-Gdzieś Ty była? Musimy trzymać się razem- powiedziałem do niej ale mnie zbyła i po cichu przeszła- Zhavia, nie możemy się teraz rozdzielać, rozumiesz? Musimy się stąd wydostać- ale dziewczyna nie reagowała. Przeszła do salonu, mieszkańcy przenieśli na nią wzrok i momentalnie zerwali się z miejsca.
-Do matki- krzyknął mężczyzna w stronę dzieciaków, nastolatka pobiegła w stronę rodzeństwa, ale tam nie dotarła, srebrny bicz zaplątał się wokół jej szyi, szarpnięcie sprawiło że dziewczyna upadła w moim pobliżu. Zaskoczony spojrzałem na Zhavie ,która zimnym, bezlitosnym spojrzeniem omiotła pomieszczenie.
-Co ty robisz?- spytałem, podszedłem do niej z zamiarem potrząśnięcia nią ale kiedy jej dotknąłem okazało się że nie jestem w stanie. Szybko pojąłem że mnie tu nie ma, oni mnie nie widzą, a ja nie mogę niczego dotknąć, byłem jak duch.
-Wejdźcie- zażądała nie kierując tych słów do nikogo konkretnego. W drugim jej ręku pojawił się miecz którym przeszyła dziewczynę, usłyszałem szloch kobiety i krzyk dzieci. Do salonu weszły demony.
-To oni- powiedziała Zhavia, demony otoczyły rodzinę, a Zhavia bez słowa po prostu wyszła. Świat zawirował, zapadła ciemność, w którą się zapadłem...
***
Gwałtownie otworzyłem oczy i zerwałem się do siadu. Jednak chwilę trwało nim odzyskałem ostre widzenie.
-Zhavia...- wychrypiałem dostrzegając dziewczynę przed sobą, po czym przeniosłem wzrok za nią by rozejrzeć się gdzie jestem.
<Zhavia?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz