24.07.2018

Od Zhavi cd Rotha

- Nie twój interes. Nie masz prawa, tak do mnie mówić. Moja przeszłość jest bliżej, niż myślisz i nie wolno ci w to wchodzić jeszcze bardziej. Jak tak bardzo chcesz, to się stąd wyniosę. - warknęłam. Wstałam i miałam iść, ale zagrodził mi drogę.
- To też mój interes i nigdzie nie pójdziesz. - tak samo warknął. Właśnie wtedy się pojawiły ,te dwa demony, padły na kolana. Odepchnęłam chłopaka, po czym moja bransoletka zamieniła się w bicz. W mgnieniu oka się ich pozbyłam. To jednak nie był koniec. Złapałam chłopaka za rękę, a tuż po chwili ktoś nas zabrał. Puściłam go, gdy znaleźliśmy się w ciemnej komnacie.
Znałam to miejsce, aż za dobrze. Nie chciałam tu trafić. Przeszłość, jednak mnie dogoniła. Roth spojrzał na mnie, po czym chciał wyciągać swoją broń, złapałam go, żeby zostawił ją. Tuż po tym do pokoju weszli oni.
- Księżniczko już czas. - rzekła.
- Pani, księżyc jest już krwisty. Ta pora nadeszła. - rzekł mężczyzna. Odwróciłam się, a wtedy moje oczy pociemniały. Na ciele pojawiły się znaki. Z szyi został zdjęty mój medalion. Wtedy się przemieniłam.
- Zhavia! - krzyknął za mną.
Spojrzałam na niego, po czym znalazł się u mego boku. Moje wargi złączyły się z jego. - To jest przekleństwo, które mnie trzyma przy życiu. Odkąd... - nie skończyłam.
***
Rytuał się odbył. Nowe demony rosły siłę, ja także urosłam. Tuż po wypełnieniu tego, co mam zrobić, przeszłość da mi spokój.
Siedziałam w swoim pokoju przed lustrem. Chciałam być sama, tak też było.
- Nie mogę, ja po prostu nie mogę. - powiedziałam do siebie. Podniosłam głowę, a wówczas zobaczyłam chłopaka. Uśmiechnął się lekko i podszedł do mnie.
- Szukałem cię wszędzie. Przepraszam, że na ciebie nawrzeszczałem. Avi... - przerwałam mu. Wstałam i podeszłam do niego pewnie.
- Zrób coś dla mnie. I mi pomóż. - powiedziałam.
- Jak? - spytał.
- Prześpij się ze mną, abym mogła pozostać sobą. Już raz byliśmy w łóżku, nawet jeśli to był duch. Teraz musisz być to ty. Dadzą mi spokój, jednakże... - przerwałam.
- Jednakże? - podniósł mój podbródek do góry, abym na niego spojrzała.
- Musimy to robić co krwistą pełnię księżyca. Abym nie musiała, być wykorzystana przez demony. - powiedziałam.
Chłopak chyba myślał, o tym. Wiem, że się nie zgodzi, nie musi. Spróbuję sama jakoś bez tego zrobić.
 - Nieważne, zapomnij o tym, poradzę sobie jakoś. Choć pokaże, ci portal i będziesz mógł wrócić do domu. - powiedziałam. On jednak się nie poruszył. Stał tak jak stał. Wpatrywał się w moje teraz czarne oczy, po czym przyciągnął i przytulił. Głaskał mnie po włosach, co było niezwykle przyjemne.

Roth?

23.07.2018

Od Roth'a cd Zhavia

No cóż musiałem jakoś przełknąć ,że pokonała mnie dziewczyna. W sumie nie pierwszy raz... Zhavia od razu wyszła z sali, nie miałem zamiaru jej odpuszczać, pogada ze mną czy tego chce czy nie. Jeszcze chwilę zostałem na sali, głaszcząc Aresa ,który podleciał, nie wiadomo skąd. Po czym rozejrzałem się po ,,zamku". Dość szybko znalazłem Zhavię w bibliotece. Przyglądałem się jak wspina się po półkach, po czym sięga po jakąś księgę. Niebezpiecznie pochyliła się w bok, zachwiała się próbując złapać równowagę. W ułamku sekundy znalazłem się przy niej, w tym samym momencie ta wpadła mi w ramiona. Postawiłem ją na podłogę i przyjrzałem się jej uważnie, przeszło jej przerażenie i wściekłość.
-Co tu robisz?- spytała tak jakby zapomniała że ,,zamek" należy do mnie, pominąłem jednak ten fakt.
-Przechodziłem i cię zauważyłem- odparłem tylko wzruszając ramionami. Zhavia westchnęła tylko i usiadła w fotelu. Otworzyła księgę i zaczęła ją czytać. Po cichu podszedłem do niej, szybko rozpoznałem tą księgę. Pamiętam jak Raven się oburzyła jak ją znaleźliśmy. ,,Jak można pozbawiać kogoś jego wspomnień"- to były jej słowa.
-Po co ci to?- spytałem przybierając czujną postawę o wyrwałem jej księgę z rąk. Może powinniśmy pomyśleć nad ukryciem niektórych ksiąg. Ale to byłoby nie uczciwe- odezwał się jakiś cichy głos w mojej głowie. Ale Zhavia też nie postępuje fair.
-Po nic, znalazłam to czytam.- odparła spokojnie, ale wiedziałem że to nie prawda.
-Co ty odwalasz?- złość powróciła ze zdwojoną siłą. - najpierw wciągasz mnie w jakąś jaskinię pełną wampirów bym ratował ci tyłek, pózniej wciągasz mnie w jakąś chorą książkę, wyjaśniasz tylko tyle ile chcesz, a na koniec chcesz mnie wspomnień pozbawić?! No świetnie...
-Według mnie to trochę inaczej wyglądało...
-Jesteś jedną z nas?- przerwałem jej.
-No tak- odparła po chwili.
-To co ty odwalasz? Czemu wciąż nam nie ufasz? Zabiłaś tamtą, wydałaś ich. Ok, ja też święty nie jestem ale do cholery nie kop pod nami dołków bo przestanę być miły.

<Zhavia?>

Od Zhavi cd Rotha

Zablokował mój cios, jednak na marne. Moje ataki z minuty na minutę były to coraz brutalniejsze. O włos, a by się przewrócił. Jego ciosy były łatwe do przewidzenia i wykonania uniku. Napierałam coraz mocniej, aż w końcu chłopak się przewrócił. Zatrzymałam się, dopiero gdy główka węża była tuż przy jego szyi.
Opuściłam broń, po czym zmieniłam ją w bicz, a następnie z powrotem w bransoletkę. Wyszłam z pomieszczenia, aby nie mógł mnie dogonić. Poszłam od razu do pokoju się odświeżyć, aby następnie sięgnąć po butelkę wody i ruszyć do biblioteki. Musiałam przeczytać o tym, jak można zablokować, przeszłość tak byłoby najlepiej bądź dać fałszywe wspomnienia. Komuś innemu, aby nie pamiętał. Jednakże zapewne ten powiedział swojej siostrze, co już rodzi problemy.
Ruszyłam pewnie do biblioteki i poszłam w głąb półek. Sięgnęłam, jednak nie dosięgałam księgi. Zaczęłam rozglądać się za jakąś drabinką czy pufa. Nic takiego nie znalazłam. Westchnąłem jedynie i zaczęłam się wspinać po półkach. Ostatecznie złapałam ją, ale straciłam równowagę i spadłam w czyjeś ramiona. Odstawił mnie na bok, po czym usiadłam na fotelu.
- Co tu robisz? - spytałam.
- Przechodziłem i cię zauważyłem. - powiedział. Choć wydawało się, iż jest coś jeszcze poza tym. Wzruszyłam ramionami, aby po chwili otworzyć księgę i zacząć czytać.

Roth?

Od Sam cd Anatole

Musiałam odzyskać karty. Mimo ,że ten dupek wkurzał mnie nie miłosiernie. Musiałam je odzyskać za wszelką cenę. Karty należały do matki. Pamiętałam jak przychodziła wieczorami i pokazywała mi różne sztuczki, nie iluzjonistyczne, otóż nie, to była najprawdziwsza magia, po czym próbowałam je powtarzać. To były najlepsze wspomnienia, dlatego teraz do tego wracałam, jednak musiałam trzymać się ludzkiego oszustwa by się nie wydać, każdą moją sztuczkę musiałam móc wyjaśnić w logiczny sposób, w razie kłopotów oczywiście. Próbowałam mu je wyrwać, niestety bez skutku. Nie zostało mi więc nic innego jak się zgodzić, musiałam odzyskać karty, mimo że wiedziałam ,że na syreny trzeba uważać. On już miał mnie na haczyku, już miał nade mną przewagę, bo miał to na czym mi zależy i doskonale o tym wiedział.
-Chodz- rozkazałam i nie czekając na niego ruszyłam do pierwszej lepszej kawiarni. Chłopak szybko zrównał ze mną krok i jak przystało na dżentelmena otworzył przede mną drzwi.
-Daruj sobie- fuknęłam. Zajęliśmy stolik przy oknie.- oddaj mi karty.
-Wszystko w swoim czasie- odparł posyłając mi uroczy uśmiech przeznaczony dla gwiazd. Na ten uśmiech każda by poleciała, byłaby wstanie zrobić wszystko byle tylko zobaczyć go raz jeszcze. Weszła by w ogień byle tylko musnąć jego wargi....
Bo to syrena, tak właśnie działają. Wlepiłam wzrok w filiżankę kawy, nawet nie zauważyłam jak kelnerka ją przynosi.
-Dlaczego ci tak na nich zależy, słońce?- spytał, zwracając na siebie moją uwagę. Przeczesał ręką ciemne loki. Ile bym dała aby móc ich dotknąć.
Kretynka- zbeształam się w myślach.
-A co ci do tego? - warknęłam, opierając się o oparcie krzesła aby powiększyć dystans między nami.
-Po prostu nie rozumiem dlaczego nie wyczarujesz sobie drugiej- wyjaśnił niewinnie. Podstępna szuja, chce tylko wybadać ile jestem wstanie zrobić by je odzyskać. A ja tak bardzo chciałam mu odpowiedzieć. Chciałam mu powiedzieć wszystko. Chciałam aby ten dystans się zmniejszył, żeby...
-Bo tak- odparłam.
-To nie jest odpowiedz- zauważył, uważnie przypatrując mi się. Miał piękne oczy, teraz były w głębokim błękicie, błyszczące, i wpatrzone we mnie. On był piękny.
-To już twój problem- mruknęłam. W głowie lekko mi zawirowało. Z trudem się powstrzymywałam by nie dotknąć jego rąk które trzymał złączone na środku stolika. Najgorsze było to ,że on doskonale wiedział jak na mnie oddziałuje. 
-Daleko mieszkasz?
-Taa, w środku lasu w chatce baba jagi- odparłam sarkastycznie.
-Idziemy się przejść?- zaproponował.
-Nigdzie z tobą nie idę. Oddaj mi karty, miałeś mi je oddać jak pójdę z tobą na kawę. 
-Oj słońce, nie bądz w gorącej wodzie kąpana. No chodz nie daj się prosić.
-Wal się- syknęłam
-Chcesz odzyskać karty czy nie?- zapytał ,po czym wyjął moje karty i zaczął je tasować. - A więc?
Wstałam, w mawiając sobie że po prostu chce odzyskać karty a nie spędzić z nim jak najwięcej czasu.

<Anatole?>

Od Roth'a cd Zhavia

Byliśmy w jakimś ciemnym pomieszczeniu, lekko zatęchłym. Może piwnica
-Zhavia?- powtórzyłem ale dziewczyna nie reagowała- to prawda?
Musiałem to wiedzieć, nie rozumiałem jak mogła  coś takiego zrobić, ale z drugiej strony ja nie byłem lepszy. Ludziom łatwo jest oceniać i krytykować innych, jakby sami byli lepsi.
-Dlaczego to zrobiłaś?- zapytałem więc, chciałem ją zrozumieć. Zhavia jednak wydawała się być nieobecna.
-Zhavia...- próbowałem zwrócić na siebie jej uwagę jednak ta ani drgnęła. Dziewczyna cicho załkała, w tych ciemnościach nawet nie zauważyłem ,że płacze, w końcu Zhavia nigdy nie płakała. Nie ważne co by się działo. Była silna.
-Zhavia...- mój głos przeszedł w błagalny ton. Dotknąłem mokrego policzka dziewczyny i przyciągnąłem ją lekko do siebie, obejmując ramieniem- nie płacz- poprosiłem- już dobrze. Było minęło, czasami jesteśmy zmuszeni do zrobienia czegoś czego nigdy nie chcieliśmy. Będzie dobrze, zabiorę cię stąd. Nie wiem jak ale obiecuję. Przejdziemy przez to razem. Słyszysz?
Nie miałem pojęcia czy w ogóle mnie słyszała, delikatnie gładziłem ją po włosach, aby choćby trochę ją uspokoić. Pierwszy raz widziałem Zhavię w takim stanie.  Nie znałem jej od tej strony. Ale to i tak nie wytrąciło mnie z równowagi, w końcu musiałem Raven setki razy pocieszać.
-Będzie dobrze- wymruczałem jej do ucha. Nagle świat znów zawirował a ja miałem wrażenie jakbym spadał. Nie- tonął, szedł na same dno. Miałem wrażenie jakbym się zapadał, jakbym się rozmywał i przestawał istnieć. Ten stan zdawał się trwać wieczność zanim przestałem czuć cokolwiek.

***
Za nim otworzyłem oczy wiedziałem ,że wróciłem. Za nim zdążyłem coś powiedzieć Zhavia odepchnęła mnie, wyswobadzając się z moich objęć i po prostu poszła. A to mnie zostało wyjaśnienie co się stało. Sława kierowałem wyłącznie do siostry, zbywałem obecność tej dwójki jak i ich pytania. Nie zagłębiałem się w szczegóły chciałem pobiec za Zhavią ale Raven nie dała mi wstać z łóżka. Nie zostało mi  więc nic innego jak siedzieć i jej wszystko opowiedzieć.  Jak tylko skończyłem, a Raven mi na to pozwoliła, wyszedłem na ulicę. Chwilę trwało nim zorientowałem się gdzie jestem. Byłem na drugim końcu miasta. A motor został pod domem Zhavii. Westchnąłem ciężko ale nie pojechałem metrem czy taksówką, Postanowiłem się rozejrzeć, może ją znajdę. Nie mam pojęcia ile zajęło mi dotarcie pod jej dom ale już powoli się ściemniało. Kiedy podjechałem pod ,,zamek", bo już nie wiedziałem co mam ze sobą zrobić i gdzie się podziać, zapadła ciemność. Jak tylko wszedłem, usłyszałem że ktoś jest w środku. Skierowałem się w stronę sali treningowej. W której zastałem Zhavię. Metalowa końcówka jej kija zatrzymała się tuż przy mojej szyi. W świetle lamp jej oczy były czarne, z niebezpiecznym błyskiem. Błyskawicznie zaatakowała ledwo zrobiłem unik. I od razu musiałem zrobić drugi, i kolejny. Cofałem się w stronę stołów z bronią, Dziewczyna wciąż napierała na mnie. Kiedy byłem dostatecznie blisko chwyciłem kij ze stojaka i zablokowałem cios.

<Zhavia?> 

Od Zhavi cd Roth

Czułam jego spojrzenie. Słyszałam jego głos. Jednak ani drgnęłam, gdyż widziałam, iż wie. Powiedziała mu, pokazała to, co zrobiłam. Spróbowałam to ukryć, jednak przecież przeszłość wraca. Dogania cię szybciej, niż byś tego chciał. To nie jest, dla mnie.
Zanurzyłam się we wspomnianych.
Pozwoliłam, aby obrazy przelatywały. Widziałam, wszystko. Moje oczy się zaszkliły, powoli łzy z kącików oczu zaczęły wypływać.
Chłopak dotknął dłońmi wodnej kuli. Uderzał w nią i próbował się dostać do mnie. Nie patrzyłam, gdyż zasłoniłam oczy dłońmi. Słyszałam jakieś krzyki, głosy, błaganie. Uspokoiłam oddech, musiałam. Potrzebowałam tego tak bardzo. Ostatecznie urwałam połączenie i udało się nam wydostać z księgi.
***
Znaleźliśmy się tam, gdzie byliśmy poprzednio. Wstałam, jednak gdy coś chciał, powiedzieć po prostu stamtąd wyszłam. Ruszyłam na swój pojazd, aby pojechać jak najdalej. Musiałam pobyć sama. Serafina próbowała mnie zatrzymać, jednak nie udało się jej. Pojechał w bliżej nieokreślonym kierunku.
Dojechałam na pustynię. Zatrzymałam się na poboczu i zdjęłam skórzaną kurtkę. Potrzebowałam tego. Siedziałam na maszynie i patrzyłam przed siebie. Telefon co jakiś czas dzwonił, jednak wyciszyłam go, aby mieć spokój. Zaczęłam wracać, dopiero gdy wiedziałam, iż jestem gotowa, aby się zmierzyć z prawdą.
Zamiast do domu pojechałam do zamku, musiałam coś przeczytać oraz poćwiczyć. Najwyższy czas.
Dojechałam w miarę szybko na miejsce.
Poszłam do pokoju, aby się odświeżyć i przebrać.. Wyszłam z pokoju, a tym samym również związałam włosy w warkocz.
Po wejściu na salę treningową moja bransoleta zmieniła się na metalowy kij. Wzięłam głęboki wdech, a po chwili wydech i mogłam zacząć trenować. Skoczyłam w powietrzu, aby po chwili obrócić się do tyłu. Gdy usłyszałam hałas, zamachnęłam się, lecz zatrzymałam tuż przy szyi Rotha. Nie zaprzestałam, atakować.

Roth?

22.07.2018

Od Roth'a Cd Zhavia

W korytarzu było tuzin drzwi, każde takie same, ciemny brąz, każde zamknięte. Korytarz oświetlały jedynie płomienie z licznych pochodni. Zhavi nigdzie nie było. Zerknąłem na klucz , który wciąż miałem w ręku , a następnie na drzwi. Po czym podszedłem do jednych z nich i je otworzyłem. Bo co innego miałem zrobić? Klucz był właściwy, nie wiem czy po prostu dobrze strzeliłem czy ten klucz był jakiś...uniwersalny? Wszedłem do środka. Pomieszczenie w którym się znalazłem było salonem. Na dużym i ciężkim fotelu siedział mężczyzna w średnim wieku, oglądał program w starym telewizorze stojącym na komodzie. W kącie na wzorzystym dywanie bawiła się trójka dzieciaków, w wieku od 3 do 8 lat. Na poprzecieranej kanapie siedziała nastolatka, mniej więcej w moim wieku i czytała jakąś książkę. Z kuchni dobiegało krzątanie, prawdopodobnie ich matki. Ale nikt na mnie nie spojrzał nawet jak zapukałem w drzwi za sobą, nic nie rozumiejąc przeszedłem w głąb pomieszczenia. Kątem oka dostrzegłem jakiś ruch, błyskawicznie się odwróciłem gotów na wszystko. Poczułem wielką ulgę kiedy okazało się że to Zhavia.
-Gdzieś Ty była? Musimy trzymać się razem- powiedziałem do niej ale mnie zbyła i po cichu przeszła- Zhavia, nie możemy się teraz rozdzielać, rozumiesz? Musimy się stąd wydostać- ale dziewczyna nie reagowała. Przeszła do salonu, mieszkańcy przenieśli na nią wzrok i momentalnie zerwali się z miejsca.
-Do matki- krzyknął mężczyzna w stronę dzieciaków, nastolatka pobiegła w stronę rodzeństwa, ale tam nie dotarła, srebrny bicz zaplątał się wokół jej szyi, szarpnięcie sprawiło że dziewczyna upadła w moim pobliżu. Zaskoczony spojrzałem na Zhavie ,która zimnym, bezlitosnym spojrzeniem omiotła pomieszczenie.
-Co ty robisz?- spytałem, podszedłem do niej z zamiarem potrząśnięcia nią ale kiedy jej dotknąłem okazało się że nie jestem w stanie. Szybko pojąłem że mnie tu nie ma, oni mnie nie widzą, a ja nie mogę niczego dotknąć, byłem jak duch.
-Wejdźcie- zażądała nie kierując tych słów do nikogo konkretnego. W drugim jej ręku pojawił się miecz którym przeszyła dziewczynę, usłyszałem szloch kobiety i krzyk dzieci. Do salonu weszły demony.
-To oni- powiedziała Zhavia, demony otoczyły rodzinę, a Zhavia bez słowa po prostu wyszła. Świat zawirował, zapadła ciemność, w którą się zapadłem...
***
Gwałtownie otworzyłem oczy i zerwałem się do siadu. Jednak chwilę trwało nim odzyskałem ostre widzenie.
-Zhavia...- wychrypiałem dostrzegając dziewczynę przed sobą, po czym przeniosłem wzrok za nią by rozejrzeć się gdzie jestem. 

<Zhavia?>

Od Gabi cd Ktoś

Uwielbiałem ten wiatr, rozwiewający włosy i szarpiący ubrania, to poczucie wolności, stukot podków o ziemię. To dzięki Duchowi  zdołałem przywyknąć do pustynnego krajobrazu. Do gorąca i duszącego pyłu wszędzie się unoszącego. W oddali dostrzegłem stajnie wuja, która z każdą sekundą się przybliżała.
Jak tylko dotarliśmy do pierwszego wybiegu zeskoczyłem z ogiera i poprowadziłem go do stajni. Wprowadziłem do boksu i zacząłem szczotkować.
-No stary, nie długo będziesz najprzystojniejszym rumakiem w stajni i żadna ci się nie oprze ale stój spokojnie- poleciłem kiedy Duch się wiercił utrudniając mi szczotkowanie. O dziwo poskutkowało.
-Gabi!- usłyszałem gdzieś  z oddali głos wuja.- Zajmiesz się tą piękną niewiastą?
-Jestem zajęty- odkrzyknąłem nawet nie rozglądając się za przybyszką.
-Gabi, marsz do niej- usłyszałem za sobą, wuj podszedł bezszelestnie.- przyszła na lekcje a ja muszę iść do szkoły, twojej.
-Dobra, już dobra- mruknąłem i pogłaskałem Ducha po pysku na pożegnanie po czym odłożyłem szczotkę na miejsce i skierowałem się w stronę czekającej dziewczyny.

<jakaś dziewczyna?>

20.07.2018

Od Azero CD Rayan

Ten młody lykan nawet nie zdawał dobie sprawy jak bardzo pomogło mi przetarcie linii na ziemi. Dzięki temu będę mogła stąd wyjść, problemem jest jeszcze tylko to, że nie za bardzo mam jak się ruszyć. Po niedługim czasie jednak cala trojka rzuciła się na egzorcystę jak i na mnie by uwolnić mnie od tych łańcuchów. Co jest do jasnej... Kiedy tylko się podniosłam zobaczyłam, że Rayan robi to samo. Co on odwala?
- Wiedziałem, że jesteś dupkiem ale nie wiedziałem, że tchórzem.
Trójka najmłodszych wybiegła z pomieszczenia zostawiając nas samych. Widziałam jak brunet mierzył się spojrzeniem z przywódcą. Zaraz on chyba nie chce.. Czy on zwariował?! Nie ma szans na wygranie starcia z alfą będąc tak zranionym. Rozejrzałam się po pomieszczeniu szukając czegoś pomocnego. W ciemnym rogu znalazłam swój srebrny sztylet. Normalnie nie wierzę, że wcześniej go nie zauważyłam! Podniosłam go i skradając się cicho ruszyłam w stronę aktualnego alfy. Wybacz złociutki, ale demony nie grają fair. Wbiłam ostrze zagłębiając je do połowy w bok Josepha.
- To tak dla wyrównania szans - wypowiedziałam prosto do jego ucha obdarzając je ciepłym powietrzem.
Uśmiechnęłam się zadziornie i wyciągnęłam ostrze spoglądając na Rayana. Mrugnęłam do niego i wyrzuciłam ostrze w pobliże niego. Mogłabym w sumie od razu śmiertelnie ranić alfę, ale wtedy nie byłoby zabawy. Joseph popełnił ten błąd, że odwrócił się w moja stronę, a wtedy brunet rzucił się na niego rozpoczynając pojedynek. Nie powinnam się już mieszać w dalszą walkę o pozycję. Usiadłam sobie prawie na szczycie schodów, ale nadal nisko by widzieć całe pomieszczenie oraz walkę się w nim rozgrywającą. W sumie mogłam pełnić rolę strażnika aby nikt nie wszedł tutaj przeszkadzają tym samym rywalizacji dwójki wilkołaków. Chociaż nie sadze aby ktoś odważył się tu wejść. Przyglądałam się walce gotowa by w każdej chwili wstać i pomóc Rayanowi. Mam gdzieś to, że nie powinnam, nie mogę czy co tam jeszcze, jestem demonem do cholery, wiec jak mam nie łamać zasad?! Mimo wszystko chce pomoc Rayanowi nie dlatego, że mam taki kaprys. Po prostu go polubiłam, kto wie może następne noce wcale nie spędzę samotnie? Aż uśmiechnęłam się zadziornie na samą myśl, ale najpierw aby zrealizować te plany Rayan musi wygrać.

<Rayan? Wybacz, że tak długo ;-;>

18.07.2018

Od Anatole CD Sam

Dziewczyna ruszyła ciężkim krokiem w głąb alei, powoli znikając w masie ludzi przeciskających się między sobą, chcąc zobaczyć jak najwięcej Las Vegas w jak najkrótszym czasie. Lato ściągało na miasto nie tylko niemiłosierne upały, oprócz tego na ulicach rosły miliony turystów, pojawiali się nagle, jak jakieś grzyby po deszczu. Głupie, plastikowe miasto.
Chciałem zacisnąć pięści, ale powstrzymało mnie coś w dłoni. Zauważyłem, że rudowłosa zapomniała o swojej talii kart, którą udało mi się jej zwinąć. Świetnie, teraz trzeba biec.
Na szczęście nie potrzebowałem dużo, by chmary przechodniów ustąpiły mi miejsca, zbliżał się wieczór i słońce powoli znikało za neonowymi światłami budynków, więc duchota i parność nie były aż takim dużym problemem, by zatrzymać mnie przed używaniem swoim umiejętności.
— Hej — rudowłosa dalej przeciskała się między ludźmi, na siłę mnie ignorując. O nie, tak się nie bawimy. Jeśli Anatole chce zdobyć czyjąś uwagę, zdobędzie ją. - Ty, czarodziejka z ulicy!
Teraz szala musiała się przebrać, bo dziewczyna odwróciła się na pięcie i fuknęła tylko.
— Co? — prawie można było zauważyć, jak ogniki tańczą jej w oczach, wręcz buchała złością, ze swoimi zmarszczonymi brwiami i nadąsaną miną. Uśmiechnąłem się szyderczo. Tak, o to mi chodziło.
- Zapomniałaś czegoś - podniosłem dłoń z talią kart w powietrze tak, by mogła zobaczyć moją zdobycz nad głowami wiecznie idących przechodniów. Zrobiła nagle wielkie oczy, jakbym zabrał jej coś niewiarygodnie cennego, po chwili jednak wróciła do swojego wściekłego spojrzenia i zmarszczonych brwi.
— Oddaj mi to — syknęła, zaciskając pięści. Pokręciłem głową, chowając karty do kieszeni.
— Tak się nie bawimy, serdeńko. Musisz ładnie poprosić. Albo dać kupić sobie kawę — zakończyłem zdanie lekkim mrugnięciem. Co jak co, dziewczyna nie wyglądała na bardzo agresywną, a o tak drobną i łatwą do złapania zdobycz trudno w Mieście Grzechu. Już myślałem, że rudowłosa się oprze, gdy zauważyłem zmianę w jej posturze, już nie wyglądała na wściekłą, bardziej na skupioną. Na czym mogła się skupiać na środku chodnika wśród chmary ludzi? Uparcie patrzyła w moją stronę, po czym zamknęła oczy. Wtedy poczułem szarpnięcie, jakby ktoś próbował wyciągnąć za wszelką cenę zawartość z moich kieszeni, jakby karty zawieszone były na haczyku, a ruda miała wędkę w dłoni. Świetnie, czyli kolacja nie będzie aż tak łatwa, jak miałem nadzieję. Aż dziwne, że w tak wielkiej ilości osób udało mi się znaleźć kogoś, kto nie jest zwykłym śmiertelnikiem. Gdyby to było coś bardziej wymagającego jak wampir albo wilkołak. Nie, mi trafiła się młodociana wróżka. Zacisnąłem mocno palce na talii w kieszeni, podchodząc do dziewczyny.
— O, co to, to nie — gdy dotarłem do niej na tyle blisko, że bez problemu położyłem jej dłoń na ramieniu, uśmiechnąłem się słodko. Nagły dotyk i głos musiały wytrącić ją ze skupienia, bo karty przestały wyrywać mi się z dłoni. — Nie grasz fair, nie ładnie.
Ona chciała coś powiedzieć, ale jej przerwałem. Jest jeszcze szansa na kolację, może mi się uda. Jeśli nie, będę mógł wpisać sobie nieudane polowanie na czarodziejkę do CV. Zawsze jakieś przeżycie. Las Vegas nigdy nie przestawało mnie zaskakiwać, z każdym dniem robiło się tu coraz ciekawiej. Uśmiechnąłem się szyderczo, spoglądając jej w oczy, ale uparte z niej stworzenie, no nie chce się ugiąć.
— Albo kawa, albo pożegnasz się ze swoimi sztuczkami na dobre. Chociaż ze swoimi zaklęciami mogłabyś wyczarować sobie kolejną talię, co?

Sam?

16.07.2018

Od Chloris CD ktoś

Gorący wiatr rozwiewał mi włosy. W Vegas czułam się jak na pustyni. Może dlatego że miasto zostało wybudowane na pustyni? To nie najlepsza lokalizacja dla naszego gatunku. Nadal nie rozumiałam tego przyzwyczajenia Madeleine do tego miejsca. Z chęcią przeniosła bym się w inne, gdzie słona bryza potrafi ostudzić rozgrzane ciało.
Oblizałam popękane usta. Smakowały solą, dzięki sztucznemu zbiornikowi w którym właśnie trzymałam nogi. I choć woda była chłodna, upał dawał mi w kość. I odczuwałam te okropne skutki wysuszenia, chociaż cały dzień spędziłam w wodzie. Zamknęłam oczy i wciągnęłam w płuca duszne powietrze pachnące solą.
Słyszałam radosne piski delfinów. Tak bardzo chciałabym do nich dołączyć. Ale potrzeba polowania była silniejsza.
Jak na zawołanie skurczył mi się żołądek z głodu. Nie otwierając oczu wymacałam snickersa który leżał obok mnie. Czekolada rozpuściła się przez co batonik nie smakował najlepiej. Jednak nie pogardziła bym  jeszcze jednym. Miałam już wyciągać stopy z basenu kiedy usłyszałam chlup wody i nim się zorientowałam zostałam całkowicie zmoczona.
- Heron - warknęłam do delfina który z radości zrobił dwa salta w powietrzu i wydał z siebie radosne dźwięki - nie będziemy się bawić
Delfin jeszcze kilkukrotnie zaczepiał mnie ochlapując wodą. Pokazy skończyły się 3 godziny temu, a 10 minut temu skończyliśmy kolejny trening. Temu ssakowi wiecznie było mało. Rozpierała go energia był jak ja zamknięty w czterech ścianach basenu. I jak ja pewnie zginął by uzyskując wolność.
- Ostatnia rybcia - powiedziałam wstając i wyciągając rybę z wiaderka. Delfin podpłynął, a ja rzuciłam jeszcze żywą rybę.
Heron zamiast złapać ją i zjeść zaczął się nią bawić. Tak delfiny jako jedne z niewielu zwierząt potrafią zabijać dla zabawy może dlatego czułam z nimi taką więź może dlatego Madeleine tak wiele ich sprowadzała. Mało kto je rozumie, niewiele osób zdaje sobie sprawę że mają, aż tak różnorodne charaktery. Hipolit nigdy nie zmarnował by jedzenia.
Z uśmiechem na ustach i w mokrych ubraniach odeszłam od zbiornika zabierając puste wiaderko. Odstawiłam je na miejsce uśmiechem witając mijaną syrenę i jej przystojną ofiarę. Przystojny blondyn był tak uprzejmy że podarował mi energię której tak bardzo potrzebowałam by przetrwać noc na tej patelni.
Zatrzymałam taksówkę i choć taksówkarz miał już wyznaczony kurs ani on ani starszy senator nie miał problemu bym się dosiadła. Mężczyźni zabawiali mnie rozmową i dodawali energii komplementami.
Może jednak ta noc nie będzie taka zła?
Spojrzałam na starego senatora. Był bogaty, dobrze ubrany ale nie był najlepszym posiłkiem. Co innego młody taksówkarz. Biedny jak mysz kościelna ale na pewno dobrze smakował. Lecz na dziś szukałam jedzenia z innej pułki. Celowo upuściłam karteczkę z taksówce mając nadzieje że mój młody szofer znajdzie i zadzwoni. Senatora na pewno będzie łatwiej znaleźć. Może odwiedzę go w jego gabinecie?
Uśmiechem pożegnałam panów i skierowałam się w stronę baru w którym nie dziwili się na moje specyficzne zamówienie. Zawsze zamawiałam dużo i do każdego zamówienia domawiałam sól.
Przyglądałam się każdej mijanej osobie szukając tej odpowiedniej. Patrzyłam właśnie na skąpo ubraną pannę pracującą w najstarszym zawodzie świata, kiedy coś we mnie wpadło. Uderzenie zwaliło mnie z nóg.
- Uważaj troche  - fuknęłam do osoby która zapewne jak ja zapatrzyła się na piękną dziewczynę
< Ktoś?> 

Od Sam cd Nik

Wpatrywałam się cały czas w chłopaka, nie rozumiejąc jego słów. Wiedziałam że łowcy są dobrymi tropicielami i jak kogoś szukają to po prostu go znajdują. Ale czy aby na pewno chłopakowi chodziło o to. Poprawka Nikowi, przecież się przedstawił. I jakie kakao? O co mu chodzi? Na piwo, na kawę, nawet herbatę, ok. Ale kakao? Kto zaprasza na kakao? Patrzyłam na wyciągniętą rękę chłopaka w geście powitania. Kultura wymaga odwzajemnić gest ale czy to dobry pomysł. A jeśli mnie przyciągnie i zasztyletuję, ale w końcu jak by chciał to zrobiłby to i bez jakiś gierek.
-Sam- odparłam dumna że głos nie zdradził mojego przerażenia i nie pewności, i również wyciągnęłam rękę, Nik ją ujął i puścił, a ja wciąż żyłam.
-A więc idziemy na te kakao?- dopytał z iskierkami ciekawości w oczach- nie daleko jest fajna cukiernia. Mają super wuzetki, naprawdę. Możesz mi wierzyć bo nie jadam byle czego.
Jego nagły potok słów i przyjacielska postawa zbiła mnie z tropu jeszcze bardziej.
-Aha- przytaknęłam kiedy wyczekiwał jakiejś reakcji, gestem ręki wskazał drogę. Nie wiedząc co zrobić po prostu poszłam. Cukiernia była naprawdę blisko a sprzedawczyni nie zdziwiło że Nik chce kakao, ba sama się dopytała czy je chce,co potwierdzało jedynie że często tu bywał, i nikogo tutaj nie zdziwiło jego nie typowe zamówienie.
-Czego ty chcesz?- spytałam kiedy usiedliśmy przy stoliku w kącie sali.
-Wypić kakao- wyjaśnił jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie.
-Dobrze wiesz że nie o to chodzi. Czego chcesz ode mnie?- poprawiłam pytanie.
-Żebyś wypiła ze mną kakao?- to zabrzmiało jak pytanie.
Co z nim jest nie tak? Nie wiedziałam co powiedzieć ale w tym samym czasie przyszła sprzedawczyni ze szklankami kakao i wuzetkami, dając mi chwilę na zebranie myśli.
-A więc jesteś czarownicą...- to nie było pytanie.
-A ty łowcą - odparowałam na co Nik skinął głową.
-Dlaczego uciekłaś?- spytał.
-Bo jesteś łowcą?
-Teraz nie uciekasz.- słusznie zauważył.
-Bo i tak byś mnie znalazł.
-Słuszna uwaga- przyznał.
Nagle przeszło lekkie drżenie przez podłogę a lampy zamigotały. Nik utkwił we mnie wzrok.
-To nie ja- zapewniłam od razu unosząc ręce w geście poddania.
-Nie musisz udawać, mi tez z początku kiepsko szło opanowywanie mocy. W pełni rozumiem.
-Ale to na prawdę nie ja- upierałam się przy swoim chociaż chłopaka to nie przekonywało. Nagle to wszystko ustało, nie spodziewanie i szybko jak i się pojawiło.
-Wiesz co? Może powinnaś popracować nad własnymi emocjami, bo podczas silnych emocji, moc wychodzi z pod kontroli- poradził uśmiechając się pocieszająco.
-To na prawdę nie ja- jak tylko skończyłam to mówić, a wręcz krzyczeć, szyba z okna, roztrzaskała się a szkło poleciało na wszystkie strony. Pośrodku tego bałaganu stało wielkie charczące...coś. Postury przypominało mega przerośniętego tygrysa, i taki miało pysk, jednakże miało rogi i byczy ogon. Czerwone ślepia wpatrywały się na nas, a z pyska pełnego ostrych kłów ciekła ślina. To coś się oblizało, a jego język okazał się być rozdwojony jak u węża, dostrzegłam również że jego kły przypominają kły węża, i ociekały jakąś substancją, pewnie jadem.
-Ojoj- wymsknęło mi się

<Nik?> ojoj

15.07.2018

Witamy nową Łowczynie Ciemności

Nie ważny jest czas, nie ważna jest przeszłość ani przyszłość. Nie ważne wspomnienia. Ostatecznie nic nie jest ważne. 
  
Zdjęcie:






















Imię: Chloris ( Lori ) Delfina Mortem

Wiek: 64 lat chociaż wygląda i uważa się za 19 latkę

Rasa: Syrena

Podgatunek: -

Charakter: Lori sprawia wrażenie cichej, nieśmiałej kruchej dziewczynki, która potrzebuje opieki. Tak sądzisz? Więc już po tobie. Już w pierwszej sekundzie kiedy na ciebie spojrzy zaczynasz grać w jej grę. Nie znasz zasad ale czy to ważne? Przecież już ją kochasz. Jesteś gotów oddać za nią życie. Bo czy ta bezbronna, miła, cudowna istotka może być zagrożeniem? Nie codziennie spotyka się anioła który uśmiecha się do ciebie tylko tak jak Lori potrafi.
Chloris to jeden wielki paradoks. Jest niebezpieczną, wyniosłą, pewną siebie manipulatorką. Jest twoim najgorszym koszmarem i najcudowniejszym snem z którego nie chcesz się budzić. Jest życiem i śmiercią. Jest katem i wybawicielem. Bo w tej pierwszej sekundzie od niej zależy twoja przyszłość. A ty idziesz jak potulny baranek. Jak piesek liżący stopy swej pani i jeszcze dziękujesz że ci na to pozwoliła.
Zawsze dostaje to co chce bo przecież nie potrafisz jej odmówić. Zrobisz wszystko by jeszcze raz ujrzeć jej uśmiech, usłyszeć jej śmiech. Chcesz ją uszczęśliwiać a ona chce być uszczęśliwiana. Układ idealny.
Jej życie jest idealne, przecież jest syreną wiecznie młodą i najpiękniejszą istotą.
Uwielbia komplementy chociaż zna swoją wartość. No ale przecież nie będziesz szczędził słów.
Dziewczyna marzy o prawdziwej miłości ale ludzie to zabawki które zawsze kończą w basenie.

Aparycja: Loris jak na syrenę przystało jest atrakcyjna i zjawiskowa, a co najważniejsze zdaje sobie z tego sprawę. Wie jak działa na ludzi i często wykorzystuje wszystkie swoje wdzięki. Ma delikatną, dziewczęcą urodę, opaloną cerę i długie jasno brązowe włosy rozjaśniane słońcem. Głębokie, tajemnicze lazurowe oczy przywodzące na myśl wody oceanu. Śliczny uśmiech godny zaufania i urocze dołeczki w policzkach. Ma 172 cm wzrostu jest szczupła i wysportowana.
W swojej syreniej postaci ma długi ogon o szafirowych łuskach i motylej płetwie, a oczy Chloris są jeszcze bardziej wyraziste i nabierają szafirowej barwy. Jeżeli barwa jej oczu jest taka kiedy stąpa po suchym lądzie może oznaczać tylko tyle że syrena dopiero co się pożywiała albo ma silnego adoratora.
(Jeżeli jesteś wybrańcem i dane ci było zobaczyć Lori w syreniej postaci więc tylko jedno nie dane ci będzie opowiedzieć o swych przeżyciach, ale nie martw się tak naprawdę chcesz tu być przecież w przeciwnym razie by cie nie było) 

Dar: 
* nieśmiertelność i wieczna młodość (typowa cecha syren)
* ma czysty głos, a jej śpiew potrafi mamić więcej niż jedną osobę
* doskonale zna się na iluzji
* nie obca jej hipnoza

Zainteresowania:
*Lori uwielbia pływać. Lepiej czuje się w wodzie niż na lądzie.
*Kocha śpiew lecz nie robi tego publicznie.
*Lubi muzykę często chodzi na koncerty nawet nieznanych kapel
*Jej pasją jest jej praca.
*Jej największym zainteresowaniem jest podrywanie swoich ofiar.
*Lubi dużo jeść
*Czytanie książek z wątkiem miłosnym 

Pochodzenie: Lori urodziła się i wychowała w Las Vegas w klanie Madeleine. Nie wie kto jest jej matką żadna z syren jej tego nie powiedziała. Była wychowanką Sophii. Nigdy jednak nie lubiła swojej mentorki i z ulgą przyjęła koniec niewolnictwa... błąd nauki.

Historia*: Jej przeszłość jest nieistotna. Nikt nie jest wart aby poznać jej sekrety 

Rodzina*: brak
jej rodziną są syreny w klanie o ile można je nazwać rodziną

Motto*: Nie ważny jest czas, nie ważna jest przeszłość ani przyszłość. Nie ważne wspomnienia. Ostatecznie nic nie jest ważne.

Znak*: Jabłko symbolizuje całość, wieczność, zdrowie, życie, gwiazdy, nieśmiertelność, początek, koniec, śmierć, odkupienie, władzę królewską, miłość, niebezpieczeństwo, oszustwo, niezgodę. Złote jabłka były symbolem nieśmiertelności i najwyższego bogactwa, ale też wiecznego życia w zaświatach, czyli pozagrobowego. Jabłka mogły więc jednocześnie przypominać o śmierci i o życiu Jest oznaką piękna, niezgody i śmierci.


Orientacja seksualna: Biseksualna

Partner*: - (A kto się umawia ze stekiem?)

Zwierze*:

* Dafne - 4 letnia samica delfina słodkowodnego (bardzo humorzasta i nieskora do współpracy)










* Heron - 3 letni samiec delfina oceanicznego (uwielbia zabawy i szybko pojmuje nowe sztuczki. Jest urodzoną gwiazdą)










* Hipolit - 5 letni samiec delfina oceanicznego (łasuch, podlizus oraz wielki pieszczoch)















Inne*:
* Pracuje w akwaparku i oceanarium Madeleine (Jest treserką delfinów)
* Występuje w licznych sesjach zdjęciowych
* Gra w reklamach
* Dodaje soli do wszystkiego nawet herbaty
* Lubi samotne spacery po plaży w środku nocy

Inne zdjęcia*:
























Kontakt: [Howrse] fortuna3




Od Nik'a CD Sam

Miasto chyba schodziło na psy, no w każdym razie na pewno mnie przytłaczało. Mnie i mojego futrzastego przyjaciela .Obaj zatęskniliśmy za naszą dziką naturą jaka cały czas gdzieś tam uśpiona tkwiła w naszych głowach.
-Ramzes dziś robimy sobie wolne od życia i jedziemy za miasto musimy obaj trochę odreagować,
Basior popatrzył na mnie swoimi wyrozumiałymi oczami ,
-Tak ,stary ,dziś na obiad upolujesz sobie świeżynkę- uśmiechnąłem się do wilka .Spakowałem energicznie potrzebne rzeczy do plecaka i raźnym krokiem ruszyliśmy w stronę samochodu.
Nigdy nie jeździłem zgodnie z przepisami więc i tym razem nic nie odbiegało od reguły, pędziliśmy byle szybciej wyrwać się z tego zatłoczonego ,świecącego neonami miasta gdy stało się coś nieoczekiwanego. Jechałem ulicami mało uczęszczanymi, żeby ominąć korki które tworzyły się z racji na poranne zawirowanie świata czyli wypad do szkół i roboty, wyjazdy ,powroty, rutyna .Z zamyślenia wyrwało mnie o zgrozo wtargniecie na pasy dziewczyny automatycznie wcisnąłem hamulec, samochód zareagował natychmiastowo obróciło go i stanął jak wryty w pozycji wyjściowej. Wściekły wyskoczyłem z samochodu. Nie zważając na to ,że za mną stanął kolejny samochód podszedłem do rudowłosej dziewczyny o niemal czarnych oczyskach , była całkiem normalna, przeciętna ,yhh zwyczajna.
Jest bardzo ładna- odezwał się głos w mojej głowie
- No tak jeszcze tego brakowało żebym słyszał głosy, zamknij się- powiedziałem chyba sam do siebie jednocześnie zastanawiając się czy powiedziałem to na głos
-Czy ty jesteś normalna- ryknąłem na dziewczynę przecież mogłem ją zabić, bo ja też ostatnio bujam w obłokach. Laska zaczęła wykłócać się wyraźnie wściekła ,że ona jest na pasach i ja mam obowiązek się zatrzymać .Istotnie racja leżała po jej stronie jednak nie miałem zamiaru jej odpuścić. Nakazałem zejść jej z ulicy i wtedy rozległ się niesamowity huk, a ze wszystkich lamp dookoła posypały się szkła .Moja irytacja przeszła najpierw w zaskoczenie a następnie w zdziwienie. Jak nic stała przede mną czarownica .Isz ja to mam szczęście pomyślałem, dziewczyna mamrotała coś o kłopotach ,że ich nie chce. Posłusznie zeszła z drogi i po prostu uciekła. Nie wierze, czarownica i to ładna czarownica mówił mój wewnętrzny głos . Co ja chrzanie ładna czarownica, nie wierze.
Razem z Ramzesem kontynuowaliśmy podróż jednak owa czarownica cały czas siedziała mi w głowie. Po dwóch godzinach dotarliśmy do miejsca docelowego i wilk wypuścił się w las. Ja siadłem pod drzewem i nie mogła mi wyjść z głowy owa dziewczyna byłem bardzo jej ciekawy.Postanowiłem zmienić swoje plany i wrócić do miasta jeszcze dziś .Tak, muszę znaleźć te dziewczynę i z nią pogadać. Gdy tylko Ramzes wrócił do mnie zapakowałem wszystko do samochodu ku niezadowoleniu wilka i ruszyliśmy w stronę miasta. Odnalezienie dziewczyny przy moich już dość dobrze rozwiniętych zdolnościach teleportacji nie stanowiło żadnego problemu w związku z czym i ku jej zaskoczeniu zjawiłem się tuz przed nią
-Jak...?- zapytała zaskoczona i wystraszona dziewczyna.
-Jak kogoś szukam to go po prostu znajduję. Ale może byś dała zaprosić się na kakao , co?Jestem Nik -wyciągnąłem rękę w geście powitania. Dziewczyna patrzyła tylko na mnie.

<Sam?>

Witamy Nowego Łowce Ciemności

Żyje w świetle, ale noszę z sobą mrok 

Zdjęcie:
Imię: Przedstawia się jako Gabi co łatwo się domyślić jest skrótem od Gabriella

Wiek: nie wiele jak na elfa bo 19 wiosen

Rasa: Elf

Podgatunek: Mroczny Elf

Charakter: Charakter Gabi jest zupełnie odmienny od mrocznych elfów, którym jest. Pierwsze wrażenie też jest niewłaściwe. Pod stylem emo kryje się wrażliwy, bardzo emocjonalny, lekko nieśmiały i zamknięty w sobie chłopiec. Gabi brzydzi się przemocą i zabijaniem, czego sam stara się nie stosować, jednak wiadomo w życiu różnie bywa , a instynkt elfa bierze nad nim władze. Później zostają wyrzuty sumienia i nocne koszmary. Gabi obawia się odrzucenia toteż trzyma się od ludzi z daleka aby nie zostać zranionym. Jest cierpliwy, wyrozumiały i spokojny. Przyjaźń jest dla niego najważniejsza i za swego towarzysza jest w stanie oddać życie i to dosłownie. Jest prawdomówny i szczery. Obdarza szacunkiem każdego, i nigdy nikogo zle nie ocenia, w końcu na charakter człowieka ma wpływ jego przeszłość, której nie zna.

Aparycja: Gabi jest dość niski, 173 cm, ma szczupłą ale wysportowaną sylwetkę. Czarne dłuższe włosy zachodzące na czoło i zakrywają szpiczaste uszy, często wpadają w granat bądź mają lekką szkarłatną poświatę. Jasne oczy, ich kolor ciężko określić, wszystko zależy od tego jak padają promienie światła, błękitny, szary, nawet fiołkowy. Ubiera się jak typowy emo, czarne przyległe, podziurawione spodnie, ciemne koszulki z kolorowymi obrazkami lub napisami. Często zakłada bluzy z kapturem. Ma w lewym uchu kolczyk (srebrne kółeczko) i w prawej brwi (ćwik)

Dar: potrafi poruszać się bezszelestnie, ukrywać się. Wyśmienicie się wspina (nie ważne na co, drzewa, wieżowce, skały), zna kilka języków (angielski, polski, rosyjski, włoski, nawet łacinę i hebrajski) , ma więź ze zwierzętami, doskonale posługuję się sztyletami i łukiem.

Zainteresowania: Gabi uwielbia zwierzęta, i często spędza z nimi czas, uwielbia również pomagać wszystkim a najlepiej jak można mu się odwdzięczyć to podziękować. Nie lubi jak ktoś patrzy mu w oczy, unika kontaktu wzrokowego. Kocha również wspinaczki i lasy.

Pochodzenie: Gabi miał jednego mentora który jest dla niego również rodziną, Gabi nie należy do żadnego królestwa, uciekł z Królestwa Mroku

Historia*: Gabi nie najlepiej pamięta swojego życia w Królestwie Mroku, matka zaraz po urodzeniu oddała go mentorowi, który go wychowywał, uczył i szkolił. Dość szybko okazało się że chłopiec tam nie pasuje, zaledwie 5 lat później, Emanuel uciekł z nim do świata śmiertelników gdzie dość szybko się zaadaptowali i ukryli w Las Vegas. Gabi poszedł do szkoły, a Emanuel zajął stadniną koni.

Rodzina*: Emanuel- jego mentor który z nim uciekł i stworzył mu dom w świecie śmiertelników, przedstawia się jako jego wuj. Wygląda na jakieś 28 lat choć w rzeczywistości ma 127.

Motto*: Żyje w świetle ,ale nosze z sobą mrok

Znak*: OM- mówi się, ze jest pierwszą głoską wszechświata, jego pierwszym oddechem. Wszystko zostało stworzone dzięki tej głosce. Nie należy do żadnego języka i istniała przed utworzeniem pierwszych słów. Już przez sam dźwięk i odpowiednią wymowę mogą zostać stworzone całe światy. Stanowi wizualizację magicznego dźwięku OM, którego siła działania zdolna jest czynić cuda. OM jest dźwiękiem mistycznym, dostępnym tylko wtajemniczonym. Symbolizuje on Absolut (Brahmę). Jako talizman OM jest odpowiedni dla wszystkich. Zapewniać ma wewnętrzną harmonię, ciszę, spokój umysłu, a przede wszystkim kontakt z Absolutem.


Orientacja seksualna:  hetero

Partner*: -

Zwierze*: Duch- ogier czystej krwi arabskiej, jest najlepszym przyjacielem i odwiecznym towarzyszem Gabi, bywa jednak bardzo humorzasty i dumny. Gabi dość często musi go przepraszać. Duch uwielbia dostawać komplementy. Nie da się dosiąść nikomu po za Gabi


Inne*:
- ma wytatuowany na karku znak OM
- posiada łuk i sztylety, które sam wykonał
- unika kontaktu wzrokowego
- lubi kiedy ktoś się o niego troszczy
- jego wuj ma stadninę koni na obrzeżach Las Vegas, gdzie chłopak spędza dużo czasu 

Inne Zdjęcia*: 

Kontakt: Mroczna Zjawa (hw)

14.07.2018

Od Zhavii cd Sam

Sam przyszła w nieodpowiednim momencie. Widziała jedynie, elfa, który padał bez życia na ziemię. Nim się ruszyła, byłam już przy niej.
- Hej Sam, czyżby Lucy cię zniechęciła. No, nawet jeśli jestem Nefilim. Myślisz, że co od tak cię zabije. Pomyłka. Tamten złamał pakt. Musiał zginąć. - powiedziałam.
- Avi. - powiedziała.
- Serafina. - dodałam.
Odeszłam nieco od Sam, a Serafina zajęła się resztą. Gdy Sam straciła przytomność, dziewczyna pomogła mi ją zabrać do auta. Została położona na tylne siedzenie, po czym wsiadłyśmy i pojechałyśmy do znajomego. Przyjaciel mi pomógł ją zabrać, po czym nałożył na nią zaklęcie.
Odetchnęłam i poszłam po coś do jedzenia. Usiadłam na kanapie, z pudełkiem od chińszczyzny i zaczęłam jeść. Czekałam, aż dziewczyna wstanie. To było porwanie, ale cóż mówi się trudno. Czasem tak trzeba. Może pogada z resztą i jakoś to wyjdzie.
Gdy dziewczyna się ocknęła, była wystraszona. Podałam jej jedzenie.
- Obudziła się, chodźcie. - zawołałam resztę. Zjawili się każda rasa. Siedziałam i dalej jadłam swoją porcję. Gdy ona coś mówiła, to też Dave. Ta, nawet on się zjawił. Wywróciłam oczami i wstałam, aby odebrać telefon. Nikt w sumie nie był, świadomy tego, że klub należy do gangu. Jako iż jestem też człowiekiem to, że będę zabijać bez powodu. Jeśli już go mam, to czemu nie.
Poszłam do sali treningowej i przebrałam się i zaczęłam sobie ćwiczyć, musiałam zająć czymś myśli.

Po niedługim czasie przyszła Serafina. Podała mi ręcznik oraz butelkę wody, gdy za nią poszłam. Sam siedziała na kanapie z bransoletką. Oparłam się plecami o ścianę i patrzyłam, co się dzieje. Tym samym też piłam wodę. Sam spojrzała na mnie wymownie, po czym cała reszta ruszyła do innego pomieszczenia.
Zakręciłam wodę i spojrzałam na nią.
- No Sam, to czego się dowiedziałaś. - powiedziałam.

Sam

Od Sam cd Anatole

W około mnie zbierało się coraz to więcej ludzi uważnie przyglądając się moim poczynaniom.
-Ok, teraz udowodnię że jestem jasnowidzem- powiedziałam na tyle głośno by wszyscy mnie słyszeli- będę potrzebować do tego jednego ochotnika. Może pani- wskazałam kobietę z tłumu. - Może niech dla pewności przetasuje pani talię- zaproponowałam podając jej talię kart, kobieta chętnie je przyjęła i przetasowała po czym mi je zwróciła, zerknęłam  na ostatnią kartę. 6 kier.  Rozłożyłam karty przed kobietą i poprosiłam by wybrała jedną z nich.
-Niech teraz pani pokażę wszystkim kartę którą wybrała- poradziłam i się odkręciłam. - Teraz niech pani położy ją na wierzch talii. - kobieta posłusznie wykonała polecenie. W tłumie wybuchło jakieś poruszenie, cały tłum się lekko rozstąpił by przepuścić jakiegoś chłopaka. Był przystojny. Każdy jego krok był pełen gracji. Ciemne loki opadały mu niedbale na czoło, jednak było wiadome że to zamierzony efekt. Chłopak był typem u którego wszystko było zaplanowane i pewne. Nie było mowy o pomyłce. Przeniosłam wzrok z powrotem na kobietę jak tylko zorientowałam się że przypatruję się chłopakowi dłużej niż to konieczne. Cały czas czułam na sobie jego baczne spojrzenie - niech teraz pani przedzieli talię na pół i karty od spodu przełoży na wierzch.
Kiedy kobieta wręczyła mi talie z powrotem rozłożyłam karty przodem do siebie. Odszukałam swoją 6 kier i wyjęłam kartę pod nią. 3 pik. I pokazałam ją widzom co wywołało brawa i okrzyki zachwytu. 
Nagle ten chłopak podszedł do mnie i wyjął mi z ręki talię, oniemiała patrzyłam co robi. Spojrzał na mnie z wyższością swoimi lodowato niebieskimi oczami i uśmiechnął się uroczo, po czym zwrócił się do tłumu.
-A teraz pokażę wam jak to zrobiła- przemówił.
-Powaliło cię?!- fuknęłam cicho co zbył. Nabrałam pewności co do tego że chłopak jest syreną . 
-Potasowała talię kart po czym spojrzała i zapamiętała ostatnią kartę- on doskonale wiedział jak to zrobiłam i miał zamiar się tym podzielić. - następnie poprosiła a wybranie karty- tłumaczył pokazując wybraną jedną z kart- i podzielenie talii na pół. Dolną połowę kart kazała przełożyć na górę. Tym o to sposobem karta z dołu którą wciąż pamiętała znalazła się bezpośrednio nad tą wybraną przez panią- wskazał kobietę- na koniec rozłożyła karty i znalazła tą ostatnią a tuż pod nią jest ta wskazana przez widza, tym o to sposobem nasza jasnowidzka okazuję się zwykłą oszustką.
Po jego słowach tłum zaczął się rozchodzić.
-I po co to zrobiłeś!- warknęłam- co tym zyskałeś.
-Oszukiwałaś ich- zauważył wciąż się uśmiechając z wyższością co wkurzało mnie coraz bardziej.
-Przecież na tym polega iluzja, ludzie chcą zostać oszukani.
-Słońce co ty wiesz o iluzji, idz się pobaw w piaskownicy.
-A czy przypadkiem nie powinieneś się taplać w kałuży- fuknęłam
-Zabawne- odparł- umówisz się ze mną na kawę?
Zaskoczona spojrzałam na niego niedowierzająco, on mówił serio.
-Bujaj się.- odparłam i ruszyłam przed siebie, zapominając o talii kart, którą zabrał mi chłopak.

Anatole? jak mogłeś mi ukraść karty??? ;)

Od Sam Cd Nik

Już byłam spóźniona. Pośpiesznie założyłam trampki, przewiesiłam na jedno ramię plecak i wybiegłam z domu. Ech, że też zamiast wstać kiedy rozbrzmiał budzik, musiałam nim rzucić o ścianę i pójść spać dalej. Była za dziesięć ósma, a droga zajmie mi co najmniej dwadzieścia minut. Pośpiesznie więc mijałam nie zbyt znane mi uliczki. Spóźnię się pierwszego dnia szkoły. Brawo ja.
Zerknęłam na obie strony i wybiegłam na ulicę, jak tylko to zrobiłam rozległ się pisk opon i wściekłe trąbienie, pędziło na mnie rozpędzone bmw, czarne z wściekle pomarańczowymi wstawkami, a kierowca zahamował zaledwie kilka centymetrów przede mną. Wciąż oniemiała patrzyłam jak wysiada z niego wysoki, dobrze zbudowany, czarnowłosy chłopak, był nie wiele starszy ode mnie.
-Czy ty jesteś normalna- wrzasnął na mnie- przecież mało co cię nie rozjechałem, jeszcze bym sobie lakier zarysował- oburzony oglądał swój samochód.
-Że co?!- warknęłam- mało co mnie nie zabiłeś!
-To ty mi wybiegłaś na ulicę!
-Jestem na pasach, twoim obowiązkiem było przepuszczenie mnie- odparowałam coraz to bardziej wkurzona, jeśli miałam jakieś szanse być punktualnie, właśnie przepadły.
-Jesteśmy w Las Vegas tutaj obowiązują inne zasady, jeśli tego nie wiedziałaś to już wiesz. I zejdź mi z tej ulicy- rozkazał kiedy kierowca za nim zatrąbił po raz kolejny. Byłam tak wściekła że przestałam nad sobą panować, rozległ się huk tłuczonego szkła a ze wszystkich lamp w pobliżu posypało się na ulicę szkło. Chłopak z powrotem na mnie spojrzał widocznie zaskoczony. Dopiero teraz dostrzegłam wojowniczy błysk w jego oczach przeznaczony dla nefilim. Tyle czasu uważałam by się nie wydać ze swoją rasą , a zrobiłam to przez taką głupotę. Złość przemieniła się w przerażenie.
-Nie chce kłopotów- powiedziałam i pośpiesznie zeszłam z ulicy. Resztę drogi pokonałam niemal biegnąc.
Przez cały dzień nie potrafiłam się skupić, ledwo docierało do mnie co się dzieje w około. Muszę powiedzieć siostrze. Ale jak powiem to przecież Henrietta mnie zabije. Przez cały ten czas miałam wrażenie jakbym była obserwowana, ale wmawiałam sobie że to obsesja. Las Vegas jest wielkie a ja nie zrobiłam nic takiego aby ten łowca mnie ścigał. Mimo wszystko do domu wracałam inną drogą. Po chwili nawet zdołałam się uspokoić. Nagle przede mną pojawił się ten chłopak. I to dokładnie, pojawił się znikąd. Nie potrafiłam logicznie wyjaśnić jego pojawienia się. Może się zamyśliłam i po prostu go nie zauważyłam, może wyszedł z za zakrętu. Ale doskonale wiedziałam że to nie możliwe.
-Jak....- zaczęłam zaskoczona i przerażona po czym umilkłam nie wiedząc co powiedzieć.

<Nik?>

13.07.2018

Od Sam cd Zhavia

Drugiego dnia jako że była sobota z samego rana udałam się do sklepu. Za witryną sklepu co chwila widziałam przechodniów jednak nikt nawet nie zerknął w tym kierunku, w sumie nic dziwnego, ludzie nie wierzą w czary ani magię. W spokoju więc posprzątałam sklep i zaczęłam wynosić doniczki z zaplecza aby dostać się do środka. Nagle drzwi się otworzyły i rozbrzmiał dzwoneczek przyczepiony do nich. Odkręciłam się do pierwszego klienta i zauważyłam nikogo innego jak Avi. To było dziwne, wpadła na mnie na mieście i mi pomogła tego samego dnia wpadłyśmy na siebie w klubie w którym pracowała, ok. Zbieg okoliczności. Ale jej przybycie tutaj było zamierzone. Czego więc ode mnie chciała. Wręczyła mi jeden z kubków, na pierwszy rzut oka herbata. Zbliżyłam kubek by wyczuć jej aromat. Zielona herbata i nic po za tym, żadnych innych ziół. Zawsze potrafiłam po wyglądzie, zapachu czy w ostateczności smaku wyczuć cały skład mieszanek ziołowych, czy eliksirów sporządzonych na bazie roślin. Podziękowałam jej i uważnie przyglądałam. Dziewczyna dyskretnie się rozglądała. Może jednak była nefilim tylko nie potrafiła wyczuwać innych gatunków, może szukała dowodów czy aby na pewno jestem czarownicą zanim mnie zabije. Zaprosiłam ją na zaplecze gdzie była kanapa z małym stolikiem. Krytycznie spojrzała na moje roślinki, tak żadna czarownica nie doprowadziłaby swoich roślin do takiego stanu. Może jednak się nie dowie kim jestem.
-Wiesz co? Może wystaw te rośliny przed sklep albo bliżej wyjścia wtedy się unormują i będą rosnąć.- poradziła tak jakbym tego nie wiedziała, złość mnie zalała jednak stłumiłam emocje, nie mogę się wydać.
-dziękuję za propozycję- powiedziałam najbardziej uprzejmie jak się dało. Avi posłała mi uroczy uśmiech i szybko wymówiła się telefonem po czym wyszła ze sklepu. Na odchodne zaprosiła mnie do klubu. Jeszcze chwilę stałam bez ruchu, zastanawiałam się czy nie poinformować Henrietty ale w rezultacie odpuściłam nie chciałam jej dodatkowo denerwować.
Wzięłam głęboki wdech i zaparzyłam sobie herbatę, aby się trochę uspokoić. Po wypiciu wróciłam do wynoszenia doniczek, posprzątałam również zaplecze i podniosłam pierwszą z doniczek. Aloes. Zwiększa cierpliwość, wytrwałość i zdecydowanie dodatkowo ma właściwości bakteriobójcze, regenerujące i przeciwzapalne. Jego liście zawierają w sobie miąższ bogaty w m. in. witaminy, sole mineralne, kwasy organiczne, wielocukry, glikoproteidy oraz stymulatory biogenne. Przeniosłam doniczkę na witrynę sklepową. Aloes potrzebował dużo światła ,a nie wiele wody. Za nim go zaniosłam dotknęłam jednego ze złamanych liści. Zamknęłam oczy i w pełnym skupieniu przeniosłam moc na roślinę, wyobraziłam sobie jak liść się zrasta i regeneruje, a kiedy otworzyłam oczy, nie było śladu po złamaniu. Jednakże nie mogłam uzdrowić wszystkich roślin, to wymagało ode mnie więcej energii niż w przypadku przenoszenia przedmiotów i dodatkowo nie mogłam uzdrowić ich wszystkich na wypadek gdyby Avi miała zamiar tu zawitać rośliny przecież od tak się nie regenerują w przeciągu dnia.
Do końca dnia udało mi się bynajmniej zapewnić im wymagane warunki. Po 21 wyszłam ze sklepu i go zamknęłam, jednak nie udałam się do domu. Poszłam prosto do klubu. Ochroniarz wpuścił mnie nawet na mnie nie patrząc. Podeszłam do baru jednak Avi nie było. Spytałam o nią dziewczyny która była na zastępstwie. Od razu rozpoznałam że jest czarownicą. Okazało się że Avi dzisiaj nie będzie bo wzięła sobie wolne a dziewczyna nie kryła niechęci do niej. Najwidoczniej została zmuszona do zastępowania czarnowłosej.
-A czego chcesz od Zhavi?- spytała
-Nic konkretnego, poznałam ją nie dawno i mnie tutaj zaprosiła. -wyjaśniłam niewinnie pijąc drinka którego podała mi dziewczyna.
-Nie stąd?- dopytała
- Przeprowadziłam się nie dawno- przytaknęłam.
-A więc witaj w Las Vegas w mieście grzechu. Gdzie demonów jest więcej niż mrówek w mrowisku. Jestem Lucy.
-Sam- przedstawiłam się.
-Z jakiego sabatu jesteś?- zagadała podając drinka klientowi.
-Z sabatu w Waszyngtonie- skłamałam, nie chcąc jej zrażać do siebie, przecież musiałam się czegoś dowiedzieć o Avi.
-Masz zamiar zostać tutaj dłużej? Może byś dołączyła do sabatu Esmeraldy?
-Nie sądzę bym została tutaj na tyle długo. A powiedz mi jakim cudem Avi tutaj pracuje?
-Sama się zastanawiam, toć to jasne że się nie nadaje, ale znajomości robią swoje. Pracuję tu dopiero od miesiąca ale tak między nami sądzę że chciała zabić szefa a ten w zamian zaproponował jej pracę- powiedziała ściszając głos- nie wiem tylko dlaczego nefilim chce tu pracować- potwierdziła moje obawy Lucy- mimo że są sojusze radziłabym ci się trzymać od niej z daleka.
-Sojusze- powtórzyłam nic nie rozumiejąc
-Ty naprawdę nic nie wiesz- skomentowała niedowierzająco ale od razu zabrała się do wyjaśnień. To było nie możliwe, nie realne Ale to by wyjaśniało przyjazne stosunki między gatunkami. Posiedziałam jeszcze chwilę po czym wyszłam by wrócić do domu.
Było już grubo po 1 ale ruch uliczny nie zmalał. Wybrałam drogę na skróty i weszłam w jedną z pustych uliczek, w miarę jak się zagłębiałam wyczułam czyjąś obecność, rozmowę, znajomy głos, w tym samym momencie ich zobaczyłam. To była Avi i jakiś niezbyt wysoki, szczupły chłopak, jasne loki na chwilę odsłoniły uszy. To był elf, zanim zdradziłam się ze swoją obecnością w ręku Avi błysnęło ostrze które podcięło gardło elfa. Z przerażeniem patrzyłam na tą scenę ,było już za późno by się wycofać.
Avi się odkręciła a jej wzrok zatrzymał się na mnie.

<Avi?>


12.07.2018

Od Alana CD Isleen

Nie chętnie zostawiałem ją samą. Nadal nie wyglądała najlepiej. Martwiłem się o nią. Najgorsze było to że nie miałem pewności że pozbyliśmy się wszystkich czarowników odpowiedzialnych za porwanie Isleen. Co jak wrócą by dokończyć co zaczęli? Chodziło im o mnie. Tyle zdążyłem się dowiedzieć od Vincenta. A fakt że nie wiem o co im chodzi nie ma znaczenia. Nie mogłem pozwolić by Leen stało się coś z mojej winy. Przeżył bym śmierć wszystkich tylko nie jej.
~ Pilnuj jej ~ poleciłem Ortrosowi ~ tylko tak by cię nie zauważyła
Ogar posłusznie zamienił się w dym. 
Spojrzałem jeszcze na budynek z którego wyszedłem. To jedyny dom z którego nie chciałem wychodzić i do którego chciałem wracać. Musiałem załatwić te sprawy. Bo czarownicy staną się moim najmniejszym problemem.
Odpaliłem motor za nim zdążyłem się rozmyślić i wrócić na górę. Uwielbiałem te momenty kiedy jechałem przed siebie, wiatr wiał mi w twarz. Lubiłem slalom między stłoczonymi autami i wściekłymi kierowcami. No i prostą gdzie wreszcie mogłem dodać gazu. Pęd i brak ograniczeń. Czułem się wolny, zawsze kiedy wsiadałem na motor. W tym momencie nic więcej się nie liczyło nawet myśl zostawiały mnie w spokoju. Bo nie ważny jest cel lecz droga.
Gdy opuściłem miasto i wjechałem na drogę prowadzącą przez Mojave zatrzymałem się na poboczu. Z bagażnika wyciągnąłem czerwoną bandamkę i owinąłem nią nos i usta. W podróżowaniu przez pustynię najgorszy jest duszący piach niesiony przez wiatr oraz usterka czy pusty bak na środku drogi. Te drugie mi nie straszne bo tą drogą muszę jechać tylko parę kilometrów. 
Droga minęła o wiele szybciej niż się spodziewałem. Prawie przegapiłem ujeżdżoną dróżkę w którą miałem skręcić by dojechać do posiadłości Blackwood'ów. Osoba nie wtajemniczona na pewno by nie trafiła. Dworek nie leżał daleko od miasta ale trzeba było narobić parę kilometrów by dojechać do drogi którą następnie trzeba było cofnąć się w stronę miasta. To było bardzo w stylu Nefilim. 
Parę minut później podjeżdżałem pod wysuszoną roślinność. Kiedyś budynek musiał być imponujący ale te czasy minęły wiele lat temu. Wcześniej nigdy tu nie byłem ale zdziwił mnie fakt że był tak bardzo podobny do domu w którym się wychowywałem. Czy wszyscy łowcy budowali swoje domy w tym samym stylu? Rozejrzałem się po terenie kawałek dalej bod starym drzewem stał motor.
Eh... bardziej ucieszył by mnie widok starej terenówki. Zgasiłem silnik, i zdjąłem bandamkę. Zostawiłem motor i wszedłem po rozsypujących się schodach do środka. Jak podchodziłem pod drzwi usłyszałem podniesione głosy chłopaka po motorze mogłem wnioskować Roth'a i dziewczyny. Raven? Jeżeli rodzeństwo się kłóciło nie powinienem mieć żadnych wyrzutów sumienia przerywając im. Pchnąłem drzwi, a oczy obecnych spiorunowały mnie wzrokiem.
Może jednak powinienem poczekać?
Chłopakiem był Roth ale dziewczyną nie była jego ciemnowłosa siostra. Spojrzałem na rudowłosą dziewczynę która chyba odetchnęła z ulgą.
- Nie chciałem przeszkadzać? - wyznałem od razu nie co skruszony - Raven powiedziała że mogę wpadać
Rudowłosa minęła mnie i skierowała się do wyjścia. Dopiero wtedy rozpoznałem w niej kelnerkę z baru. Erika Fallen.
- Twoja dziewczyna? - spytałem
- Nie - oburzył się od razu. A więc trafiłem między nim coś jest, albo coś było.
- Przyjechałem skorzystać z biblioteki nie masz nic przeciwko? - dopytałem od niechcenia. Nie chciałem pokazywać że naprawdę mi zależy
- Znowu uganiasz się za Dżinem? - fuknął
- Gdybym uganiał się za dżinem nie potrzebował bym książek - odparłem
- Jasne tylko nie poluj na nic bez mojej zgody - upomniał
- Twojej zgody? - dopytałem
- Nie możesz polować na moim terenie bez mojej zgody - zacytował jedną z reguł łowców. Brawo odrobił pracę domową. Grzeczny chłopiec
- Ale wiesz że o pozwolenie mogę pytać się twojej siostry.
- Ze wszystkim przychodzisz do mnie - nakazał - moja siostra to kretynka chyba zdążyłeś już zauważyć.
- Będę miał to na uwadze - nie można było się z nim nie zgodzić. Raven była hm... specyficzna. Nie mogłem zapomnieć że mało co nie straciliśmy życia przez jej nierozwagę.
Chłopak przyjrzał mi się uważnie po czym wyszedł z budynku w ślad za dziewczyną. Wziąłem to jako zgodę na przeszukanie ich rodowych dzienników.
Kartkowałem już kolejny notatnik i wkurzałem się co raz bardziej. Nie znalazłem nic co pomogło by mi odnaleźć jakieś informacje o rodzinie Leen. Nie znalazłem również niczego o potomkach Gabriella.
Zrezygnowany odłożyłem kolejny dziennik na miejsce. Za oknem już się ściemniało. Zamknąłem oczy i losowo wyciągnąłem dwa dzienniki z tych których jeszcze nie czytałem.
Okazały się strzałem w dziesiątkę już na pierwszych kartkach znalazłem to po co tu przyjechałem.
***
W dobrym humorze wracałem do mieszkania Leen. Sama dziewczyna też wyglądała już o wiele lepiej.
- Mam dla ciebie propozycję - wyznała stawiając przede mną parujący kubek kawy. Wziąłem łyk i czekałem aż zacznie mówić dalej.
- No - ponagliłem kiedy nadal milczała
- Tak sobie pomyślałam - zaczęła - że może... szukam współlokatora 
- Współlokatora - powtórzyłem - czekaj czy ty mi proponujesz bym u ciebie zamieszkał? - dopytałem 
- Jeżeli nie chcesz to znajdę kogoś innego - odparła wzruszając ramionami
- A kto powiedział że nie chce 
Dziewczyna uśmiechnęła się uroczo. Zaplanowała to, albo przewidziała.
- Więc kiedy mogę przenosić swoje rzeczy? - dopytałem przyciągając ją do siebie. - Znalazłem informacje o twoim anielskim przodku. - wyszeptałem podając jej dziennik - okazuje się że nasze rodziny od wieków się przeplatają więc jest duże prawdopodobieństwo że Vincent może wiedzieć coś o twoje rodzinie.
< Isleen?> 

Od Ethana CD Noe

Sprawdziłem już prawie wszystkie miejsca wskazane przez informatorów Asaia, a dalej nic nie znalazłem. Powoli traciłem nadzieję, że znajdę cokolwiek gdy wyczułem ludzki zapach w pobliżu kolejnego miejsca do, którego zmierzałem. Było to jedno z ostatnich na liście i wyszło, że na coś trafiłem. Skradałem się cicho do starego budynku w lesie przysłuchując się dźwiękom, by wychwycić może rozmowę osób w środku, jednak nagle jakby zamilkli. Wyczuwałem około pięć osób, więc o ile nie byli uzbrojeni w coś przeciwko wampirom, mogę wejść tam bez problemu. Trudno zaryzykuje. Użyłem więcej siły i wywarzając kopniakiem drzwi posłałem jednego z obecnych tu osobników na ścianę. Szybko podbiegłem do kolejnego uderzając go pięścią w brzuch, po czym obróciłem się i następnego napastnika powaliłem na ziemię podhaczając go nogą. Został ostatni, który mierzył we mnie bronią stojąc nad prawdopodobnie nieprzytomną dziewczyną. Nim zdążyłem do niego podejść strzelił prosto we mnie parę razy. Na szczęście nie było to dla mnie śmiertelne, ot co zwykłe kule. Pozbawiłem kolesia przytomności po czym rozwiązałem Noemi i podniosłem chwytając ją pod kolanami i ramionami. Skierowałem się w stronę mojego mieszkania jak najszybciej gdyż brunetka zaczynała być coraz bardziej świadoma co się dzieje. Niedługo po tym byliśmy już u mnie, a ja kładłem dziewczynę na swoim łóżku. Musiała sporo przejść. Usiadłem obok w chwili gdy dziewczyna podniosła się szybko i zaczęła rozglądać. Chwile po tym zauważyła mnie i zdezorientowaniem w oczach przyglądała się mi. No racja przecież jeszcze nie zagoiły mi się rany po kulach, pewnie dlatego że nadal ich nie wyjąłem.
- Spokojnie nic ci nie zrobię, haha.
Zaśmiałem się delikatnie z mojej głupoty jak mogłem tak łatwo się zdradzić. Kto wie może jest po stronie łowców czy co.

<Noemi?>

Od Zhavi cd Sam

Byłam za ladą jeszcze przez parę dobrych godzin, aż w końcu przyszła Zona, aby mnie zmienić. Ruszyłam na zaplecze, aby zmienić buty i wziąć bluzę. Przeszłam korytarzem do windy, a następnie zamknęłam ją i wcisnęłam odpowiedni przycisk, aby jechać na górę. Wyjęłam telefon z kieszeni i przeglądałam, czy dostałam jakieś to nowe wiadomości. Było kilka od sióstr, żebym dała znać, kiedy wpadnę. Odpisałam, przejrzałam resztę.
Gdy winda się zatrzymała na wyznaczonym piętrze, otworzyłam ją i wyszłam z niej. Przeszłam niemal od razu na górę. Musiałam pozbyć się tego zapachu z siebie. Po dokładnym umyciu, w tym włosów mogłam pachnąca i lekko sucha. Z włosów zrobiłam dwa warkocze, po czym ruszyłam do komody po sportową bieliznę, a na to założyłam jedynie dłuższą i większą koszulkę. Wyszłam z pokoju i ruszyłam coś zjeść. Akurat w jadalni siedzieli, więc zajęłam honorowe miejsce i zaczęłam jeść.
Honorowy gość przybył, był to Jevi. Wywróciłam oczami i wróciłam do jedzenia. Po nim poszłam do pokoju i zamknęłam drzwi, po czym sięgnęłam po laptopa i położyłam się na brzuchu. Miękkie łóżko zawsze pomagało. Włączyłam kilka stron i zaczęłam je przeglądać w poszukiwaniu danych o Sam. Znalazłam, co chciałam.
- Czarownica, Dave pewnie chciał kupić zioła, cały on. Zielarka. Żadne zagrożenie, chyba że coś zrobi. W co wątpię, co do jej siostry będzie pod obserwacja tak samo jak Sam. - powiedziałam do siebie.
Włączyłam sobie film i położyłam na boku pod kołdrą. Oglądałam, dopóki nie zasnęłam.
***
Obudziło mnie walenie do drzwi. Wstałam i przeciągnęłam się, aby otworzyć drzwi. Stał w nich Dave wraz z kimś jeszcze.
- Hej królewno. - powiedział. Pokazałam mu środkowy palec i zatrzasnęłam drzwi przed jego nosem, aby po chwili ponownie się położyć. Nie wszedł, bo go nie zaprosiłam. Zapraszam nielicznych do pokoju. Choć tyle, że dzięki czarownikowi mam nałożone zaklęcie nikt bez mojej wiedzy, oraz zaproszenia nie wejdzie. Walenie do drzwi ustało, a ja mogłam na nowo zasnąć. To raj dla mnie. Cisza i spokój.
Tym razem obudziłam się sama z siebie, wstałam, zrobiłam to, co zawsze. Gotowa z telefonem w kieszeni i kluczykami, w drugiej. To pękiem banknotów ruszyłam na dół. Zajrzałam do kuchni, były tam gofry wzięłam kilka i ruszyłam do windy. Zajęło mi to z piętnaście minut, aby wyjść i się ruszyć. Wpierw zjadłam gofry, a następnie poszłam kupić coś do picia. Kupiłam dla siebie gorącą czekoladę, a dla dziewczyny jakąś herbatę. Może jej posmakuje.
Wyszłam i ruszyłam do jej sklepu, drzwi były otwarte także, weszłam i się rozejrzałam.
- Hej Avi. - powiedziała. Odwróciłam się i podałam jej kubek.
- Hej Sam. Może Ci posmakuje, nie wiedziałam, co pijesz także. Bardzo ładny sklep ja ci powiem. Mam kilka podobnych przedmiotów. - powiedziałam. Dziewczyna zaprosiła mnie w głąb sklepu. Zauważyłam rośliny, które były w opłakanym stanie.. - Wiesz co może wystaw te rośliny przed sklep albo bliżej wyjścia wtedy się unormują i będą rosnąć. - dodałam.
- Dziękuję, za propozycję. - rzekła.
Gdy wypiłam, przeprosiłam ją, aby odebrać telefon.
- Muszę lecieć, to wpadnij jeszcze do klubu. To do później, miłego dnia. - powiedziałam.
Wyszłam ze sklepu, słysząc za sobą jej słowa. Coś jeszcze mówiła, jednak nie dosłyszałam. Wsiadłam na motor i pojechałam.
...
Serafina czekała już na mnie, podeszłam do niej i ją uścisnęłam. Pokazała mi, co się stało i patrzyłam jak jakiś mały chłopak bez głowy, leżał martwy wraz z kilkoma śladami na torsie. Zjawili się, demon, syrena, dwa elfy, wampir, czarownice i wilkołaki. Byliśmy w komplecie, teraz tylko ustalić kto to zrobił i dlaczego.

Sam?

11.07.2018

Od Sam cd Zhavia

Jeszcze chwilę odprowadzałam czarnowłosą wzrokiem. Coś mi w niej nie pasowało. Byłam prawie pewna ,że nie była człowiekiem, jednak nie miała żadnych wyrazistych cech jakiegokolwiek gatunku. Zakwalifikowałabym ją do nefilim, aczkolwiek gdyby nim była, zamiast pomóc mi z zamkiem zasztyletowałaby mnie za nim bym zauważyła jej obecność. Tajemnicza nieznajoma nie dawała mi spokoju przez cały pobyt w sklepie. Przed przyjściem siostry porozkładałam wszelkie amulety i talizmany, oraz fiolki. Jednak przez długotrwałe używanie mocy, byłam już wyczerpana, ale zadowolona z własnych postępów. Nawet niczego nie zbiłam, choć kilka razy upuściłam, ale nie czepiajmy się szczegółów. Niestety musiałam rośliny pozostawić na zapleczu w nieładzie. Cała podłoga i szafki były wyłożone najróżniejszymi doniczkami. W tym nie ładzie pewnie ani jedna roślina nie miała dogodnych warunków. Część była połamana, ech. Czy ci ludzie nie mogą choć troszkę uważać.
Chciałam jeszcze zostać i się nimi zająć, gdyby nie fakt że przejście było zastawione pudłami z amuletami i eliksirami już dawno bym je poustawiała na właściwe miejsca, a tak musiałam już wychodzić. Henrietta pośpieszała mnie, w sumie miała racje już byłyśmy spózninione.
Na szczęście taksówkarz rozumiał co to znaczy ,,jak najszybciej" i nie przeszkadzało mu łamanie przepisów. Tym o to sposobem,  udało nam się być prawie punktualnie.
Weszłyśmy do... baru, klubu? Ochroniarz przenikliwie zlustrował nas wzrokiem, ale po okazaniu zaproszenia bez słowa nas przepuścił.
-Wiesz w ogóle on wygląda?- spytałam rozglądając się. Pomieszczenie było duże, w kącie stały stoliki z wygodnymi kanapami, przy barze tłoczyli się ludzie. Nie nie ludzie, poprawka. Pełno demonów, wampirów, wilkołaków, czarowników, zauważyłam nawet grupkę syren flirtujących z elfami. To było dziwne, naprawdę. Co prawda istoty ciemności często się spotykali między gatunkami ale tylko w interesach.
-Nie, dostałam tylko list- powiedziała Henrietta- chodz- ponagliła mnie kierując się w stronę baru. Minęliśmy wilkołaka i wampira którzy razem pili piwo.
-I to wcale nie jest dziwne?- spytałam retorycznie
-Nie bądz wścibska, przyszłyśmy by dobić interes i tyle.
Podeszłyśmy do baru, za którym dostrzegłam nie kogo innego jak tą dziewczynę od zamka. Zdążyła przebrać się w przyległą, skórzaną miniówkę, czarną bluzkę z odsłoniętym brzuchem, i buty na bardzo wysokiej szpilce. Czarne falowane włosy wcześniej związane bandaną, teraz miała rozpuszczone, a końcówki pomalowane na czerwono.
-Cześć- przywitała się rozpoznając mnie i podchodząc do nas z gracją której mogłam jej tylko pozazdrościć.
-Cześć- odparłam i widząc pytający wzrok siostry przedstawiłam je, a bynajmniej próbowałam- to ...
-Avi- wtrąciła dziewczyna podając mi rękę.
-Sam, a to moja siostra Henrietta.
-Miło poznać- rzuciła do Henrietty.
-Avi pomogła mi otworzyć drzwi bo zamek się zaciął- wyjaśniłam.
-W sumie to znalazłam odpowiedni klucz- sprostowała na co wywróciłam oczami.
-Coś podać?- spytała uprzejmie na co moja siostra poprosiła jedynie o wodę z cytryną.-Czekacie na kogoś?- zagadała podając nam szklanki.
-Oczywiście, mam nadzieję że nie zbyt długo- wtrącił się ktoś za nami, kiedy się odkręciłam dostrzegłam wysokiego chłopaka, o czarnych włosach zachodzących na oczy, ubrany był w skórzaną kurtkę.- chodzcie ze mną, bo tutaj ściany mają uszy.
Powiedział wskazując na Avi, która posłała mu mordercze spojrzenie, znają się. Demon skierował się w głąb pomieszczenia.
-Uważaj na niego, masz nie słuchać  co mówi i nie robić niczego co chce- poradziła szeptem Henrietta, głosem nie znoszącym sprzeciwu.
-Czyli mam z nim nie dobić targu i nie iść za nim?- dopytałam również szeptem, za co spiorunowała mnie wzrokiem.
Demon zaprowadził nas do drzwi przez które przeszliśmy na korytarz. Poprowadził nas dalej i zatrzymał się przed drzwiami, które otworzył i wpuścił nas do środka.
-Siadajcie- machnął ręką i sam usiał na kanapie, usiadłyśmy na przeciwko niego.- Coś do picia?
-Zatrzymaj te uprzejmości dla siebie, możemy przejść do interesu?- spytała Henrietta, i gestem wskazała bym dała mu to czego oczekiwał. Wyjęłam z torby woreczek w którym była mieszanka suszonych ziół.
-Jesteś pewna że zadziała jak należy?- dopytał sięgając po woreczek.
-Nie sprzedaję gówna- warknęłam urażona. - to mieszanka jałowca który oczyszcza i usuwa złe zaklęcia, kopru chroniącego przed urokami i czarami, lawenda- oczyszcza, pobudza uczciwość i dobre intencje, igły sosny które chronią przed złymi czarami i kieruje na tych co je rzucili, waleriana która ochrania umysł i ciało, pomaga zachować zdrowy rozsądek i czarny bez który również ma działania ochronne ale i wzmacnia właściwości pozostałych ziół. Wszystkie składniki zostały zebrane w odpowiednim czasie, fazie księżyca, fazie wzrostu, w odpowiedni sposób ususzone, przechowywane i dodane. Twoja mieszanka była przygotowywana trzy dni i jestem pewna że uchroni cię przed tym czego się obawiasz, o ile zawsze będziesz miał ją w pobliżu. Tutaj masz też drugą- podałam mu fiolkę - jak wymieszasz ze swoją krwią i wypijesz kiedy księżyc będzie w pełni, staniesz się niemal nie wyczuwalny, eliksir będzie działał do następnej pełni. A teraz zapłata.
Demon w skupieniu przyglądał się fiolce, po czym przeniósł wzrok na mnie, wstał z kanapy i podszedł do biurka, chwile czego szukał po czym wrócił na swoje miejsce i położył na stole plik banknotów.
-O to zapłata, ale jeśli to nie zadziała, znajdę cię i wiedz że pożałujesz że się do tego nie przyłożyłaś, a teraz wyjdzcie.
Henrietta pociągnęła mnie za sobą i wyprowadziła do poprzedniej sali.
-Już wychodzicie?- zawołała Avi- może jednak się na pijecie?
-Niestety nie mamy czasu, może innym razem- odparła Henrietta i wyciągnęła mnie z klubu.
-Trzymaj się z daleka od Dave Lorren'a, tej dziewczyny i w ogóle tego klubu, rozumiesz?

<Zhavia? Demon z opowiadania w wtajemniczonych jest jakby co>

10.07.2018

Od Zhavi cd Roth

Za rękę ciągnął mnie mały chłopiec.
- Max. - zawołałam. Chłopiec, jednak się nie odwrócił. Jego dłoń była tak zimna, aż mnie przeszywał ten chłód. Nim się obejrzałam, doszłam do drzwi, w których go zostawiłam, aby się schował. Jednakże widziałam tylko krew.
- Tu mnie zostawiłaś. Pozwoliłaś mi zginąć. Wybrałaś innych, zamiast brata. Czas spłacić dług. - powiedział.
Nagle jego ciało, przeobraziło się w demona. Znałam go.
- Ahpuch. Nie może, cię tu być. Nie możesz, ich zabrać. - chciałam coś dodać. Jednak jego ciało, weszło w moje.
Teraz widziałam jego oczami, słyszałam jego myśli. Nic nie mogłam, zrobić. Obserwowałam, jedynie z daleka wszystko. Toczyło się, w pewnym momencie usłyszałam krzyk Rotha. Nie wiedziałam, co się dzieje. Jego myśli były takie głębokie, pochłaniały mnie.
Siedziałam pod ścianą, podparta o czerwoną ścianę uniosłam się delikatnie. Powoli zaczęłam podchodzić do Rotha. Próbowałam krzyknąć, jednak wciąż jak przez grubą mgłę nie mogłam się do niego dostać. Wyciągnęłam rękę, wtedy poczułam ręce zjaw. Tych, którym pozwoliłam umrzeć.
- Zhavia, on musi sam dokończyć swoją historię. Nie możesz. Ty musisz wypełnić swoją klątwę. Pamiętasz ją dobrze. - ich śmiech mnie przeszywał. Zadrapywały mnie, a podłoga zniknęła. Spadałam, coraz szybciej. - Roth nie ufaj jej, to nie ja. - krzyknęłam, najgłośniej jak tylko mogłam. To na nic. Poczułam ból, przeszywał moje ciało. Spojrzałam, gdzie jest rana. Przebiła udo, ostrożnie próbowałam, je wyciągnąć. W końcu mocno szarpnęłam i wyciągnęłam. Wyrwałam cześć bluzki i zrobiłam z niego opatrunek. Wstałam i kulejąc oraz podpierając się to ściany, to innych rzeczy ruszyłam korytarzem. Oświetlenie było, z samego końca. Dlatego muszę jak najszybciej się tam dostać, one mnie gonią, są coraz bliżej.
Wyciągnęłam rękę do światła, a wnet znalazłam się w korytarzu. Po drugiej stronie, naprzeciwko Rotha. Szukał zamka. Podeszłam i próbowałam mu pomóc, tamta była duszą, którą zabiłam.
- Ana, zostaw go. Weź mnie! - krzyknęłam. Wtem poczułam uścisk wokół szyi.
- Zapłaci. Odebrałaś mi wszystko, teraz jego kolei. Ujrzy twoją przeszłość. To jak zamordowałaś z zimna krwią mnie, a moja rodzina na to patrzyła. Po czym ich oddałaś. Demonom, wampirom i innym rasom. Mało ci było, ich duszę są ze mną, jednak są jeszcze dalej. Zniszczyłaś moją rodzinę, to ja zniszczę twoje życie. Pokaże jak, zawarłaś pakt z demonem. Jak pozwoliłaś zabić dusze, to wszystko, co zrobiłaś.. Będzie, w każdych drzwiach. Może nawet pokaże was, to co miałaś chęć zrobić. Znienawidzi cię. To twoja karma. - Jej głos był taki spokojny, śmiech, który od dawna nade mną ciążył.
Upadłam na kolana, patrzyłam na swoje dłonie. Zjawili się Asmodeusz oraz Lilith. Demonica i upadły.
- Powstań księżniczko. - rzekła Lilith.
- Ty prawa nie masz, aby wydać mu jej sekrety. Nie jest, tym.. - przerwałam im.
- Połączyłam się z nim. - rzekłam.
~ Chce poczuć.. - Pomyślałam.
Woda zrobiła resztę, wciągnęła mnie w wir. Umieściła, w głębi mojego zepsutego umysłu. Zamknięta w kuli, przywiązana. Leżałam i patrzyłam jak, Roth patrzy i szuka wyjścia.
Nie chce, mierzyć się ze swoją przeszłością. Próbuję odpokutować ją. Staram się...

Roth?

Od Yin do Ethian'a

Siedziałam sobie w siedzibie wampirów i głaskałam Sevena. Czekałam, na ojca. Mieliśmy dziś razem zjeść kolacje w gronie rodziny. Mama, nie może się już doczekać. Po raz kolejny wyciągnęłam telefon, aby do niego napisać. Po wysłaniu wiadomości, przede mną zjawił się chłopak. Tak coś było, że mój ojciec go przemienił. Jak chce budować armię to na całego, przemienię mu kilku, a oni się resztą zajmą. Choć picie krwi od innego wampira i to takiego mraśnego może być bardzo przyjemne. Zapewne dziś zawita w moim pokoju.
Koniec końców wstałam, a Seven w moje ślady. Podeszłam do niego i w okamgnieniu znaleźliśmy się przy ścianie. Zagrodziłam mu drogę wyjścia. Rozpięłam jego bluzę, po czym wsunęłam dłoń pod jego koszulkę, aby go zadrapać. Wyczułam sporo blizn palcami. Chłopak próbował się wyrwać, jednak nie wyrwie się pierwotnej.
Oblizałam wargi, po czym złączyłam z jego wargami. Pocałunek był długi. Po pocałunku zjechałam do jego ucha, aby szepnąć. "Należysz do mnie". Po tych słowach zrobiłam mu kilka malinek na jednej stronie szyi.
Po wysunięciu się kiełek wbiłam je w jego skórę. Sączyłam szkarłatny płyn. Chłopak przez zaciągnięte, zęby syczał. Miałam go już puszczać, gdy zjawił się Asai. Oderwał mnie, a Seven stanął koło mnie.
- Ku*wa. Yin. Ethan, co ci zrobiła? - spytał chłopaka.
- Pocałowała i szepnęła, że należę do niej. Ugryzła i podrapała. - powiedział nieco zmieszany.
- Yin, nie możesz. Nawet jeśli jesteś moją córką, nie możesz tak robić. Yin. - warknął do mnie ojciec.
Wstałam i podeszłam odrobinę.
- Przepraszam Ethan. - powiedziałam. Uśmiechnęłam się do chłopaka, przygryzając wargę. Po czym wraz z Seven'em ruszyłam, jednak zatrzymałam się, aby posłuchać ich rozmowy.
- Choć z nami. Moja żona próbuje odkręcić to, co zrobiła Yin. - powiedział.
Chłopak chyba kiwnął głowa. Natychmiast ruszyłam, aby mnie nie zobaczyli.
***
Siedziałam wygodnie na siedzeniu i głaskałam mojego przyjaciela Sevena. Naprzeciwko siedział ojciec wraz z chłopakiem. Samochód jakoś po pół godziny zajechał przed dom. Wyszłam, a wraz za mną Seven, po czym pobiegł do reszty. Weszłam do domu, aby się odświeżyć i przebrać.
- Yin, weź Ethana ze sobą i się zachowuj. - powiedział.
- Dobrze tato. - rzekłam. Wywracając oczami, czego nie lubi. Złapałam chłopaka i zaprowadziłam go do mojego pokoju. Jest ogromny, piękny i te widoki są nieziemskie. Weszłam do łazienki, a po kilku minutach z niej wyszłam w samym ręczniku. Musiałam podejść do komody po ubrania. Po ubraniu bielizny odniosłam ręcznik do łazienki. Po czym podeszłam do chłopaka.
Patrzył na mnie, widział wszystkie tatuaże. Całe moje ciało i bieliznę. Podeszłam do niego bliżej, po czym położyłam go na łóżku, położyłam między jego nogami moją nogę, po czym spojrzałam w jego oczy. Po obu stronach jego głowy znajdowały się moje ręce.
- Ethan. - rzekłam.

Ethan? 8)

Od Zhavi CD Sam

Akurat się przechadzałam po mieście, gdy zauważyłam dziewczynę. Bawiła się z zamkiem, nie mogła go za nic otworzyć.
- Może pomóc. - powiedziałam. Dziewczyna się nieco wystraszyła. Wzięłam od niej pęk kluczy po czym za ich pomocą otworzyłam drzwi.
- Dziękuję. - rzekła.
- Brałaś nie ten, klucz co trzeba. Może podpisz je sobie bądź zaznacz. Nie pogubisz, się kolejny raz. - dodałam.
Pomachałam dziewczynie, na to ta się uśmiechnęła. Ruszyłam w dalszą drogę. Miałam zajść, sprawdzić do klubu.
Klub jest członków gangu, a mój tatuaż węża, to informacja o tym, że należę. Musiałam przejść przez ulicę, skręcić w lewo potem w prawo i znalazłam się przed drzwiami. Neony, masa ich jest. Weszłam i niemal, od razu poszłam do windy. Pokazałam tylko tatuaż i ruszyłam dalej. Nieliczni mają dostęp także, nawet tutaj na to patrzą. Powoli, się rozkręca i jest bardziej popularny.
- Toni. Co masz dla mnie. - powiedział Zack.
- Trzymaj je i rozpakuj. Muszę lecieć, się przebrać i iść popracować. Nie to co ty. - zaśmiałam się, widziałam jak, się naburmuszył i poszedł.
Zahaczyłam o swój pokój, po czym poszłam się odświeżyć, gdy byłam już przebrana, mogłam zgrabnie, ruszyć na dół do klubu.
Po kilku minutach już stałam za barem i pracowałam. Wypiłam też coś, przy okazji.
***
Zauważyłam tę dziewczynę, szła z inną do baru.
- Co podać? - spytałam.

Sam?

Witamy Nową Łowczynię Ciemności

Tylko świetlisty może sprawować władze nad mocą różdżki. 


Zdjęcie:
Imię: Yin Jennie Asai.

Wiek: Ma coś koło 219 lat, jednakże mówi, iż ma 19 lat.

Rasa: Hybryda - Wampira, Czarownicy, Elfa, Syreny i Demona.

Podgatunek: Pierwotna

Charakter: Powiedzmy sobie szczerze. Yin jest trudna. Co to i jak mówi, w jakim natężeniu bądź z uwagą czy bez niej. Jej słowa są trafne choć nieco dziwne. Można znaleźć podtekst w nich, bądź niemiła uwagę. Jest szczera i to, aż boli. Jednakże nie okłamie, cię. Gdyż tak już ma. Nigdy nie kłamie, jest szczera i to jak diabli. Robi wokół siebie zamęt, aby później nacieszyć oczy. Wkurza i irytuje ludzi, to też doprowadza do wkur-hard. Także taka jej natura. Posłucha, wysłucha cię uważnie. Jest dobrym wsparciem. Jest naprawdę cudowna osoba. Pomocna i pełna empatii. Energia w niej buzuje. Często jest impulsywna, zaradna, zaborcza i wścipska.
Yin. Jest też chamska, wredna i podchodzi z rezerwa do ludzi. Rzec w tym iż jest trudna i jest sprzecznością.

Aparycja: Ma sporo tatuaży. Kolczyków też ma kilka. Sporo biżuterii. Paznokcie wiecznie na czarno pomalowane. Kolor włosów jest zmienny, gdyż często ja farbuje. Często jak nie cały czas jest w makijażu. Jest nieco umięśniona. Ma wiele różnych ubrań, to pod zwykle bluzki po znanych projektantów. Ma ciemny kolor oczu. Nosi wszelakie czapki, bandany, rękawiczki itp. Mierzy coś koło 174 cm.

Dar: 
> Potrafi chodzić za dnia, słońce jej w niczym nie przeszkadza.
> Oprócz takich mocy jakie ma wampir, to także może poprzez dotyk zabierać z ich ciała niewidoczne gołym okiem linki.
> Ma pełnia władze nad żywiołami. Próbuję je też ze sobą łączyć, jednak czeka ją dłuższa droga.
> Czasem po zgaszeni świateł. Siada na środku pokoju, rysuje specjalne znaki i siada przed nimi. Aby po chwili wezwać duchy, demony, bądź też inne stworzenia. Poprzez czarna magię.
> Magią krwi - jest to dodatek do czarnej magii. Poprzez zadrapania innych bądź przypadkowy dotyk, łapie ich w swe sidła. Czyli może mieć władze nad ich ciałami, do tego stopnia iż może ich nawet zabić.
> Śpiewem podczas, gdy jest syrena może mamić mężczyzn i oplatać ich sobie wokół palca.
> Jest zwinna i bardzo cicha przy tym, czasem też może być ledwo zauważalna.
> Poprzez cienie, bądź też wyrwy. Może Przyzywac różne przedmioty, aby następnie je wykorzystać do swoich celów.
Reszta jest utajniona.

Zainteresowania:
- Lubi opalać się.
- Pływać.
- Ćwiczyć.
- Grać.
- Lubi czytać.
- Przytulać się.
- Lubi śpiewać.
- Dobrze walczy i posługuje się bronią.

Pochodzenie:
Pierwszą czarownica w rodzie była Antiope. Jest ona babcią, matką, siostra oraz córka ciągnącego się od ponad 400 lat rodu. Antiope była wieszczką.
Akihito Asai jest pierwotnym wampirem.
Historia*: --
Rodzina*:
Antiope Measa - babcia, jedna z pierwszych Wieszczek jest hybrydą czarownicy i syreny
dziadek- hybryda demona i elfa
Jason Asai- brat, wilkołak, dołączył do watahy rzadko kiedy się pojawia.
Yvette Asai - matka, jest więc hybrydą czarownicy, syreny, demona i elfa
Akihito Asai - ojciec, przywódca wampirów pierwotny.
Nie wie, co z resztą rodziny.

Motto*: Tylko świetlisty może sprawować władze nad mocą różdżki.

Znak*: Należy do klanu Akihita Asai, to też do społeczności syren.

Orientacja seksualna: Biseksualna ⚤

Partner*: --

Zwierze*:
Hope i Rose |
Seven |

Inne*:
- Jest w połowie Azjatka.
- Ma różdżke oraz wiele księg z zakleciami.
- Nosi pierścień, dzięki któremu może chodzić za dnia.
- Jest prawa ręka swojego ojca.
- Posiada kilka aut, w swoim posiadaniu.
- Jakieś motory też się znajdą, czy gokarty, a także wszelakie inne różności.
- Jej głos brzmi tak - https://youtu.be/ib_1ATfr8wM
- Jest modelka, oraz piosenkarka.
- Lubuje się w ludzkiej krwi bądź też nadnaturalnej.
- Czasem gdy ktoś ją wkurzy może rzucić sztyletem, nasaczonym w truciznie, bądź też zwykłym.

Inne Zdjęcia*: 


















Kontakt: [Howrse] Zenddi

Od Roth'a Cd Zhavia

Nie rozumiałem co się dzieję. Magia, czary tak to wszystko istnieje ale jak mogłem wylądować w książce!? Nie podobało też mi się to ,że książka robiła z nami co chciała a raczej fabuła owej książki. Jak ja nie lubię książek.
Zhavia niby wyjaśniła, ale było widać ,że coś zataja. Ale co? I jakie mroczne sekrety o nas miała na myśli? No i jeszcze ta dziewczyna. Znów ją dostrzegłem, skręciła właśnie w jeden z korytarzy ,a kiedy poszedłem za nią, jej już nie było.  Przede mną rozpościerał się pusty, ciemny korytarz. Z rozmyślań wyrwał mnie służący z rozdwojonym językiem, który prosił mnie do jadalni. Kiedy zjawiłem się w wielkiej jadalni, dostrzegłem dziewczynę, natomiast nigdzie nie było Zhavi. Miałem zapytać typka z rozdwojonym językiem gdzie jest ale się powstrzymałem, nie wiedziałem jak mam się zachowywać by nie wpakować nas w większe kłopoty. Podszedłem więc i usiadłem obok dziewczyny. Była niewiele starsza ode mnie, czarne włosy opadały jej falami na ramiona. Miała ciemną karnację i oczy w głębokim brązie. Wyglądała lepiej, jednak wciąż słabo, sprawiała wrażenie jakby ledwo utrzymywała się na krześle. Wydawała się mi też młodsza niż kiedy ostatnio ją widziałem. Ilekroć na nią spojrzałem ta wydawała mi się znajoma jednak nie potrafiłem wskazać skąd. Nie potrafiłem nawet przypomnieć sobie jej imienia, a staroświeckie ubranie które miała na sobie wcale nie pomagało.
-Jak masz na imię - spytałem, dziewczyna uparcie patrzyła na swoje dłonie ,które kurczowo ściskała na kolanach.
-Susan- odparła cicho.
-Susan- powtórzyłem, imię również znajome, miałem je w zakamarkach umysłu, musiałem je tylko znaleść.- Czy my się znamy?- spytałem uważnie się jej przyglądając.
-Nie, panie.
-Ile masz lat?- zadałem kolejne pytanie próbując ją sobie przypomnieć.
-Umarłam jak miałam 19-odparła krótko. Umarła?
-Jak umarłaś?
- Zostałam powieszona za zbrodnie.- znów krótka, zdawkowa odpowiedz.
-Jaką zbrodnię?
-Najgorszą z możliwych- i na tym zakończyła, próbowałem dopytać o co chodziło ale ona uznała temat za zakończony a więc zadałem inne pytanie. 
-Dlaczego tu jesteś? Dlaczego przyprowadzili cię skutą?
-Panie, przecież wiesz...
-A więc powiedz jak ty to widzisz.
-Po śmierci trafiłam do dziewiątego, najniższego kręgu świata potępionych dusz- ,,miejsca najokrutniejszych a zarazem najwymyślniejszych tortur" dokończyłem w myślach, to były wierzenia majów, czy dziewczyna pochodzi z tak starych czasów, czy po prostu wyznaje stare religie?- Po jakimś czasie udało mi się z niego uciec, byłam ścigana przez Ahpuch'a za tą ucieczkę i kradzież, błąkałam się po różnych wymiarach i światach...
Ahpuch diabeł majów, niepodzielny pan i władca tego dziewiątego kręgu, myśli zaczęły krążyć z zawrotną prędkością, wszystko układało się w całość, przeskakiwało na swoje miejsce jak kawałki puzzli. Zrozumiałem skąd znam Susan. Odchyliłem się na krześle, gwałtownie wzdychając, mój wzrok napotkał Zhavię, która nawet nie wiem kiedy się pojawiła.
-Aż twoi ludzie, Panie, mnie odnalezli i sprowadzili do ciebie abyś mnie mu wydał- dokończyła. Nie, nie nie, to nie może być prawda. Dlaczego ona się tu pojawiła, czy to te mroczne sekrety miała na myśli Zhavia? Musiałem stąd wyjść, tego było za wiele, wspomnienia mnie dopadły.
,,Zrozpaczona, zakrwawiona kobieta, w jasnej podartej sukni, której mało co nie rozjechałem, podczas pierwszej przejażdżki motorem, dopiero co skończyłem go naprawiać. Płakała, prosiła o pomoc, błagała bym mu jej nie wydawał, bym jej pomógł. Była taka realna, rzeczywista, dopiero po kilku minutach uspakajania jej i wezwania karetki zrozumiałem ,że ona nie należy do świata żywych. Spanikowałem i wsiadłem na motor, pojechałem, przed siebie, bez celu byle jak najdalej od tych zjaw. Ale ona mnie odnalazła, związała się ze mną, byłem jedyną osoba która ją widziała, a ona potrzebowała pomocy, niechętnie ale po kilku godzinach rozmowy, a raczej nieudolnej próby pozbycia się jej zgodziłem się jej pomóc. Nie wiedziałem przed kim ucieka, nie wymawiała jego imienia, była tak przerażona że nie była wstanie. Ale to nie miało dla mnie większego znaczenia, musiałem jej pomóc, dni mijały. Ona się uspokoiła, ukryłem ją przed innymi duchami, przed ogarami. Nie wiem jak to zrobiłem ale w moim pobliżu była dla nich nie widoczna. Było więc jasne ,że nie odstępowała mnie na krok, ale mi to nie przeszkadzało, polubiłem jej towarzystwo, uczyła mnie jak rozróżniać martwych od żywych, że nie muszę się ich bać. Zwierzałem jej się ze wszystkiego. Ale nie doceniłem potęgi jej prześladowcy, może gdybym od początku wiedział z kim walczę, wszystko potoczyło by się inaczej. W Las Vegas pojawił się demon, potężniejszy od wszystkiego z czym mieliśmy do czynienia. Zmuszał ludzi do samobójstwa. Raven spędzała całe dnie nad książkami aż zidentyfikowała demona, był nim Ahpuch, władca dziewiątego kręgu. Chwilę po tym zjawił się u mnie, w domu. Raven była wtedy w szkole. Przedstawił swoje żądania, chciał abym wydał mu Susan, zagroził że nie przestanie zabijać do puki jej nie dostanie. Oczywiście porwałem się z motyką na słońce i rozpocząłem ,,odsyłanie". Demon opętał wtedy ciotkę, miałem wybór, ratować ciotkę albo nie żyjąca." Nigdy nie wspomniałem Raven o nieżyjącej, której pomagałem kilka miesięcy, której stworzyłem iluzję bezpieczeństwa tylko po to by ją wydać, demonowi przed którym uciekała.
Nie miałem pojęcia jak znalazłem się u siebie w domu, ale mało mnie to obchodziło koszmar się skończył
-Raven- krzyknąłem chcąc jej opowiedzieć szaloną historię z książką. Ale kiedy się odkręciłem zauważyłem Zhavię z oczami zasuniętymi mgłą i płacząca Susan.
-Wydaj mi ja chłopcze, tak będzie łatwiej- usłyszałem chrapliwy głos za sobą, nie musiałem się odkręcać by wiedzieć z kim rozmawiam.
-Nie dostaniesz jej- odparłem co uświadomiłem sobie dopiero kiedy skończyłem mówić, wiedziałem że demon się roześmieje za nim to zrobił.
-Przecież doskonale wiesz jakie są zasady, równowaga musi istnieć między dwoma światami.
-Nie pozwolę ci jej zabrać- moje własne słowa dochodziły do mnie z oddali, nie miałem nad nimi żadnej kontroli.
-I tak zabiorę ze sobą jedną duszę, wybieraj.
W ręku Zhavi nie wiadomo skąd pojawił się sztylet, dziewczyna uniosła ostrze i zbliżyła je nie bezpiecznie blisko szyi.
-Zhavia- krzyknąłem i w ułamku sekundy znalazłem się obok niej i wyszarpnąłem jej z ręki sztylet.
-Znalazłem cię- usłyszałem jeszcze słowa demona i krzyk Susan. Kiedy spojrzałem w ich kierunku, ich już nie było, jedynie na podłodze leżał złoty łańcuszek który miała na szyi Susan, podszedłem do niego a kiedy go podniosłem zauważyłem że na łańcuszku wisi mały, zdobny kluczyk. Jak przeniosłem wzrok z klucza, dostrzegłem że znajdujemy się w długim korytarzu pełnym pozamykanych drzwi.

<Zhavia?>