21.05.2018

Od Roth'a cd Zhavia

Tak jak chciała Zhavia poszedłem po grubą starą księgę, oprawioną skórą i wcale bym się nie zdziwił gdyby ktoś mi powiedział że to była ludzka skóra. Miała dziwne otwarcie, z boku jakby był zamek, jednak nie było miejsca gdzie można by było włożyć klucz czy wpisać szyfr. Byłem prawie pewien że księga jest zamknięta i nie damy rady jej otworzyć. Jednak w momencie gdy Zhavia dotknęła księgi ta się otworzyła. Tekst był pisany, ładnym własnoręcznym pismem, lekko pochylonym i zdobnym. Zhavia w skupieniu się mu przyglądała. Ja również zacząłem skupiać się na tym co jest napisane. Zaczynało się jak jakaś baśń...
,,Dawno, dawno temu....."
Nagle świat lekko zawirował a ja miałem wrażenie jakbym zapadał w sen.
***
Gwałtownie otworzyłem oczy, nie byliśmy już w domu czarownika. Nie byłem nawet pewien czy wciąż jesteśmy w tym świecie. Byliśmy w wielkiej sali tronowej, panował w niej pół mrok, który rozjaśniały jedynie płomienie z pochodni. Czarna, marmurowa posadzka pokryta była krwisto czerwonym dywanem. Wielkie okna miały stłumione, kolorowe witraże, a ciężkie kotary były przypięte po bokach.  Siedzieliśmy na wielkim wygodnym tronie, a oczy wszystkich obecnych były zwrócone na nas. Sale wypełniał tłum, i to nie byle jaki. To nie byli ludzie, na pierwszy rzut oka. To. Nie. Byli. Ludzie. Demony, zjawy i inne straszydła. Na końcu tłumu dostrzegłem nawet mitycznego Minotaura.
Ten dzień był zwariowany, już dawno się w tym wszystkim pogubiłem ale to był już szczyt wszystkiego. Kiedy zerknąłem na Zhavie dostrzegłem jej przerażenie w oczach, sam również powinienem być przerażony, ale ja nie czułem już niczego. Z poczuciem odpowiedzialności przyciągnąłem ją do siebie i z powrotem zerknąłem na tłum. Nie byłem wstanie dostrzec ich intencji, nie ruszali się, nie odzywali, nie byłem pewien czy w ogóle oddychali, oni tylko patrzyli. Nie miałem żadnej broni, Zhavia raczej też nie. Nie miałem pojęcia dlaczego skoro wcześniej ją miałem, w sumie to nigdy nie rozstawałem się z bronią, nawet spałem z nożem lub spluwą.
Jeszcze raz analitycznie spojrzałem na sale i jej gości, musi być jakieś wyjście. I dopiero teraz dostrzegłem na przedzie tłumu, na środku sali klęcząco postać, była to kobieta, zlepione krwią, opuszczone włosy zasłaniały jej twarz, ale wydawała mi się znajoma, dziwnie znajoma. Przerażająco znajoma jednak wciąż nie byłem wstanie stwierdzić dlaczego. Nad nią stali dwaj mężczyźni w zbrojach, trzymali ciężkie łańcuchy które raniły nadgarstki kobiety. Jak mogłem jej wcześniej nie zauważyć.
Wstałem i pociągnąłem za sobą Zhavię, jesteśmy Łowcami, nawet jeśli nie przeżyjemy musimy walczyć, byłem gotów stawić czoła całemu temu tłumowi, ale jak tylko wstaliśmy tłum padł na kolana.

<Zhavia?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz