1.11.2018

GRA Od Alana Do Nik'a

Wiedziałem że dzisiejszy dzień będzie ciężki. Od pierwszej nad ranem byłem na nogach i patrolowałem miasto. Już 29.10 Raven zwołała zebranie i jak można było się spodziewać nie obyło się bez kłótni. Pół nocy debatowaliśmy nad 31 października. Szybko doszliśmy do wniosku że trzeba wydzielić tereny, które będziemy patrolować przez 24h. Największym problemem okazała się jednak nasza nieliczna liczba. Obszar był ogromny i żeby wydzielić w miarę rozsądne rewiry musieliśmy patrolować je w pojedynkę. To oczywiście była najrozsądniejsza decyzja, chociaż nie wszyscy byli zadowoleni z takiego obrotu sprawy.
Celowo przemilczałem sprawę z Leen. Zdawałem sobie sprawę że postępuje niewłaściwie. Potrzebowaliśmy przecież każdego łowce. Mimo zbliżającego się Halloween nie miałem żadnych wyrzutów sumienia. W ciągu tych 24h jest więcej roboty niż przez cały rok. Trzeba spodziewać się kłopotów z czarownicami, elfami i demonami. A ten rok jest wyjątkowo parszywy, wraz z Halloween występować będzie zaćmienie księżyca. Przeszukałem wszystkie własne książki, inni od paru dni również nie robili nic innego. Przełamałem nawet własną dumę i zadzwoniłem do Vincenta. Szczerze nie spodziewałem się że odbierze, ale on jak by czekał z telefonem w dłoni odebrał już po pierwszym sygnale. Nigdzie nie było wzmianki o takim zjawisku. Nikt nie wiedział czego można się spodziewać.
Im bliżej święta ciemności tym więcej wizji nawiedzało Leen. Każda była inna ale wszystkie dotyczyły 31. Czułem że dziewczyna większą ich część i tak przemilczała.
Kręciłem się po mieście, odczuwając zacierające się granice. Od 1.30 zacząłem dostrzegać tego skutki. W parku spotkałem trzech elfów w towarzystwie pięciu wróżek żywiołów. Kiedy nie miałem wątpliwości co do Królestwa z którego pochodzą oddaliłem się zostawiając ich w spokoju. Właściwie cały ranek i dzień minął dość spokojnie. Ku mojemu rozczarowaniu w swoim rejonie nie spotkałem ani jednej czarownicy. Musiałem zainterweniować tylko trzy razy zabijając podrzędnego demona. Właśnie ten spokój powodował mój niepokój. Coś tu było bardzo nie tak. Miałem tylko nadzieje że inni nie odczuli takiego samego bezrobocia.
Z frustrowany rozpocząłem już 3 paczkę i zapaliłem następnego papierosa. Zawahałem się przechodząc przed kawiarnią. Nie było nawet kolejki. Powoli zaczęło się zmierzchać. Jedyny dzień w roku Vegas nie rozbłysło milinem świateł. Zaczęło zamierać powoli pogrążając się w mroku. Rozejrzałem się dookoła, żadnego zamieszania. Ludzie doglądali swoje dekoracje, robiąc ostatnie poprawki i zapalając lampiony z dyń. Minęła mnie piątka roześmianych dzieci z pomalowanymi twarzami i w mrocznych strojach. Biegnąca w stronę pobliskiego domu, który zapewne wygra konkurs na najlepiej udekorowany dom. Dogasiłem papierosa i ruszyłem w stronę drzwi.
Złapałem za klamkę kiedy przez gwar świętujących ludzi przedarł się przeraźliwy kobiecy krzyk. Rozpoczęła się taka pora gdzie przeraźliwy ludzki krzyk jest czymś jak najbardziej normalnym. Przez co jeszcze trudniej będzie zlokalizować prawdziwe zagrożenie. Mimo to nie zbagatelizowałem zagrożenia i popędziłem w tamtą stronę. Dobiegłem na miejsce w ciągu 3 minut. I tak jak się spodziewałem krzyczała kobieta którą wystraszyło trzech nastolatków z perfekcyjnym krwawym makijażu.
Choć alarm okazał się fałszywy nie odwiedziłem już kawiarni zapominając o kawie. Sześć razy biegłem słysząc czyjś krzyk i sześć razy okazywało się że to tylko para dowcipnisiów, albo osoba o słabych nerwach.
Stanąłem przy bramie, odpaliłem kolejnego papierosa tym razem używając w tym celu zapalniczki. Było zbyt dużo osób które mogły by coś zauważyć. Z wolna ruszyłem między domami rozglądając się uważnie na boki.
- Patrz! - usłyszałem podekscytowany głos dziewczyny idącej przede mną. Jak jej towarzysz spojrzałem w wyznaczonym kierunku. - ale dekoracja
Para postała chwile oglądając leżącego trupa na trawniku, i zaczęła robić zdjęcia. Trzeba było przyznać woskowa dekoracja naprawdę wyglądała realistycznie. Zacząłem mijać parę przez co miałem lepszy widok na leżącego trupa. I dopiero w tym położeniu dostrzegłem powoli krzepnącą krew otaczającą ofiarę. W życiu widziałem zbyt wiele krwi by pomylić ją ze sztuczną. Na trawniku leżały prawdziwe zwłoki i to zapewne od dobrych paru godzin. Poczekałem chwile aż para odejdzie, nie chciałem wzbudzać paniki, a te parę minut i tak nas nie zbawi. Dopiero kiedy ulica była pusta podszedłem do ciała i uważniej mu się przyjrzałem. Był to młody mężczyzna o szpiczastych uszach i malinowych włosach. Na trawniku leżał martwy elf. Przetarłem krew z ciała ofiary i przyjrzałem się wyciętym znakom. Zamarłem wpatrzony w ciało, nie było mowy o pomyłce to rytualne znaki tworzone na ofiarach.
Nie mogłem tak tego zostawić. Złapałem zwłoki elfa i zacząłem ciągnąc je w ciemną uliczkę, aby ukryć je za śmietnikami.
Kiedy upewniłem się że trup jest dobrze ukryty skierowałem się w stronę domu. Trzeba było namierzyć sabat i skontaktować się z pozostałymi. Jak tylko to pomyślałem w mojej dłoni pojawiła się kartka z nieznajomym charakterem pisma. Nieufnie spojrzałem na kartkę czytając wiadomość.
"Znaleźliśmy dwa trupy z charakterystycznymi dla rytuału znakami. Zalecamy ostrożność, i czujność. 
Raven Blackwood" 
Od razu po odczytaniu wiadomości kartka stanęła w płomieniach 
Wyciągnąłem telefon i wysłałem krótką wiadomość do Raven.
"Trzy, znalazłem zabitego elfa" 
Szybko przemierzyłem drogę do domu. Cały byłem we krwi ale dzisiejszego dnia na nikim nie robiło to wrażenia. Na nikim prócz Leen. Dziewczyna wyglądała na bardziej zmęczono niż jak odchodziłem. Zapewne znów miała wizje. Jak tylko mnie zobaczyła w drzwiach zrobiła się biała jak ściana. Pewnym krokiem ruszyłem do pokoju w poszukiwaniu wszystkiego co przyda mi się w polowaniu na sabat. W między czasie najspokojniej jak potrafiłem tłumacząc Leen że nie może ze mną iść. Chociaż wiedziałem że i tak postawi na swoim. Zrzuciłem zakrwawioną bluzkę wycierając o nią dłonie, i zarzuciłem czystą.
Wyciągnąłem brudny telefon i wybrałem numer do Nika.
Odebrał po dwóch sygnałach
- O co chodzi? - spytał na wstępie
- Jesteś samochodem? - odparłem pytaniem
- Ta... Jadę do zamku będziemy namierzać sabat. - wyjaśnił
- Podjedz najpierw pod park gdzie polowaliśmy na zębuszkę. - wyrzuciłem na jednym tchu. - musimy zabrać z głównej martwego elfa.
- Moim samochodem? - dopytał oburzony
- No przecież nie posadzę trupa na motor
Rozłączyłem się i skierowałem się do wyjścia. Miałem właśnie skręcać kiedy dogoniła mnie Leen wraz z Ortrosem
- Nienawidzę tej twojej cholernej upartości. - Westchnąłem zrównując z nią kroku
- Wiem, wiem. - Mruknęła. - Gdzie idziemy? - Zapytała.
- Już ci mówiłem. Musimy spotkać się z innymi łowcami. - Powiedziałem, łapiąc ją za rękę.
Resztę drogi do parku przeszliśmy w ciszy. Już z daleka zauważyłem samochód zaparkowany na parkingu. Poprowadziłem ciemnowłosą do Nik'a, który wysiadł jak tylko nas zauważył.
- To Isleen Salvere  - przedstawiłem dziewczynę - a to Nik Blacken
Nie marnując już więcej czasu otworzyłem tylne drzwi pasażera. Pierwszy wskoczył ogar uważnie przyglądając się powarkującemu Ramzesowi. Osobiście ulżyło mi że Ortros swoim wielkim cielskiem będzie odgradzał wilka od dziewczyny.

(napisane: 01.11.2018
czas następnego opo: 07.11.2018)     
                          

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz