakby się mną bawiły. Nie mogłem ich zranić, a one robiły tylko uniki. Co chwila spoglądałem na siostrę. Patrzyłem jak uchodzi z niej życie. Wzrok stawał się coraz bardziej zamglony . Łzy napływały mi do oczu. Tylko nie ona. Nie ona.
Jej smutny uśmiech sprawił ,ze już widziałem tylko ją. Nie czułem już bólu, ani strachu przed Sabatem. Miałem wszystko w dupie. Musiałem tylko znaleźć się przy niej.
Byłem jak w transie. Automatycznie wykonywałem pchnięcia i robiłem uniki.
Kiedy po całej ,,wieczności" dotarłem do Raven, miała nieobecny wzrok utkwiony w jednym punkcie. Padłem na ziemię i wziąłem ją w ramiona.
-Nie, nie, nie- zacząłem powtarzać w kółko. To nie mogła być prawda. To nie mogła być moja siostra. Ona nie mogła umrzeć.
Wszystko już przestało mieć sens. Wtuliłem się w bezwładne ciało siostry. Ból nie do opisania rozdzierał mnie od środka. Nawet oddychanie sprawiało ból. Chciałem by to się skończyło, by jej śmierć okazała się fikcją. Chciałem cofnąć czas i nigdy nie odnaleźć tego cholernego pamiętniki. Ból nie pozwalał zebrać żadnej myśli. Czułem jak z jej ciała uchodzi ciepło. Przytuliłem ją jeszcze mocniej. I w końcu uformowała się ta myśl , która nieustannie krążyła. Raven musi żyć.
Położyłem delikatnie ciało siostry.
-Wróć- szepnąłem odgarniając jej włosy z twarzy. Ułożyłem dłonie w miejscu serca. Nie wiedziałem jak powtórzyć sytuację z Aresem, ale Raven musi żyć. Musi. Żyć. Starałem się skupić. Poczuć jak energia przechodzi na nią. Nie ważne jak bardzo bym się starał nic się nie działo.
Już nie słyszałem odgłosu wojny. Powoli zaczynało świtać, a oczy Raven wciąż były nie obecne.
-Roth- usłyszałem cichy niepewny szept za sobą, i poczułem ciepłą dłoń na ramieniu- to koniec. ona nie żyje.
Podniosłem wzrok na Erikę. Na jej smutne oczy, pełne bólu i... litości?
Całą biała bluzkę miała we krwi.
-Gówno prawda- warknąłem do dziewczyny- Gówno. Ona żyje. Raven musi żyć.
I przeniosłem wzrok na siostrę. Znowu próbowałem użyć mocy. Ale nic się nie działo. Dlaczego nic się nie dzieje. Ból zamieniał się w złość. Musiałem coś rozwalić.
Zacząłem głośno klnąc. Wstałem. Na ziemi było pełno krwi i ciał. Czułem ciężki smród śmierci. Kilka osób wpatrywało się we mnie lub Raven. Jakby na coś liczyli. Ale nigdzie nie było śladu Sabatu. Nie było tych wiedźm które ją zabiły. Przywaliłem w pobliskie drzewo. Drzazgi wbiły mi się w pięść.
-Ona musi żyć- wrzasnąłem na rudowłosą, i wróciłem do siostry.- Raven, musisz żyć. Rozumiesz masz żyć. No już. Spójrz na mnie.
-Roth , tak mi przykro- ale nie docierały do mnie słowa Eriki. . Raven musi żyć. Ale wciąż nic się nie działo.
W końcu się poddałem i na nowo przytuliłem siostrę.
-Roth, musimy coś zrobić- zaczęła znowu Erika klękając obok mnie- zostaw ją- poprosiła i próbowała mi ją zabrać. Co mnie wkurzyło.
-To rób. Idz i rób.- wrzasnąłem na nią - wy wszyscy idźcie , to już koniec.
6.05.2019
Otwarcie bloga
Witamy ogłaszamy że blog został oficjalnie otwarty, każdy od tej chwili może zamieszczać własne opowiadania. Mam nadzieje że wena będzie wam sprzyjać.
Zachęcamy również do tworzenia nowych postaci.
Gorąco zapraszamy nowych członków w nasze progi.
Wszyscy razem odkrywajmy uroki dzikiej, niebezpiecznej XVIII w Virginii. Zmierzmy się z Mrocznymi Czasami, gdzie teraźniejszość miesza się z przeszłością, a nasza przyszłość nigdy nie była tak niewiadoma.
Zachęcamy również do tworzenia nowych postaci.
Gorąco zapraszamy nowych członków w nasze progi.
Wszyscy razem odkrywajmy uroki dzikiej, niebezpiecznej XVIII w Virginii. Zmierzmy się z Mrocznymi Czasami, gdzie teraźniejszość miesza się z przeszłością, a nasza przyszłość nigdy nie była tak niewiadoma.
Witamy nową Łowczynię Ciemności
Nie ważny jest czas, nie ważna jest przeszłość ani przyszłość. Nie ważne wspomnienia. Ostatecznie nic nie jest ważne.
Zdjęcie: Imię: Chloris ( Lori ) Delfina Mortem
Wiek: 65 lat chociaż wygląda i uważa się za 19 latkę
Data urodzenia: 13.08.1954r
Rasa: Syrena
Charakter: Lori sprawia wrażenie cichej, nieśmiałej kruchej dziewczynki, która potrzebuje opieki. Tak sądzisz? Więc już po tobie. Już w pierwszej sekundzie kiedy na ciebie spojrzy zaczynasz grać w jej grę. Nie znasz zasad ale czy to ważne? Przecież już ją kochasz. Jesteś gotów oddać za nią życie. Bo czy ta bezbronna, miła, cudowna istotka może być zagrożeniem? Nie codziennie spotyka się anioła który uśmiecha się do ciebie tylko tak jak Lori potrafi.
Chloris to jeden wielki paradoks. Jest niebezpieczną, wyniosłą, pewną siebie manipulatorką. Jest twoim najgorszym koszmarem i najcudowniejszym snem z którego nie chcesz się budzić. Jest życiem i śmiercią. Jest katem i wybawicielem. Bo w tej pierwszej sekundzie od niej zależy twoja przyszłość. A ty idziesz jak potulny baranek. Jak piesek liżący stopy swej pani i jeszcze dziękujesz że ci na to pozwoliła.
Zawsze dostaje to co chce bo przecież nie potrafisz jej odmówić. Zrobisz wszystko by jeszcze raz ujrzeć jej uśmiech, usłyszeć jej śmiech. Chcesz ją uszczęśliwiać a ona chce być uszczęśliwiana. Układ idealny.
Jej życie jest idealne, przecież jest syreną wiecznie młodą i najpiękniejszą istotą.
Uwielbia komplementy chociaż zna swoją wartość. No ale przecież nie będziesz szczędził słów.
Dziewczyna marzy o prawdziwej miłości ale ludzie to zabawki które zawsze kończą w basenie.
Aparycja: Loris jak na syrenę przystało jest atrakcyjna i zjawiskowa, a co najważniejsze zdaje sobie z tego sprawę. Wie jak działa na ludzi i często wykorzystuje wszystkie swoje wdzięki. Ma delikatną, dziewczęcą urodę, opaloną cerę i długie jasno brązowe włosy rozjaśniane słońcem. Głębokie, tajemnicze lazurowe oczy przywodzące na myśl wody oceanu. Śliczny uśmiech godny zaufania i urocze dołeczki w policzkach. Ma 172 cm wzrostu jest szczupła i wysportowana.
W swojej syreniej postaci ma długi ogon o szafirowych łuskach i motylej płetwie, a oczy Chloris są jeszcze bardziej wyraziste i nabierają szafirowej barwy. Jeżeli barwa jej oczu jest taka kiedy stąpa po suchym lądzie może oznaczać tylko tyle że syrena dopiero co się pożywiała albo ma silnego adoratora.
(Jeżeli jesteś wybrańcem i dane ci było zobaczyć Lori w syreniej postaci więc tylko jedno nie dane ci będzie opowiedzieć o swych przeżyciach, ale nie martw się tak naprawdę chcesz tu być przecież w przeciwnym razie by cie nie było)
Dar:
* nieśmiertelność i wieczna młodość (typowa cecha syren)
* ma czysty głos, a jej śpiew potrafi mamić więcej niż jedną osobę
* doskonale zna się na iluzji
* nie obca jej hipnoza
Zainteresowania:
*Lori uwielbia pływać. Lepiej czuje się w wodzie niż na lądzie.
*Kocha śpiew lecz nie robi tego publicznie.
*Lubi muzykę często chodzi na koncerty nawet nieznanych kapel
*Jej pasją jest jej praca.
*Jej największym zainteresowaniem jest podrywanie swoich ofiar.
*Lubi dużo jeść
*Czytanie książek z wątkiem miłosnym
Historia*: Lori urodziła się i wychowała w Las Vegas w klanie Madeleine. Nie wie kto jest jej matką żadna z syren jej tego nie powiedziała. Była wychowanką Sophii. Nigdy jednak nie lubiła swojej mentorki i z ulgą przyjęła koniec niewolnictwa... błąd nauki. Żyła pełnią życia jak na syrenę przystało. Nawet nie dlaczego jej przywódczyni wplątała się w walkę z sabatem, ale syreny to istoty stadne więc chcąc nie chcąc musiała w niej uczestniczyć.
Rodzina*: jej rodziną są syreny w klanie o ile można je nazwać rodziną
Orientacja seksualna: Biseksualna
Partner*: brak (A kto się umawia ze stekiem?)
Zwierze*:
* Dafne - 4 letnia samica delfina słodkowodnego (bardzo humorzasta i nieskora do współpracy)
* Heron - 3 letni samiec delfina oceanicznego (uwielbia zabawy i szybko pojmuje nowe sztuczki. Jest urodzoną gwiazdą)
* Hipolit - 5 letni samiec delfina oceanicznego (łasuch, podlizus oraz wielki pieszczoch)
Inne*:
* Pracuje w akwaparku i oceanarium Madeleine (Jest treserką delfinów)
* Występuje w licznych sesjach zdjęciowych
* Gra w reklamach
* Dodaje soli do wszystkiego nawet herbaty
* Lubi samotne spacery po plaży w środku nocy
Inne Zdjęcia*: 1, 2, 3, 4,
Kontakt: kiniusia456@gmail.com
[HW/fortuna3] [Doggi/Ariel]
Witamy nową Łowczynię Ciemności
Tylko świetlisty może sprawować władze nad mocą różdżki.
Zdjęcie:Imię: Yin Jennie Asai.
Wiek: Ma coś koło 219 lat, jednakże mówi, iż ma 19 lat.
Data urodzenia:
Rasa: Hybryda - Wampira, Czarownicy, Elfa, Syreny i Demona.
Charakter: Powiedzmy sobie szczerze. Yin jest trudna. Co to i jak mówi, w jakim natężeniu bądź z uwagą czy bez niej. Jej słowa są trafne choć nieco dziwne. Można znaleźć podtekst w nich, bądź niemiła uwagę. Jest szczera i to, aż boli. Jednakże nie okłamie, cię. Gdyż tak już ma. Nigdy nie kłamie, jest szczera i to jak diabli. Robi wokół siebie zamęt, aby później nacieszyć oczy. Wkurza i irytuje ludzi, to też doprowadza do wkur-hard. Także taka jej natura. Posłucha, wysłucha cię uważnie. Jest dobrym wsparciem. Jest naprawdę cudowna osoba. Pomocna i pełna empatii. Energia w niej buzuje. Często jest impulsywna, zaradna, zaborcza i wścipska.
Yin. Jest też chamska, wredna i podchodzi z rezerwa do ludzi. Rzec w tym iż jest trudna i jest sprzecznością.
Aparycja: Ma sporo tatuaży. Kolczyków też ma kilka. Sporo biżuterii. Paznokcie wiecznie na czarno pomalowane. Kolor włosów jest zmienny, gdyż często ja farbuje. Często jak nie cały czas jest w makijażu. Jest nieco umięśniona. Ma wiele różnych ubrań, to pod zwykle bluzki po znanych projektantów. Ma ciemny kolor oczu. Nosi wszelakie czapki, bandany, rękawiczki itp. Mierzy coś koło 174 cm.
Dar:
> Potrafi chodzić za dnia, słońce jej w niczym nie przeszkadza.
> Oprócz takich mocy jakie ma wampir, to także może poprzez dotyk zabierać z ich ciała niewidoczne gołym okiem linki.
> Ma pełnia władze nad żywiołami. Próbuję je też ze sobą łączyć, jednak czeka ją dłuższa droga.
> Czasem po zgaszeni świateł. Siada na środku pokoju, rysuje specjalne znaki i siada przed nimi. Aby po chwili wezwać duchy, demony, bądź też inne stworzenia. Poprzez czarna magię.
> Magią krwi - jest to dodatek do czarnej magii. Poprzez zadrapania innych bądź przypadkowy dotyk, łapie ich w swe sidła. Czyli może mieć władze nad ich ciałami, do tego stopnia iż może ich nawet zabić.
> Śpiewem podczas, gdy jest syrena może mamić mężczyzn i oplatać ich sobie wokół palca.
> Jest zwinna i bardzo cicha przy tym, czasem też może być ledwo zauważalna.
> Poprzez cienie, bądź też wyrwy. Może Przyzywac różne przedmioty, aby następnie je wykorzystać do swoich celów.
Reszta jest utajniona.
Zainteresowania:
- Lubi opalać się.
- Pływać.
- Ćwiczyć.
- Grać.
- Lubi czytać.
- Przytulać się.
- Lubi śpiewać.
- Dobrze walczy i posługuje się bronią.
Historia*: -
Rodzina*:
Antiope Measa - babcia, jedna z pierwszych przywódczyń sabatu jest hybrydą czarownicy i syreny
dziadek- hybryda demona i elfa
Jason Asai- brat, wilkołak, dołączył do watahy rzadko kiedy się pojawia.
Yvette Asai - matka, jest więc hybrydą czarownicy, syreny, demona i elfa
Akihito Asai - ojciec, przywódca wampirów pierwotny.
Nie wie, co z resztą rodziny.
Orientacja seksualna: Biseksualna
Partner*: --
Zwierze*:
Hope i Rose |
Seven |
Inne*:
- Jest w połowie Azjatka.
- Ma różdżkę oraz wiele ksiąg z zaklęciami.
- Nosi pierścień, dzięki któremu może chodzić za dnia.
- Jest prawa ręka swojego ojca.
- Posiada kilka aut, w swoim posiadaniu.
- Jakieś motory też się znajdą, czy gokarty, a także wszelakie inne różności.
- Jej głos brzmi tak - https://youtu.be/ib_1ATfr8wM
- Jest modelka, oraz piosenkarka.
- Lubuje się w ludzkiej krwi bądź też nadnaturalnej.
- Czasem gdy ktoś ją wkurzy może rzucić sztyletem, nasączonym w truciźnie, bądź też zwykłym.
Inne Zdjęcia*: 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8,
Kontakt: [Howrse] Zenddi
Witamy nową Łowczynię Ciemności
To, że milczę, nie oznacza, że nie mam nic do powiedzenia.
Zdjęcie: Imię: Noemi Hollingway (wołają na nią Noe).
Wiek: Skończone 20 lat
Data urodzenia:
Rasa: Hybryda; Pół Demon, Pół Wiedźma. Jej rodzina uznawana jest bardziej za Demony jednakże potrafią używać nie zbyt skomplikowanych czarów, lecz jeśli tylko chcą mogą pogłębić swoją wiedzę.
Charakter: Słyszałeś na pewno o tej pięknej Noemi, każdy o niej słyszał. Bardzo spokojna i opanowana. Potrafi wyjść z każdej sytuacji... no dobra, prawie z każdej. Noe to taka typowa, miła prymuska. Dla niej wszystko musi być dopięte na ostatni guzik jak najszybciej. Smutek dla niej nie istnieje, jest wiecznie szczęśliwa i rozpromieniona. Potrafi cieszyć się wszystkim co ją otacza. Na co dzień przebywa z płcią przeciwną, bo uważa, że kobiety to takie typowe idiotki, lecz oczywiście nie wszystkie. Dużą uwagę przykuwa do miłości. Mimo, że jest demonem to czuje miłość. Jest to dla niej najważniejsze uczucie, ciągnie ją do wampirów. Ludzie bardzo jej ufają, bo wiedzą, że dziewczyna jest godna zaufania. Jej minus to.... niecierpliwość. Noemi jest tak niecierpliwa, że potrafi roznieść całe mieszkanie. Dziewczyna kocha zwierzaki, w szczególności Lisy Pustynne. Są one jej życiem, sama posiada jednego osobnika.
Aparycja: Noe ma kolczyki na uszach po dwie dziurki, na nosie oraz w pępku. Na plecach ma tatuaż skrzydeł anioła. Ubiera się jak typowa nastolatka. Bluzka z dekoltem, spodnie z dziurami i oczywiście vansy. Dziewczyna kocha bluzy. Najbardziej męskie :^ Noemi ma 1,68m wzrostu i waży 53kg.
Dar: Ma wizję wydarzeń, czasu i ich miejsca. Nie widzi jednak twarzy ludzi i to jest jedynym minusem jej mocy. Widzi jednak ich ubiór. Zazwyczaj widzi znaki szczególne takie jak rejestracje samochodów, ulice, numery domów i numery telefonów. Jej wizje potrafią naprawdę zmienić bieg wydarzeń i pojawiają się w najbardziej nieoczekiwanych momentach.
Zainteresowania:
- Uwielbia gotować
- Śpiewa
- Tańczy
- Lubi czytać
- Kocha zajmować się zwierzakami
- Lubi grać w gry komputerowe.
Historia*: Ze względu na tragiczną śmierć rodziców, mieszkała sama wraz ze swoim wiernym towarzyszem Lisem Pustynnym. Uczyła się w szkole gastronomicznej, aby znaleźć wymarzoną pracę, kucharki w wielkim mieście. Wyruszyła do Las Vegas. Najpierw samolotem, następnie pociągiem. Podczas wyprawy pociągiem zaatakowały ją likantropy. Uciekła, wysiadając niedaleko Las Vegas. Dalej dojechała taksówką. Kupiła niedrogie, ogromne mieszkanie i zamieszkała tam.
Rodzina*:
Przodek ze strony demonów:
Samael, Anioł Śmierci – anioł śmierci: dostarczyciel wyroków śmierci ale i powstrzymujący egzekucję , kontrowersyjny anioł, oskarżyciel, uwodziciel, duch zniszczenia, demon.
Przodek ze strony wiedźm:
Jadis - jest Białą Czarownicą pochodzącą z miasta Charn w ginącym świecie. Ten świat ginął przez to, że magią (poznała Żałosne Słowo mogące zniszczyć wszystkich mieszkańców danego świata, lecz nie ginie tylko ten, kto to słowo wypowie i ona właśnie je wypowiedziała) zniszczyła wszystkich jego mieszkańców.
Orientacja seksualna: W 100% hetero.
Partner*: (...)Zwierze*: Lis Fenek - imię : Olimpia
Spokojne i opanowane zwierzę, kocha ludzi, a w szczególności Noemi. Jest przy niej zawsze. Zwierze jest zaklęte i dlatego nigdy się nie starzeje.
Inne*:
- ukończyła szkołę gastronomiczną
- posiada wiele książek i wprost kocha czytać
- marzy aby pracować jako kucharz, lub być menedżerem restauracji
- ze względu na moje upodobania muzyczne macie głos do mojej postaci
Inne Zdjęcia*: 1, 2, 3,
Kontakt: underghast113@gmail.com
Witamy nową Łowczynię Ciemności
Upadamy po to aby nauczyć się wstawać
Zdjęcie:Imię: Natasha Watson. Często słyszy jak wołają na nią Tasha.
Wiek: 17 lat
Data urodzenia:
Rasa: Nefilim
Charakter: Cóż można o niej powiedzieć? Chyba jedną z jej najmocniejszych cech jest spryt. Gdyby nie to, wiele razy miałaby problemy. W każdym razie, dziewczyną potrafi sobie sama poradzić w każdej sytuacji. Z natury jest to bardzo miła i ciepła osoba, jednakże trudno zdobyć jej pełne zaufanie. Lubi poznawać nowych ludzi, lecz jak wspominałam, zachowuje do nich dystans. Jak to w życiu bywa, Natasha ma również złe cechy. Mówiąc krótko, specjalnie dla niektórych potrafi być oschła i bezduszna. Już kilka razy zdążyło jej się z kimś... pokłócić... em... szczerze mówiąc, gdy Tasha wpadnie w szał, lepiej trzymać się od niej przynajmniej 10 metrów i nie wchodzić jej w drogę. Gdyby nie fakt, że regularnie znajduje chwilę na medytację, z pewnością zabiłaby większość osób, których wręcz nie znosi. Mimo swojego wybuchowego charakteru, jest osobą, której można powierzyć każdą tajemnicę. Jest dobrą słuchaczką oraz przyjaciółką. Nigdy jeszcze nie zawiodła osoby, która na nią liczyła. Chętnie służy pomocną ręką, gdy tylko ktoś ją o to poprosi. Czym jeszcze może zaskoczyć? Za tydzień wyjazd do Chin? Ona się nawet nie zastanowi tylko od razu powie ,,jasne". Jak można się domyśleć, jest bardzo spontaniczna. Lubi każdy typ rozrywki, od gier komputerowych po wszelakie imprezy i parapetówki. Lubi zaskakiwać ludzi co nie raz jej się udało. Gdyby nie fakt, że jest jeszcze niepełnoletnia, i nie może niektórych rzeczy, które będzie mogła zrobić po skończeniu osiemnastego roku życia, wyjechałaby na jakieś ciepłe wyspy ze znajomymi. Jest nieprzewidywalna co nie zawsze kończy się happy end'em.
Aparycja: Szczupła dziewczyna, która mierzy niecałe 167 centymetry. Czarne włosy dziewczyny sięgają jej do pępka. Ulubioną częścią ciała Natashy są jej strasznie ciemne, niemalże czarne oczy. Sylwetka dobrze zbudowana, przez to, że dziewczyna często chodzi na siłownię.
Dar: Mimo jej łagodnego charakteru, w sytuacjach kryzysowych umie sprawić ogromny ból. Szkoli również umiejętność niszczenia.
Zainteresowania:
- Gra na gitarze.
- Nauka języka francuskiego.
- Jazda na deskorolce.
- Śpiew.
- Taniec.
- Gry komputerowe.
Historia*: Nie ma co opisywać. Zwyczajna dziewczyna ze zwyczajnym życiem.
Rodzina*:
- Matka ~ Monica Watson
- Ojciec ~ Tom Watson
- Siostra ~ Ellena Watson
- Anielski przodek: Abaddon - niszczyciel, anioł otchłani
Orientacja seksualna: Heteroseksualna.
Partner*: ---
Zwierze*: ---
Inne*: ---
Inne Zdjęcia*: ---
Kontakt: Hw яσѕє / Doggi - Seungli
Witamy nową Łowczynię Ciemności
Kruk krukowi oka nie wykole, ale lubi gdy to ktoś inny robi.
Zdjęcie:Imię: Isleen Salvere (Leen, Issi)
Wiek: 20 lat
Data urodzenia:
Rasa: Nefilim
Charakter: Isleen jest osobą zamkniętą w sobie i cichą. Przyczynę jej zachowań z łatwością można odnaleźć w jej smutnym dzieciństwie o którym dziewczyna nie lubi mówić. Na co dzień właśnie taka jest, że nie ma z nią kontaktu i cały czas słucha muzyki bądź rysuje albo robi i to i to. Często bardzo ciężko się z nią dogadać, ale dla osoby cierpliwej to zazwyczaj nic trudnego. Mogłoby się zdawać, że jest typową sierotką marysią, ale tak nie jest. Isleen potrafi być niesamowicie zawzięta i nieustępliwa. Gdy już na czymś jej zależy to zrobi wszystko by to chronić, nie ważne za jaką cenę. Mimo tego, że walka idzie jej nie najlepiej to dziewczyna jest bardzo sprytna i błyskotliwa. Poza tym uwielbia zaszywać się w cichych miejscach, głównie w bibliotekach w których zawsze odnajdzie dla siebie jakąś interesującą książkę. Lubi się uczyć i jest w tym bardzo dobra, często stara się rozwiązywać różne zagadki i tym podobne rzeczy, to dla niej niezła frajda i właśnie z tego powodu często w żartach słyszała, że powinna zostać detektywem. Uwielbia się nad czymś skupić, posiedzieć i potrudzić się nad tym, aż nie dostanie upragnionej odpowiedzi.
Aparycja: Isleen ubiera się tak jak każda typowa nastolatka, choć jej ubrania zazwyczaj są w czarnych lub szarych odcieniach, rzadko ma na sobie jakieś kolorowe ciuchy. Na prawej dłoni ma tatuaż, który zrobiła sobie jako prezent z okazji osiemnastych urodzin. Tatuaż ten przedstawia kruka zbudowanego z metalu, śrub, zębatek i tym podobnych przedmiotów, w którego odsłoniętej piersi bije ludzkie serce. Poza tym na plecach, na samym ich środku, znajduje się kolejny tatuaż przedstawiający okrąg w którym znajdują się cztery runy: Thurisaz, oznaczająca niezłomność, Isaz, oznaczającą opanowanie, Laguz, oznaczająca odporność oraz Ingwaz, oznaczająca cierpliwość.
Dar: Isleen posiada dar widzenia. Widzi ona róże wizje, które przepowiadają przyszłość lub mają za zadanie pomóc w rozwikłaniu jakiejś zagadki. Niestety jednak wizje nie są jasne, często są to po prostu symbole, wiersze, słowa i tym podobne i Isleen musi poskładać wszystko w jedną całość by odczytać swoją wizję. Poza tym wizje są bolesne i często podczas nich traci przytomność, a z jej nosa oraz oczu płynie krew i zazwyczaj po wizji nie czuje się najlepiej. Czasem w stanie jest zobaczyć jakiegoś ducha i podejrzewa, że jest to po prostu dodatek do jej mocy wizyjnych. Poza tym posiada zdolność zatrzymania kogoś i uniemożliwienia mu poruszania się przez bardzo krótki czas, a czasem potrafi delikatnie taką osobę lub jakąś rzecz za pomocą siły woli podnieść i nią rzucić, ale kończy się to potwornym bólem głowy co z połączeniem jej mocy wizyjnych sprawia, że nie ma siły na nic innego niż uwalenie się na kanapie i nieruszanie się przez jakiś tydzień.
Zainteresowania: Isleen kocha czytać, rysować oraz słuchać muzyki na swojej MP3. Nie lubi tłoku i kocha zaszywać się w cichych miejscach w których nikt jej nie będzie przeszkadzał. Zazwyczaj siedzi do bardzo późna gdyż kocha noc. Uwielbia ją głównie dlatego, że ma od wszystkich i wszystkiego spokój, ale jest jeszcze jeden powód - gwiazdy. Kocha oglądać je przez teleskop i spacerować nocą by je podziwiać.
Historia*: Jej dzieciństwo nie było usłane różami. Gdy była mała jej rodzice zaginęli w niewyjaśnionych okolicznościach, a ona stała się sierotą i trafiła do domu dziecka. Trafiała do wielu rodzin zastępczych, ale nikt nie chciał tak "dziwnego" dziecka jak ona. Nikt nie radził sobie z jej wychowaniem i szybko z powrotem wracała do domu dziecka. Czy płakała? Nie, nie płakała. Kiedy inne dzieci starały się każdemu przypodobać by tylko trafić do jakiegoś dobrego domu, ona zawsze wszystko ignorowała. W sumie to chyba nawet nie chciała trafić do żadnej rodziny. Głównie dlatego, że nikt nie mógł jej zrozumieć. Zawsze widziała różne rzeczy. W swoich snach. Czasem na jawie. Niedługo później zaczęła mdleć co jakiś czas i miewała dalej dziwne sny, słyszała i widziała w nich różne dziwne rzeczy. Nikt jej nie wierzył. Wszyscy mówili jej, że będzie dobrze, że ją wyleczą. Tylko, że oni nie wiedzieli, że jej się nie da wyleczyć i ona o tym doskonale wiedziała. W końcu nauczyła się by nie mdleć przy innych, a zwłaszcza przy opiekunach z domu dziecka i nic nikomu o niczym nie mówiła, a oni myśleli, że jej przeszło. Cóż, pomylili się. W końcu nauczyła się jak interpretować swe wizje i zaczęła próbować je rozwiązywać. Zaczęła sobie ze wszystkim radzić sama. W końcu dorobiła się mieszkania, jakiejś pracy i udało jej się w miarę ułożyć swoje życie.
Rodzina*: Isleen nie ma rodziny, żyje sama. Jej rodzina zaginęła w niewyjaśnionych okolicznościach. W sumie to ledwo co ich pamięta. Wie jedynie, że jej matka miała na imię Elizabeth.
Anielski przodek: Razjel – "anioł tajemnych światów i wódz najwyższych tajemnic".
Orientacja seksualna: Heteroseksualna
Partner*: Brak
Zwierze*: Nie posiada zwierzęcia, ale chętnie by jakieś przygarnęła. No, może kiedyś tam.
Inne*:
Tatuaż znajdujący się na plecach Isleen przedstawiający cztery runy
Inne Zdjęcia*:
Kontakt: [Gmail] seaa48pl@gmail.com [Doggi] Cassandra48
Witamy nową Łowczynię Ciemności
To jest kaprys, to jest demon, a ten kielich krwi mej.
Zdjęcie: Imię: Zhavia Toni Hija Lightwood Bane Topaz (Avi, Zafira, Topaz, Toni, Hija, Fara)
Wiek: 19 lat
Data urodzenia:
Rasa: Nefilim
Charakter: Jest ironiczna, buntownicza i zazwyczaj robi to co chce. Kieruje się jednak w wielu sprawach sercem. Potrafi być zarówno twarda, jak i wrażliwa. Często robi rzeczy bez namysłu, ale jeśli chodzi o sprawy poważne, używa sprytu. Jest bardzo lojalna wobec swojej rodziny. Jest dobrą przyjaciółką, choć kłótliwą, a także ma duże wahania nastroju. Bardzo lubi gotować, choć nie jest w tym najlepsza. Często wydaje się sarkastyczna oraz zamknięta w sobie, jednak to tylko pozory.
Nie lubi, gdy ktoś zaczyna temat o przeszłości czy dzieciństwie. Ten temat jest drażliwy i często kończy się to walką.
Aparycja: Zhavia ma około 20 tatuaży, co za tym idzie bardzo lubi błyskotki, które często przydają się w walce. Co do kolczyków, w prawym uchu ma coś koło ośmiu, natomiast w lewym coś kolo czterech. Ma też jeden w pępku. Ma czarne włosy jak smoła, jednak często widnieje w innym kolorze. Ma długie o czarnej barwie paznokcie, makijaż to nieodłączny element jej wizerunku. Ma swoją ulubioną bransoletkę, w kształcie węża, która zamienia się w bicz. Kroje jej ubrań są przeróżne, to też ma swoją ulubioną kurtkę. Na jej plecach jest wąż, gdyż właśnie w takim gangu dorastała. Szczupła sylwetka, tam gdzie trzeba ma dary niebios. Nosi czapki, opaski, bandany. Ma biała bliznę w kształcie gwiazdy na ramieniu. Jej kolor oczu jest ciemny, zbliżony do czarnego.
Dar: Potrafi ukrywać oraz wydostawać przedmioty z kartek/kart czy też innych tworzyw.Zainteresowania: Lubi ćwiczyć sztuki walki, niemal cały czas to robi. Lubi też komputery i hakowanie, ma do tego smykałkę. Często gra w gry. Dużo czasu spędza to na siłowni, basenie czy też na wyścigach. Lubi czytać i uczyć się to coraz więcej i co nowych języków. Muzyka to nieodłączny, element jej życia.
Historia*: Zwykle niczym nie różniące się życie od innych. Po za tym, nie mówi o tym..
Rodzina*:
Izabella Izzy - siostra bliźniaczka
Vixen - siostra bliźniaczka
Zona - przyrodnia siostra
Alec - brat
Max - brat [*]
Kayl - przyrodni brat.
Rodzice: Taylor i Zafir.
Przyjaciele rodziny: Magnus, Luke, Raphael, Serafina.
Anielski przodek: Asmodeusz
Orientacja seksualna: hetero może bi
Partner*: ...
Zwierze*: Nie potrzebuje.
Inne*:
- Stale można ją spotkać ma sali treningowej.
- Należy do gangu Southside Serpents.
- Często spotyka się z innymi gatunkami, zanim ich zabije.
- We wszystkich tatuażach przewija się symbol nieskończoności.
- Jest uczulona na pyłki.
- Lubi wszystko co słodkie i kwaśne.
- Posiada samochód i dwa motory.
- Lubi zwierzęta.
- Została przeklęta za młodu, jednakże to jest zbyt skomplikowane aby opowiedzieć. Lecz można dodać, iż to ja chroni od śmierci.
Inne Zdjęcia*:
Kontakt: [Howrse] Zenddi
Witamy nowego Łowcę Ciemności
In a world of locked rooms, the man with the key is king. And honey, you should see me in a crown.
Imię: W aktach widnieje wytłuszczonymi literami Mercutio Kuragin, horrendalne połączenie postaci z angielskiej sztuki z rosyjską tołstojowską arystokracją. By uniknąć dziwnych spojrzeń nie przedstawia się swoim imieniem, a jako Anatole, chcąc dorównać nazwisku i charakterowi, jakie posiada.
Wiek: Od nieco ponad stu lat żyje pod twarzą dwudziestolatka i wcale nie jest mu z tym aż tak źle.
Data urodzenia:Rasa: Syrena
Charakter: Jaki jest Anatole? Urzekający, czarujący, ujmujący, wspaniały-
Znasz go, prawda? Wszyscy go znają. Przynajmniej słyszałeś o nim. Jak duch sunie między ludźmi, mało dbając o ich opinie i słowa, żyjąc w swoim własnym świecie. Wydaje ci się, czy spogląda na ciebie z pogardą spod przymrużonych oczu? Masz prawdopodobnie rację, Anatole na wszystkich patrzy z góry. W końcu ktoś musi być ważniejszy w tym świecie, a kto kiedykolwiek powiedział nie Anatolowi?
Jeżeli czegoś zechce, dostanie to. Nawet kosztem całkowitej zmiany charakteru. Nieważne, czy masz dziesięć lat, czy pięćdziesiąt, będzie się do ciebie zwracać "słońce", nawet, jeśli będziesz protestować. To Anatole decyduje, nie ty. Spokojnie potrafi powiedzieć, że cię kocha i dla ciebie może to znaczyć wszystko, ale dla Anatola nie znaczy to n i c. W końcu to świat kręci się wokół Anatola, a nie na odwrót.
Niewiarygodnie pewny siebie, nigdy nie traci odwagi i przeświadczenia o swojej racji. Cholernie uparty, będzie stał po swojej stronie i nie zmieni zdania nawet, jeżeli zda sobie sprawę, że stoi po złej stronie konfliktu; za nic się do niego nie przyzna; potrafi się wtedy zachowywać jak dziecko, któremu matka nie pozwala na lizaka. Przeciwieństwo osoby cierpliwej, szybko się irytuje, jeżeli na coś czeka; choć sam Anatole ma zwyczaj spóźniania się na wszelkie spotkania. Naprawdę mało rzeczy bierze na poważnie, większość zbywa machnięciem ręki czy wzruszeniem ramion. Życie jest przecież żartem, nieprawdaż?
Może i jest naiwny ale nie jest głupi. Zawsze jest w centrum uwagi i połyka wszelkie pochwały haustem, gotowy na kolejne. Nienawidzi nazywania siebie próżnym i aroganckim, jednak trudno opisać go inaczej. Ma ogromne parcie na szkło, kiedy będzie taka potrzeba, pójdzie po trupach do celu. Błyszczy w towarzystwie, jest stworzony do bycia w centrum uwagi. Bój się Boga, jeżeli zajmiesz jego miejsce na scenie; zrobi wszystko, by powrócić do łask, a ciebie zniszczy jednym prostym pstryknięciem palca. Manipulator do granic, potrafiący owinąć każdego wokół własnego palca; pozbawiony wstydu i empatii. Zrobi z igły widły, żeby zwrócić na siebie uwagę, bo w końcu nie ważne co mówią, byleby mówili, prawda?
Anatole jest dość leniwą osobą - nie zrobi czegoś, co mógłby zrobić następnego dnia, będzie odkładał wszystko na ostatnią chwilę. Nie znajdziesz go pochylającego się nad detalami, chłopak niezwykle szybko się nudzi i często porzuca w pół dokończone rzeczy na pastwę losu. Oprócz tego jest cholernym flirciarzem, rzuca uśmieszkami i mrugnięciami na prawo i lewo, ignorując to, co myśli na ten temat dana osoba. Anatole ci coś obiecał? Nie oczekuj cudów; prędzej yeti zastąpi ci drogę, niż on dotrzyma obietnicy.
Jednak gdzieś tam w środku chowa się jego lepsza część, schowana za warstwami ciężkiego szkła, wręcz niemożliwego do przebicia. Nie dopuszcza nikogo do siebie blisko, nie ufa nikomu, choć gdzieś w głębi duszy ma nadzieje poznać kogoś, kto doceni go nie na siłę, ale dobrowolnie, z własnej woli.
Aparycja: Widzisz go gdzieś w tłumie ludzi, zawsze jest widoczny. Każda, nawet największa grupa ludzi rozstąpi się, by pozwolić mu przejść, wodząc wielkimi oczami za jego zgrabną sylwetką znikającą gdzieś za kolejnym rogiem. Prawie metr dziewięćdziesiąt wysokości, długa szyja, smukłe kończyny, porcelanowa skóra, pełne usta, chłodno-niebieskie oczy pod wałem ciemnych rzęs, wręcz wwiercające w ciebie, gdy będziesz w nie zbyt długo patrzył.
Ciemne loki opadają niedbale na czoło, przycięte na bokach odsłaniają uszy, z czego lewe jest przekłute, Anatole najczęściej nosi w nim drobne srebrne kółko.
Piegi. Piegi ma wszędzie, odrobinę na twarzy, trochę na szyi, rękach, ramionach, wszędzie. Smukłe dłonie są nieraz poprzecinane szramami (nieszczęśliwe wypadki przy karmieniu pupilka).
Dobrze zdaje sobie sprawę z tego, że jest wcale nie brzydki, wykorzystuje to, czasem za bardzo.
Ubiera się jak najlepiej się da, nie pozwoli, by jego własny gust zatrzymał go przed potencjalnym posiłkiem. Jeżeli jakimś cudem zobaczysz go w wodzie, to od bioder w dół, poniżej wypalonego znaku zauważysz jasno-turkusowy ogon ciągnący się w głąb wody, o wiele dłuższy niż nogi człowieka.
Dar: Przede wszystkim, jak przystało na syrenę, jego darem jest iluzja i manipulacja zarówno ludźmi jak i ich percepcją. Potrafi stworzyć wszystko, od subtelnego zwrócenia uwagi na siebie przez stłumienie otoczenia, do perfekcyjnej iluzji czyjegoś członka rodziny. Świetnie udaje mu się kontrolowanie ludzi, którzy pod jego czarem potrafią zrobić wszystko, o co poprosi.
W dodatku po humorzastej matce odziedziczył zdolność do hydrokinezy czyli kontroli nad wodą, ale i jemu zbytnio nie wychodzi kontrola nad swoim darem. Często pogoda nad wodą wokół niego jest uzależniona od humoru chłopaka, ale nawet, gdy rozpęta sztorm swoją złością, i tak nie będzie on miał dużego zasięgu.
Zainteresowania: Jako prawdziwa syrena Anatole uwielbia być w centrum uwagi i potrafi zrobić wszystko, by reflektory padły na niego. Śpiewa i potrafi to robić naprawdę dobrze, jak na syrenę przystało; oprócz tego odrobinę gra na fortepianie, ale nic większego, niż zapełnianie wolnego czasu. Nauczył się grać na skrzypcach, "tak dla zasady" i używa swego talentu jako jeden z aspektów, dzięki którym inni mogą go chwalić.
Oprócz tego czyta, praktycznie wszystko. Literatura piękna, epika, dramaty – wszystko jest do zgryzienia, jeżeli jest naprawdę ciekawe (albo naprawdę nie masz co robić).
W wolnym czasie lubi też oglądać filmy, bardziej pod względem opiniotwórczym, niż relaksu. Seans z nim nie obejdzie się bez chociaż jednego komentarza co pięć minut.
Ogólnie mówiąc, wszystko związane choć odrobinę ze sztuką to jego konik.
Szczerze może pochwalić się grą aktorską, w ciągu swojego życia udało mu się sporo razy pojawić na scenie, zarówno w sztukach dramatycznych jak i musicalach.
Mimo swojej oschłości naprawdę lubi zwierzęta i tylko, kiedy naprawdę nie ma nic do roboty, pomaga w pobliskich schroniskach.
Oprócz angielskiego płynnie posługuje się francuskim i nieco łamanym rosyjskim.
Historia: Anatole urodził się na prowincji, w drobnym domku przy jeziorze. Jego matka, chcąc przełamać stereotyp syreny porzucającej własnego syna, próbowała go wychować, upodabniając swoje życie do ludzkich sąsiadek, jednak nie wytrzymała i po kilku latach zostawiła dziecko na pastwę losu, znikając z dnia na dzień. Odnalazła go inna syrena, Natasha, która od razu zajęła się Anatolem. To ona nauczyła go najważniejszych rzeczy i traktowała chłopca jak młodszego brata. Jednak i ona nie potrafiła zająć się dzieckiem dłużej i podobnie jak jego matka, zostawiła go pewnego dnia.
Od rozstania się z Natashą Anatole radził sobie sam, podróżując, poznając inne syreny, niektóre z nich proponowały mentorowanie chłopaka, jednak nie potrafiły wytrzymać z nim na długo. Sporo podróżował, próbując zatrzymać się w jakimś miejscu na dłużej, gdy przypadkiem wylądował w Las Vegas i tam postanowił osiąść.
Rodzina:
• Ophelia Kuragin - syrena, matka, która porzuciła syna, choć próbowała go wychować. Anatole praktycznie jej nie znał, jedyne wspomnienia jakie z nią związuje to te uwiecznione na kilku zdjęciach, które trzyma w domu.
• Natasha - pierwsza mentorka chłopaka i ta, która wytrzymała z nim najdłużej, bo prawie cztery lata. Uważali się wzajemnie za rodzinę, Natasha wzięła Anatola pod swoje skrzydła i nauczyła wszystkiego, co samotnej syrenie potrzebne do życia.
Orientacja seksualna: biseksualny
Partner: ---
Zwierzę:
Trzyletni pyton o wdzięcznym imieniu Maria Antonina to nieodłączna partnerka Anatola w cichych wieczorach i nocach, szczególnie gdy musi przesiadywać samotnie w wannie po wielogodzinnym ignorowaniu odwodnienia. Jest, jak na swój gatunek, łagodnym i spokojnym stworzeniem.
Inne: ma uczulenie ma kiwi i truskawki || mimo, że jest syreną, ma wstręt do słonej wody i unika jej jak najbardziej może || za grosz nie umie gotować ||
Inne Zdjęcia:
Kontakt: Ceresowa
* W świecie zamkniętych pokoi człowiek z kluczem jest królem. I kochanie, powinieneś widzieć mnie w koronie.
Witamy nowego Łowcę Ciemności
You don't know me, you only know what i allow you to know
Imię: Ethan Thomas Wayne.
Wiek: 104 wiosny jednak wygląda na 18/19 i tak mówi wszystkim.
Data urodzenia :
Rasa: Wampir
Charakter: Ethan mimo iż wygląda na miłego i niewinnego chłopaka, kiedyś taki nie był. Zrobił mnóstwo okropnych i głupich rzeczy, a jednak teraz stara się pomagać innym. Nie przepada za leniwymi osobami, które spóźniają się lub nie wykonują wyznaczonego im zadania. Gardzi tymi, którzy krzywdzą innych, w tym siebie. Mimo iż trudno go zdenerwować przez jego nienaturalny spokój, czasem zdarza mu się wkurzyć i coś komuś zrobić, jednak gdy się opanuje potrafi przyznać się do błędu i pomóc mimo wszystko. Stara się nie uczestniczyć w konfliktach, dla niego każdy jest równy przez co nie wszyscy nadnaturalni za nim przepadają.
Aparycja: Ethan jest wysportowanym i lekko umięśnionym chłopakiem. Ubiera się zazwyczaj w ciemne kolory, jakieś T-Shirty, dżinsy do tego bluzy i trampki. Na lewej stronie brzucha posiada sporą bliznę po dawnym spotkaniu z łowcami. Mierzy około 178 cm, a waży 60 kg. Barwa jego oczu jest mieszanką szarości i błękitu przypominając zachmurzone niebo. Włosy zaś przybierają ciemno brązowy odcień.
Dar: Wayne oprócz typowych dla wampira umiejętności potrafi widzieć aury osób blisko niego. Dzięki temu może rozpoznać nadnaturalnego jak i uczucia.
Zainteresowania: Wayne uwielbia gotować miał mnóstwo czasu na wyćwiczenie tej sztuki do perfekcji. Potrafi grać na gitarze jak i śpiewać, jednak w kierunku rysowniczym nie ma za grosz talentu. Uwielbia spędzać czas na powietrzu, najlepiej spacerując malowniczymi i dzikimi terenami. Przez swoje dotychczasowe życie nauczył się walczyć w kilku stylach oraz posługiwać bronią.
Historia*: Nie dzieli się szczegółami ze swojego życia z pierwszą lepszą osobą. Na takie informacje trzeba sobie zasłużyć.
Rodzina*: Nie ma żadnej.
Orientacja seksualna: Hetero.
Partner*: ---
Zwierze*: Nie posiada.
Inne*:
- Jest szefem jednej z lepszych restauracji w Vegas.
- Gdy należał do klanu był dosyć szanowanym wampirem. Przez przywiązanie do reszty wpada czasem do Asaia, by w czymś pomóc.
- Posiada własny samochód, czerwonego jaguara XF.
- Ukończył studia kulinarne.
- Stara się nie mieszać w walki pomiędzy rasami czy inne konflikty.
Inne Zdjęcia*:
Kontakt: Howrse: NorikoHirose
* Motto: Nie znasz mnie, wiesz tylko, co pozwalam ci wiedzieć
Witamy nowego Łowcę Ciemności
Two things are infinite: the universe and human stupidity; and I'm not sure about the universe
Imię: Cassian Harlamoff
Wiek: 19
Data urodzenia:
Rasa: Hybryda wampira z czarownicą.
Charakter: Harlamoff nie jest typem osoby, która lubi różnić się w tłumie. Nigdy nie chce rzucać się w oczy, jedynie chce od kogoś tyle uwagi, na ile jest to potrzebne. Większość zaczepek ignoruje, rzadko zdaje się na krótką rozmowę, a co dopiero na znajomość. Cała prawda, nie jest osobą towarzyską - imprezy go męczą, a dłuższe rozmowy zdarzają się przyprawiać o irytację, dlatego też woli je omijać jak najczęściej. Żyje w ciągłym lęku, często się stresuje i pełny obaw o bycie celem łowcy, dlatego zdarza mu się panikować w najmniej chcianych na to sytuacjach, często nie znając rozwiązania, aby się uspokoić. Bez wątpienia, Cassian jest jak otwarta księga, emocje zawsze wypisane są na jego bladej twarzy, stąd łatwo stwierdzić, kiedy się stresuje lub gniewa, jednak nadal próbuje te emocje zaprzeczać, nie lubiąc się do tego przyznawać, czując się skrępowany. Mimo tego, stara się trzymać swoje emocje na wodzy, co czasami i się udaje jeśli chodzi o emocje inne niż panika, podchodzący do sytuacji spokojnie, nie robiąc sceny ani nie wprawiając się w kłótnie, potrzebuje on naprawdę dobrego powodu, aby porządnie się zdenerwować. Nie chcą zawracać sobie głowy argumentami, często przyznaje drugiej połowie racje, nawet jeśli tej nie ma, po prostu nie mając najmniejszej ochoty kontynuować konwersacje takiego rodzaju. Ma skłonność do omijania szerokim łukiem ludzi, którzy stwarzają problemy, nie chcąc bycie częścią z nich, jeśli miałoby to oznaczać, że zwróci na siebie uwagę w nieodpowiednich kręgach, a wolałby podróżować w różne zakątki Las Vegas samotnie i jedynie na swoich układach. Krótko mówiąc, nie przepada za kłopotami. Mimo swojej mieszanej aury, nie należy on do ludzi złych. Jednak osobiście na początku znajomości niewiele mówi, lubi trzymać nowo poznanych ludzi na dystans, nie chce marnować sobie czasu na fałszywe osobniki. Jak na pozór lubi samotność, nie chowając swojej odrazy do nieznajomych i nie wykazuje chęci do wylewnego okazywania uczuć, jednak każdemu czasami przydałoby się z kimś przemienić parę słów, zwłaszcza, kiedy chłopakowi uda się z kimś zaprzyjaźnić. Jeśli ktoś taki z nim jest, z pewnością będzie bardziej rozluźniony i skłonny do rozmowy, nie ważne czy do szczerej i poważnej czy może i ciągówką sarkazmu i tatuśkowych żarcików. Z łatwością znajdziesz w niego dobrego słuchacza, dysponuje dużymi zasobami empatii oraz zawsze, w miarę możliwości wspomoże jakąś dobrą radą. Jedynym minusem tego bywa naiwność chłopaka, gdyż nienawidzi kłamania i oczekuje od innych tego samego i wierzy, że zawsze tak się dzieje. Z góry ludzie się spodziewają uprzejmego osiemnastolatka, który zachowuje się za dorosło jak na swój wiek, nie lubi zachowywać się głośno i zawsze przemyśla wszystkie decyzje. Zawsze zatroskany, nie odstąpi krokiem od rannego lub chorego przyjaciela, nawet, jeśli sam miałby się zarazić. Bardzo dobroduszny, blondyn nie lubi krzywdzić innych, dlatego też cieszy się, że tak naprawdę nie należy do grupy wampirów, nie musząc pożywiać się cudzą krwią.
Aparycja: Mając metr osiemdziesiąt wzrostu, chłopak nie wyróżnia się specjalnie od innych, a jego szczupła sylwetka potrafi prześlizgiwać się pomiędzy tłumami unikając niechcianych ludzi. Z łatwością można by było policzyć wszystkie jego żebra, przez swoje problemy z jedzeniem ma on niedowagę, lecz nie widzi z tym nic złego. Jego blada cera nieraz oszukała nieznajomych o jego pochodzeniu, jednak nie zawsze wybierał, aby ich poprawić nie chcą robić z tego sensacji, zawsze wygodniej to przemilczeć. Do tego jest ona podatna na wszelkie siniaki i zadrapania przy swojej delikatności, jednak dość szybko znikają dzięki jego krwi, za co osiemnastolatek jest wdzięczny. Dobrze dobiera się do niej para jasnobrązowych oczu chowającymi się za okularami oraz pełne, delikatne usta o różowej barwie, które kojarzą się bardziej kobieco, jednak chłopak nie pozwoli sobie dojść do tej myśli. Do całej jego estetyki wkomponowuje się burza platynowych włosów, które zawsze pozostaje w nieładzie pomimo wszelkich starań Cassiana. Chłopak lubuje w długich płaszczach i zakłada je w każdej możliwej okazji, a znacznie większa część jego garderoby składa się z koloru czarnego, nie należy on do wielkich fanów jaskrawych kolorów, za to uważa te ciemne za eleganckie, pasujące na każdą okazje i w jakiekolwiek otoczenie.
Dar: Dzięki posiadaniu krwi wampirzej, odziedziczył on jej lecznicze przypadłości, jednakże o znacznie słabszym działaniu, jak również bez dźwiękowe przemieszczanie się, ale dodatkowo słabość na wszelkie srebro. Dzięki swojej matce zna się na alchemii i zdaje sobie sprawę z mocy mikstur, które przyrządza, również jak posługiwać i obchodzić się prawidłowo runami. Dzięki tej nauce pozwala mu uzyskać mnóstwo efektów poprzez ilustrację różnych symboli używając byle jakich materiałów, aby stworzyć zaklęcie. Niektóre pozwalają na elementarne zaklęcia, inne pozwalają na różne efekty, takie jak teleportacja. Jest to zdefiniowane w setkach podkategorii, starożytnych runach, nowoczesnych i tym podobnych, nie w sposób jest zapamiętania każdej kombinacji. Jest to rodzaj czarów raczej przestarzały, ponieważ posiada specyficzne zaklęcia do określonych celów, jeden błąd i może dojść do nieprzyjemnej katastrofy. Większość eliksirów, które przyrządza mają efekt leczniczy i wspomagający, czasami trafi się coś silniejszego, ale chłopak nie zajmuje się robieniem niczego bardzo mocnego, nie mając na to żadnego użytku.
Zainteresowania:
*Cassian zawsze w swoim wolnym czasie czyta, od romantycznych poezji do zachodzących pod skórę horrorów.
*Lubi ogrodnictwo, ale aktualnie nie ma czasu ani miejsca, aby się tym zajmować.
*Jako często podróżuje, lubi zwiedzać nowe miejsca i się o nich uczyć.
*Kiedyś przypadkowo nauczył się gry na skrzypcach i od tamtej pory stara się dołączać do jakiegoś zespołu lub grupy ulicznej kiedy ma zamiar zostać gdzieś dłużej, aby mieć szanse by grać.
Historia: Urodzony jako przypadkowy owoc bardzo krótkiego romansu pewnej cichej czarownicy z potężnym wampirem. A trwał on jedynie jedną noc, albowiem rankiem nie było śladu po mężczyźnie, nigdy też nie powrócił. Kobieta więcej nie straciła by na niego następnej myśli, gdyby nie odkrycie ciąży. Pragnąc odnaleźć ojca swojego nienarodzonego dziecka, zaczęła go poszukiwać, pamiętając jedynie rysy jego twarzy oraz imię, które równie dobrze mogło nie istnieć. I tak też chciany wampir zniknął z powierzchni ziemi, nigdy nie powracając bez pojęcia o swoim potomku. Kiedy chłopak się urodził, Nymphadora nie umiała zdecydować co z nim począć, gdyż nie będąc w pełni czarownikiem ani też wampirem, nie było wiadomo co odziedziczył po każdej rasie. Jak się okazało, nie było to za dużo, jedynie małe cząsteczki, które nie widziały na nim dużego powodzenia w żadnych sabatach, a najbardziej tych potężnych, nie mówiąc już o wampirach, gdyż dziecko urodziło się jako śmiertelnik i nie miało najmniejszego zamiaru picia krwi. Uczyła więc go w domu wszystkiego co może by mu się kiedyś przydało, gdyż umiał on wykonywać zaklęcia, lecz ich moc równała się z sztucznymi ogniami i nie nadawały się do ataku ani obrony, nie robiły z niego czarownicy. Jednak był na tyle zdolny, aby nauczyć się robić magiczne eliksiry i czary run, które dały mu możliwość zastąpienia czarów nimi. Tak też żyli aż Cassian skończył jedenaście lat, wtedy wszystko co do tej pory znał zaczęło się zmieniać. Jego matka coraz mniej się uśmiechała i zamiast tego zaczęła zawsze wyglądać na zmartwioną lub złą, coraz częściej wychodziła z domu i wracała o wiele później niż w zwyczaju. Chłopczyk nie miał pojęcia o wierzeniach i przepisach w sabacie, do którego należała jego rodzicielka. Musiała ona przestrzegać ścisłego regulaminu, który nie pozwalał na związki z wampirami lub likantropami, a co dopiero mieć ich dzieci i je wychowywać. Przez tyle lat udawało jej się ukryć tożsamość syna, ignorując wiele pytań od innych wiedźm na jego temat. Miał on zaś niedługo dojść do wieku, w którym dzieci członków musiały dołączyć do sabatu jak i rodzice, tak nakazywało jedno z ich zasad. Cassian nigdy nie dowidział się jakim cudem jedna z czarownic odkryła jej sekret i poszła z nim do przywódczyni, która była daleko od zrozumienia poczynania Nymphadory, które odebrała za bunt przeciw sabatowi. Kiedy młody Harlamoff zaczął powoli przyzwyczajać się do nowej sytuacji, zdarzyło się coś, co wiele mogłoby się spodziewać o taki właśnie przebieg wydarzeń. Kobieta nie tylko nie wróciła wieczorem, nie było po niej śladu nawet i rano. Chłopak bycia pewnym, że miała coś ważnego do zrobienia i nie miała jak go o tym poinformować, jak i za niedługo wróci. Jednak dni mijały, a od jego matki nie było żadnego znaku życia, a on zaczął się o nią przeraźliwie bać. Kiedy wreszcie odważył się wyjść i jej szukać, ruszył instynktownie w stronę miasteczka, w którym osiedlił się sabat do którego należała Harlamoff. Po tym, co wydawało się wieki, spotkał twarz, która było mu znajoma, gdyż składała wizyty u nich w domu czasami, postanawiając o zapytania jej się o jakiekolwiek informacje o pobycie jego opiekuna. To co usłyszał, na zawsze pozostało nieskazanie wytatuowane w jego pamięci; wczesnego poranka Nymphadora została wyłowiona z pobliskiej rzeki, martwa. Chłopak nie chciał uwierzyć w tą informacje przez długi czas, ale wreszcie opamiętał się i spakował wszystko co mógł i opuścił tamto miejsce, wiedząc, że był tam wielce niechciany. Kierował się tam, gdzie niosły go nogi, dorabiając w każdych dostępnych dorywczych pracach na swojej drodze, wszystko, aby przetrwać. Podróżuje z miasta do miasta, poszukując mężczyzny, którego tożsamość jest mu nieznana. Tak też droga doprowadziła go do Las Vegas, gdzie aktualnie się znajduje.
Rodzina: Ojca Cassian nigdy nie miał okazji poznać, jedynie z opowieści matki, lecz jest to niewiele. Nymphadora Harlamoff to jedyny członek rodziny, którą kiedykolwiek miał. Matka zajmowała się nim do swojego zniknięcia.
Orientacja seksualna: Biseksualny.
Partner: -
Zwierze:
Szelma to łagodna kotka, która również jak Cassian jest hybrydą, mając dwa różne kolory oczu oraz sierści. Nie przepada za zimnem i najczęściej przesiaduje w wygodnym, ciepłym kącie a harcuje po nocach. Znalazł ją porzucona w rowie i postanowił zabrać ze sobą jako towarzysza. Jest ciekawsko nastawiona do nieznajomych, zawsze podróżuje ze swoim właścicielem.
Inne:
*Doskonale zna się na wszelkich ziołach i roślinach, prowadzi o nich dziennik.
*Nie ma zagrzanego miejsca w Las Vegas, często się przemieszcza, nocując w przeróżnych hotelach lub wynajmując mieszkania na parę dni.
*Ma chorobę lokomocyjną.
*Nienawidzi tłustego jedzenia, jaki i jakichkolwiek zup lub sosów, na sam widok robi mu się nie dobrze i zawsze odmawia ich spożycia, a ostre przyprawy doprowadzają go do łez.
*Kolekcjonuje kryształy i inne przedmioty, które mogę mieć magiczne przypadłości.
*Ma tatuaże run na palcach lewej ręki, na jednych z nich znajduje się również tatuaż sztyletu.
Znaczenie run:
Laguz; chaos, potencjał, nieznane.
Raidho; ruch, praca, wzrost.
Algiz; ochrona przed wrogami.
Dagaz; nadzieja, szczęście.
Gebo; hojność.
Kontakt: gogofirstorder@gmail.com , [howrse] /sunflower/
* Dwie rzeczy są nieskończone: wszechświat i ludzka głupota; i nie jestem pewien co do wszechświata
Witamy nowego Łowcę Ciemności
Największym zwycięstwem jest to, które odnosimy nad nami samymi
Imię: Nik Blacken
Wiek: 20 lat
Data urodzenia: 1999
Rasa: Nefilim
Charakter: Typ niepokorny, jaskiniowiec z miną pokerzysty i oczami bez wyrazu. Niezależnie od sytuacji zawsze zachowuje zimną krew. Jest zaradny życiowo. Stara trzymać się na uboczu, nigdy nie wypowiada się do końca na dany temat. Ostrożny, zdystansowany do otoczenia i ludzi. Oschły w obejściu, nie ufny w stosunku do ludzi. Jednocześnie ciepły, sympatyczny bawidamek.
Aparycja: Wysoki, dobrze zbudowany chłopak o czarnych włosach, brązowych oczach. Przeważnie nosi skórzane kurtki lub bluzy z kapturem, dopasowane koszulki, jeansy, trampki lub trapery.
Dar: Teleportacja. Posiada umiejętność teleportacji do miejsc sobie znanych od niedawna samochód jest jego domem i tam powraca z każdego miejsca. Nie panuje nad swoją umiejętnością, nie umie jej kontrolować. Potrafi teleportować się w miejsca znane sobie lub pokazane na planach, pocztówkach, obrazach
Zainteresowania: Wyznaje zasadę że trening czyni mistrza. Do tego wytrwale trenuje na siłowni, uwielbia pływać. Interesuje go motoryzacja lubi szybkość i ryzyko. Interesują go sporty ekstremalne, podnoszące adrenalinę. Jednocześnie lubi się bawić, tańczyć. Kocha zwierzęta i stara się zagłębiać wiedzę o nich.
Historia*: Niezbadane są wyroki Pana i ścieżki jakie wyznaczył nam, los, a życie pisze swoją własną historię. Na imię mi Nik urodziłem się bo nie miałem wyjścia. Po porodzie moja matka zmarła zostawiając mnie na łasce ojca, który w niedługim czasie znudzony moimi wiecznymi krzykami oddał mnie do bidula pod opiekę sióstr zakonnych. Tak więc dorastałem w klasztorze zawsze stojąc na uboczu. Obserwowałem inne dzieci, które bały się mnie i nie chciały bawić się w moim towarzystwie. Gdy miałem 15 lat na dobre uciekłem z bidula i zamieszkałem w opuszczonym, zrujnowanym domu. Utrzymywałem się z drobnych kradzieży. Kradłem tyle by móc przeżyć. Często konstruowałem pułapki w które łapała się drobna zwierzyna. W ten sposób znalazłem towarzysza jakim było wilcze szczenie, które jako jedyne z miotu przeżyło. Ramzes okazał się bardzo pojętnym szczeniakiem i wkrótce obaj staliśmy się najlepszymi przyjaciółmi i razem idziemy przez życie.
Rodzina*: brak
Orientacja seksualna: Heteroseksualna
Partner*: -
Zwierze*: Wilk o imieniu Ramzes. Bardzo wyrośnięty basior, chodzący zawsze za Nike'm.
Inne*:
- sportowa czarna fura BMW i8Inne Zdjęcia*:
Kontakt: login do howrse: czaruś19 doggi game: Czarus
Subskrybuj:
Posty (Atom)