Mapa stanęła w płomieniach. Zaczęło się namierzanie. Czekałem cierpliwie patrząc jak mapa staje się co raz mniejsza. Z magią nigdy nic nie wiadomo zwłaszcza kiedy używa się jej nielegalnie nie będą czarownicą.
Szlak
Ogień stał się większy i całkowicie strawił mapę. Namierzanie się nie powiodło. Prawdopodobnie ten kto wyciągnął dziewczynę siłą z domu jest czarownicą albo korzysta z ich usług. Narzucili czary ochronne. Moja nielegalna magia nie jest wstanie się przez nie przedrzeć Nie jedna dobra czarownica pewnie nie dała by rady obejść czarów ochronnych. A to komplikowało sprawę.
Czas uciekał a ja nie wiedziałem co mam robić. Nie miałem żadnego planu ani punktu zaczepienia.
Brak powodzenia czaru namierzającego może być spowodowany że nie ma już kogo namierzać. Leen może już nie żyć. Szybko odsunąłem od siebie tę myśl. Pierwsza opcja zdecydowanie bardziej mi się podobała. Przecież nie zabili by jej. Jej dar jest zbyt rzadki by go zmarnować.
Wszystko to moja wina gdybym nie powiedział tego wszystkiego nie musiała by wracać do domu. Zapewne nadal włóczylibyśmy się bez celu po ulicach.
Westchnąłem im dłużej siedzę bez czynnie tym mam mniejsze szanse na znalezienie jej żywej. Przecież ona na pewno starała by się mnie uratować nawet gdyby nie miała żadnych szans. Taka już była.
Nie miałem czasu.
Odsunąłem dywan i meble pod ściany by mieć wolny środek. Podszedłem do szafki i wyciągnąłem kredę. Zanim zdążyłem się rozmyślić klęknąłem na podłodze i zacząłem rysować ogromny Heksagram na środku pokoju. Dookoła z soli narysowałem okrąg ochronny z runami. Trochę zaskakujący był fakt że Collins w kuchni miał jej kilogramy. Mieszkam tu już jakiś czas a nadal nie wiem ile ten facet wie. Sztyletem naciąłem skórę dłoni i zakończyłem wszystko kilkoma kroplami własnej krwi. Ustawiłem jeszcze cztery świece. I stanąłem z boku podziwiając własne dzieło.
Czy miałem wątpliwości?
Jasne. To była najgorsza możliwa opcja ale nie mogłem dłużej zwlekać.
Siłą woli zapaliłem świece. Moja krew uaktywniła runy i okrąg który rozbłysł jasnym blaskiem. Nie było już odwrotu. Otworzyłem przejście musiałem to dokończyć za nim wszystko szlak trafi a z otwartego przejścia wylezie coś znacznie gorszego. O ile może być coś gorszego.
- Ja Alan Hunter. Z rodu Hunter'ów. Pochodzących z Chicago z hrabstwa Cook w stanie Illinois. Przodek króla Salomona. Spod znaku Heksagramu, z mottem: W czasie ciemności nawet aniołowie zostaną zniszczeni. Wzywam ciebie Belet upadły aniele. Królu piekła i władcą 85 legionów duchów. I żądam posłuszeństwa. - starłem się żeby mój głos nie zadrżał, by był pewny i władczy bo tylko takim sposobem mogłem zmusić upadłego do współpracy.
Temperatura w pokoju wzrosła a powietrze stało się ciężkie i duszne. Świece buchnęły ogromnym płomieniem a Heksagram stanął w ogniu. Krąg ochronny i runy jednak się nie przepaliły. A w środku z płomieni zaczęła tworzyć się postać. Patrzyłem uważnie na ten proces chwile później wszystko prócz świec zgasło, a w środku stał upadły. Mój przodek, mój ojciec. Ciężko było oszacować jego wiek. Był młody i stary jednocześnie. Czarne włosy z szkarłatnymi końcówkami. Czarne oczy bez białek, ziemista cera. I czerwono czarne skrzydła wyrastające mu z pleców. Gdybym zobaczył anioła w pełnej chwale pewnie wypalił by mi oczy nawet gdybym je zamknął. Jednak Belet choć nadal ma się za anioła nie posiada tego błysku.
- Alan - rzekł z lekką drwiną. Znałem jego głos aż zbyt dobrze. Nie jednokrotnie nawiedzał mnie w snach - wiedziałem że prędzej czy później mnie przywołasz. Może usuniesz te bariery?
- Masz mnie za kretyna? - spytałem, ale szybko się zrehabilitowałem przecież Belet ma fioła na punkcie swojego tytułu - Potrzebuje twojej pomocy wielki panie.
- A po cóż innego byś mnie wzywał. Usuń bariery - rozkazał
- Wybacz wielki królu ale nie ma takiej opcji - fuknąłem.
Puki demon stał po środku kręgu byłem bezpieczny i wszyscy w okolicy ale stracił bym tę przewagę w chwili kiedy okrąg by pękł.
- Więc chcesz prosić mnie o przysługę chociaż nie jesteś wstanie za nią zapłacić?
- Cena musi być adekwatna do przysługi - zauważyłem próbując zachować spokój. - zawsze mogę obyć się bez pomocy króla
- Gdybyś mógł nie wzywał byś mnie
- Potrzebuje silnego czaru namierzającego - wyznałem
- Po czar mógłbyś iść do czarownic - miał racje nie wezwałem go żeby rzucał czary namierzające
- Chce pożyczyć twoje ogary - powiedziałem wreszcie
- Moje ogary - powtórzył niedowierzająco. Zapewne nikt nigdy go o to nie poprosił. Wiedziałem że ogary mnie posłuchają jestem jego synem chcąc nie chcąc. Zastanawiał się przez chwilę - użyczę ci 10 ogarów na 24 h. A od dziś jesteś na moje zawołanie. - zgodził się z chytrym uśmieszkiem
- Dwie przysługi - licytowałem
- Trzy
- Ale tylko w tym świecie - sprostowałem
To był pakt nie dało się ukryć ale musiałem zrobić wszystko by ocalić Leen i rodzinę
- 10 ogarów czeka na twoje rozkazy - rzekł i zniknął w płomieniach tym razem przepalił się również krąg.
Nie musiałem długo czekać na ogary. Właściwie kiedy Belet zniknął usłyszałem wycie, drapanie oznaczające przybycie ogarów. Chwile później w pokoju pojawiło się 10 czarnych istot podobnych trochę do psów lecz o wiele większych i masywniejszych i wściekłymi czerwonymi ślepiami. Czułem się nieswojo na ogół sięgnął bym po miecz i przeszył demony, ale potrzebowałem ich pomocy.
Naciąłem dłoń i pozwoliłem aby najsilniejszy z ogarów podszedł i polizał moją krew.
Fakt że mnie nie zjadł znaczył że jest na moich usługach. A reszta pójdzie za nim.
- Znajdźcie dziewczynę - podstawiłem im pod nosy szczotkę do włosów Leen.
Powąchały w powietrzu i rozpłynęły się w czarnym dymie. Obok mnie został tylko największy ten który lizał moją krew.
Nie minęła nawet minuta, a basior wstał i skierował się do drzwi. Nie miałem wyboru wziąłem broń która może mi się przydać i ruszyłem za nim. Z kolejnym krokiem coraz bardziej przypominał przerośniętego dobermana. Nie wiedziałem ile kilometrów stąd jest przetrzymywana więc wsiadłem na motor.
Choć zdecydowanie przekraczałem dozwoloną prędkość. A normalny pies nie miał by szans nadążyć on biegł przede mną sprawnie lawirując między samochodami na drodze.
Doprowadził mnie pod dość duży zapuszczony dworek na obrzeżach Las Vegas. Moje ogary czekały na rozkazy otaczając budynek. A mój doberman nie odstępował mnie na krok. Ciekawe jaki rozkaz dostał od Belet'a. Nie znałem się zbyt dobrze na ogarach. Więc może to normalne i nie ma czym się przejmować.
Nie wiedziałem co stoi za porwaniem dziewczyny więc nie miałem pojęcia jakiej broni użyć.
- Macie zabić każdego kto opuści ten budynek prócz dziewczyny którą kazałem wam namierzać. Nie wchodzicie do środka - nie musiałem podpuścić głosu one doskonale mnie słyszały i już podnosiły się z miejsc. Prawdopodobnie w ogóle nie musiałem nic mówić, a jedynie pomyśleć polecenie.
Strzeliłem kilka razy żeby zwabić jak największą ilość osób na zewnątrz. Czarownice czułem ich moc jak tylko wyszli n a zewnątrz. Prawdopodobnie z sabatu ofiarnego. Nie spodziewali się ogarów które zaczęły rozszarpywać ich nim zdążyli jakkolwiek zareagować. Na oczy widziałem dlaczego ogary zdobyły taką reputację. Krzyki ofiar zwabiała na zewnątrz nową liczbę czarowników.
Skradając się ruszyłem w stronę drzwi, obok mnie jak cień szedł basior. Ale nie przeszkadzało mi to mógł mi się przydać w środku.
Bez większych komplikacji weszliśmy do środka. Schowałem pistolet i wyciągnąłem miecz, którym przeszyłem pierwszego czarownika który się nawinął.
Prowadź do dziewczyny
Tak wystarczyło tylko pomyśleć polecenie. Ogar przeszedł przede mnie i zaczął prowadzić mnie w dół schodami.
Szedłem ostrożnie aby nic nie zaskrzypiało co nie było łatwo chodząc po schodach w starym domu. Miałem nadzieje że dźwięki z zewnątrz skutecznie odwróciły uwagę tych którzy jeszcze tu pozostali.
Demon zatrzymał się przed drzwiami za którymi zapewne była przetrzymywana Leen. Wziąłem głęboki wdech.
Jeżeli jest ktoś w środku zabij - rozkazałem ogarowi który rozpłynął się w powietrzu.
Za pomocą magicznej nitki którą zaplątywało się o klamkę otworzyłem drzwi.
Ulżyło mi kiedy zobaczyłem Leen cało i żywą. Nim czerwonowłosy mężczyzna który był w pomieszczeniu zorientował się co dzieje pochłonęła go czarna mgła.
- Leen wszystko w porządku? - spytałem - nic ci nie jest?
< Isleen? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz