12.07.2018

Od Alana CD Isleen

Nie chętnie zostawiałem ją samą. Nadal nie wyglądała najlepiej. Martwiłem się o nią. Najgorsze było to że nie miałem pewności że pozbyliśmy się wszystkich czarowników odpowiedzialnych za porwanie Isleen. Co jak wrócą by dokończyć co zaczęli? Chodziło im o mnie. Tyle zdążyłem się dowiedzieć od Vincenta. A fakt że nie wiem o co im chodzi nie ma znaczenia. Nie mogłem pozwolić by Leen stało się coś z mojej winy. Przeżył bym śmierć wszystkich tylko nie jej.
~ Pilnuj jej ~ poleciłem Ortrosowi ~ tylko tak by cię nie zauważyła
Ogar posłusznie zamienił się w dym. 
Spojrzałem jeszcze na budynek z którego wyszedłem. To jedyny dom z którego nie chciałem wychodzić i do którego chciałem wracać. Musiałem załatwić te sprawy. Bo czarownicy staną się moim najmniejszym problemem.
Odpaliłem motor za nim zdążyłem się rozmyślić i wrócić na górę. Uwielbiałem te momenty kiedy jechałem przed siebie, wiatr wiał mi w twarz. Lubiłem slalom między stłoczonymi autami i wściekłymi kierowcami. No i prostą gdzie wreszcie mogłem dodać gazu. Pęd i brak ograniczeń. Czułem się wolny, zawsze kiedy wsiadałem na motor. W tym momencie nic więcej się nie liczyło nawet myśl zostawiały mnie w spokoju. Bo nie ważny jest cel lecz droga.
Gdy opuściłem miasto i wjechałem na drogę prowadzącą przez Mojave zatrzymałem się na poboczu. Z bagażnika wyciągnąłem czerwoną bandamkę i owinąłem nią nos i usta. W podróżowaniu przez pustynię najgorszy jest duszący piach niesiony przez wiatr oraz usterka czy pusty bak na środku drogi. Te drugie mi nie straszne bo tą drogą muszę jechać tylko parę kilometrów. 
Droga minęła o wiele szybciej niż się spodziewałem. Prawie przegapiłem ujeżdżoną dróżkę w którą miałem skręcić by dojechać do posiadłości Blackwood'ów. Osoba nie wtajemniczona na pewno by nie trafiła. Dworek nie leżał daleko od miasta ale trzeba było narobić parę kilometrów by dojechać do drogi którą następnie trzeba było cofnąć się w stronę miasta. To było bardzo w stylu Nefilim. 
Parę minut później podjeżdżałem pod wysuszoną roślinność. Kiedyś budynek musiał być imponujący ale te czasy minęły wiele lat temu. Wcześniej nigdy tu nie byłem ale zdziwił mnie fakt że był tak bardzo podobny do domu w którym się wychowywałem. Czy wszyscy łowcy budowali swoje domy w tym samym stylu? Rozejrzałem się po terenie kawałek dalej bod starym drzewem stał motor.
Eh... bardziej ucieszył by mnie widok starej terenówki. Zgasiłem silnik, i zdjąłem bandamkę. Zostawiłem motor i wszedłem po rozsypujących się schodach do środka. Jak podchodziłem pod drzwi usłyszałem podniesione głosy chłopaka po motorze mogłem wnioskować Roth'a i dziewczyny. Raven? Jeżeli rodzeństwo się kłóciło nie powinienem mieć żadnych wyrzutów sumienia przerywając im. Pchnąłem drzwi, a oczy obecnych spiorunowały mnie wzrokiem.
Może jednak powinienem poczekać?
Chłopakiem był Roth ale dziewczyną nie była jego ciemnowłosa siostra. Spojrzałem na rudowłosą dziewczynę która chyba odetchnęła z ulgą.
- Nie chciałem przeszkadzać? - wyznałem od razu nie co skruszony - Raven powiedziała że mogę wpadać
Rudowłosa minęła mnie i skierowała się do wyjścia. Dopiero wtedy rozpoznałem w niej kelnerkę z baru. Erika Fallen.
- Twoja dziewczyna? - spytałem
- Nie - oburzył się od razu. A więc trafiłem między nim coś jest, albo coś było.
- Przyjechałem skorzystać z biblioteki nie masz nic przeciwko? - dopytałem od niechcenia. Nie chciałem pokazywać że naprawdę mi zależy
- Znowu uganiasz się za Dżinem? - fuknął
- Gdybym uganiał się za dżinem nie potrzebował bym książek - odparłem
- Jasne tylko nie poluj na nic bez mojej zgody - upomniał
- Twojej zgody? - dopytałem
- Nie możesz polować na moim terenie bez mojej zgody - zacytował jedną z reguł łowców. Brawo odrobił pracę domową. Grzeczny chłopiec
- Ale wiesz że o pozwolenie mogę pytać się twojej siostry.
- Ze wszystkim przychodzisz do mnie - nakazał - moja siostra to kretynka chyba zdążyłeś już zauważyć.
- Będę miał to na uwadze - nie można było się z nim nie zgodzić. Raven była hm... specyficzna. Nie mogłem zapomnieć że mało co nie straciliśmy życia przez jej nierozwagę.
Chłopak przyjrzał mi się uważnie po czym wyszedł z budynku w ślad za dziewczyną. Wziąłem to jako zgodę na przeszukanie ich rodowych dzienników.
Kartkowałem już kolejny notatnik i wkurzałem się co raz bardziej. Nie znalazłem nic co pomogło by mi odnaleźć jakieś informacje o rodzinie Leen. Nie znalazłem również niczego o potomkach Gabriella.
Zrezygnowany odłożyłem kolejny dziennik na miejsce. Za oknem już się ściemniało. Zamknąłem oczy i losowo wyciągnąłem dwa dzienniki z tych których jeszcze nie czytałem.
Okazały się strzałem w dziesiątkę już na pierwszych kartkach znalazłem to po co tu przyjechałem.
***
W dobrym humorze wracałem do mieszkania Leen. Sama dziewczyna też wyglądała już o wiele lepiej.
- Mam dla ciebie propozycję - wyznała stawiając przede mną parujący kubek kawy. Wziąłem łyk i czekałem aż zacznie mówić dalej.
- No - ponagliłem kiedy nadal milczała
- Tak sobie pomyślałam - zaczęła - że może... szukam współlokatora 
- Współlokatora - powtórzyłem - czekaj czy ty mi proponujesz bym u ciebie zamieszkał? - dopytałem 
- Jeżeli nie chcesz to znajdę kogoś innego - odparła wzruszając ramionami
- A kto powiedział że nie chce 
Dziewczyna uśmiechnęła się uroczo. Zaplanowała to, albo przewidziała.
- Więc kiedy mogę przenosić swoje rzeczy? - dopytałem przyciągając ją do siebie. - Znalazłem informacje o twoim anielskim przodku. - wyszeptałem podając jej dziennik - okazuje się że nasze rodziny od wieków się przeplatają więc jest duże prawdopodobieństwo że Vincent może wiedzieć coś o twoje rodzinie.
< Isleen?> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz