21.05.2018

Od Rayan'a CD Azero

Nie ufałem demonom. A zważywszy na gatunek Azero to tyczyło się również jej.
Dlaczego musiałem na nią wpaść?
Byłem głodny, wściekły i wykończony pełnią której nie chciałem się poddać. Jednak próbowałem zachować spokój. Demony miały to do siebie że bagatelizowały inne rasy. Uważały że są lepsze zdecydowanie miały kompleks odrzucenia. Były bardziej podobne do Nefilim niż mogło im się wydawać i niż były skłonne przyznać. Więc pozwoliłem im wierzyć że tak jest. Że jestem bezbronną zdobyczą. Kiedy jak kiedy ale podczas pełni na ich miejscu nie zaczynał bym do wilkołaka. Dziwne że tego nie wiedzą.
Zastanawiało mnie dlaczego Azero stanęła w mojej obronie. Jaki miała w tym cel? Nie chciało mi się wierzyć że ratuje mój tyłek tylko ze względu na mój urok osobisty.
Postanowiłem zagrać w jej grę. Co nie było trudne przecież nie mogę narzekać na jej towarzystwo.
Prowadziła mnie przez miasto. Nie wiedziałem gdzie idziemy ale kiedy trwała pełnia nie musiałem się niczego obawiać. Chwile później stanęliśmy przed drzwiami jej mieszkania. Tak przynajmniej mi się wydawało. Przechodząc przez próg aż się wzdrygnąłem. Nie ze względu na mieszkanie bo te było naprawdę ładnie urządzane. Wzdrygnąłem się bo dobrowolnie daję się zamknąć w mieszkaniu podczas pełni. Czułem się klaustrofobik w windzie podczas awarii. 
- Rozgość się - rzekła ściągając szpilki - Mam nadzieje, że masz mięciutkie futro po przemianie? - rozsiadła się wygodnie na czarnej kanapie i poklepała miejsce obok siebie uśmiechając się słodko
Taktownie uniknąłem pytania rozglądając się po pomieszczeniu. Nie chciałem by zauważyła mój dyskomfort. Odkręciłem się do niej tyłem, podszedłem do okna i zapatrzyłem się na panoramę miasta. Musiałem się uspokoić, bo chcąc nie chcąc pełnia wygra. Zacząłem zaciskać i rozluźniać pięści w uspokajającym geście.
Musiałem się dowiedzieć co ona kombinuje, a do tego musiałem zachować ludzką postać.
Lęk o watahę był tak duży że próbowałem telepatycznie dowiedzieć się co dzieje się pozostałymi z watahy i mieć pewności że nic im nie grozi. Czułem się w dziwny sposób za nich odpowiedzialny. Przecież sam wprowadziłem ich wszystkich w ten świat. Byłe przy nich podczas ich pierwszych pełni. Pamiętam że kiedyś byli zwykłymi wystraszonymi dzieciakami. Ciężko było nawiązać kontakt kiedy oni są wilkami a ja nadal człowiekiem. Lecz byłem drugą najważniejszą osobą w stadzie. Więc dość szybko poczułem ich obecność. Ich podniecenie polowaniem.
- O co tu chodzi? - spytałem, kiedy przekonałem się że wszystko w porządku - Czemu mnie tu przyprowadziłaś?
- Przecież sam chciałeś - mruknęła zalotnie - przestań zachowywać się jak bym cię porwała i przetrzymywała jak jeńca
- A nie zrobiłaś tego? - spytałem odkręcając się przodem do niej
- Jeżeli tak bardzo pragniesz mogę przykuć cię kajdankami - zaproponowała wstając z kanapy - napijesz się?
Obserwowałem każdy jej ruch jak z gracją podchodzi do barku, jak wyciąga czerwone wino starego rocznika. Byłem nią zauroczony. Co było niebezpieczne. A ja zdawałem sobie z tego sprawę jednak nie zamierzałem nic z tym zrobić.
- Ile masz lat? - spytałem nagle. Sam się zdziwiłem że mnie to interesuje ale interesowało
- A na ile wyglądam? - odparła pytaniem podchodząc do mnie i podając kieliszek
- Aha czyli wiek też zostaje tajemnicą - szepnąłem biorąc łyk z kieliszka. Miałem tylko nadzieje że wino nie było zatrute. Lecz skoro nie poczułem tojadu nic innego nie było by mi wstanie zaszkodzić. - wnioskuje że nie powiesz mi o planach Felixa
Spodziewałem się odmownej odpowiedzi ale nie doczekałem się tego. Poczułem rozdzierający ból i nie spowodowany nagłą przemianą. Gdzieś w okolicach lewej piersi, ból był piekący jak bym przykładał rozgrzany pręt. Więc wszystko inne zostało odrzucone na dalszy plan nawet plany Felixa. Znałem ten rodzaj bólu.. Srebro. Przecież ostatnie lata próbowałem się na niego uodpornić. Tylko ten ból nie był powierzchowny, piekły mnie wnętrzności. Czułem nadchodzącą śmierć.
To nie mój ból.
Uspokój się, myśl logicznie.
Łatwo było się zapomnieć. Kiedy odbierasz cudzy ból jak własny
Choć ciężko miałem się skupić złapałem się parapetu i zacząłem sprawdzać listę obecności względem hierarchii. Czułem obecność i wściekłość Joseph'a. Później kolejnością czułem niepokój innych członków watahy, aż nadtrawiłem na Rubi. To był jej ból to ona została ranna..  Chociaż mieliśmy zasadę by umierając zawsze myśleć o zabójcy jej myśli były rozbiegane.  Próbowałem wywnioskować z tych spanikowanych i niejasnych rozmyśleń jakiś sens, ale na marne. Dziewczyna ciężko miała myśleć o czymś sensownym. Rozumiałem ją. Nie mogłem jej winić. Sam pewnie nie mógł bym się skupić na celu.
Czułem jej ból, jej strach aż całkowicie znikł. Wraz z nim znikła również Rubi. To zawsze było najgorsze może dlatego chciałem ratować swoją watahę bo nie potrafiłem radzić sobie ze stratą któregokolwiek z nich. Inaczej jest gdy zabijają się dla hierarchii. Ale ona została zabita srebrem. A wraz z nią umarła jakaś część mnie.
Zostałem przytłoczony nad tłokiem emocji. Wściekłość, rozpacz, poczucie straty. To było aż namacalne, a w tym harmidrze nie mogłem odnaleźć własnych myśli. Nie miałem już kontroli nad sobą. Nie mal z ulgą przyjąłem ból towarzyszący przemianie. Łamane i nastawiane kości.
To było właściwe.
Nie rozumiałem jak kiedykolwiek mogłem z tym walczyć.
Chwile później mój pogląd się zmienił. Najważniejsze było zaspokojenie głodu nawet kiedy moją ofiarą miała zostać demonica.
< Azero?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz