10.05.2018

Od Isleen CD Alana

Kiedy wypowiedział te słowa, aż mnie zamurowało. Po chwili jednak zaczęło we mnie wrzeć. Miałam ochotę wyrwać rękę z jego uścisku i przylać mu w twarz tak mocno, że łeb odfrunąłby mu w drugą stronę, a on sam zaliczył bliskie spotkanie z chodnikiem.
- Doprawdy, co jest z tobą nie tak!? - Wykrzyknęłam sfrustrowana. W ogóle to dopiero teraz tak w stu procentach uświadomiłam sobie, że on trzyma mnie za rękę. Jakby tak pomyśleć to był to pierwszy raz od... nawet nie pamiętam jak dawna, kiedy ktoś mnie dotyka. Moje ciało samodzielnie się wzdrygnęło, gdy ta informacja dotarła do mózgu. Spróbowałam się wyszarpnąć, ale Alan przytrzymał mocno moją dłoń. Spojrzałam mu w oczy, chcąc się na niego nadrzeć, ale kiedy zobaczyłam jego wściekły wzrok, to od razu zrezygnowałam.
- Co jest ze mną nie tak?! Raczej powinniśmy zadać pytanie, "Co z tobą jest nie tak?"! - Wykrzyczał. - Traktujesz to wszystko jak dziecinną zabawę! Myślisz, że to będzie tak, że wejdziemy tam i wszyscy się od razu poddadzą i dadzą nam zabić?! Otóż nie! Tak nie będzie! To my będziemy tymi martwymi! Tak więc spoważniej i przestań się zachowywać jak pięciolatka! Jesteś nefilim, a nie Clarkiem Kentem, do cholery! - Tym razem ściągnął na nas spojrzenie kilku ludzi, którzy przechodzili obok nas. Spuściłam głowę, nie chciałam na niego patrzeć. To prawda, prawdopodobnie byśmy zginęli, przynajmniej ja na pewno, ale była jedna rzecz, której Alan nie był świadomy.
- Myślisz, że nie wiem? To, że zginę jest oczywiste i wiesz co? Nie obchodzi mnie to? Dlaczego? Dlatego, że nie mam nic. Jedynie puste życie. Nie martw się, nie mam zamiaru cię do niczego w takim razie zmuszać. Wybacz, że ta pięciolatka nie chciała, byś podzielił jej los. - Powiedziałam nad wyraz spokojnym głosem, wręczy wyprutym z emocji. Tym razem chłopak pozwolił mi wyszarpnąć rękę z jego chwytu. - Tak więc wybacz. Nie będę się mieszać. Zrobisz jak uważasz... I... Nie musisz mnie już niańczyć. Trzymaj się. - Mówiąc to, zawróciłam w stronę mojego domu. Gdy Alan zniknął mi już z pola widzenia, zaczęłam biec. Nie wiem jak długo biegłam, ale w końcu dostałam niezłej zadyszki. Rozejrzałam się i stwierdziłam, że jestem jakieś 15-20 minut drogi od mojego miejsca zamieszkania. Nie było tutaj już ani żywej duszy.
Gdy udało mi się w miarę unormować oddech, ponownie ruszyłam przed siebie i dość szybko znalazłam się na miejscu. Wdrapałam się po schodach, szukając numeru mojego mieszkania. Otworzyłam drzwi kluczem i wpełzłam do środka. Zdjęłam moją cienką, skórzaną kurtkę i zawiesiłam ją na wieszaku. Buty odstawiłam na małą szafeczkę, na której stało jeszcze kilka innych par mojego obuwia. Bez zastanowienia ruszyłam do łazienki. Prysznic zazwyczaj pozwalał mi ukoić skołatane nerwy, a więc nie wahałam się nawet chwili nad tym, co powinnam teraz zrobić. Szybko się rozebrałam i weszłam pod strumień letniawej wody. Była wprost idealna, a przynajmniej większość osób by tak uważała. Cóż... Niestety nie jestem większością. Ustawiłam wodę na najzimniejszą, jaka tylko mogła być i potarłam twarz dłońmi. Gdy lodowate krople zaczęły atakować moje rozgrzane ciało, wzdrygnęłam się i pierwszą myślą było jak najszybsze wyjście stąd lub zmienienie temperatury wody, ale powstrzymałam się i tego nie zrobiłam. To był jedyny sposób, by się uspokoić, a raczej jedyny sposób, który mógł uspokoić mnie. W końcu przyzwyczaiłam się do lodowatej wody i pozwoliłam jej zmyć z siebie wszystkie zmartwienia. Nie myśl o tym, nie myśl o tym. Powtarzałam te słowa w myślach niczym mantrę, ale po chwili w mojej głowie samoczynnie zaczęły przewijać się obrazy powstałe wskutek mojej kłótni z Alanem. Oparłam głowę o zimne kafelki i westchnęłam głośno. Stałam tak przez kilka minut, starając się odciąć od natrętnych myśli, niestety bezskutecznie, aż nagle usłyszałam głośny trzask. Wzdrygnęłam się i wyłączyłam wodę. Zaczęłam nasłuchiwać, ale nie udało mi się wyłapać nic oprócz ciszy. Owinęłam się puchatym, dużym ręcznikiem i wyszłam z łazienki.
- Alan? - Szepnęłam, mając nadzieję, że to chłopak wpadł do mojego mieszkania, by dokończyć naszą kłótnię lub by dodać swoje trzy grosze i mieć ostatnie słowo. Odpowiedziała mi cisza. Po plecach przebiegły mi dreszcze. Biegiem ruszyłam do mojego pokoju i wyciągnęłam bieliznę, czarne legginsy i białą koszulkę z ćwierć rękawem i rysunkiem czarnej róży wiatrów. Kiedyś w sumie chciałam sobie wytatuować różę wiatrów i miałam nadzieję, że niedługo uda mi się to zrobić. Biegiem wciągnęłam na siebie ciuchy. Nie chciałam przecież kłócić się z Alanem, stojąc w samym ręczniku. Gdy skończyłam się ubierać, usłyszałam kolejny głośny trzask. Po raz kolejny przeszły mnie zimne dreszcze. Z wahaniem ruszyłam do przedsionka, mając nadzieję, że zobaczę rozwścieczonego znajomego chłopaka. Niestety, ale nic z tych rzeczy. Nikogo nie było, a drzwi... Były otwarte na oścież. Powoli wyjrzałam z mieszkania, ale nikogo nie zobaczyłam. Szybko się cofnęłam, zamykając za sobą drzwi, ale wtedy usłyszałam kolejny głośny dźwięk. Tym razem dochodził z łazienki. Z duszą na ramieniu otworzyłam drzwi od łazienki i o mało co nie zemdlałam. Była cała zdemolowana! Spojrzałam na lustro, a na nim, wielkimi czerwonymi literami, zapisane były słowa "Witaj kochanie". Kolejny hałas dobiegał z salonu. Ruszyłam tam i rozszerzyłam szeroko oczy. Salon również był zdewastowany.
- Niemożliwe. - Wyszeptałam. - Przecież jeszcze chwilę temu było tutaj całkowicie czystko. - Sapnęłam i zaczęłam się rozglądać. Nagle coś z impetem uderzyło mnie w brzuch. Wbiłam się w ścianę z ogromną siłą. Jęknęłam oszołomiona. Nie wiedziałam co się dzieje i strasznie kręciło mi się w głowie.
- Witaj kochanie. - Usłyszałam męski głos. - Wybacz, że zacząłem... Tak ostro, ale jesteś mi potrzebna. - Na usta mężczyzny wpełzł gadzi uśmieszek. Wzdrygnęłam się, ale nie byłam w stanie się ruszyć. W pierwszej chwili nie wiedziałam dlaczego on mnie tak przeraża i skąd go kojarzę, ale w końcu zrozumiałam. Czerwone włosy doskonale mówiły, kto postanowił mnie "odwiedzić". Starałam się walczyć z czarnymi plamami, które tańczyły mi przed oczyma, ale ponownie zostałam uderzona. Nie pamiętam już w co.
- Kolorowych snów... - To było ostatnie, co usłyszałam. Zemdlałam.

< Alan? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz