Dziewczyna ruszyła ciężkim krokiem w głąb alei, powoli znikając w masie ludzi przeciskających się między sobą, chcąc zobaczyć jak najwięcej Las Vegas w jak najkrótszym czasie. Lato ściągało na miasto nie tylko niemiłosierne upały, oprócz tego na ulicach rosły miliony turystów, pojawiali się nagle, jak jakieś grzyby po deszczu. Głupie, plastikowe miasto.
Chciałem zacisnąć pięści, ale powstrzymało mnie coś w dłoni. Zauważyłem, że rudowłosa zapomniała o swojej talii kart, którą udało mi się jej zwinąć. Świetnie, teraz trzeba biec.
Na szczęście nie potrzebowałem dużo, by chmary przechodniów ustąpiły mi miejsca, zbliżał się wieczór i słońce powoli znikało za neonowymi światłami budynków, więc duchota i parność nie były aż takim dużym problemem, by zatrzymać mnie przed używaniem swoim umiejętności.
— Hej — rudowłosa dalej przeciskała się między ludźmi, na siłę mnie ignorując. O nie, tak się nie bawimy. Jeśli Anatole chce zdobyć czyjąś uwagę, zdobędzie ją. - Ty, czarodziejka z ulicy!
Teraz szala musiała się przebrać, bo dziewczyna odwróciła się na pięcie i fuknęła tylko.
— Co? — prawie można było zauważyć, jak ogniki tańczą jej w oczach, wręcz buchała złością, ze swoimi zmarszczonymi brwiami i nadąsaną miną. Uśmiechnąłem się szyderczo. Tak, o to mi chodziło.
- Zapomniałaś czegoś - podniosłem dłoń z talią kart w powietrze tak, by mogła zobaczyć moją zdobycz nad głowami wiecznie idących przechodniów. Zrobiła nagle wielkie oczy, jakbym zabrał jej coś niewiarygodnie cennego, po chwili jednak wróciła do swojego wściekłego spojrzenia i zmarszczonych brwi.
— Oddaj mi to — syknęła, zaciskając pięści. Pokręciłem głową, chowając karty do kieszeni.
— Tak się nie bawimy, serdeńko. Musisz ładnie poprosić. Albo dać kupić sobie kawę — zakończyłem zdanie lekkim mrugnięciem. Co jak co, dziewczyna nie wyglądała na bardzo agresywną, a o tak drobną i łatwą do złapania zdobycz trudno w Mieście Grzechu. Już myślałem, że rudowłosa się oprze, gdy zauważyłem zmianę w jej posturze, już nie wyglądała na wściekłą, bardziej na skupioną. Na czym mogła się skupiać na środku chodnika wśród chmary ludzi? Uparcie patrzyła w moją stronę, po czym zamknęła oczy. Wtedy poczułem szarpnięcie, jakby ktoś próbował wyciągnąć za wszelką cenę zawartość z moich kieszeni, jakby karty zawieszone były na haczyku, a ruda miała wędkę w dłoni. Świetnie, czyli kolacja nie będzie aż tak łatwa, jak miałem nadzieję. Aż dziwne, że w tak wielkiej ilości osób udało mi się znaleźć kogoś, kto nie jest zwykłym śmiertelnikiem. Gdyby to było coś bardziej wymagającego jak wampir albo wilkołak. Nie, mi trafiła się młodociana wróżka. Zacisnąłem mocno palce na talii w kieszeni, podchodząc do dziewczyny.
— O, co to, to nie — gdy dotarłem do niej na tyle blisko, że bez problemu położyłem jej dłoń na ramieniu, uśmiechnąłem się słodko. Nagły dotyk i głos musiały wytrącić ją ze skupienia, bo karty przestały wyrywać mi się z dłoni. — Nie grasz fair, nie ładnie.
Ona chciała coś powiedzieć, ale jej przerwałem. Jest jeszcze szansa na kolację, może mi się uda. Jeśli nie, będę mógł wpisać sobie nieudane polowanie na czarodziejkę do CV. Zawsze jakieś przeżycie. Las Vegas nigdy nie przestawało mnie zaskakiwać, z każdym dniem robiło się tu coraz ciekawiej. Uśmiechnąłem się szyderczo, spoglądając jej w oczy, ale uparte z niej stworzenie, no nie chce się ugiąć.
— Albo kawa, albo pożegnasz się ze swoimi sztuczkami na dobre. Chociaż ze swoimi zaklęciami mogłabyś wyczarować sobie kolejną talię, co?
Sam?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz