16.05.2018

Od Rayan'a CD Azero

Czułem się nieswojo w jej towarzystwie. Zastanawiałem się gdzie wsadzić oczy by nie uznała że ją podrywam. Co jak co ale kłopoty z demonami nie były mi potrzebne. Ani krótkie romanse w których tak się lubują. Choć się starałem, jestem facetem i nic nie mogłem poradzić że moje oczy co chwile lądowały na jej dużym dekolcie.
- Ah, tak, jak najbardziej przystojniaku. - wypaliła uśmiechając się zalotnie. A ja w głowie miałem pustkę nawet nie pamiętałem co wcześniej mówiłem i czy w ogóle.
Lecz kiedy minął pierwszy szok i zawiał lekki wiatr moja druga osobowość doszła do głosu. Więc śliczna demonica miała dużą konkurencje z moim głodem. Choć miło się na nią patrzyło moją uwagę rozpraszała woń krwi, która docierała do mnie niesiona wiatrem. 
- Wybacz, ale muszę lecieć - oznajmiła dziewczyna - chodź Carmon
Zarzuciła zalotnie włosami i ruszyła przed siebie. Kiedy mnie mijała otarła się o mnie ramieniem, a w dłoń wcisnęła mi świstek papieru. I znów zachowałem się jak typowy facet odkręciłem się i wlepiłem wzrok w tyłek dziewczyny aż zniknęła za rogiem. Uśmiechnąłem się pod nosem. Jak taka mała chwila może poprawić człowiekowi humor. Spojrzałem na świstek papieru który miałem w dłoni. Na kartce widniał tylko numer. I choć wiedziałem że powinienem wyrzucić kartkę do najbliższego kosza schowałem ją do kieszeni.
No to wpadłem.
Wykorzystałem te chwilowe rozproszenie uwagi które wywołała demonica. Przebiegłem na drugą stronę ulicy oddalając się jak najdalej od zapachu. Bałem się że mogę stracić kontrolę i rzucić się na zwłoki w towarzystwie wszystkich tych ludzi. A tego bym nie chciał oni chyba też nie. Bo ostatecznie żywe mięso jest lepsze od padliny.
Gdy oddaliłem się na tyle że nie czułem zapachu krwi. Przystanąłem i założyłem słuchawki chcąc dalej kontynuować swój maraton.
~ Ray ~ usłyszałem w głowie głos  Joseph'a. Pod głosiłem muzykę lecz wiedziałem że to nic nie da. Wiedziałem również że im dłużej próbuje go bagatelizować tym głos będzie głośniejszy. ~ Rayan ~ miałem wrażenie że głowa mi eksploduje. Nie miałem sił dłużej walczyć z alfą. 
~ Nie ma jeszcze zmierzchu ~ zauważyłem 
~ Czekam na ciebie w barze ~ oznajmił
Nie musiał tłumaczyć mi gdzie jest. W watasze nie ma tajemnic, nic się nie ukryje. I każdy wie gdzie znajduje się ktoś inny zwłaszcza kiedy alfa chce aby ktoś do niego przyszedł.
Tak jak z głosem, wezwaniu też mogłem się opierać ale koniec końców i tak przyszedł bym jak pies do pana.
Wiec zacząłem biec dając prowadzić się więzi.
Miałem właśnie wejść do baru kiedy drzwi się otworzyły a na zewnątrz wyszła.. Szaro włosa demonica którą widziałem wcześniej. Ona chyba również była zaskoczona naszym ponownym spotkaniem lecz wtedy wyczułem obecność władnego alfy. Spojrzałem ponad ramię dziewczyny. Z drzwi za nią wychodził właśnie Joseph podpalając papierosa którego miał w ustach.
< Azero?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz