1.07.2018

Od Azero CD Rayan

- Od początku. Kiedyś przyjaźniłem się z Josephem. Azero dzięki że mi pomogłaś z nabojami nie musiałaś. Właściwie to nawet nie powinnaś.
Nie powinnam, tak? Ehh.. Polubiłam Rayana trochę razem już przeszliśmy, a on ciągle zaskakiwał mnie swoja osobą. Nie był jakimś tam losowym wilkołakiem, którego poderwałabym w sekundę. Różnił się od innych, dlatego postanowiłam, że jak mamy stąd wyjść to oboje. Zebrałam w sobie trochę siły i wyrwałam się z krępującej mnie przeszkody. Otrzepałam teatralne dłonie i ruszyłam w stronę schodów prowadzących do wyjścia. Gdy tylko chciałam otworzyć drzwi, zza nich rzuciła się na mnie wilkołaczyca, która prawdopodobnie pilnowała wyjścia. Spadłyśmy razem ze schodów po czym szarpałyśmy się dłuższą chwilę na posadzce. Unieszkodliwiłam ją w miarę szybko po czym przejrzałam jej się wpadając na pewien pomysł. Kobieta podobna była do mnie choć różniła się kilkoma aspektami. Podeszłam do Rayana uwalniając z krepujących go łańcuchów i sprawdzając stan jego jakichkolwiek ran. Jeny za bardzo się martwię, na prawdę już siebie nie poznaję. Odsunęłam od siebie te myśli i spojrzałam w ciemne oczy bruneta. Nie jest z nim dobrze, wiem że coś jeszcze mu dolega mimo, że nic takiego nie dostrzegałam. Jednak moje umiejętności się przydają.
- Dasz radę wstać?
Rayan spróbował się podnieść ale kiepsko mu szło co tylko utwierdziło mnie w tym, że mamy niezłe problemy.
- Dobra trochę to utrudnia sprawę.
Wróciłam do leżącej na posadzce kobiety i dotknęłam jej skupiając się na jej cechach zewnętrznych i swojej umiejętności zmiany wyglądu. Po niedługiej chwili byłam prawie nie do rozpoznania. Mimo tak długiego życia nie wyćwiczyłam perfekcyjnie tej zdolności, nie była mi wcześniej jakoś potrzebna do życia. Podeszłam do brunetka, który przyglądał mi się z pytaniem w oczach.
- Charakterystyczna umiejętność succubussów, nie zwracaj na to uwagi. Teraz musimy się tylko stad wydostać, pomogę ci.
- Ta, nie jestem przekonany co do działania tego planu.
- Oj nie przesadzaj.
Podpierałam Rayana podczas naszej drogi ewakuacji, aż do momentu gdy nie zagrodziła nam drogi dwójka dobrze zbudowanych mężczyzn.
- Nie no wasza dwójka zawsze psuje mi plany.
Spojrzeliśmy za siebie napotykając na wzrok alfy.
- Ty - kiwnął głową w moja stronę - wkurzyłaś mnie już dostatecznie. Wiecie kogo przyprowadzić.
Jedna z osób w pobliżu skierowała się gdzieś w głąb budynku, a nas z powrotem zaprowadzili tam skąd niedawno wyszliśmy. Rayana posadzili w tym samym miejscu, a mnie popchnęli na krzesło, którego wcześniej nie widziałam i owinęli łańcuchem żebym łatwo się nie wyswobodziła. Mam co do tego złe przeczucia. W między czasie wróciłam do swojej postaci. Spojrzałam na Rayana orientując się w jakim jest stanie. Jego ciemne włosy opadały na zmęczoną twarz lecz mimo tego sprawiał wrażenie pewnego siebie. Jego stan trochę się polepszył od kiedy nie drażniły go srebrne łańcuchy, jednak nie sądzę, aby był w stanie samemu się stąd wydostać. Po chwili do pomieszczenia zszedł Joseph z osobą, której nigdy więcej widzieć nie chciałam. Był to ten sam człowiek, który już kiedyś przeprowadzał na mnie egzorcyzmy, chociaż znacznie się postarzał od tamtej chwili. Wiedziałam, że moje złe przeczucia były prawdziwe. Nie zapowiada się to dobrze. Spojrzałam na Rayana z narastającą paniką w oczach szarpiąc za łańcuchy, by sprawdzić ich wytrzymałość. Jest źle tyle mogę powiedzieć.

<Rayan?>
(Wybacz, że tak długo, ale ostatnio miałam mały kryzys z brakiem weny i mało dostępnym wolnym czasem ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz