10.05.2018

Od Alana CD Isleen

Przesadziłem... Wystarczyło spojrzeć na twarz dziewczyny by wiedzieć że powiedziałem za dużo. Przecież nie chciałem jej zranić. Czasem słowa mają większą moc i ranią bardziej niż ostrze. Chciałem ją zatrzymać, przeprosić. Lecz czy nie tego właśnie chciałem? Czy nie chciałem by sobie poszła? By się nie wtrącała? Sam już nie wiem.. Westchnąłem i zamknąłem oczy. Kiedy je na powrót otworzyłem ciemnowłosej nie było w zasięgu wzroku. Nawet cofnąłem się kawałem ale ulica była pusta. Nie że tak dosłownie przecież w Las Vegas nie ma pustych miejsc to po prostu nie ekonomiczne. Nie było dziewczyny zapewne poszła do domu. I dobrze.. Mogłem w końcu zając się własnymi sprawami. Wyjąłem telefon i spojrzałem na wyświetlacz nie było ani jednego powiadomienia.  Wykręciłem jeszcze raz numer Vincenta ale wiedziałem na nastąpi. Następnie wybrałem do Ginny z takim samym skutkiem. Może już nie żyją, a ja łudzę się nadzieją jaką dała mi Leen. Jak tylko ją wspomniałem przed oczami od razu stanęła mi jej twarz przepełniona bólem kiedy spojrzała na mnie ostatni raz i skierowała się w stronę z której przyszliśmy. Nie myśl o niej - poleciłem sobie. Miałem w tym wprawę. Potrafiłem na zawołanie zamykać takie chwile w podświadomości. Czasem wypełzały ale starałem się je trzymać pod kluczem. Jeszcze raz spojrzałem na ulicę i zacząłem iść przed siebie bez celu. Przecież nawet nie wiedziałem od czego zacząć. No geniuszu pozbyłeś się jedynej osoby która miała jakiekolwiek pojęcie. Szlak z frustracji i złości walnąłem pięścią w pobliski budynek co spotkało się z jakimiś pomrukami ze strony mijanych mnie ludzi. Ból przyćmił wszystko inne obawy, poczucie winny, złość. Patrzyłem na własną dłoń, rozwalone knykcie z których płynęła krew. O dziwo ten widok mnie uspokajał. Od dziecka miałem do czynienia z krwią. Czułem jak z wraz z nią opuszczają mnie emocje. Jak staje się pusty. Dziwny stan który najbardziej lubiłem.
Nie wiem nawet jak znalazłem się pod domem Isleen. Ruch ten był logiczny aby uratować rodzinę musiałem dowiedzieć się gdzie są a tylko ona mogła mi to powiedzieć. I choć mogłem to sobie wmawiać prawda była inna. Martwiłem się o nią, nie chciałem by nasz znajomość skończyła się na tej awanturze. Musiałem ją przeprosić, a ona powinna to zrozumieć. Przynajmniej miałem nadzieje. Wszedłem do bloku i do góry po schodach do mieszkania które zapamiętałem. Zatrzymałem się przed drzwiami układając sobie w głowię formułkę jaką przekonam dziewczynę by nie zatrzasnęła mi drzwi przed nosem mając nadzieje że mnie trafią. Choć nigdy nie miałem podobnego problemu miałem pustkę w głowie a wszystko co wymyśliłem wydawało się sztuczne. Westchnąłem i wyciągnąłem dłoń by zapukać. Zatrzymałem się w połowie uświadamiając sobie że chciałem pukać do drzwi rozwaloną ręką. I dopiero wtedy dotarł do mnie fakt że drzwi nie są zamknięte. Zapukałem tym razem drugą ręką i pchnąłem uchylone drzwi.
- Leen - wypaliłem, coś było nie tak. W powietrzu unosiła się dziwna energia. - Isleen - powtórzyłem dobitnie, jednak dom był pusty. Zacząłem rozglądać się po mieszkaniu.
Drzwi od łazienki były niedomknięte, na kabinie prysznicowej nadal były krople wody jak by właśnie ktoś skończył kąpiel. Za to cała łazienka wyglądała jak by przeszedł tajfun. Wszystkie kosmetyki, środki czystości leżały na środku niedbale rzucone. A na lustrze widniał czerwony napis "Witaj kochanie". Ostrożnie podszedłem do lustra. Nie trzeba być geniuszem aby wiedzieć co pomyślałem w tym momencie. Jednak to wcale nie była krew co przyjąłem z ulgą. Czułem te wibracje jak by ktoś korzystał z jakiejś mocy. A skoro nadal wyczuwalne było to w powietrzu znaczyło że musiało wydarzyć się to parę minut temu co najwyżej 20. Co by się zgadzało przecież nie użalałem się nad sobą aż tak długo. Opuściłem łazienkę i zacząłem przeszukiwać resztę mieszkania. Salon nie wyglądał lepiej. Poprzewracane meble, jak by dziecko zdenerwowało się i zniszczyło własny domek dla lalek. Tu również wyczuwałem tą energię. Nie mogłem jednak jej zidentyfikować.
Nie miałem jednak wątpliwości że coś weszło do domu Leen i ją stąd zabrało najwidoczniej siłą. Zabrałem szczotkę do włosów dziewczyny, schowałem ją pod kurtkę i opuściłem mieszkanie na wypadek gdyby jakaś sąsiadka zadzwoniła na policję. Zszedłem piętro niżej mijając drzwi zatrzymałem się i zapukałem. Po chwili otworzyła mi starsza kobieta
- Dzień dobry - przywołałem na twarz uroczy uśmiech. Rozejrzałem się dookoła ale klatka była pusta - właśnie przyszedłem do przyjaciółki mieszka nad panią. Młoda w moim wieku. Z ciemnymi włosami.
- Tak - przytaknęła kobieta - bardzo miła dziewczyna. Taka cicha nigdy nie ma z nią problemu
- Uhu słyszała pani dziś może coś niepokojącego? - dopytałem kobiety
- Tak jakieś parę minut temu dziwne odgłosy właśnie zadzwoniłam na policje. Chyba włamanie było. - szepnęła kobieta, trafiła mi się plociucha cudownie
- A nie wie pani czy Isleen była w domu
- Oj nie wiem
- Bardzo pani dziękuje - zacząłem wyciągając z kieszeni małą kryształową kuleczkę - proszę w ramach podziękowań
Kobieta wzięła ode mnie magiczny przedmiot. Musiałem dopilnować by potrzymała go co najmniej 10 sekund. W myślach odliczałem czas. Nie mogłem przecież pozwolić by kobieta powiedziała o mnie policji. Musiał mnie zapomnieć i rozmowę ze mną również. Kiedy czas minął odwróciłem się zaciągając kaptur na głowę i wyszedłem z budynku.
Co tam się stało?
Nie mając wyboru wróciłem najszybciej jak się dało do domu pana Collinsa. Przecież musiałem ją odnaleźć nie mogłem ją tak zostawić. Wszedłem do pokoju i rozłożyłem mapę Las Vegas na stoliku. Oby nadal tu była.. Wyciągnąłem świeczki które podpaliłem samym spojrzeniem i wyciągnąłem kryształowe naczynko. Nie lubiłem posługiwać się magią czarownic ale jako Nefilim miałem do niej prawo. Musiałem ją znaleźć. Bo bez niej nie odnajdę Vincenta i Ginny..
Kogo ja okłamuje. Musiałem ją odnaleźć bo bez niej jestem tylko dupkiem który posyła własną rodzinę na śmierć.
Udaj się błagałem kładąc do naczynia kilka włosów ze szczotki.
< Leen?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz