7.05.2018

Od Isleen CD Alana

Przyglądałam się Alanowi, domyślając się, że czeka na moją reakcję.
- Cóż... - Zaczęłam. - Uważam, że nic nie dzieje się bez konkretnego powodu. Twoje zachowanie również takowy powód miało. To już ty musisz zdecydować czy to wszystko było tego warte. Ja nie będę cię oceniać. Mogę jedynie powiedzieć, że na twoim miejscu zrobiłabym inaczej. Ciężko jest chwycić dwie sroki za ogon, ale postarałabym się zrobić to, tak by nikogo nie narazić na niebezpieczeństwo, a przy okazji, tak by nie musieć robić tego, czego nie chcę. - Powiedziałam. Spojrzałam na chłopaka. Stał i wgapiał się w swoje buty. Gdy skończyłam mówić, podniósł szybko głowę i zaczął się we mnie wgapiać.
- I co? To tyle? To wszystko, co masz do powiedzenia? - Zapytał zaszokowany. Skinęłam głową i przyspieszyłam odrobinę.
- Powinniśmy się pospieszyć. Nie wiemy co się dzieje i ile jeszcze mamy czasu. - Powiedziałam. Mimo tego, że nic nie powiedział, to słyszałam, jak przyspiesza, by zrównać ze mną kroku. Po dłuższej chwili ciszy w końcu Alan się odezwał.
- Nie przeszkadza ci, że idziesz na śmierć z takim śmieciem? - Zapytał. Odchyliłam lekko głowę w tył i zaśmiałam się, co zwróciło uwagę kilku przechodniów.
- Śmieciem? Nie myślę tak. Każdy ma prawo się czegoś bać, czegoś nie chcieć i nie wiedzieć co zrobić w pewnym momencie. Ludzie podejmują złe decyzje, mylą się i często powodują w ten sposób kłopoty, ale gdyby tego nie robili, nie byliby ludźmi. - Powiedziałam. Zabawne, że tak się wymądrzam skoro moje życie to jedna wielka porażka i sama nie potrafię pozbierać się do kupy.
- Więc uważasz, że mam jeszcze szansę to wszystko naprawić i jeszcze na tym skorzystać? - Spojrzał na mnie pytająco.
- Owszem. Jeśli się postarasz, to zapewne masz jakieś szanse na szczęśliwe zakończenie. - Westchnęłam. Naprawdę powinnam się zamknąć, wypchać tymi moimi jakże mądrymi gadkami, a następnie zastosować je we własnym życiu, bo jak na razie to gównianie mi to idzie.
- A więc... Chcesz iść z kimś takim na śmierć? - Zapytał. Zatrzymałam się zaskoczona i przeniosłam spojrzenie na chłopaka.
- Na śmierć? Dlaczego? - Prychnęłam.
- Wątpię, byśmy sobie z tym poradzili... - Powiedział, drapiąc się w kark. Ponownie odrzuciłam głowę do tyłu i się zaśmiałam. Chłopak spojrzał na mnie tak, jakby zastanawiał się, czy aby na pewno nie zwariowałam jeszcze od moich wizji i czy czasem nie trzeba zamknąć mnie w psychiatryku.
- Przecież przed chwilą powiedziałeś, że POLOWAŁEŚ na ten cały sabat. To ty jesteś tutaj łowcą, co nie? Raczej nie porwałbyś się na coś takiego, gdybyś był niepewny swoich umiejętności, prawda? Mam po prostu wrażenie, że to, co się stało, teraz cię dobija, ty się obwiniasz i przez to zaczynasz wątpić w siebie, a z kolei przez twoje wątpliwości rzeczywiście nic może z tego nie wyjść. - Westchnęłam, rozkładając ręce.
- Może... Ale po prostu czasem jestem zbyt porywczy i nie myślę o tym, co robię. Wiesz, takie typowe "najpierw robię, potem myślę". - Alan spuścił wzrok na swoje buty. Chyba muszę mu zamontować jakiś kij, dzięki któremu będzie patrzył cały czas przed siebie. Podeszłam do niego i zdecydowanym ruchem podniosłam jego głowę w taki sposób, że patrzył na mnie. Może byłam aspołeczna, nie wiedziałam jak rozmawiać z ludźmi i jak radzić sobie w życiu, ale jedno było pewne. Nie pozwolę nikomu zniszczyć sobie życia w taki sposób, jak ja zniszczyłam swoje.
- Słuchaj, przestań w końcu się zamartwiać. Masz rodzinę, osoby, na których ci zależy, to rusz się i ich ratuj! Właśnie teraz cię potrzebują! Ty przynajmniej masz jeszcze dla kogo walczyć! Znasz się na tym w porównaniu do mnie i mam wrażenie, że akurat tego, że muszę cię teraz do czegokolwiek motywować, powinieneś się wstydzić! Rusz się więc w końcu i przestań się mazać, bo zasadzę ci kopa w dupę, jasne?! - Wyrzucając z siebie słowa niczym pociski z karabinu maszynowego, dźgałam go palcem w klatkę piersiową. Alan stał i wgapiał się we mnie zaskoczony, a ja sama chyba nie wierzyłam, że tak blisko do niego podeszłam i wypowiedziałam tyle słów. Zawsze ciężko było mi się przy kimkolwiek odezwać, a teraz stałam na środku chodnika i darłam się facetowi w twarz. Chyba naprawdę zaczynam wariować. Znieruchomiałam, stojąc przed nim z palcem opartym o jego mostek i wgapiając się w jego twarz, zastanawiając się, co we mnie wstąpiło i czy czasem nie przesadziłam. W końcu chciałam go zmotywować, a nie załamać.

< Alan? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz