31.05.2018

Od Alana CD Isleen

Przekląłem w myślach że nie schowałem tego pergaminu. Nie chciałem nikogo w to wplątywać. Sam zadecydowałem żeby podpisać pakt więc sam powinienem spłacić dług u demona. Lecz nie mogłem i nie chciałem okłamywać Leen.
Nie miałem pojęcia że Belet tak szybko się odezwie. Zacząłem się zastanawiać czy dobrze zrobiłem. Czy to wszystko było warte?
Szlak! Oczywiście że było warto. Wierzyłem że oni, a przynajmniej Leen zrobiła by dla mnie to samo.
Nawet nie zdawała sobie sprawy jak te kilka wspólnych chwil zmieniły moje życie. Moje poglądy, decyzje. Jak bardzo nie chciałem jej stracić. Rzadko się przywiązywałem i nie mogłem uwierzyć że tak ryzykowałem dla kogoś kogo tak naprawdę nie znam.
Więc kiedy zapytała po prostu odpowiedziałem. Bez kłamstw, oszustw. Potrzebowałem z kimś pogadać potrzebowałem by uparła się przy swoim ale ona odpuściła. Nie było śladu tej upartej, wkurzającej dziewczyny którą poznałem. Była jakaś inna. Bałem się że sytuacja w której się znalazła mogła ją w jakiś sposób złamać.
Spojrzałem na nią. Była blada, oczy miała podkrążone.  A ja jeszcze bardziej znienawidziłem czarownice. Nawet nie wiedziałem że to możliwe. Do tej pory wydawało mi się że to był już szczyt moich emocji.
- Znalazłeś coś o moim anielskim przodku? - Spytała, pokręciłem przecząco głową. Żałowałem że nie mam dla niej żadnych informacji, ale może to i lepiej..
- Jeszcze nie, ale mam jeszcze kilka książek do przeanalizowania. Na pewno coś się w nich znajdzie. - Spojrzałem na nią jak jakieś rozczarowanie, zawód maluje jej się na twarzy. I postanowiłem że zrobię wszystko nawet jeżeli będę musiał jechać do Chicago aby przejrzeć całą bibliotekę dowiem się o jej rodzie wszystkiego. Skinęła głową na znak, że rozumie
- Chcę do domu. - Wymamrotała.
- Wyglądasz na okropnie zmęczoną. Połóż się chociaż jeszcze dzisiaj tutaj, a jutro pojedziemy do ciebie zobaczyć co z tym mieszkaniem. W końcu może nie być w stanie...Używalności. - zaproponowałem. Wolałem mieć ją na oku. Nie wyglądała najlepiej i jeszcze jej moc która najwyraźniej podczas zagrożenia zaczęła się rozwijać.
Nie chętnie ale się zgodziła. Położyła się z powrotem na kanapę, która zapewne była nie wygodna ale nie usłyszałem nawet słowa skargi. Na nowo zająłem się przeglądaniem pamiętników. Lecz moje myśli powracały do pergaminu przesłanego przez Belet'a.
Ciekawe jak dużą ma cierpliwość. Poczułem okropny, tępy ból w głowie jak by odpowiedź na moje pytanie. Która znaczyła nie nic innego jak to że demonowi kończy się cierpliwość. Musiałem zacząć coś robić. Nie można przecież zbawiać całego świata. Jeżeli to jest cena za życie Leen było warto. A temu Nefilim i tak nic nie uratuje. Skoro Belet chce go zdobyć osiągnie to z moją pomocą lub bez niej. Więc przeglądając pamiętniki już nie szukałem tylko wzmianek o Leen ale i również potomku Gabriela.
Przyniosłem sobie serowe chrupki i na nowo miałem usiąść do dzienników. Z których jak na razie niczego się nie dowiedziałem. Kiedy Leen zaczęła wiercić się na kanapie. Odłożyłem paczkę na stole i podszedłem do dziewczyny delikatnie dotykając jej ramienia. Przesunąłem dłoń na jej policzek i odsunąłem mokry kosmyk jej włosów. Myślałem że już będzie dobrze i miałem nawet odejść kiedy dziewczyna na nowo zaczęła rzucać się po łóżku, a po policzkach zaczęły płynąć jej łzy. Zacząłem się zastanawiać czy aby na pewno powinienem ją budzić.
Jeżeli to jej kolejna wizja?
Jeżeli budząc ją wyrządzę jej krzywdę?
Wtedy zaczęła krzyczeć.
- Leen - dotknąłem ją nadal nie do końca pewien czy powonieniem ją budzić, lecz kiedy zaczęła wykrzykiwać dwa słowa "Nie, pomocy" nie miałem wątpliwości co powinienem zrobić. - - Leen! Leen! Już dobrze, obudź się Leen! To tylko sen! - potrząsałem nią delikatnie
Otworzyła oczy lecz jej wzrok nadal był rozbiegany. Jak by nie do końca wybudziła się z koszmaru. Spanikowana złapała mnie za rękę i przyciągnęła do siebie. Zaskoczony wylądowałem na niej. Na co w sumie nie mogłem narzekać. Większość facetów tylko marzy o takim zwrocie akcji. Lecz ja czułem się nie co nie na miejscu. Wtuliła się we mnie zaciskając palce na mojej koszulce. 
- Leen spokojnie - mówiłem łagodnie, starałem się ją uspokoić. Lecz nie ukrywajmy nie miałem pojęcia jak się zachowywać. Nigdy nie musiałem pocieszać tak spanikowanej dziewczyny.
Nie pewnie położyłem się obok niej na ciasnej kanapie. Jedną ręką przytulając ją do siebie, a drugą gładząc ją po włosach. Nic nie mówiłem dałem jej się wypłakać, wyciszyć.
- Leen już dobrze - szepnąłem kiedy jej oddech się wyrównał - to był tylko sen. Tylko sen. Obiecuje że nikt więcej już cię nie skrzywdzi. Nie pozwolę na to.
< Leen?>   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz