Czułem że Vincentowi i Ginnie groziło niebezpieczeństwo. Wizja Leen tylko mnie w tym utwierdziła. Martwiłem się o nich, a bezsilność mnie dołowała. Czułem się winien gdybym sam pojechał na sabat oni nadal byli by w Chicago, bezpieczni. Powinienem ruszyć cztery litery i próbować ich odnaleźć. Leen miała przeczucie że są w niebezpieczeństwie. Jest wieszczką nie miałem wątpliwości. Dar ten był rzadkością nawet u czarownic. Jej przeczucia są słuszne, a to powodowało że czułem się jeszcze gorzej. Nie wiedziałem co mam robić, gdzie iść? A jeżeli nie ma już kogo ratować? Nienawidziłem się, za to że tak pomyślałem, za to że nadal się nie ruszyłem. Najbardziej jednak nienawidziłem się za to że ta myśl w głębi duszy mnie cieszyła. Polowałem na sabat żądny zemsty ale to nie był jedyny powód. Tak naprawdę specjalnie narażałem swoje życie mając nadzieje że żywy nie wrócę do domu. Nie mogłem się dłużej okłamywać nie zostałem w Las Vegas po to by zbawiać świat. Zostałem bo jestem pieprzonym egoistą. W rozmowie z Vincentem zasugerowałem by wysłał Ginnę bo chciałem by umarła. Łajza, dupek i tchórz. Jeżeli umrą będę miał ich na sumieniu i nigdy nie zaznam spokoju.
Dziewczyna uparła się że pomoże mi ich odnaleźć. Te rozwiązanie było najgorsze z możliwych. Przecież Leen nie ma pojęcia na co się porywa. Najlepiej wyszkoleni łowcy ginęli w starciu z tymi czarownicami. Przecież ona nawet nie umie walczyć, zapewne nawet nigdy nie miała broni w dłoniach. I jeszcze jej wizje które tak ciężko znosi. Nie mogę pozwolić by zginęła za moje błędy. Nie mogłem mieć kolejnej osoby na sumieniu. Ciemnowłosa nie zamierzała odpuścić. Zegar tykał jeżeli Vincent i Ginna jeszcze żyli zapewne nie potrwa to długo, a ja siedziałem przy tym stole i sprzeczałem się z Isleen. Dlaczego jej życie cenie wyżej choć wcale jej nie znam. Patrzyłem ja dziewczyna zakłada buty i kurtkę. Ona naprawdę zamierzała umierać za ludzi których nawet nie widziała na oczy? Nie mogłem na to pozwolić. Imponowała mi swoim zapałem i powodowała że czułem się jak łajza. Nie mogłem spojrzeć jej w oczy. Ona ratuje obcych ludzi a ja rodzinę wysyłam na śmierć.
Wyszedłem za nią z domu. Nie traciła czasu przekląłem głośno i podbiegłem do niej. Jeszcze raz próbowałem namówić ją by zostawiła to wszystko w spokoju, jednak to były słowa rzucane na wiatr. Isleen już postanowiła i nic nie było wstanie odwieść ją od swojego planu.
Przeszliśmy kilka metrów, a Leen znów miała swoją wizję. Ukucnęła na chodniku i złapała się za głowę. To naprawdę nie był przyjemny widok. Ukucnąłem obok niej starając się coś zrobić, jakoś jej pomóc. Tylko że ja nie miałem pojęcia co robić. Każdy dar jest inny, ona potrzebowała kogoś z rodziny kto był by wstanie jakoś jej pomóc. Tym razem wizja minęła szybciej.
- Już dobrze. - Szepnęła wycierając twarz ze świeżej krwi
- Co się do cholery stało? - Spytałem zaniepokojony
- Miałam kolejną wizję - wyjaśniła spokojnie dziewczyna. Nie rozumiałem jak mogła być spokojna po tak wyczerpującej wizji. - mówiłam moje wizje nie zostawiają mnie na lodzie. Jeżeli zaczynam się angażować w sprawę wizje pomagają mi ją rozwiązać. Jeżeli jednak próbuję je bagatelizować one mnie zamęczają zmuszając bym coś zrobiła.
- Powinniśmy wrócić do domu. - Powiedziałem, martwiłem się o nią i chyba nie jestem w stanie znieść kolejną jej wizję.
- Nie, już jest dobrze. Chodźmy. - Zapewniła pewnie i podniosła się z ziemi. Co miałem zrobić, do niej nic nie docierało. Najlepszym rozwiązanie było by przykucie jej do kaloryfera kajdankami ale przecież nie wiedziałem czy wrócę dziewczyna mogła by umrzeć z głodu.
- Uparta. - Westchnąłem - Jak osioł.
Ruszyliśmy naprzód cały czas spoglądałem na dziewczynę sprawdzając jej stan. Nagle bez słowa ruszyła w stronę dużego drzewa. Nic nie rozumiejąc przystanąłem patrząc na dziewczynę. Przywołała mnie gestem ręki.
- Co jest? - Zapytałem podchodząc do niej. Leen pokazała mi naszyjnik. Przyjrzałem się mu ale nie wiele mi to mówiło.
- Mam do ciebie prośbę... A raczej swego rodzaju propozycję... - Powiedziała nagle. Nie lubiłem takich sytuacji. Takie słowa zawsze zmuszają nas do obietnic. Trzeba się angażować, a ja nie lubiłem, nie chciałem się angażować. Co będzie jak się do niej przyzwyczaję? Co będzie jak zacznie mi na niej zależeć? Znowu rozczarowanie gdy jej zabraknie? Przecież ostatecznie wszyscy umierają
- Słucham - wypaliłem w końcu
- Ja pomogę ci rozwiązać tę sprawę, a ty pomożesz mi dowiedzieć się, co się stało z moją rodziną. Co ty na to? - i tu zaczyna się obietnica, zaangażowanie, wspólny cel, trudne chwile i momenty kiedy trzeba ratować nawzajem sobie życie. No i wściekłość, obwinianie się kiedy mimo starań nie uda uratować się osoby na której zaczyna nam zależeć. Wszystko wrzeszczało we mnie NIE
- Tak - powiedziałem wbrew sobie. - wchodzę w to - Uśmiechnęła się na te słowa. Co ja robię? Daję jej nadzieje a nie mam bladego pojęcia o jej rodzinie. Znów jestem egoistą. Znów myślę tylko o sobie. - Jeżeli jesteś gotowa umierać za ludzi których nie znasz.. jeżeli jesteś gotowa narażać życie dla mnie - dodałem - musisz coś wiedzieć
- Co? - spytała. Walczyłem sam ze sobą. Lecz już zacząłem musiałem wyznać prawdę. Musiała wiedzieć że idzie na śmierć z kimś takim jak ja.
- Polowałem na sabat ofiarny od wielu miesięcy - zacząłem patrząc na własne buty - chciałem zemsty, czarownice zabiły moją rodzinę, ale to nie był jedyny powód. - Leen była wyśmienitym słuchaczem nie przerywała, dawała mi chwilę bym zebrał myśli - tak naprawdę uciekałem. Jeżeli bym wrócił do domu musiał bym ożenić się z Ginną. Specjalnie zaszyłem się w Las Vegas. Celowo wysłałem ją na śmierć. - byłem ciekaw reakcji dziewczyny ale byłem tchórzem nie odważyłem się spojrzeć jej w twarz.
< Leen?>
26.04.2018
Od Roth'a Cd Erika
- E, w najgorszym wypadku będzie cie prześladować- mruknąłem i szybko dodałem widząc wahanie Eriki- spokojnie, na oglądałaś się horrorów, w których nie wiele jest prawdy, chociaż jak je obrazisz to no cóż bywają uparte.
-Wiesz to z własnego doświadczenia?- odgryzła się, unosząc brew.
-Można tak to nazwać- przyznałem choć dziewczyna raczej nie oczekiwała odpowiedzi. -Na cmentarzu jest lepsze połączenie- wyjaśniłem kładąc planszę na grobie- Chyba nie masz nic przeciwko...Henry- dodałem spoglądając na nagrobek- łatwiej byłoby w miejscu pochówku twojej matki ale chyba nie mamy czasu aby tam jechać.
Postawiłem wokół planszy dwie świece i je podpaliłem, wskaźnik położyłem na środku planszy.
-Ok, ogólne zasady, nie śmiejesz się , nie żartujesz jak duch nie chce odpowiedzieć- odpuszczasz, i nie robisz nic co może go obrazić.- wyjaśniłem- Co prawda może ale nie musi, i przy mnie szanse są naprawdę nikłe, że duch pójdzie za tobą, nie powinien cie skrzywdzić jednak nie jest to nie możliwe, jeśli coś wyczujesz po seansie, pójdź do Raven i jej wszystko powiedz, będzie wiedziała co robić. Rozumiesz?- dopytałem, mimo że szanse aby się tak stało były bardzo małe ale musiałem ją o tym uświadomić i powiedzieć co ma robić w takim wypadku.
-Rozumiem- zapewniła podchodząc nie pewnie jednak z ciekawością do planszy.
-Jesteś pewna że chcesz to zrobić?- dopytałem, Erika skinęła głową. Usiadłem na grobie i wskazałem by dziewczyna zrobiła to samo.
-mówiłeś że nie należy obrażać duchów, a więc czy dobrym pomysłem jest robienie sobie kanapy z czyjegoś groby?- spytała.
-Henry nie ma nic przeciwko - zapewniłem i dopiero wtedy dziewczyna nie pewnie usiadła.
-Gotowa?- spytałem, na co dziewczyna skinęła głową.
- My zebrani tutaj przywołujemy cię Felicjo Fallen z Boulder City w stanie Nevada. Z rodu Fallenów, z pod motta ,,Upadamy aby nauczyć się wstawać" z pod znaku wstążki przeplatanej. - wypowiedziałem stanowczo, jednakże nic się nie wydarzyło. Ponowiłem więc mowę z tym samym rezultatem.-Teraz ty spróbuj- poleciłem Erice.
-To i tak nic nie da, nie widzę duchów- sprzeciwiła się jednak wiedziałem że to może coś dać nawet dużo. W końcu to jej córka, i jakby nie patrzeć mają więzy krwi.
-A więc nie musisz się niczego obawiać. -dziewczyna westchnęła i powtórzyła po mnie słowa przyzwania. Temperatura spadła o kilka stopni a powietrze stało się ciężkie, Erika jednak tego nie poczuła. Kilka sekund później pojawiła się rudowłosa kobieta uderzająco podobna do Eriki, próbowała podejść do córki jednak niewidzialna bariera ją powstrzymała, no tak, nigdy się to nie zdarzyło ale teraz byłem z Eriką która była chroniona przed światem umarłych.
-Musisz dodać że: ,,jeśli tu jesteś daj nam jakiś znak"
Erika posłusznie to powtórzyła a bariera osłabła pozwalając zjawie zrobić krok w naszą stronę. Uniosła dłoń nad świeczką która zgasła i to samo zrobiła z drugą. Zerknęła na mnie i coś powiedziała jednak Erika blokowała mi kontakt z duchem i nic nie usłyszałem.
-Możesz zadać pytanie. - zwróciłem się do Eriki nie odrywając wzroku od zaniepokojonej zmarłej.
<Eri?>
-Wiesz to z własnego doświadczenia?- odgryzła się, unosząc brew.
-Można tak to nazwać- przyznałem choć dziewczyna raczej nie oczekiwała odpowiedzi. -Na cmentarzu jest lepsze połączenie- wyjaśniłem kładąc planszę na grobie- Chyba nie masz nic przeciwko...Henry- dodałem spoglądając na nagrobek- łatwiej byłoby w miejscu pochówku twojej matki ale chyba nie mamy czasu aby tam jechać.
Postawiłem wokół planszy dwie świece i je podpaliłem, wskaźnik położyłem na środku planszy.
-Ok, ogólne zasady, nie śmiejesz się , nie żartujesz jak duch nie chce odpowiedzieć- odpuszczasz, i nie robisz nic co może go obrazić.- wyjaśniłem- Co prawda może ale nie musi, i przy mnie szanse są naprawdę nikłe, że duch pójdzie za tobą, nie powinien cie skrzywdzić jednak nie jest to nie możliwe, jeśli coś wyczujesz po seansie, pójdź do Raven i jej wszystko powiedz, będzie wiedziała co robić. Rozumiesz?- dopytałem, mimo że szanse aby się tak stało były bardzo małe ale musiałem ją o tym uświadomić i powiedzieć co ma robić w takim wypadku.
-Rozumiem- zapewniła podchodząc nie pewnie jednak z ciekawością do planszy.
-Jesteś pewna że chcesz to zrobić?- dopytałem, Erika skinęła głową. Usiadłem na grobie i wskazałem by dziewczyna zrobiła to samo.
-mówiłeś że nie należy obrażać duchów, a więc czy dobrym pomysłem jest robienie sobie kanapy z czyjegoś groby?- spytała.
-Henry nie ma nic przeciwko - zapewniłem i dopiero wtedy dziewczyna nie pewnie usiadła.
-Gotowa?- spytałem, na co dziewczyna skinęła głową.
- My zebrani tutaj przywołujemy cię Felicjo Fallen z Boulder City w stanie Nevada. Z rodu Fallenów, z pod motta ,,Upadamy aby nauczyć się wstawać" z pod znaku wstążki przeplatanej. - wypowiedziałem stanowczo, jednakże nic się nie wydarzyło. Ponowiłem więc mowę z tym samym rezultatem.-Teraz ty spróbuj- poleciłem Erice.
-To i tak nic nie da, nie widzę duchów- sprzeciwiła się jednak wiedziałem że to może coś dać nawet dużo. W końcu to jej córka, i jakby nie patrzeć mają więzy krwi.
-A więc nie musisz się niczego obawiać. -dziewczyna westchnęła i powtórzyła po mnie słowa przyzwania. Temperatura spadła o kilka stopni a powietrze stało się ciężkie, Erika jednak tego nie poczuła. Kilka sekund później pojawiła się rudowłosa kobieta uderzająco podobna do Eriki, próbowała podejść do córki jednak niewidzialna bariera ją powstrzymała, no tak, nigdy się to nie zdarzyło ale teraz byłem z Eriką która była chroniona przed światem umarłych.
-Musisz dodać że: ,,jeśli tu jesteś daj nam jakiś znak"
Erika posłusznie to powtórzyła a bariera osłabła pozwalając zjawie zrobić krok w naszą stronę. Uniosła dłoń nad świeczką która zgasła i to samo zrobiła z drugą. Zerknęła na mnie i coś powiedziała jednak Erika blokowała mi kontakt z duchem i nic nie usłyszałem.
-Możesz zadać pytanie. - zwróciłem się do Eriki nie odrywając wzroku od zaniepokojonej zmarłej.
<Eri?>
25.04.2018
Od Isleen Cd Alana
Wgapiałam się w chłopaka, nie wiedząc co powiedzieć.
- Issi... Słuchaj, wiem... - Zaczął coś mówić, ale ja kompletnie go nie słuchałam. Nefilim? Dzieci aniołów? Takie jak w tych mitach? Zamknęłam oczy i wzięłam głęboki wdech. Pewnie myślał, że to dla mnie bardzo ciężkie. Albo myślał, że mu nie uwierzę. A jednak uwierzyłam. Mimo że osobiście nie wierzyłam w takie rzeczy jak anioły, to widziałam wiele zwariowanych rzeczy podczas swojego życia, rzeczy których normalnie nikt nie widzi. Otworzyłam oczy i spojrzałam na Alana, który patrzył na mnie współczująco. Od lat tak naprawdę nikt się o mnie nie martwił i nie okazywał mi współczucia, tak więc zdziwił mnie ten wyraz jego twarzy, ale nie dałam tego po sobie poznać. Poza tym od małego potrafię doskonale ukrywać swoje emocje, więc udało mi się to zrobić bez problemu.
- Leen. - Powiedziałam.
- Co? - Spojrzał na mnie zdezorientowanym wzrokiem.
- Jeśli już musisz, to nazywaj mnie Leen. - Powiedziałam stanowczo. Gdy moja rodzina zaginęła, została mi tylko moja babka. Cały czas nazywała mnie Leen. Lubiła to przezwisko tak samo, jak i ja. Niestety niedługo po zaginięciu reszty rodziny i ona zniknęła.
- Dobrze. - Skinął głową. - Wszystko w porządku? - Zapytał. Wyglądało na to, że nie wierzył, iż tak łatwo przyswoiłam do wiadomości to, co powiedział.
- Tak. - Powiedziałam. - Wierzę ci... Ale myślę, że nie powinniśmy tu siedzieć. - Westchnęłam. Zastanawiać się będę nad wszystkim później, a teraz miałam coś do zrobienia i wiedziałam, że nie da mi to spokoju.
- Nie rozumiem. - Alan wgapiał się we mnie zdezorientowany.
- Musimy znaleźć tego twojego kogoś. - Wyjaśniłam, wskazując jego telefon. Chłopak ponownie cały się napiął.
- Posłuchaj Isleen, nawet nie mam pomysłu gdzie mój wuj może się znajdować, tak więc to bez sensu. Poza tym to niebezpieczne. - Wyliczał, podrywając się z krzesła. Westchnęłam i również wstałam.
- Owszem, ale widzisz... To nie tak, że moje wizje zostawiają mnie na lodzie. Wiesz, nie robią tak, że tylko je widzę i mówią „radź sobie sama, idiotko". Często mam różne przeczucia i zazwyczaj wiem, gdy powiem coś, co może być prawdą, jeśli rozumiesz, o co mi chodzi. - Wyjaśniając, starałam się mówić jak najprościej, tak by Alan mnie zrozumiał.
- I co? W momencie, w którym zasugerowałaś na głos, że mój wuj może być w niebezpieczeństwie, poczułaś, że masz rację? - Zapytał.
- Dokładnie. - Skinęłam głową. - Powinniśmy iść. Tracimy czas. - Powiedziałam i skierowałam się w stronę drzwi.
- Przecież nawet nie mam pojęcia gdzie zacząć! A poza tym ciągle nie wyglądasz najlepiej! - Krzyczał za mną. Westchnęłam głęboko. Przez tyle czasu nauczyłam się już jak znosić spory ból. Poza tym miałam wrażenie, że jestem na dobrym tropie i buzowała we mnie adrenalina. Mimo że wizje były bolesne, zawsze wzbudzały u mnie pewien rodzaj...ciekawości. Za każdym razem ręce wręcz mnie swędziały, aby dowiedzieć się, co kryje za sobą wizja i dokąd mnie ona doprowadzi. A gdy udało mi się w ten sposób komuś pomóc, satysfakcja z doprowadzenia sprawy do końca była jeszcze większa. Tak już po prostu było, że nieodłączną częścią mych wizji był ból, ale także ciekawość oraz adrenalina. Poza tym to nie było tak, że wizje mogłam zignorować. Jeśli starałam się to zrobić, to wizje zaczynały mnie zamęczać i jedynym sposobem na odzyskanie spokoju było zaangażowanie się w całą sprawę. Zdjęłam kurtkę z wieszaka, założyłam buty i wyszłam na zewnątrz. Specjalnie oddaliłam się dalej, bo wiedziałam, że Alan zacznie mnie gonić i w końcu uda mi się go przekonać do swojej racji, że powinniśmy wyruszyć. Usłyszałam za sobą kilka soczystych przekleństw, aż w końcu chłopak znalazł się przede mną.
- Musisz postawić na swoim, co? - Warknął.
- Owszem. Poza tym nie chcesz im pomóc, jeśli są w niebezpieczeństwie? - Zapytałam. Zabawne, że jeszcze rano nie chciałam go wpuścić do domu, a teraz sama go na coś namawiałam. Mimo wszystko wiedziałam, że robię to dlatego, że w porównaniu do niego, ja nie mam kogo ratować i nie chciałam by chłopak skończył w taki sam sposób jak ja. Samotnie.
- Chcę, ale to nie takie proste. Poza tym ty nic zapewne nie wiesz o tego typu sprawach, po drugie nie potrafisz dobrze walczyć, po trzecie ciągle jesteś zmęczona po swojej wizji. - Powiedział. Westchnęłam głośno.
- Też prawda, ale chcę ci pomóc. Poza tym chcę cię o coś prosić. - Ruszyłam przed siebie, mając nadzieję, że Alan pociągnie temat.
- O co? - Zapytał.
- Wiesz w jaki sposób mogła zaginąć moja rodzina? W ogóle czy wciąż można moją rodzinę uważać za zaginioną, czy za martwą? - Wyrzuciłam z siebie. Chłopak stanął i wgapiał się we mnie.
- Isleen... - Zaczął i położył rękę na moim barku. Na chwilę zapadła cisza, a ja poczułam jak w mojej głowie, robi się jakieś zwarcie. Nagle ostry ból przeszył moje całe ciało, przez co musiałam kucnąć na ziemi.
- Co się dzieje? - Alan mną potrząsnął delikatnie. Ból nie ustępował, a mi zaczęło mrugać przed oczami. Widziałam różne przebłyski. Po chwili dezorientacji wiedziałam co się dzieje. Czasem wizje były całkowite, jak ta wcześniej w moim domu, a czasem występowały w postaci przebłysków, co było taką lżejszą formą moich wizji. Mimo wszystko i ta "lżejsza forma" była bardzo bolesna, ale przynajmniej po około dziesięciu minutach mogłam już w miarę normalnie funkcjonować. Pierwsze co zobaczyłam to jakieś zniszczone i opuszczone pomieszczenie. Po chwili był gęsty las, a w nim opuszczony dom, który wyglądał jakby miał się zawalić. Następnie kruk siedzący na gałęzi. Krew na zniszczonych ścianach. Naszyjnik. Czerwone włosy. Żółte oczy wypełzające z ciemnego lasu. Nagle wszystko ustało, a ja zobaczyłam przed sobą zaniepokojoną twarz Alana. Bez namysłu dotknęłam palcami swych policzków. Wyjęłam z kieszeni paczkę chusteczek i wytarłam sobie twarz, nim krew zdążyła ubrudzić moje ciuchy.
- Już dobrze. - Szepnęłam do chłopaka.
- Co się do cholery stało? - Zapytał. Wyjaśniłam mu w skrócie o co chodzi z moimi wizjami i powiedziałam co widziałam, co go chyba odrobinę uspokoiło. - Powinniśmy wrócić do domu. - Powiedział.
- Nie, już jest dobrze. Chodźmy. - Podniosłam się z ziemi i rozprostowałam kości. Po około piętnastu minutach czułam się już dobrze, tylko ciągle bolała mnie głowa i oczy.
- Uparta. - Westchnął. - Jak osioł. - Dokończył. Uśmiechnęłam się delikatnie pod nosem. Po chwili razem ruszyliśmy naprzód. Nagle coś przyciągnęło moją uwagę. Ruszyłam w stronę dużego drzewa i kucnęłam. Na ziemi leżał naszyjnik. Dokładnie taki sam jak w mojej wizji. Wstając, gestem przywołałam do siebie Alana.
- Co jest? - Zapytał. Pokazałam mu naszyjnik na co zmarszczył brwi.
- Mam do ciebie prośbę... A raczej swego rodzaju propozycję... - Powiedziałam, starannie dobierając słowa.
- Słucham. - Oznajmił, mrużąc oczy.
- Ja pomogę ci rozwiązać tę sprawę, a ty pomożesz mi dowiedzieć się, co się stało z moją rodziną. Co ty na to?
< Alan? >
- Issi... Słuchaj, wiem... - Zaczął coś mówić, ale ja kompletnie go nie słuchałam. Nefilim? Dzieci aniołów? Takie jak w tych mitach? Zamknęłam oczy i wzięłam głęboki wdech. Pewnie myślał, że to dla mnie bardzo ciężkie. Albo myślał, że mu nie uwierzę. A jednak uwierzyłam. Mimo że osobiście nie wierzyłam w takie rzeczy jak anioły, to widziałam wiele zwariowanych rzeczy podczas swojego życia, rzeczy których normalnie nikt nie widzi. Otworzyłam oczy i spojrzałam na Alana, który patrzył na mnie współczująco. Od lat tak naprawdę nikt się o mnie nie martwił i nie okazywał mi współczucia, tak więc zdziwił mnie ten wyraz jego twarzy, ale nie dałam tego po sobie poznać. Poza tym od małego potrafię doskonale ukrywać swoje emocje, więc udało mi się to zrobić bez problemu.
- Leen. - Powiedziałam.
- Co? - Spojrzał na mnie zdezorientowanym wzrokiem.
- Jeśli już musisz, to nazywaj mnie Leen. - Powiedziałam stanowczo. Gdy moja rodzina zaginęła, została mi tylko moja babka. Cały czas nazywała mnie Leen. Lubiła to przezwisko tak samo, jak i ja. Niestety niedługo po zaginięciu reszty rodziny i ona zniknęła.
- Dobrze. - Skinął głową. - Wszystko w porządku? - Zapytał. Wyglądało na to, że nie wierzył, iż tak łatwo przyswoiłam do wiadomości to, co powiedział.
- Tak. - Powiedziałam. - Wierzę ci... Ale myślę, że nie powinniśmy tu siedzieć. - Westchnęłam. Zastanawiać się będę nad wszystkim później, a teraz miałam coś do zrobienia i wiedziałam, że nie da mi to spokoju.
- Nie rozumiem. - Alan wgapiał się we mnie zdezorientowany.
- Musimy znaleźć tego twojego kogoś. - Wyjaśniłam, wskazując jego telefon. Chłopak ponownie cały się napiął.
- Posłuchaj Isleen, nawet nie mam pomysłu gdzie mój wuj może się znajdować, tak więc to bez sensu. Poza tym to niebezpieczne. - Wyliczał, podrywając się z krzesła. Westchnęłam i również wstałam.
- Owszem, ale widzisz... To nie tak, że moje wizje zostawiają mnie na lodzie. Wiesz, nie robią tak, że tylko je widzę i mówią „radź sobie sama, idiotko". Często mam różne przeczucia i zazwyczaj wiem, gdy powiem coś, co może być prawdą, jeśli rozumiesz, o co mi chodzi. - Wyjaśniając, starałam się mówić jak najprościej, tak by Alan mnie zrozumiał.
- I co? W momencie, w którym zasugerowałaś na głos, że mój wuj może być w niebezpieczeństwie, poczułaś, że masz rację? - Zapytał.
- Dokładnie. - Skinęłam głową. - Powinniśmy iść. Tracimy czas. - Powiedziałam i skierowałam się w stronę drzwi.
- Przecież nawet nie mam pojęcia gdzie zacząć! A poza tym ciągle nie wyglądasz najlepiej! - Krzyczał za mną. Westchnęłam głęboko. Przez tyle czasu nauczyłam się już jak znosić spory ból. Poza tym miałam wrażenie, że jestem na dobrym tropie i buzowała we mnie adrenalina. Mimo że wizje były bolesne, zawsze wzbudzały u mnie pewien rodzaj...ciekawości. Za każdym razem ręce wręcz mnie swędziały, aby dowiedzieć się, co kryje za sobą wizja i dokąd mnie ona doprowadzi. A gdy udało mi się w ten sposób komuś pomóc, satysfakcja z doprowadzenia sprawy do końca była jeszcze większa. Tak już po prostu było, że nieodłączną częścią mych wizji był ból, ale także ciekawość oraz adrenalina. Poza tym to nie było tak, że wizje mogłam zignorować. Jeśli starałam się to zrobić, to wizje zaczynały mnie zamęczać i jedynym sposobem na odzyskanie spokoju było zaangażowanie się w całą sprawę. Zdjęłam kurtkę z wieszaka, założyłam buty i wyszłam na zewnątrz. Specjalnie oddaliłam się dalej, bo wiedziałam, że Alan zacznie mnie gonić i w końcu uda mi się go przekonać do swojej racji, że powinniśmy wyruszyć. Usłyszałam za sobą kilka soczystych przekleństw, aż w końcu chłopak znalazł się przede mną.
- Musisz postawić na swoim, co? - Warknął.
- Owszem. Poza tym nie chcesz im pomóc, jeśli są w niebezpieczeństwie? - Zapytałam. Zabawne, że jeszcze rano nie chciałam go wpuścić do domu, a teraz sama go na coś namawiałam. Mimo wszystko wiedziałam, że robię to dlatego, że w porównaniu do niego, ja nie mam kogo ratować i nie chciałam by chłopak skończył w taki sam sposób jak ja. Samotnie.
- Chcę, ale to nie takie proste. Poza tym ty nic zapewne nie wiesz o tego typu sprawach, po drugie nie potrafisz dobrze walczyć, po trzecie ciągle jesteś zmęczona po swojej wizji. - Powiedział. Westchnęłam głośno.
- Też prawda, ale chcę ci pomóc. Poza tym chcę cię o coś prosić. - Ruszyłam przed siebie, mając nadzieję, że Alan pociągnie temat.
- O co? - Zapytał.
- Wiesz w jaki sposób mogła zaginąć moja rodzina? W ogóle czy wciąż można moją rodzinę uważać za zaginioną, czy za martwą? - Wyrzuciłam z siebie. Chłopak stanął i wgapiał się we mnie.
- Isleen... - Zaczął i położył rękę na moim barku. Na chwilę zapadła cisza, a ja poczułam jak w mojej głowie, robi się jakieś zwarcie. Nagle ostry ból przeszył moje całe ciało, przez co musiałam kucnąć na ziemi.
- Co się dzieje? - Alan mną potrząsnął delikatnie. Ból nie ustępował, a mi zaczęło mrugać przed oczami. Widziałam różne przebłyski. Po chwili dezorientacji wiedziałam co się dzieje. Czasem wizje były całkowite, jak ta wcześniej w moim domu, a czasem występowały w postaci przebłysków, co było taką lżejszą formą moich wizji. Mimo wszystko i ta "lżejsza forma" była bardzo bolesna, ale przynajmniej po około dziesięciu minutach mogłam już w miarę normalnie funkcjonować. Pierwsze co zobaczyłam to jakieś zniszczone i opuszczone pomieszczenie. Po chwili był gęsty las, a w nim opuszczony dom, który wyglądał jakby miał się zawalić. Następnie kruk siedzący na gałęzi. Krew na zniszczonych ścianach. Naszyjnik. Czerwone włosy. Żółte oczy wypełzające z ciemnego lasu. Nagle wszystko ustało, a ja zobaczyłam przed sobą zaniepokojoną twarz Alana. Bez namysłu dotknęłam palcami swych policzków. Wyjęłam z kieszeni paczkę chusteczek i wytarłam sobie twarz, nim krew zdążyła ubrudzić moje ciuchy.
- Już dobrze. - Szepnęłam do chłopaka.
- Co się do cholery stało? - Zapytał. Wyjaśniłam mu w skrócie o co chodzi z moimi wizjami i powiedziałam co widziałam, co go chyba odrobinę uspokoiło. - Powinniśmy wrócić do domu. - Powiedział.
- Nie, już jest dobrze. Chodźmy. - Podniosłam się z ziemi i rozprostowałam kości. Po około piętnastu minutach czułam się już dobrze, tylko ciągle bolała mnie głowa i oczy.
- Uparta. - Westchnął. - Jak osioł. - Dokończył. Uśmiechnęłam się delikatnie pod nosem. Po chwili razem ruszyliśmy naprzód. Nagle coś przyciągnęło moją uwagę. Ruszyłam w stronę dużego drzewa i kucnęłam. Na ziemi leżał naszyjnik. Dokładnie taki sam jak w mojej wizji. Wstając, gestem przywołałam do siebie Alana.
- Co jest? - Zapytał. Pokazałam mu naszyjnik na co zmarszczył brwi.
- Mam do ciebie prośbę... A raczej swego rodzaju propozycję... - Powiedziałam, starannie dobierając słowa.
- Słucham. - Oznajmił, mrużąc oczy.
- Ja pomogę ci rozwiązać tę sprawę, a ty pomożesz mi dowiedzieć się, co się stało z moją rodziną. Co ty na to?
< Alan? >
24.04.2018
Od Alana CD Isleen
Słusznie martwiłem się o dziewczynę. Gdy otworzyła drzwi mieszkania dopadły mnie wyrzuty że zostawiłem ją samą. Wyglądała okropnie czego oczywiście jej nie powiedziałem. Ciemne włosy miała skołtunione, a na twarzy zaschnięte ślady krwi. Na sobie nadal miała te same ubrania ubrudzone krwią. Czyżby dziewczyna miała kolejną wizję? Była zmęczona ale nie tak blada jak parę godzin temu. Musiałem ją obudzić bo ręką przecierała zaspane oczy. Wpuściła mnie do środka, a sama poszła pod prysznic. Czekając na dziewczynę rozglądałem się po kuchni. To było naprawdę ładne mieszkanie. Wyciągnąłem telefon i znów wybrałem numer wuja. Jego telefon nadal nie odpowiadał. Zdecydowałem się i z nadzieją wybrałem numer do Ginny. Jednak ona też nie odebrała. Miałem już pewność że oboje wybrali się na sabat. A to wszystko moja wina. Nie musieli by jechać gdybym ja to zrobił, ale ja wolałem zostać w Las Vegas. Isleen w końcu wyszła z łazienki. Jak tylko ją zobaczyłem, jak przypomniałem sobie jak ciężko znosi swój dar i nie ma nikogo kto by jej pomógł. Wiedziałem że robię dobrze, że to jest słuszne. Poluje na sabat już ponad rok i nic z tego, a tu mogłem coś zrobić. Mogłem pomóc łowcom, mogłem pomóc tym którzy nie zdają sobie sprawy z tego kim są. Vincent poświęcił całe swoje życie na wyszukiwaniu i szkoleniu młodych łowców, kiedy ja tylko myślałem o zemście. Nadal chciałem się zemścić ale co mi to da? Kto pomści mnie? Jeśli Vincent umrze ktoś będzie go pamiętał. Ktoś będzie nadal kontynuował jego nauki. O mnie zapomną, będę kolejnym nazwiskiem na rodzinnym grobowcu. Jeżeli nie pochowają mnie na cmentarzu w mieście w którym akurat będę przebywał w jakiejś publicznej mogile.
- Więc? O czym chciałeś pogadać? - zapytała
Odsunąłem myśli o Vincencie, o Ginnie jak zwykłem zapominać o rodzinnie. Odsunąłem obawy w najgłębszy zakamarek mojego umysłu. Musiałem jasno myśleć. Przecież to musiało mieć związek z sabatem ofiarnym. Tak mam obsesje ale teraz to w końcu jakieś konkrety. Jeżeli ofiarą padł czarownik i wilkołak znaczyło by że sabat jest w okolicach Las Vegas. I jeszcze te porozumienia miedzy gatunkowe. Pytanie goni pytanie, a zero odpowiedzi. Słuchałem interpretację wizji Issi.
- Hej... Może te płomyki nie do końca oznaczają ciebie tylko pokrewieństwo z tobą? W końcu pod koniec wizji słyszałam kruka. Kruk to zazwyczaj omen śmierci, więc może ktoś spokrewniony z tobą jest w niebezpieczeństwie? - Spojrzałem zszokowany na dziewczynę. Te słowa zmroziły krew w mych żyłach. Wszelkie obawy wypełzły odbierając mi zdrowy rozsądek. Zdecydowanie wolałem pierwszą opcję, kiedy to płomyki miały oznaczać mnie. Chciałem odraz wyjść z domu ciemnowłosej i.. Właśnie i co dalej? Nie miałem pojęcia gdzie ukrywa się sabat, nie miałem pojęcia czy to faktycznie ma związek z Vincentem i Ginną. Najgorsza była niewiedza. Wychodziłem z siebie choć starałem się nie pokazywać tego przed dziewczyną.
Z jednego tematu który doprowadzał mnie do szału przeszliśmy na następny nie przyjazny dziewczynie. Musiałem zadać te pytania choć widziałem że Isleen odpowiada niechętnie. Rozumiałem ją ja również nie lubiłem rozmawiać o rodzinie. Między nami była tylko taka różnica że ja miałem wuja i świadomość co stało się z moją rodziną.
- Teraz ja mam pytanie. - Oznajmiła, gdy skończyła opowiadać o swojej zdolności
- Tak? - nie wiedziałem czego mogę się spodziewać. O co może zapytać dziewczyna? Chciałem być z nią szczery, ale nie wiedziałem czy będę wstanie
- Co miałeś DOKŁADNIE na myśli, mówiąc, że jesteś taki jak ja? - spytała wyczekująco
Przyjrzałem się jej oceniając czy jest gotowa na tą informację. Musiałem mieć pewność że jest gotowa na zmianę całego swojego życia. Musiałem mieć pewność że dziewczyna zrozumie. Ludzie często wypierają prawdę, czasem prędzej uwierzą w kłamstwo niż w prawdę.
- To co teraz powiem zmieni całe twoje postrzeganie świata. - zacząłem podejmując decyzje. - na całym świecie, od wieków są ludzie.. rodziny - poprawiłem się - wielkie rody, które mają pewne tajemnice, zdolności. Jesteśmy Nefilim potomkami aniołów. Jesteśmy łowcami polującymi na istoty ciemności. Bo jako jedyni jesteśmy wstanie ich rozróżnić od zwykłych ludzi. Jesteśmy w stanie ich pokonać. - wyrecytowałem formułkę którą nie raz słyszałem od Vincenta. Potrafił mówić, przekonywać do swoich racji. Ja potrafiłem jedynie walczyć.
< Isleen?>
- Więc? O czym chciałeś pogadać? - zapytała
Odsunąłem myśli o Vincencie, o Ginnie jak zwykłem zapominać o rodzinnie. Odsunąłem obawy w najgłębszy zakamarek mojego umysłu. Musiałem jasno myśleć. Przecież to musiało mieć związek z sabatem ofiarnym. Tak mam obsesje ale teraz to w końcu jakieś konkrety. Jeżeli ofiarą padł czarownik i wilkołak znaczyło by że sabat jest w okolicach Las Vegas. I jeszcze te porozumienia miedzy gatunkowe. Pytanie goni pytanie, a zero odpowiedzi. Słuchałem interpretację wizji Issi.
- Hej... Może te płomyki nie do końca oznaczają ciebie tylko pokrewieństwo z tobą? W końcu pod koniec wizji słyszałam kruka. Kruk to zazwyczaj omen śmierci, więc może ktoś spokrewniony z tobą jest w niebezpieczeństwie? - Spojrzałem zszokowany na dziewczynę. Te słowa zmroziły krew w mych żyłach. Wszelkie obawy wypełzły odbierając mi zdrowy rozsądek. Zdecydowanie wolałem pierwszą opcję, kiedy to płomyki miały oznaczać mnie. Chciałem odraz wyjść z domu ciemnowłosej i.. Właśnie i co dalej? Nie miałem pojęcia gdzie ukrywa się sabat, nie miałem pojęcia czy to faktycznie ma związek z Vincentem i Ginną. Najgorsza była niewiedza. Wychodziłem z siebie choć starałem się nie pokazywać tego przed dziewczyną.
Z jednego tematu który doprowadzał mnie do szału przeszliśmy na następny nie przyjazny dziewczynie. Musiałem zadać te pytania choć widziałem że Isleen odpowiada niechętnie. Rozumiałem ją ja również nie lubiłem rozmawiać o rodzinie. Między nami była tylko taka różnica że ja miałem wuja i świadomość co stało się z moją rodziną.
- Teraz ja mam pytanie. - Oznajmiła, gdy skończyła opowiadać o swojej zdolności
- Tak? - nie wiedziałem czego mogę się spodziewać. O co może zapytać dziewczyna? Chciałem być z nią szczery, ale nie wiedziałem czy będę wstanie
- Co miałeś DOKŁADNIE na myśli, mówiąc, że jesteś taki jak ja? - spytała wyczekująco
Przyjrzałem się jej oceniając czy jest gotowa na tą informację. Musiałem mieć pewność że jest gotowa na zmianę całego swojego życia. Musiałem mieć pewność że dziewczyna zrozumie. Ludzie często wypierają prawdę, czasem prędzej uwierzą w kłamstwo niż w prawdę.
- To co teraz powiem zmieni całe twoje postrzeganie świata. - zacząłem podejmując decyzje. - na całym świecie, od wieków są ludzie.. rodziny - poprawiłem się - wielkie rody, które mają pewne tajemnice, zdolności. Jesteśmy Nefilim potomkami aniołów. Jesteśmy łowcami polującymi na istoty ciemności. Bo jako jedyni jesteśmy wstanie ich rozróżnić od zwykłych ludzi. Jesteśmy w stanie ich pokonać. - wyrecytowałem formułkę którą nie raz słyszałem od Vincenta. Potrafił mówić, przekonywać do swoich racji. Ja potrafiłem jedynie walczyć.
< Isleen?>
22.04.2018
Od Isleen Cd Alan
Obudził mnie dzwonek do drzwi. Kto niby miał do mnie przyjść? Przecież rodziny nie mam, przyjaciół też nie. Zwlekłam się z łóżka i poszłam otworzyć. Moim oczom ukazał się nie kto inny jak chłopak, który niedawno mi pomógł.
- Cześć. - Przywitał się.
- Ummm... Hej? - Spojrzałam na niego pytająco. Co on tu robi? Myślałam, że już tutaj nie przyjdzie.
- Mogę wejść? Chciałbym pogadać o kilku rzeczach, a poza tym mam coś dla ciebie. - Powiedział i podnosząc rękę, pomachał reklamówką ze słodkimi bułkami i kawą. Normalnie pewnie bym go nie wpuściła, ale po pierwsze, nie miałam siły się z nim sprzeczać, a po drugie byłam ciekawa, kim jest ten chłopak. W końcu powiedział, że jest taki jak ja. Ba! On mi pokazał, że jest taki jak ja.
- No dobra, wejdź. - Mruknęłam i cofnęłam się w głąb mieszkania. Usłyszałam za sobą jak Alan zamyka drzwi i podąża za mną. Weszłam do kuchni i powiedziałam chłopakowi by położył na wyspie kuchennej to co przyniósł.
- Jak się czujesz? - Zapytał. Westchnęłam cicho i spojrzałam na chłopaka.
- Lepiej, ale ciągle jestem zmęczona. - Powiedziałam. - Pójdę się przebrać. Poczekasz tutaj chwilkę? - Zapytałam. Dopiero teraz się zorientowałam, że od wczoraj się jeszcze nie przebrałam i wciąż miałam na sobie zakrwawione ciuchy.
- Jasne. - Alan skinął głową i usiadł przy wyspie kuchennej. Ruszyłam szybko do mojego pokoju. Tam wybrałam białą koszulkę, swój ulubiony, ciepły czarny sweterek i czarne legginsy. Oprócz tego wzięłam oczywiście jeszcze czystą bieliznę i popędziłam do łazienki. Gdy spojrzałam w lustro, o mało co nie dostałam zawału. Wyglądałam jak jakaś zjawa żywcem wyjęta z horroru. Moje włosy były skołtunione i sterczały we wszystkie strony świata, a w okolicach oczu oraz na policzkach widniały ślady zaschniętej krwi. Szybko się rozebrałam i wskoczyłam pod prysznic. Zmyłam wszystkie krwawe ślady i umyłam włosy. Biegiem wytarłam się i założyłam wcześniej przygotowane ciuchy. Następnie sięgnęłam po suszarkę i podsuszyłam włosy na tyle, by nie kapała z nich woda i szybko rozczesałam je szczotką. No, w końcu wyglądałam jak człowiek. Szybko wróciłam do Alana, mając nadzieję, że chłopak nie zasnął tam, czekając, aż się ogarnę. Gdy weszłam do kuchni, Alan siedział i zajadał się jedną ze słodkich bułek, które przyniósł. Gdy mnie zobaczył, podał mi jedną i pokazał, bym usiadła. Wzięłam od niego bułkę i usiadłam przy wyspie kuchennej.
- No, przynajmniej już nie wyglądasz jak Krwawa Mary. - Zażartował. Przewróciłam oczami i wgryzłam się w bułkę.
- Więc? O czym chciałeś pogadać? - Zapytałam.
- O twojej wizji. Jak myślisz, co ona oznaczała? - Zapytał, podsuwając mi pod nos kawę.
- Nie wiem. Możliwe, że to był jakiś rytuał. Teraz jak sobie przypominam to chyba pod tą wodą, w miejscu, w którym stałam, było coś narysowane. - Powiedziałam, wzdychając ciężko i wzruszając ramionami.
- Rozumiem, że nie wiesz co tam było narysowane? - Spojrzał na mnie z nadzieją w oczach.
- Nie. - Pokręciłam głową. Widziałam, że moja odpowiedź nie zadowoliła chłopaka. - Ale wydaje mi się, że te płomyki... Mogły oznaczać ciebie. - Dodałam szybko.
- Mnie? - Zdziwił się chłopak.
- Tak. No bo w końcu masz władzę nad ogniem, co nie? - Zapytałam.
- No tak, ale jak to ma się do reszty wizji? - Westchnął, przeglądając telefon. Obserwowałam go, zastanawiając się nad odpowiedzią. Alan zmarszczył brwi i schował telefon do kieszeni.
- Coś się stało? - Zapytałam, wskazując kieszeń, do której schował telefon.
- Nie, po prostu nie mogę się do kogoś dodzwonić. - Westchnął sfrustrowany. Zmarszczyłam brwi, słysząc to.
- Hej... Może te płomyki nie do końca oznaczają ciebie tylko pokrewieństwo z tobą? W końcu pod koniec wizji słyszałam kruka. Kruk to zazwyczaj omen śmierci, więc może ktoś spokrewniony z tobą jest w niebezpieczeństwie? - Podsunęłam. Na moje słowa chłopak cały się spiął.
- Obyś nie miała racji. - Powiedział poważnym tonem. Uniosłam ręce w obronnym geście i postanowiłam zmienić temat.
- Tak swoją drogą... To mówiłeś, że jeszcze o czymś chcesz ze mną porozmawiać. Więc? - Spytałam. Alan westchnął i skinął głową.
- Masz jakąś rodzinę? Kogoś do kogo mogłabyś się zwrócić? - Zapytał. Tym razem to ja cała się spięłam.
- Nie. - Pokręciłam głową.
- Co się stało z twoją rodziną? - Kolejne pytanie było jak cios w serce. Nienawidziłam rozmawiać o mojej rodzinie, ale zapewne, dopóki mu nie powiem, nie da mi spokoju.
- Moja rodzina... Zniknęła. Tak po prostu zniknęli, gdy byłam mała. Wychowałam się w domu dziecka. - Powiedziałam lodowatym tonem.
- A twoje wizje? Kiedy się objawiły? - Na to pytanie akurat mogłam odpowiedzieć bez problemu. Wszystko było lepsze od rozmawiania o mojej rodzinie.
- Gdy byłam mała. Nie pamiętam dokładnie. Po prostu... Od małego widziałam różne dziwne rzeczy... Myślałam, że wszyscy je widzą, ale byłam w błędzie. W domu dziecka chciano mnie leczyć. Cały czas mówiono, że za niedługo mnie wyleczą. Wysyłali mnie do psychologów, dawali tabletki i tak dalej. Mimo wszystko to nie działało. Miałam tego dość, więc udawałam, że leki działają, oraz że wszystko jest już ze mną w porządku. - Wyjaśniłam, zadowolona z delikatnej zmiany tematu.
- Rozumiem. - Pokiwał głową.
- Teraz ja mam pytanie. - Oznajmiłam.
- Tak? - Spojrzał na mnie, prostując się na krześle.
- Co miałeś DOKŁADNIE na myśli, mówiąc, że jesteś taki jak ja?
< Alan? >
- Cześć. - Przywitał się.
- Ummm... Hej? - Spojrzałam na niego pytająco. Co on tu robi? Myślałam, że już tutaj nie przyjdzie.
- Mogę wejść? Chciałbym pogadać o kilku rzeczach, a poza tym mam coś dla ciebie. - Powiedział i podnosząc rękę, pomachał reklamówką ze słodkimi bułkami i kawą. Normalnie pewnie bym go nie wpuściła, ale po pierwsze, nie miałam siły się z nim sprzeczać, a po drugie byłam ciekawa, kim jest ten chłopak. W końcu powiedział, że jest taki jak ja. Ba! On mi pokazał, że jest taki jak ja.
- No dobra, wejdź. - Mruknęłam i cofnęłam się w głąb mieszkania. Usłyszałam za sobą jak Alan zamyka drzwi i podąża za mną. Weszłam do kuchni i powiedziałam chłopakowi by położył na wyspie kuchennej to co przyniósł.
- Jak się czujesz? - Zapytał. Westchnęłam cicho i spojrzałam na chłopaka.
- Lepiej, ale ciągle jestem zmęczona. - Powiedziałam. - Pójdę się przebrać. Poczekasz tutaj chwilkę? - Zapytałam. Dopiero teraz się zorientowałam, że od wczoraj się jeszcze nie przebrałam i wciąż miałam na sobie zakrwawione ciuchy.
- Jasne. - Alan skinął głową i usiadł przy wyspie kuchennej. Ruszyłam szybko do mojego pokoju. Tam wybrałam białą koszulkę, swój ulubiony, ciepły czarny sweterek i czarne legginsy. Oprócz tego wzięłam oczywiście jeszcze czystą bieliznę i popędziłam do łazienki. Gdy spojrzałam w lustro, o mało co nie dostałam zawału. Wyglądałam jak jakaś zjawa żywcem wyjęta z horroru. Moje włosy były skołtunione i sterczały we wszystkie strony świata, a w okolicach oczu oraz na policzkach widniały ślady zaschniętej krwi. Szybko się rozebrałam i wskoczyłam pod prysznic. Zmyłam wszystkie krwawe ślady i umyłam włosy. Biegiem wytarłam się i założyłam wcześniej przygotowane ciuchy. Następnie sięgnęłam po suszarkę i podsuszyłam włosy na tyle, by nie kapała z nich woda i szybko rozczesałam je szczotką. No, w końcu wyglądałam jak człowiek. Szybko wróciłam do Alana, mając nadzieję, że chłopak nie zasnął tam, czekając, aż się ogarnę. Gdy weszłam do kuchni, Alan siedział i zajadał się jedną ze słodkich bułek, które przyniósł. Gdy mnie zobaczył, podał mi jedną i pokazał, bym usiadła. Wzięłam od niego bułkę i usiadłam przy wyspie kuchennej.
- No, przynajmniej już nie wyglądasz jak Krwawa Mary. - Zażartował. Przewróciłam oczami i wgryzłam się w bułkę.
- Więc? O czym chciałeś pogadać? - Zapytałam.
- O twojej wizji. Jak myślisz, co ona oznaczała? - Zapytał, podsuwając mi pod nos kawę.
- Nie wiem. Możliwe, że to był jakiś rytuał. Teraz jak sobie przypominam to chyba pod tą wodą, w miejscu, w którym stałam, było coś narysowane. - Powiedziałam, wzdychając ciężko i wzruszając ramionami.
- Rozumiem, że nie wiesz co tam było narysowane? - Spojrzał na mnie z nadzieją w oczach.
- Nie. - Pokręciłam głową. Widziałam, że moja odpowiedź nie zadowoliła chłopaka. - Ale wydaje mi się, że te płomyki... Mogły oznaczać ciebie. - Dodałam szybko.
- Mnie? - Zdziwił się chłopak.
- Tak. No bo w końcu masz władzę nad ogniem, co nie? - Zapytałam.
- No tak, ale jak to ma się do reszty wizji? - Westchnął, przeglądając telefon. Obserwowałam go, zastanawiając się nad odpowiedzią. Alan zmarszczył brwi i schował telefon do kieszeni.
- Coś się stało? - Zapytałam, wskazując kieszeń, do której schował telefon.
- Nie, po prostu nie mogę się do kogoś dodzwonić. - Westchnął sfrustrowany. Zmarszczyłam brwi, słysząc to.
- Hej... Może te płomyki nie do końca oznaczają ciebie tylko pokrewieństwo z tobą? W końcu pod koniec wizji słyszałam kruka. Kruk to zazwyczaj omen śmierci, więc może ktoś spokrewniony z tobą jest w niebezpieczeństwie? - Podsunęłam. Na moje słowa chłopak cały się spiął.
- Obyś nie miała racji. - Powiedział poważnym tonem. Uniosłam ręce w obronnym geście i postanowiłam zmienić temat.
- Tak swoją drogą... To mówiłeś, że jeszcze o czymś chcesz ze mną porozmawiać. Więc? - Spytałam. Alan westchnął i skinął głową.
- Masz jakąś rodzinę? Kogoś do kogo mogłabyś się zwrócić? - Zapytał. Tym razem to ja cała się spięłam.
- Nie. - Pokręciłam głową.
- Co się stało z twoją rodziną? - Kolejne pytanie było jak cios w serce. Nienawidziłam rozmawiać o mojej rodzinie, ale zapewne, dopóki mu nie powiem, nie da mi spokoju.
- Moja rodzina... Zniknęła. Tak po prostu zniknęli, gdy byłam mała. Wychowałam się w domu dziecka. - Powiedziałam lodowatym tonem.
- A twoje wizje? Kiedy się objawiły? - Na to pytanie akurat mogłam odpowiedzieć bez problemu. Wszystko było lepsze od rozmawiania o mojej rodzinie.
- Gdy byłam mała. Nie pamiętam dokładnie. Po prostu... Od małego widziałam różne dziwne rzeczy... Myślałam, że wszyscy je widzą, ale byłam w błędzie. W domu dziecka chciano mnie leczyć. Cały czas mówiono, że za niedługo mnie wyleczą. Wysyłali mnie do psychologów, dawali tabletki i tak dalej. Mimo wszystko to nie działało. Miałam tego dość, więc udawałam, że leki działają, oraz że wszystko jest już ze mną w porządku. - Wyjaśniłam, zadowolona z delikatnej zmiany tematu.
- Rozumiem. - Pokiwał głową.
- Teraz ja mam pytanie. - Oznajmiłam.
- Tak? - Spojrzał na mnie, prostując się na krześle.
- Co miałeś DOKŁADNIE na myśli, mówiąc, że jesteś taki jak ja?
< Alan? >
Od Alana CD Isleen
Dziewczyna wyglądała już o wiele lepiej. Była zmęczona, a ja powinienem dać jej spokój ale musiałem dowiedzieć się co było przyczyną jej stanu. Czułem że ma to związek z jej darem. Czasem zdolność którą łowca odziedzicza po swoich anielskich rodzicach przekracza jego możliwości. Sam osobiście miałem ciężko z własnym darem. Nie raz przez przypadek spalił bym cały dom. Pamiętam swój strach kiedy wszystko wymykało się spod kontroli. Wtedy zawsze obok mnie był Vincent który mi pomagał. Mając rodzinę wszystko było łatwiejsze. Dar był przekazywany z pokolenia na pokolenie i przeważnie ten sam. A Isleen chyba nie bardzo sobie radziła.
- Odpowiadając na twoje wcześniejsze pytanie...- zaczęła cicho ciemnowłosa - Tak średnio. Tak naprawdę to nie wiem, kiedy to się zdarzy. Czasem mam wizje co drugi dzień, czasem nie mam ich przez dwa tygodnie, a czasem pojawiają się od razu, jeśli kogoś lub czegoś dotknę. - wyznała
- Wizje? - Powtórzyłem, posyłając jej pytające spojrzenie. Wizję? Przewiduje przyszłość? To wszystko mogło ułatwić. Spojrzałem na nią z fascynacją. Dziewczyna spanikowana przygryzła wargę - Spokojnie, jestem taki jak ty, możesz mi powiedzieć - uspokoiłem
- Co to znaczy? - Zapytała
Teraz wszystko układało mi się w całość. Dziewczyna była niewtajemniczona. Nie znała swojego dziedzictwa, pewnie straciła zbyt wcześnie rodzinę to często się zdarzało wśród łowców. A teraz kiedy zostało nas niewielu. Dziewczyna potrzebowała kogoś kto jej wyjaśni, wytłumaczy, pomoże. Uśmiechnąłem się szczerze, wyciągnąłem dłoń przed siebie w stronę dziewczyny i wytworzyłem mały płomyk. By udowodnić swoje słowa. Na twarzy dziewczyny malowało się tak wiele emocji szok, fascynacja, coś na styl strachu oraz ulga.
- Teraz powiesz mi o co chodzi z tymi wizjami? - Poprosiłem gasząc płomień i opuszczając dłoń.
- Więc... Wizje przychodzą do mnie tak naprawdę, kiedy im się tylko żywnie podoba. Widzę w nich przyszłość lub wskazówki, które mogą w czymś pomóc, na przykład w rozwiązaniu zagadki. - Powiedziała i spojrzała na mnie z wyczekiwaniem
Może bała się że ją wyśmieję. Gdybym był zwykłym śmiertelnikiem, gdyby wuj nie poświęcił całego swojego czasu no moją edukację pewnie bym tak zrobił. Złe zdarzenia z przeszłości by wyblakły a ja żył bym normalnie nie mając świadomości jaki naprawdę jest świat. Był bym jak Isleen, nie mogąc odnaleźć się w życiu.
- To super. - Wypaliłem z zapałem - No bo wiesz... To na pewno ułatwia wiele rzeczy, no nie?
Dziewczyna westchnęła z rezygnacją i pokręciła głową
- To nie tak, że widzę wszystko wyraźnie. Nie widzę dokładnie tego, co się wydarzy. Zazwyczaj widzę symbole i muszę poskładać całą wizję w jedną całość, nim poznam jej znaczenie. Poza tym to zawsze kończy się okropnym bólem... - Wyjaśniła
- Czyli przed chwilą miałaś wizję? - zauważyłem - To zawsze tak źle wygląda? - spytałem
Na co skineła twierdząco głową
- Jeszcze jakieś pytania? - Spytała ironicznie.
- Tak - Powiedziałem niezrażony - Co widziałaś w swojej wizji?
To było ważne pytanie i liczyłem że dziewczyna opowie mi z największymi szczegółami. Przyglądała mi się chwilę jak by oceniając czy warto podzielić się ze mną tą informacją
- Widziałam.. - zaczęła niepewnie - wodę. Stałam w niej, za mną pojawił się mały płomyk potem następny i następny. - z każdym słowem jej głos był coraz pewniejszy - Było ich tak dużo że utworzyły krąg. Byłam w samym jego środku. Usłyszałam plus i w wodzie coś się poruszyło. Z ciemności do kręgu płomyków wpłynął kosmyk czerwonych włosów splątany z wilczym futrem. Płomyki zaczęły wirować. Później widziałam już tylko czerwień i nic więcej. Na koniec usłyszałam ptaka, to był chyba kruka.
- To koniec? - dopytałem. Dziewczyna tylko skinęła głową. Co to oznacza? Woda, płomyk, dwa żywioły, tworzący się krąg. Wyglądało jak rytuał. Rytuał w którym składano ofiarę... Czerwone włosy i futro. Czyżby chodziło o czerwonowłosego czarownika i towarzyszącego mu wilkołaka. Tylko czy można brać to dosłownie może chodzi o to że czarownik i wilkołak wspierając sabat. I co w tym wszystkim robi kruk. Może był to zwiastun śmierci... - Co myślisz o swojej wizji? - spytałem dziewczynę
- Nie wiem jestem zmęczona - wyznała
Wiedziałem że to uprzejme wyproszenie mnie z domu. Wstałem więc i skierowałem się do wyjścia
- Dobranoc Issi - powiedziałem na odchodnym
***
Całą noc myślałem o dziewczynie i jej wizji. Nie było sensu dłużej leżeć i gapić się w sufit. Wstałem i zapaliłem światło. Jeszcze raz spróbowałem dodzwonić się do Vincenta. Lecz nie było żadnego odzewu. Wyciągnąłem dzienniki mojego ojca i zacząłem przeglądać go po raz setny. Znałem go na pamięć a i tak zaglądałem tam zawsze kiedy szukałem odpowiedzi na dręczące mnie pytanie. O świcie ogarnąłem się i skierowałem się do mieszkania ciemnowłosej. Pewnie będzie zła. Po drodze wszedłem do piekarni kupiłem słodkich bułek i do kawiarni po ciepłą kawę. Może to jakoś ją udobrucha. Jakiś czas później stałem przed drzwiami dziewczyny naciskając dzwonek.
< Isleen?>
- Odpowiadając na twoje wcześniejsze pytanie...- zaczęła cicho ciemnowłosa - Tak średnio. Tak naprawdę to nie wiem, kiedy to się zdarzy. Czasem mam wizje co drugi dzień, czasem nie mam ich przez dwa tygodnie, a czasem pojawiają się od razu, jeśli kogoś lub czegoś dotknę. - wyznała
- Wizje? - Powtórzyłem, posyłając jej pytające spojrzenie. Wizję? Przewiduje przyszłość? To wszystko mogło ułatwić. Spojrzałem na nią z fascynacją. Dziewczyna spanikowana przygryzła wargę - Spokojnie, jestem taki jak ty, możesz mi powiedzieć - uspokoiłem
- Co to znaczy? - Zapytała
Teraz wszystko układało mi się w całość. Dziewczyna była niewtajemniczona. Nie znała swojego dziedzictwa, pewnie straciła zbyt wcześnie rodzinę to często się zdarzało wśród łowców. A teraz kiedy zostało nas niewielu. Dziewczyna potrzebowała kogoś kto jej wyjaśni, wytłumaczy, pomoże. Uśmiechnąłem się szczerze, wyciągnąłem dłoń przed siebie w stronę dziewczyny i wytworzyłem mały płomyk. By udowodnić swoje słowa. Na twarzy dziewczyny malowało się tak wiele emocji szok, fascynacja, coś na styl strachu oraz ulga.
- Teraz powiesz mi o co chodzi z tymi wizjami? - Poprosiłem gasząc płomień i opuszczając dłoń.
- Więc... Wizje przychodzą do mnie tak naprawdę, kiedy im się tylko żywnie podoba. Widzę w nich przyszłość lub wskazówki, które mogą w czymś pomóc, na przykład w rozwiązaniu zagadki. - Powiedziała i spojrzała na mnie z wyczekiwaniem
Może bała się że ją wyśmieję. Gdybym był zwykłym śmiertelnikiem, gdyby wuj nie poświęcił całego swojego czasu no moją edukację pewnie bym tak zrobił. Złe zdarzenia z przeszłości by wyblakły a ja żył bym normalnie nie mając świadomości jaki naprawdę jest świat. Był bym jak Isleen, nie mogąc odnaleźć się w życiu.
- To super. - Wypaliłem z zapałem - No bo wiesz... To na pewno ułatwia wiele rzeczy, no nie?
Dziewczyna westchnęła z rezygnacją i pokręciła głową
- To nie tak, że widzę wszystko wyraźnie. Nie widzę dokładnie tego, co się wydarzy. Zazwyczaj widzę symbole i muszę poskładać całą wizję w jedną całość, nim poznam jej znaczenie. Poza tym to zawsze kończy się okropnym bólem... - Wyjaśniła
- Czyli przed chwilą miałaś wizję? - zauważyłem - To zawsze tak źle wygląda? - spytałem
Na co skineła twierdząco głową
- Jeszcze jakieś pytania? - Spytała ironicznie.
- Tak - Powiedziałem niezrażony - Co widziałaś w swojej wizji?
To było ważne pytanie i liczyłem że dziewczyna opowie mi z największymi szczegółami. Przyglądała mi się chwilę jak by oceniając czy warto podzielić się ze mną tą informacją
- Widziałam.. - zaczęła niepewnie - wodę. Stałam w niej, za mną pojawił się mały płomyk potem następny i następny. - z każdym słowem jej głos był coraz pewniejszy - Było ich tak dużo że utworzyły krąg. Byłam w samym jego środku. Usłyszałam plus i w wodzie coś się poruszyło. Z ciemności do kręgu płomyków wpłynął kosmyk czerwonych włosów splątany z wilczym futrem. Płomyki zaczęły wirować. Później widziałam już tylko czerwień i nic więcej. Na koniec usłyszałam ptaka, to był chyba kruka.
- To koniec? - dopytałem. Dziewczyna tylko skinęła głową. Co to oznacza? Woda, płomyk, dwa żywioły, tworzący się krąg. Wyglądało jak rytuał. Rytuał w którym składano ofiarę... Czerwone włosy i futro. Czyżby chodziło o czerwonowłosego czarownika i towarzyszącego mu wilkołaka. Tylko czy można brać to dosłownie może chodzi o to że czarownik i wilkołak wspierając sabat. I co w tym wszystkim robi kruk. Może był to zwiastun śmierci... - Co myślisz o swojej wizji? - spytałem dziewczynę
- Nie wiem jestem zmęczona - wyznała
Wiedziałem że to uprzejme wyproszenie mnie z domu. Wstałem więc i skierowałem się do wyjścia
- Dobranoc Issi - powiedziałem na odchodnym
***
Całą noc myślałem o dziewczynie i jej wizji. Nie było sensu dłużej leżeć i gapić się w sufit. Wstałem i zapaliłem światło. Jeszcze raz spróbowałem dodzwonić się do Vincenta. Lecz nie było żadnego odzewu. Wyciągnąłem dzienniki mojego ojca i zacząłem przeglądać go po raz setny. Znałem go na pamięć a i tak zaglądałem tam zawsze kiedy szukałem odpowiedzi na dręczące mnie pytanie. O świcie ogarnąłem się i skierowałem się do mieszkania ciemnowłosej. Pewnie będzie zła. Po drodze wszedłem do piekarni kupiłem słodkich bułek i do kawiarni po ciepłą kawę. Może to jakoś ją udobrucha. Jakiś czas później stałem przed drzwiami dziewczyny naciskając dzwonek.
< Isleen?>
Od Alana CD Raven
Jechanie do domu Raven to strata czasu ale są zasady nie mogłem polować bez pozwolenia na nie swoim terenie. Więc musiałem się przemóc i z nią współpracować. A żeby wszystko się udało dziewczyna nie mogła się wyróżniać w tłumie. Dżinn poszedł do klubu więc zapewne spędzi tam nie co więcej czasu. Myślałem że dziewczyna będzie mieszkać w starej posiadłości Blackwood'ów ale dom był całkowicie nowoczesny. Rozejrzałem się dookoła trochę zawiedziony. Myślałem że będę miał możliwość przejrzenia ich rodowych dzienników. Może blackwood'owie wiedzieli coś więcej o sabacie ofiarnym albo chociaż coś czego ja nie wiem. Wincent mówił że ojciec wolał współpracować z innymi rodami niż z nim. Prawdo podobnie z obawy że może stracić młodszego brata.
- Choć - zażądała ciemnowłosa
- Poczekam - odparłem opierając się o motor
- Jasne - fuknęła splatając ręce na piersi - a jak tylko wejdę do środka pojedziesz
Uśmiechnąłem się. Ona naprawdę nie ma pojęcia o zasadach panujących wśród łowców. Nigdy nie sądziłem że spotkam Blackwood'a tak niewtajemniczonego.
- Niech będzie - wypaliłem i ruszyłem za dziewczyną
Jak tylko przekroczyliśmy próg domu przywitał nas brat dziewczyny. Nie musiała go nawet przedstawiać ich wygląd i zachowanie chłopaka względem dziewczyny mówiły samo za siebie. Jakie to zabawne przedstawiła mi swojego brata, a nadal nie znam jej imienia. Dziewczyna poszła na górę przebierając się, chłopak spiorunował mnie wzrokiem i poszedł jak grzeczny piesek za swoją panią. Zdusiłem w sobie śmiech i usiadłem na kanapę. Zabawnie patrzy się na sprzeczające się rodzeństwo. Miałem 7 lat jak czarownice zabiły moją rodzinę. Pewnie teraz zachowywał bym się podobnie sprzeczając się ze swoimi starszymi siostrami. Natychmiastowo odgoniłem wspomnienia o rodzinie. Było minęło, a teraz nie mam czasu roztrząsać starych dziejów. Wziąłem pilot do telewizora, miseczkę z orzeszkami i położyłem nogi na stole. Bez celu przerzucałem kanały zjadając orzeszki.
-Rozgościłem się- powiedział odraz jak rodzeństwo zeszło na dół -Jedziemy? - dopytałem
-Jadę z wami- oświadczył Roth
Chciałem już się odezwać. Co najwyżej jedno z nich mogło ze mną jechać. Co do tego nie było dyskusji. Niech sami zadecydują kto jedzie ale na pewno nie będę brał na siebie odpowiedzialność za nich dwoje. Wtedy rozdzwonił mu się telefon.
- Erika ma problem - oświadczył jak tylko skończył rozmawiać - muszę jechać
Jeden telefon od dziewczyny może tyle zmienić. Sprawa została wyjaśniona.
- Jedziemy? - dopytała dziewczyna
W końcu mogłem się jej przyjrzeć. Wyglądała zjawiskowo. Rozpuściła swoje kruczoczarne włosy, zrobiła dość mocny makijaż i założyła na siebie krótką czarną sukienkę. Patrzyłem się na nią zdecydowanie za długo.
- Teraz wtopimy się w tłum - skomentowałem, kierując się do wyjścia
Po kilku minutach byliśmy już w klubie. Uważnie rozglądałem się wypatrując dżinna. Lecz nigdzie go nie widziałem.
- Napijesz się czegoś? - dopytałem i nie czekając na jej odpowiedź poszedłem do baru zamówić dwa drinki.
Spędziliśmy tam jakiś czas pijąc i starając się wyglądać normalnie. Poszedłem po raz kolejny do baru zamówić drinka kiedy wyczułem obecność czarownicy. Rozejrzałem się dookoła lecz było tak wiele ludzi że ciężko było cokolwiek wypatrzeć. W końcu ją dostrzegłem. Czarownicę pokazującą jakieś zaproszenie ochroniarzowi. Chwilę później zniknęła za drzwiami sąsiedniej sali. Zlot czarownic.
Wróciłem do Raven złapałem ją za rękę i pociągnąłem za sobą na zewnątrz.
- Ej co robisz przecież... - zaczęła oburzona
- Ci - uciszyłem ją. Wyszliśmy na zewnątrz i wraz z dziewczyną skierowałem się parę metrów dalej.
- Co ty odwalasz - warknęła
- W klubie nie znajdziemy dżinna - wyjaśniłem - w sąsiedniej sali spotykając się czarownice..
- Więc chodzimy - przerwała mi i ruszyła do klubu, złapałem ją za rękę by ja zatrzymać
- Nie dostaniemy się tam. Ochroniarz wpuści nas jak będziemy mieć zaproszenie, chwilę cierpliwości. - Oparłem się o ścianę budynku i wyciągnąłem paczkę papierosów. Wytworzyłem niewielki płomyk i podpaliłem jednego. - masz, załóż - podałem jej amulet maskujący. Nie zdążyłem jej nic więcej wyjaśnić bo dostrzegłem czarownika podążającego w stronę klubu. - No i nasze zaproszenie
Zostawiłem dziewczynę i ruszyłem za czarownikiem.
< Raven?>
- Choć - zażądała ciemnowłosa
- Poczekam - odparłem opierając się o motor
- Jasne - fuknęła splatając ręce na piersi - a jak tylko wejdę do środka pojedziesz
Uśmiechnąłem się. Ona naprawdę nie ma pojęcia o zasadach panujących wśród łowców. Nigdy nie sądziłem że spotkam Blackwood'a tak niewtajemniczonego.
- Niech będzie - wypaliłem i ruszyłem za dziewczyną
Jak tylko przekroczyliśmy próg domu przywitał nas brat dziewczyny. Nie musiała go nawet przedstawiać ich wygląd i zachowanie chłopaka względem dziewczyny mówiły samo za siebie. Jakie to zabawne przedstawiła mi swojego brata, a nadal nie znam jej imienia. Dziewczyna poszła na górę przebierając się, chłopak spiorunował mnie wzrokiem i poszedł jak grzeczny piesek za swoją panią. Zdusiłem w sobie śmiech i usiadłem na kanapę. Zabawnie patrzy się na sprzeczające się rodzeństwo. Miałem 7 lat jak czarownice zabiły moją rodzinę. Pewnie teraz zachowywał bym się podobnie sprzeczając się ze swoimi starszymi siostrami. Natychmiastowo odgoniłem wspomnienia o rodzinie. Było minęło, a teraz nie mam czasu roztrząsać starych dziejów. Wziąłem pilot do telewizora, miseczkę z orzeszkami i położyłem nogi na stole. Bez celu przerzucałem kanały zjadając orzeszki.
-Rozgościłem się- powiedział odraz jak rodzeństwo zeszło na dół -Jedziemy? - dopytałem
-Jadę z wami- oświadczył Roth
Chciałem już się odezwać. Co najwyżej jedno z nich mogło ze mną jechać. Co do tego nie było dyskusji. Niech sami zadecydują kto jedzie ale na pewno nie będę brał na siebie odpowiedzialność za nich dwoje. Wtedy rozdzwonił mu się telefon.
- Erika ma problem - oświadczył jak tylko skończył rozmawiać - muszę jechać
Jeden telefon od dziewczyny może tyle zmienić. Sprawa została wyjaśniona.
- Jedziemy? - dopytała dziewczyna
W końcu mogłem się jej przyjrzeć. Wyglądała zjawiskowo. Rozpuściła swoje kruczoczarne włosy, zrobiła dość mocny makijaż i założyła na siebie krótką czarną sukienkę. Patrzyłem się na nią zdecydowanie za długo.
- Teraz wtopimy się w tłum - skomentowałem, kierując się do wyjścia
Po kilku minutach byliśmy już w klubie. Uważnie rozglądałem się wypatrując dżinna. Lecz nigdzie go nie widziałem.
- Napijesz się czegoś? - dopytałem i nie czekając na jej odpowiedź poszedłem do baru zamówić dwa drinki.
Spędziliśmy tam jakiś czas pijąc i starając się wyglądać normalnie. Poszedłem po raz kolejny do baru zamówić drinka kiedy wyczułem obecność czarownicy. Rozejrzałem się dookoła lecz było tak wiele ludzi że ciężko było cokolwiek wypatrzeć. W końcu ją dostrzegłem. Czarownicę pokazującą jakieś zaproszenie ochroniarzowi. Chwilę później zniknęła za drzwiami sąsiedniej sali. Zlot czarownic.
Wróciłem do Raven złapałem ją za rękę i pociągnąłem za sobą na zewnątrz.
- Ej co robisz przecież... - zaczęła oburzona
- Ci - uciszyłem ją. Wyszliśmy na zewnątrz i wraz z dziewczyną skierowałem się parę metrów dalej.
- Co ty odwalasz - warknęła
- W klubie nie znajdziemy dżinna - wyjaśniłem - w sąsiedniej sali spotykając się czarownice..
- Więc chodzimy - przerwała mi i ruszyła do klubu, złapałem ją za rękę by ja zatrzymać
- Nie dostaniemy się tam. Ochroniarz wpuści nas jak będziemy mieć zaproszenie, chwilę cierpliwości. - Oparłem się o ścianę budynku i wyciągnąłem paczkę papierosów. Wytworzyłem niewielki płomyk i podpaliłem jednego. - masz, załóż - podałem jej amulet maskujący. Nie zdążyłem jej nic więcej wyjaśnić bo dostrzegłem czarownika podążającego w stronę klubu. - No i nasze zaproszenie
Zostawiłem dziewczynę i ruszyłem za czarownikiem.
< Raven?>
Od Raven cd Alan
I tak też zrobiliśmy. Pojechaliśmy pod mój dom, a jako że obawiałam się że po prostu chce mnie się pozbyć zażądałam że ma iść ze mną. Roth był w domu i jak tylko weszliśmy do środka spojrzał na mnie pytająco.
-To jest Alan Hunter z Chicago, syn Beleta, upadłego anioła. Króla piekieł, rządzi 85 legionami duchów piekielnych, przed upadkiem należał do chóru potęgi, Alan jest również potomkiem króla Salomona. Jest tu przejazdem i poluje na dżina. A to Roth mój brat- przedstawiłam ich.
-A więc niech go znajdzie i spada, po jaką cholerę tu stoi czas leci- burknął Roth.
-Czyli się na to zgadzacie. No i fajnie- powiedział i skierował się z powrotem do drzwi ale zastawiłam mu drogę.
-Nigdzie nie idziesz- sprzeciwiłam się - była umowa. A ty braciszku się nie wtrącaj jak dobrze pamiętam miałeś zająć się z Eriką demonem z kasyna.
-Już się nim zajęliśmy.
-A więc zrób coś pożytecznego a nie mieszasz mi w moich sprawach.- warknęłam i poszłam w kierunku pokoju- a ty masz czekać.- zwróciłam się do Alana.
Zaczęłam się ekspresowo szykować, w obawie że po krótkiej rozmowie z Rothem, Alan jednak sam pójdzie. Jednaka brat po chwili wszedł do mojego pokoju.
-nie umiesz pukać?-fuknęłam na niego
-To marnowanie czasu, nie podoba mi się ten koleś. Skoro tak bardzo ci na tym zależy sam z nim pójdę.- zaproponował.
-Braciszku, mowy nie ma, idę z Alanem to już postanowione.
Roth jeszcze się chwilę sprzeciwiał a kilka minut później wróciłam do salonu gdzie Alan oglądał tv z nogami na stole zajadając orzeszki.
-Rozgościłem się- powiedział na wstępie. -Jedziemy?
-Jadę z wami- oświadczył Roth, na szczęście nie musiałam się z nim kłócić bo zadzwonił mu telefon. A po krótkiej rozmowie oświadczył że Erika ma jakiś problem. I dobrze niech jedzie.
Po kilku minutach byliśmy już w tym klubie. I wypatrywaliśmy dżina.
<Alan?>
-To jest Alan Hunter z Chicago, syn Beleta, upadłego anioła. Króla piekieł, rządzi 85 legionami duchów piekielnych, przed upadkiem należał do chóru potęgi, Alan jest również potomkiem króla Salomona. Jest tu przejazdem i poluje na dżina. A to Roth mój brat- przedstawiłam ich.
-A więc niech go znajdzie i spada, po jaką cholerę tu stoi czas leci- burknął Roth.
-Czyli się na to zgadzacie. No i fajnie- powiedział i skierował się z powrotem do drzwi ale zastawiłam mu drogę.
-Nigdzie nie idziesz- sprzeciwiłam się - była umowa. A ty braciszku się nie wtrącaj jak dobrze pamiętam miałeś zająć się z Eriką demonem z kasyna.
-Już się nim zajęliśmy.
-A więc zrób coś pożytecznego a nie mieszasz mi w moich sprawach.- warknęłam i poszłam w kierunku pokoju- a ty masz czekać.- zwróciłam się do Alana.
Zaczęłam się ekspresowo szykować, w obawie że po krótkiej rozmowie z Rothem, Alan jednak sam pójdzie. Jednaka brat po chwili wszedł do mojego pokoju.
-nie umiesz pukać?-fuknęłam na niego
-To marnowanie czasu, nie podoba mi się ten koleś. Skoro tak bardzo ci na tym zależy sam z nim pójdę.- zaproponował.
-Braciszku, mowy nie ma, idę z Alanem to już postanowione.
Roth jeszcze się chwilę sprzeciwiał a kilka minut później wróciłam do salonu gdzie Alan oglądał tv z nogami na stole zajadając orzeszki.
-Rozgościłem się- powiedział na wstępie. -Jedziemy?
-Jadę z wami- oświadczył Roth, na szczęście nie musiałam się z nim kłócić bo zadzwonił mu telefon. A po krótkiej rozmowie oświadczył że Erika ma jakiś problem. I dobrze niech jedzie.
Po kilku minutach byliśmy już w tym klubie. I wypatrywaliśmy dżina.
<Alan?>
Od Raven cd Alex
Alex poszła a ja nie byłam wstanie jej zatrzymać a tym bardziej zaradzić temu co nieuniknione. Po wyjściu Alex zostałam jeszcze chwilę w ,,zamku" po czym w końcu pojechałam do domu. Tego wszystkiego było za wiele jak na jeden dzień, emocje zrobiły swoje a ja ryczałam całą drogę, dobrze że na ciocie nie wpadłam bo domagała by się wyjaśnień. Niestety spotkanie z Rothem było nieuniknione, o dziwo brat nic nie mówił, po prostu mnie przytulił i został ze mną dopóki nie usnęłam.
Następne dni były koszmarem, nie było chwili aby moje myśli nie wróciły do dziewczyny która uratowała mojemu bratu życie. Nic mu nie powiedziałam ale on chyba wiedział, nie wiem skąd ale wiedział. Reszty unikałam, Roth spotykał się z nimi za mnie, nie powinnam tak robić ale inaczej nie umiałam. Tym bardziej jak miałabym wyjaśnić że Alex zniknęła, dziewczyna nie chciała abym komuś o tym mówiła, w porównaniu do tego co ona zrobiła dla mnie to było nic, byłam więc jej to winna.
Czas płynął nie ubłagalnie wolno, ze zniecierpliwieniem wyczekiwałam powrotu Alex. Nie potrafiłam tego olać zwłaszcza że musiała tam wrócić przez nas.
W końcu nastał siódmy dzień, nie wiedziałam kiedy przyjdzie Alex i czy w ogóle. Może dziewczyna nie będzie chciała z nami nawet gadać. Nie wiedziałam gdzie mieszka ale przypomniałam sobie że mam jej numer. I w przeciągu tego dnia na wysyłałam jej masę wiadomości.
-Wróci- zapewnił Roth, wyrywając mnie z rozmyślań.
<Alex?>
Następne dni były koszmarem, nie było chwili aby moje myśli nie wróciły do dziewczyny która uratowała mojemu bratu życie. Nic mu nie powiedziałam ale on chyba wiedział, nie wiem skąd ale wiedział. Reszty unikałam, Roth spotykał się z nimi za mnie, nie powinnam tak robić ale inaczej nie umiałam. Tym bardziej jak miałabym wyjaśnić że Alex zniknęła, dziewczyna nie chciała abym komuś o tym mówiła, w porównaniu do tego co ona zrobiła dla mnie to było nic, byłam więc jej to winna.
Czas płynął nie ubłagalnie wolno, ze zniecierpliwieniem wyczekiwałam powrotu Alex. Nie potrafiłam tego olać zwłaszcza że musiała tam wrócić przez nas.
W końcu nastał siódmy dzień, nie wiedziałam kiedy przyjdzie Alex i czy w ogóle. Może dziewczyna nie będzie chciała z nami nawet gadać. Nie wiedziałam gdzie mieszka ale przypomniałam sobie że mam jej numer. I w przeciągu tego dnia na wysyłałam jej masę wiadomości.
-Wróci- zapewnił Roth, wyrywając mnie z rozmyślań.
<Alex?>
21.04.2018
Od Isleen Cd Alana
Po jakimś czasie zaczęłam odzyskiwać panowanie nad sobą. Poprosiłam chłopaka by pomógł mi usiąść na kanapie i spróbowałam zebrać wszystkie myśli.
- Więc? Często tak masz? - Zapytał. Spojrzałam na niego i spróbowałam odpowiedzieć, ale w gardle miałam pustynię.
- Podasz mi wody? - Wycharczałam. Alan skinął głową i po chwili podał mi wodę. Wypiłam zawartość szklanki w dwie sekundy i od razu zrobiło mi się lżej.
- Lepiej? - Chłopak kucnął przede mną. Pokiwałam głową i westchnęłam. Najwyraźniej to wizja była przyczyną tego, że od kilku dni nie mogłam spać i teraz całe zmęczenie mnie dopadło.
- Odpowiadając na twoje wcześniejsze pytanie... Tak średnio. Tak naprawdę to nie wiem, kiedy to się zdarzy. Czasem mam wizje co drugi dzień, czasem nie mam ich przez dwa tygodnie, a czasem pojawiają się od razu, jeśli kogoś lub czegoś dotknę. - Wymamrotałam.
- Wizje? - Spojrzał na mnie pytająco. Zganiłam się w myślach. Cholera jasna! Przecież nawet nie wiem kim ten chłopak jest! Możliwe, że nie powinien o tym w ogóle wiedzieć! Zagryzłam wargę, zastanawiając się jak z tego wybrnąć, ale Alan ponownie się odezwał. - Spokojnie, jestem taki jak ty, możesz mi powiedzieć. - Poderwałam głowę i wbiłam w niego zszokowane spojrzenie.
- Co to znaczy? - Zapytałam. Alan uśmiechnął się i podniósł rękę. Nagle z jego palca wskazującego buchnął mały płomyk.
- Teraz powiesz mi o co chodzi z tymi wizjami? - Zapytał. Nagle płomyk zniknął, a chłopak opuścił rękę.
- Więc... Wizje przychodzą do mnie tak naprawdę, kiedy im się tylko żywnie podoba. Widzę w nich przyszłość lub wskazówki, które mogą w czymś pomóc, na przykład w rozwiązaniu zagadki. - Powiedziałam i czekałam na jego reakcję.
- To super. - Wypalił. Spojrzałam na niego pytająco. - No bo wiesz... To na pewno ułatwia wiele rzeczy, no nie? - Powiedział. Westchnęłam i pokręciłam głową.
- To nie tak, że widzę wszystko wyraźnie. Nie widzę dokładnie tego, co się wydarzy. Zazwyczaj widzę symbole i muszę poskładać całą wizję w jedną całość, nim poznam jej znaczenie. Poza tym to zawsze kończy się okropnym bólem... - Wyjaśniłam.
- Czyli przed chwilą miałaś wizję? - Zapytał. Pokiwałam głową na tak. - To zawsze tak źle wygląda? - Po raz kolejny skinęłam twierdząco głową.
- Jeszcze jakieś pytania? - Spytałam ironicznie. Powinnam być dla niego milsza i wdzięczna za jego pomoc, ale teraz kiedy dopadało mnie zmęczenie, naprawdę nie miałam na to siły.
- Tak. - Powiedział, jakby nie zauważając mojej małej złośliwości. - Co widziałaś w swojej wizji?
< Alan? >
- Więc? Często tak masz? - Zapytał. Spojrzałam na niego i spróbowałam odpowiedzieć, ale w gardle miałam pustynię.
- Podasz mi wody? - Wycharczałam. Alan skinął głową i po chwili podał mi wodę. Wypiłam zawartość szklanki w dwie sekundy i od razu zrobiło mi się lżej.
- Lepiej? - Chłopak kucnął przede mną. Pokiwałam głową i westchnęłam. Najwyraźniej to wizja była przyczyną tego, że od kilku dni nie mogłam spać i teraz całe zmęczenie mnie dopadło.
- Odpowiadając na twoje wcześniejsze pytanie... Tak średnio. Tak naprawdę to nie wiem, kiedy to się zdarzy. Czasem mam wizje co drugi dzień, czasem nie mam ich przez dwa tygodnie, a czasem pojawiają się od razu, jeśli kogoś lub czegoś dotknę. - Wymamrotałam.
- Wizje? - Spojrzał na mnie pytająco. Zganiłam się w myślach. Cholera jasna! Przecież nawet nie wiem kim ten chłopak jest! Możliwe, że nie powinien o tym w ogóle wiedzieć! Zagryzłam wargę, zastanawiając się jak z tego wybrnąć, ale Alan ponownie się odezwał. - Spokojnie, jestem taki jak ty, możesz mi powiedzieć. - Poderwałam głowę i wbiłam w niego zszokowane spojrzenie.
- Co to znaczy? - Zapytałam. Alan uśmiechnął się i podniósł rękę. Nagle z jego palca wskazującego buchnął mały płomyk.
- Teraz powiesz mi o co chodzi z tymi wizjami? - Zapytał. Nagle płomyk zniknął, a chłopak opuścił rękę.
- Więc... Wizje przychodzą do mnie tak naprawdę, kiedy im się tylko żywnie podoba. Widzę w nich przyszłość lub wskazówki, które mogą w czymś pomóc, na przykład w rozwiązaniu zagadki. - Powiedziałam i czekałam na jego reakcję.
- To super. - Wypalił. Spojrzałam na niego pytająco. - No bo wiesz... To na pewno ułatwia wiele rzeczy, no nie? - Powiedział. Westchnęłam i pokręciłam głową.
- To nie tak, że widzę wszystko wyraźnie. Nie widzę dokładnie tego, co się wydarzy. Zazwyczaj widzę symbole i muszę poskładać całą wizję w jedną całość, nim poznam jej znaczenie. Poza tym to zawsze kończy się okropnym bólem... - Wyjaśniłam.
- Czyli przed chwilą miałaś wizję? - Zapytał. Pokiwałam głową na tak. - To zawsze tak źle wygląda? - Po raz kolejny skinęłam twierdząco głową.
- Jeszcze jakieś pytania? - Spytałam ironicznie. Powinnam być dla niego milsza i wdzięczna za jego pomoc, ale teraz kiedy dopadało mnie zmęczenie, naprawdę nie miałam na to siły.
- Tak. - Powiedział, jakby nie zauważając mojej małej złośliwości. - Co widziałaś w swojej wizji?
< Alan? >
Od Alana CD Isleen
Wilkołak i czarownik zniknęli mi z oczu i wiedziałem że na licznych ulicach Las Vegas nie uda mi się ich odnaleźć. Za to dziewczyna ewidentnie potrzebowała pomocy. Nie mogłem jej tak zostawić. Wyglądała słabo jak by zaraz miała zemdleć. I choć zapewniała że czuje się dobrze szczerze w to wątpiłem. Zaproponowałem że ją odprowadzę, chciałem mieć pewność że dziewczyna bezpiecznie wróciła do domu i że nie zemdlała gdzieś po drodze. Miał bym wyrzuty sumienia że zostawiłem ją samą sobie, a zmartwień i rozmyślań mam nad to. Dziewczyna nie protestowała znaczy że było naprawdę kiepsko. Może powinienem zadzwonić na pogotowie? Ciemnowłosa nie mieszkała daleko. Ruszyliśmy wolnym krokiem nie chciałem się narzucać więc puki radziła sobie sama i nie za bardzo się zataczała szedłem obok uważnie ją obserwując będąc gotowy na podtrzymanie jej w razie czego. Coś jej dolegało tylko co? Niedługo później staliśmy przed drzwiami jej mieszkania. Wyglądała jeszcze gorzej niż przed chwilą, nie była nawet w stanie otworzyć drzwi. Więc do środka musiałem już ją wprowadzić. Posadziłem ją na kanapie w salonie i otworzyłem okna. Dziewczyna miała rozbiegany wzrok i była blada jak ściana.
- Jak masz na imię? - Wymamrotała ledwo słyszalnie
- Alan - przedstawiłem się - A ty? - spytałem by podtrzymać rozmowę.
- Isleen - wyznała ciężko
- Isleen chorujesz na coś? Może podać ci wody?
Ale do dziewczyny nic już nie docierało. Wyjąłem z kieszeni telefon i zacząłem wbijać numer alarmowy. Kiedy z oczu dziewczyny zaczęły płynąć krwawe łzy. Odłożyłem telefon i podszedłem do kanapy. Isleen dostała drgawek jak przy padaczce. Lecz doskonale wiedziałem że to nie ma nic wspólnego z tą chorobą. Już jako dziecko nauczyłem się wyczuwać nefilim. A dziewczyna miała w sobie anielską krew. Położyłem dziewczynę na podłodze, zostawiłem ją na chwilę samą i poszedłem do łazienki. Zamoczyłem ręcznik w zimnej wodzie i wróciłem do dziewczyny. Nie miałem pojęcia co dzieje się z dziewczyną ale wiedziałem że wzywanie pogotowia nic tu nie da, tylko masę nie potrzebnych pytań i badań. Wolałem jej to oszczędzić. Mokry ręcznik położyłem Isleen na oczy. Ciemnowłosa przestała mieć drgawki i spokojnie leżała na podłodze.
- Hej - potrząsnąłem nią delikatnie próbując ją ocucić, lecz dziewczyna nadal nie reagowała - hej - powtórzyłem jeszcze raz, odkładając mokry ręcznik na kanapę. - hej! Obudź się!
W końcu się udało dziewczyna mrugnęła kilka razy.
- W porządku? - dopytałem pomagając jej usiąść. - masz połóż na oczy, powinno pomóc - poleciłem podając jej ręcznik - Często tak masz?
< Isleen?>
- Jak masz na imię? - Wymamrotała ledwo słyszalnie
- Alan - przedstawiłem się - A ty? - spytałem by podtrzymać rozmowę.
- Isleen - wyznała ciężko
- Isleen chorujesz na coś? Może podać ci wody?
Ale do dziewczyny nic już nie docierało. Wyjąłem z kieszeni telefon i zacząłem wbijać numer alarmowy. Kiedy z oczu dziewczyny zaczęły płynąć krwawe łzy. Odłożyłem telefon i podszedłem do kanapy. Isleen dostała drgawek jak przy padaczce. Lecz doskonale wiedziałem że to nie ma nic wspólnego z tą chorobą. Już jako dziecko nauczyłem się wyczuwać nefilim. A dziewczyna miała w sobie anielską krew. Położyłem dziewczynę na podłodze, zostawiłem ją na chwilę samą i poszedłem do łazienki. Zamoczyłem ręcznik w zimnej wodzie i wróciłem do dziewczyny. Nie miałem pojęcia co dzieje się z dziewczyną ale wiedziałem że wzywanie pogotowia nic tu nie da, tylko masę nie potrzebnych pytań i badań. Wolałem jej to oszczędzić. Mokry ręcznik położyłem Isleen na oczy. Ciemnowłosa przestała mieć drgawki i spokojnie leżała na podłodze.
- Hej - potrząsnąłem nią delikatnie próbując ją ocucić, lecz dziewczyna nadal nie reagowała - hej - powtórzyłem jeszcze raz, odkładając mokry ręcznik na kanapę. - hej! Obudź się!
W końcu się udało dziewczyna mrugnęła kilka razy.
- W porządku? - dopytałem pomagając jej usiąść. - masz połóż na oczy, powinno pomóc - poleciłem podając jej ręcznik - Często tak masz?
< Isleen?>
20.04.2018
Od Zhavi cd Rotha
Fack, chyba źle zrobiłam, że go wezwałam. Magnus zajmie się resztą wraz z Serafiną.
Tym samym skierowałam się gdzieś zupełnie indziej, poszliśmy do wyznaczonego samochodu, aby pojechać do mnie. Nie potrzebnie, prowokował wampiry.
Już po nie długiej drodze byliśmy u mnie w apartamencie. Weszłam i poszłam wziąć prysznic.
- Rozgość się, zaraz wracam. - powiedziałam.
Prysznic zajął kwadrans, jednak po wyjściu z kabiny w ręczniku przy umywalce stał Roth.
- Wyjaśnij. - rzekł.
- Niektóre demony stoją na straży u wampirów. Jednak w tamtym miejscu tych demonów było za dużo, nie było wiadome czemu. Co jakiś czas się pojawiają. - przerwałam, aby zacząć się ubierać oraz jakoś odpowiednio dobrać słowa. - Dopóki nie obrazisz ani nie prowokujesz, wampirów one nic ci nie zrobią. Choć nie lubią, jak ktoś nowy przybywa. Moja rodzina od pokoleń ma wiele sojuszników w świecie nadnaturalnych. - dodałam.
- Kim jest ta Serafina? Co ty tam robiłaś? - spytał.
- Serafina to moja przyjaciółka. Przyszłam do przyjaciela rodziny, gdyż potrzebował mej pomocy. To taki jakby pakt, ci, którzy się nie stosują, umierają. Reszta jest święta, chyba że chcesz wszcząć wojnę. - powiedziałam.
W odbiciu lustra, Roth przyglądał mi się, a może mojemu ciału. Podszedł bliżej i zaczął oglądać moje tatuaże.
- Southside Serpents. - powiedział do siebie.
- Należę do niego od 10 lat. To moja druga rodzina. - powiedziałam.
Chłopak się spojrzał na mnie, odwróciłam się do niego przodem. Jego dłonie wylądowały na moim brzuchu. Przejeżdżałam przez tatuaże oraz patrzył na kolczyk. Po czym przejechał po mojej bliźnie na ramieniu. Dotknęłam dłonią jego policzka, po czym zbliżyłam się, aby go pocałować.
***
Leżałam na łóżku, Roth zawisł nade mną. Zbliżył się do mojej szyi. Jednak po chwili przerzuciłam go sobie pod siebie.
Chciałam go pomasować, dlatego wyszeptałam. - Zdejmij koszulkę i połóż się na brzuchu. - Wykonał moje polecenie. Gdy to zrobił, usiadłam na jego tyłku, choć trochę zjeżdżałam na plecy. Wzięłam olejek i zaczęłam go masować. Odprężył się i zasnął.
Roth?
Tym samym skierowałam się gdzieś zupełnie indziej, poszliśmy do wyznaczonego samochodu, aby pojechać do mnie. Nie potrzebnie, prowokował wampiry.
Już po nie długiej drodze byliśmy u mnie w apartamencie. Weszłam i poszłam wziąć prysznic.
- Rozgość się, zaraz wracam. - powiedziałam.
Prysznic zajął kwadrans, jednak po wyjściu z kabiny w ręczniku przy umywalce stał Roth.
- Wyjaśnij. - rzekł.
- Niektóre demony stoją na straży u wampirów. Jednak w tamtym miejscu tych demonów było za dużo, nie było wiadome czemu. Co jakiś czas się pojawiają. - przerwałam, aby zacząć się ubierać oraz jakoś odpowiednio dobrać słowa. - Dopóki nie obrazisz ani nie prowokujesz, wampirów one nic ci nie zrobią. Choć nie lubią, jak ktoś nowy przybywa. Moja rodzina od pokoleń ma wiele sojuszników w świecie nadnaturalnych. - dodałam.
- Kim jest ta Serafina? Co ty tam robiłaś? - spytał.
- Serafina to moja przyjaciółka. Przyszłam do przyjaciela rodziny, gdyż potrzebował mej pomocy. To taki jakby pakt, ci, którzy się nie stosują, umierają. Reszta jest święta, chyba że chcesz wszcząć wojnę. - powiedziałam.
W odbiciu lustra, Roth przyglądał mi się, a może mojemu ciału. Podszedł bliżej i zaczął oglądać moje tatuaże.
- Southside Serpents. - powiedział do siebie.
- Należę do niego od 10 lat. To moja druga rodzina. - powiedziałam.
Chłopak się spojrzał na mnie, odwróciłam się do niego przodem. Jego dłonie wylądowały na moim brzuchu. Przejeżdżałam przez tatuaże oraz patrzył na kolczyk. Po czym przejechał po mojej bliźnie na ramieniu. Dotknęłam dłonią jego policzka, po czym zbliżyłam się, aby go pocałować.
***
Leżałam na łóżku, Roth zawisł nade mną. Zbliżył się do mojej szyi. Jednak po chwili przerzuciłam go sobie pod siebie.
Chciałam go pomasować, dlatego wyszeptałam. - Zdejmij koszulkę i połóż się na brzuchu. - Wykonał moje polecenie. Gdy to zrobił, usiadłam na jego tyłku, choć trochę zjeżdżałam na plecy. Wzięłam olejek i zaczęłam go masować. Odprężył się i zasnął.
Roth?
Od Isleen Cd Alana
-Wszystko w porządku? - Zapytał chłopak. Spróbowałam ustać prosto i pokiwałam niemrawo głową.
- Tak, tak wszystko jest okay. - Wymamrotałam. - Po prostu... Ja... Muszę wrócić do domu... - Wybełkotałam. Nieznajomy zaczął się rozglądać na różne strony i po chwili westchnął głośno.
- Może cię odprowadzić? Nie wyglądasz najlepiej? - Spojrzał na mnie pytająco, a ja od razu chciałam odmówić, ale kiedy właśnie miałam to zrobić, zachwiałam się i gdyby nie chłopak, zapewne zaryłabym twarzą w ziemię. Po chwili namysłu zmieniłam zdanie.
- No dobra... Mała pomoc mi się przyda... - Wyburczałam. Nie byłam optymistycznie nastawiona co do tego by ten chłopak mi pomagał, ale wiedziałam też, że niestety, ale sama sobie tym razem nie poradzę. Powiedziałam mu gdzie mieszkam i powoli ruszyliśmy. Na szczęście zygzakiem udało mi się samodzielnie pokonać jakoś większą część drogi powrotnej, tak więc nawet całkiem szybko dotarliśmy do celu. Nieznajomy chłopak nacisnął na klamkę, ale drzwi nie ustąpiły.
- Masz klucz? - Zapytał. Skinęłam głową i zaczęłam grzebać w kieszeniach. W końcu odnalazłam klucz i podałam go chłopakowi. Otworzył drzwi i weszliśmy do środka. Zaprowadził mnie do salonu i usadził na kanapie. Podniosłam głowę, która nagle stała się niesłychanie ciężka i spróbowałam skupić wzrok na stojącym przede mną chłopaku, ale było to ciężkie, gdyż wszystko zaczynało mi się rozmazywać i wirować.
- Jak masz na imię? - Wypaplałam.
- Alan. A ty?
- Isleen. - Powiedziałam. Wiedziałam, że coś jeszcze do mnie mówił, ale nagle zaczęłam słyszeć tak, jakbym znalazła się pod wodą. W skroniach pojawił się znajomy ból, a oczy zaczęły niemiłosiernie piec. Wiedziałam, że zapewne zaczęła mi płynąć z nich krew, gdyż bardzo rzadko zdarzało się bym nie krwawiła z oczu podczas moich wizji. Wiedziałam, że moje ciało dostało drgawek, ale nie czułam tego. Zaczęło mi się robić coraz ciemniej, aż w końcu przestałam całkowicie widzieć i słyszeć. W miejscu, w którym się teraz znajdowałam, nie było nic widać. Po prostu całkowita ciemność, tak gęsta, że nie widziałam własnych dłoni. Spróbowałam się poruszyć i zrozumiałam, że stoję w wodzie. Mimo wszystko nie czułam jej wilgoci. Nagle za mną pojawiło się małe światło. Przypominało płomień świeczki. Zaczęłam iść w stronę płomyka, ale za mną zapalił się kolejny. Powoli pojawiało się ich coraz więcej, aż utworzyły krąg, w którego samym środku stałam ja. W uszach zaczęłam słyszeć dziwne ciche buczenie. Nagle usłyszałam plusk. Niestety to nie ja się poruszyłam. Z ciemności do kręgu płomyków wpłynął kosmyk czerwonych włosów splątany z... Wilczym futrem? Nagle płomyki zaczęły wirować. Po chwili widziałam już tylko czerwień i nic więcej. W ostatniej chwili usłyszałam ptaka. Chyba kruka. Po chwili czerwień zniknęła i znów czerń przesłoniła moje oczy. Po chwili zaczęłam coś słyszeć. Na początku słabo, ale z każdą chwilą wołanie stawało się coraz głośniejsze i wyraźniejsze.
- Hej, hej, hej! Obudź się! - Poczułam, że ktoś mną potrząsa. Próbowałam wyostrzyć wzrok, ale wiedziałam, że to nic nie da i przez jakiś czas będę widziała wszystko jak przez mgłę. Poza tym okropny ból głowy już zaczynał dawać o sobie znać.
< Alan? >
- Tak, tak wszystko jest okay. - Wymamrotałam. - Po prostu... Ja... Muszę wrócić do domu... - Wybełkotałam. Nieznajomy zaczął się rozglądać na różne strony i po chwili westchnął głośno.
- Może cię odprowadzić? Nie wyglądasz najlepiej? - Spojrzał na mnie pytająco, a ja od razu chciałam odmówić, ale kiedy właśnie miałam to zrobić, zachwiałam się i gdyby nie chłopak, zapewne zaryłabym twarzą w ziemię. Po chwili namysłu zmieniłam zdanie.
- No dobra... Mała pomoc mi się przyda... - Wyburczałam. Nie byłam optymistycznie nastawiona co do tego by ten chłopak mi pomagał, ale wiedziałam też, że niestety, ale sama sobie tym razem nie poradzę. Powiedziałam mu gdzie mieszkam i powoli ruszyliśmy. Na szczęście zygzakiem udało mi się samodzielnie pokonać jakoś większą część drogi powrotnej, tak więc nawet całkiem szybko dotarliśmy do celu. Nieznajomy chłopak nacisnął na klamkę, ale drzwi nie ustąpiły.
- Masz klucz? - Zapytał. Skinęłam głową i zaczęłam grzebać w kieszeniach. W końcu odnalazłam klucz i podałam go chłopakowi. Otworzył drzwi i weszliśmy do środka. Zaprowadził mnie do salonu i usadził na kanapie. Podniosłam głowę, która nagle stała się niesłychanie ciężka i spróbowałam skupić wzrok na stojącym przede mną chłopaku, ale było to ciężkie, gdyż wszystko zaczynało mi się rozmazywać i wirować.
- Jak masz na imię? - Wypaplałam.
- Alan. A ty?
- Isleen. - Powiedziałam. Wiedziałam, że coś jeszcze do mnie mówił, ale nagle zaczęłam słyszeć tak, jakbym znalazła się pod wodą. W skroniach pojawił się znajomy ból, a oczy zaczęły niemiłosiernie piec. Wiedziałam, że zapewne zaczęła mi płynąć z nich krew, gdyż bardzo rzadko zdarzało się bym nie krwawiła z oczu podczas moich wizji. Wiedziałam, że moje ciało dostało drgawek, ale nie czułam tego. Zaczęło mi się robić coraz ciemniej, aż w końcu przestałam całkowicie widzieć i słyszeć. W miejscu, w którym się teraz znajdowałam, nie było nic widać. Po prostu całkowita ciemność, tak gęsta, że nie widziałam własnych dłoni. Spróbowałam się poruszyć i zrozumiałam, że stoję w wodzie. Mimo wszystko nie czułam jej wilgoci. Nagle za mną pojawiło się małe światło. Przypominało płomień świeczki. Zaczęłam iść w stronę płomyka, ale za mną zapalił się kolejny. Powoli pojawiało się ich coraz więcej, aż utworzyły krąg, w którego samym środku stałam ja. W uszach zaczęłam słyszeć dziwne ciche buczenie. Nagle usłyszałam plusk. Niestety to nie ja się poruszyłam. Z ciemności do kręgu płomyków wpłynął kosmyk czerwonych włosów splątany z... Wilczym futrem? Nagle płomyki zaczęły wirować. Po chwili widziałam już tylko czerwień i nic więcej. W ostatniej chwili usłyszałam ptaka. Chyba kruka. Po chwili czerwień zniknęła i znów czerń przesłoniła moje oczy. Po chwili zaczęłam coś słyszeć. Na początku słabo, ale z każdą chwilą wołanie stawało się coraz głośniejsze i wyraźniejsze.
- Hej, hej, hej! Obudź się! - Poczułam, że ktoś mną potrząsa. Próbowałam wyostrzyć wzrok, ale wiedziałam, że to nic nie da i przez jakiś czas będę widziała wszystko jak przez mgłę. Poza tym okropny ból głowy już zaczynał dawać o sobie znać.
< Alan? >
19.04.2018
Od Alana CD Isleen
Miałem zrobić sobie dziś wolne. Miałem pomyśleć jak połączyć dwie sprawy. Pomóc łowcom z Las Vegas i pozbyć się sabatu ofiarnego. Vincent nie odzywał się już kolejny dzień. Martwiłem się że coś się stało. Miałem dziwne przeczucie że pojechał wraz z Ginną na sabat. Wybrałem nr wuja ale ten nie odebrał. Po tym byłem już pewien pojechał zostawiając Chicago z nowicjuszami bez żadnej ochrony. Co mu strzeliło do głowy? Powinienem jechać do domu? Powinienem dokończyć to co zacząłem, co zaczęli moi rodzice. Poczucie winny nie dawało mi spokoju. Nie mogłem dłużej siedzieć bezczynnie w domu. Ogarnąłem się zabrałem wszystko co mogło by mi się przydać i poszedłem zapolować. To zawsze pomagało mi zapomnieć, nie myśleć. A właśnie tego potrzebowałem. Wincent już dawno nie polował, Ginna była jeszcze niedouczona to na pewno nie skończy się dobrze.
Wyszedłem z domu tylnymi drzwiami starego antykwariatu. Widziałem palące się światło w pokoju pana Collinsa. Ciekawe czy nie śpi, czy może usnął nie zgaszając światła? Zostawiłem motor postanawiając się przejść. Włóczyłem się koło barów, klubów i kasyn. Właśnie te miejsca są najbardziej odwiedzane przez ludzi i istoty ciemności polujące na podpitych bywalców. Wyczułem obecność czarownicy, oparłem się o budynek po drugiej stronie ulicy i odszukałem ją wzrokiem. Był to czarownik o czerwonych włosach. Wyglądał jak by na coś wyczekiwał. Mi się nie spieszyło mogłem poczekać. Z kieszeni wyciągnąłem paczkę papierosów i wyjąłem jednego. Wywołałem mały płomyczek i podpaliłem papierosa. Po paru godzinach wyczekiwania wreszcie się doczekałem. Do czarownika podszedł wilkołak wymienili kilka zdań. Jak na złość stałem za daleko by cokolwiek usłyszeć ale fakt że czarownica rozmawia z wilkołakiem i jak widać nie mają zamiaru się pozabijać wydawała się podejrzana. Nie ma czegoś takiego jak porozumienia między gatunkowe. Coś tu śmierdziało.
Po krótkiej rozmowie ruszyli przed siebie ramię w ramię. Śledziłem ich parę metrów lecz musiałem być ostrożny by nie zorientowali się że to robię. Co przy wilkołaku nie było łatwe zważywszy że mają wyostrzony węch. Skręcili gdzieś w ciasną uliczkę między budynkami. Odczekałem chwilkę i ruszyłem za nimi. W ciemnej uliczce nie było ich widać, przyśpieszyłem kroku przeklinając się w duchu. Wychodząc rozglądałem się za czarownikiem i wilkołakiem. I wpadłem prosto na ciemnowłosą dziewczynę, albo ona wpadła na mnie tego nie byłem pewien. Podtrzymałem ją by się nie przewróciła. Ciemnowłosa zacisnęłam ręce na moich ramionach i zaczęła chwiać się na nogach.
- Wszystko w porządku? - spytałem, rozglądając się jeszcze dookoła ale po dziwnej parze nie było ani śladu.
< Isleen?>
Wyszedłem z domu tylnymi drzwiami starego antykwariatu. Widziałem palące się światło w pokoju pana Collinsa. Ciekawe czy nie śpi, czy może usnął nie zgaszając światła? Zostawiłem motor postanawiając się przejść. Włóczyłem się koło barów, klubów i kasyn. Właśnie te miejsca są najbardziej odwiedzane przez ludzi i istoty ciemności polujące na podpitych bywalców. Wyczułem obecność czarownicy, oparłem się o budynek po drugiej stronie ulicy i odszukałem ją wzrokiem. Był to czarownik o czerwonych włosach. Wyglądał jak by na coś wyczekiwał. Mi się nie spieszyło mogłem poczekać. Z kieszeni wyciągnąłem paczkę papierosów i wyjąłem jednego. Wywołałem mały płomyczek i podpaliłem papierosa. Po paru godzinach wyczekiwania wreszcie się doczekałem. Do czarownika podszedł wilkołak wymienili kilka zdań. Jak na złość stałem za daleko by cokolwiek usłyszeć ale fakt że czarownica rozmawia z wilkołakiem i jak widać nie mają zamiaru się pozabijać wydawała się podejrzana. Nie ma czegoś takiego jak porozumienia między gatunkowe. Coś tu śmierdziało.
Po krótkiej rozmowie ruszyli przed siebie ramię w ramię. Śledziłem ich parę metrów lecz musiałem być ostrożny by nie zorientowali się że to robię. Co przy wilkołaku nie było łatwe zważywszy że mają wyostrzony węch. Skręcili gdzieś w ciasną uliczkę między budynkami. Odczekałem chwilkę i ruszyłem za nimi. W ciemnej uliczce nie było ich widać, przyśpieszyłem kroku przeklinając się w duchu. Wychodząc rozglądałem się za czarownikiem i wilkołakiem. I wpadłem prosto na ciemnowłosą dziewczynę, albo ona wpadła na mnie tego nie byłem pewien. Podtrzymałem ją by się nie przewróciła. Ciemnowłosa zacisnęłam ręce na moich ramionach i zaczęła chwiać się na nogach.
- Wszystko w porządku? - spytałem, rozglądając się jeszcze dookoła ale po dziwnej parze nie było ani śladu.
< Isleen?>
Od Roth'a Cd Zhavia
Nie bardzo wiedziałem czego chciała ode mnie Zhavia ale mimo to i tak pojechałem i to jak najszybciej, i jak tylko dotarłem pod hotel na uboczu miasta, który kilka lat temu spłonął, i to nie z przyczyn naturalnych, wyczułem demony kilku gatunków. Doskonale wiedziałem że to teren wampirów, nie wiedziałem więc co robi tu Zhavia ani dlaczego te demony są na terenie wampirów. Ale nie było czasu nad debatowaniem nad tym i wparowałem do środka w sam środek walki. Bez chwili zastanowienia się dołączyłem. Zhavia co chwilę znikała mi z oczu, ale nie byłem wstanie jej niańczyć. Zresztą poradzi sobie, musi. Cała akcja trwała o wiele za długo a ja opadałem z sił coraz bardziej. Ich było po prostu za dużo. Jeden z demonów który miał skórę z łusek które nic nie mogło przebić okazał się bardzo upartym i zawziętym. Wytrącił mi miecz, w sumie nie musiał się wysilać bo ledwo stałem na nogach. Trzeba było zadzwonić po resztę puki był na to czas, obstawiałem że to będzie moja ostatnia myśl za nim dołączę do świata zmarłych. Ale wtedy demon wyleciał w powietrze, przeleciał przez całą salę, przez ścianę i zatrzymał się na ścianie w drugim pomieszczeniu, a przede mną stał wampir, który wręczył mi miecz. Oniemiały patrzyłem na wampira, po czym przyjąłem broń i wróciłem do walki. Dołączenie wampirów przyniosło pozytywne rezultaty i po chwili wybiliśmy wszystkie demony. Przed oczami mignęła mi Zhavia która już gdzieś biegła, w ostatniej chwili złapałem ją za rękę. Ale nim się czegoś dowiedziałem przyszła jej jakaś dziewczyna i popchnęła ją w stronę schodów a mi zastawiła drogę.
Nie wyczuwałem od niej żadnej magii ani innej energii ale ,może to przez stan w którym byłem.
-Zejdź mi z drogi- rozkazałem jednak dziewczyna uparcie stała w miejscu
-Nie mogę- odparła tylko.
-Kim ty jesteś i o co tu chodzi?- spytałem więc, nie chciałem ani nie miałem siły na kolejne bójki i to z wampirami które uważnie śledziły każdy mój ruch, w sumie to sam nie byłem pewien czemu jeszcze nie zaatakowały.
-Jestem Serafina, przyjaciółka Avi. Ale może lepiej będzie jeśli to ona wszystko ci wyjaśni.
-Niech będzie- odparłem nie będąc w humorze na kłótnie i usiadłem na podłodze opierając się o ścianę.
-Ale chyba nie masz zamiaru tutaj zostać- sprzeciwiła się dziewczyna.
-Sama powiedziałaś że mam poczekać na Zhavię- wytknąłem jej
-Wcale nie...
-Lepiej będzie jeśli sobie pójdziesz Łowco- przerwał jej jeden z wampirów.
-Ty tu rządzisz?- spytałem go
-Nie- odparł nie śpiesznie.
-A wiec się zamknij krwiopijco- warknąłem co nie było mądrym posunięciem bo wampir doskoczył do mnie, zerwałem się z podłogi gotowy do ataku ale w tym samym momencie wróciła Zhavia. Zetknęła na mnie lekko zdziwiona ale szybko to ukryła, najwidoczniej według niej miałem pomóc jej się pozbyć problemu i grzecznie usunąć się w cień.
-Co ty odwalasz!?- spytałem się jej wkurzony.
-Roth nie tutaj, chodź- i ruszyła w kierunku drzwi, nie mając wielkiego wyboru poszedłem za nią uważnie przyglądając się wampirom.
<Zhavia?>
Nie wyczuwałem od niej żadnej magii ani innej energii ale ,może to przez stan w którym byłem.
-Zejdź mi z drogi- rozkazałem jednak dziewczyna uparcie stała w miejscu
-Nie mogę- odparła tylko.
-Kim ty jesteś i o co tu chodzi?- spytałem więc, nie chciałem ani nie miałem siły na kolejne bójki i to z wampirami które uważnie śledziły każdy mój ruch, w sumie to sam nie byłem pewien czemu jeszcze nie zaatakowały.
-Jestem Serafina, przyjaciółka Avi. Ale może lepiej będzie jeśli to ona wszystko ci wyjaśni.
-Niech będzie- odparłem nie będąc w humorze na kłótnie i usiadłem na podłodze opierając się o ścianę.
-Ale chyba nie masz zamiaru tutaj zostać- sprzeciwiła się dziewczyna.
-Sama powiedziałaś że mam poczekać na Zhavię- wytknąłem jej
-Wcale nie...
-Lepiej będzie jeśli sobie pójdziesz Łowco- przerwał jej jeden z wampirów.
-Ty tu rządzisz?- spytałem go
-Nie- odparł nie śpiesznie.
-A wiec się zamknij krwiopijco- warknąłem co nie było mądrym posunięciem bo wampir doskoczył do mnie, zerwałem się z podłogi gotowy do ataku ale w tym samym momencie wróciła Zhavia. Zetknęła na mnie lekko zdziwiona ale szybko to ukryła, najwidoczniej według niej miałem pomóc jej się pozbyć problemu i grzecznie usunąć się w cień.
-Co ty odwalasz!?- spytałem się jej wkurzony.
-Roth nie tutaj, chodź- i ruszyła w kierunku drzwi, nie mając wielkiego wyboru poszedłem za nią uważnie przyglądając się wampirom.
<Zhavia?>
Od Isleen cd Ktoś
Stałam w moim mieszkaniu i podziwiałam gwiazdy przez teleskop. Oderwałam się na chwilkę od mojego zajęcia i spojrzałam na zegarek. Za pięć minut będzie trzecia w nocy. Westchnęłam głośno i się przeciągnęłam. Już od kilku dni miałam problem ze spaniem, ale nie miałam pojęcia dlaczego. Przez głowę przemknęła mi myśl, że może za niedługo dopadnie mnie jedna z moich wizji, ale tak naprawdę to nigdy nie miałam problemów ze snem i wizje przychodziły bez problemu w snach. Nie wiedziałam co było przyczyną mojej bezsenności, ale na pewno wiedziałam, że jeszcze nie zasnę. Podeszłam do stolika i podniosłam z niego mój szkicownik. Powoli przeglądając moje prace, zastanawiałam się co mogłabym jeszcze narysować. Chwyciłam ołówek i powędrowałam do mojego pokoju, by uwalić się na łóżku. Chwyciłam bluzę leżącą nieopodal i założyłam ją na siebie, gdyż zrobiło mi się chłodno. W końcu miałam na sobie tylko szarą bluzkę na krótki rękaw i krótkie szare spodenki. Prócz bluzy okryłam jeszcze nogi kocem i ułożyłam się wygodnie z moim szkicownikiem. Powoli zaczęłam kreślić przypadkowe linie na kartce. Często tak robiłam, zanim wpadłam na pomysł co narysować. Tym razem też pomogło. Wyobraziłam sobie warczącego wilka i obumarłą różę leżącą u jego przednich łap. Rysowałam przez jakiś czas, aż w końcu rysunek był w połowie ukończony. Wyjrzałam za okno i ziewnęłam. Mimo wszystko dalej nie byłabym w stanie zasnąć, a więc wstałam i zajrzałam do mojej szafy. Wybrałam czarne legginsy i czarną bluzę z białym napisem "Dead inside.", po czym założyłam na siebie jeszcze cienką kurtkę oraz buty i wyszłam z domu. Spacerowałam po mieście i obserwowałam jego jeszcze nocny tryb życia. Za niedługo zapewne zacznie się robić jaśniej. Westchnęłam ciężko i zatrzymując się, spojrzałam w górę. W sumie to nie wiedziałam, gdzie miałabym pójść i co ze sobą zrobić. Miałam do wyboru albo wrócić do domu, albo włóczyć się po mieście bez celu przez jakiś czas. Oczywiste było to, że wybrałam samotne błąkanie się po mieście. Łaziłam tak przez długi czas, aż w końcu stwierdziłam, że przydałoby się jednak wrócić do domu i spróbować zasnąć. Nie spałam od kilku dni i byłam na serio zmęczona. Zawróciłam więc i ruszyłam w stronę mojego mieszkania. Gdy szłam chodnikiem, nagle zakręciło mi się w głowie i wpadłam na kogoś, kto wychodził z wąskiej ciemnej uliczki.
Ktosiu? :>
Ktosiu? :>
18.04.2018
Witamy nowego Łowcę Ciemności
Szanuj człowieka za życia. Abyś kiedyś mógł z czystym sumieniem zapalić światło na jego grobie.
Zdjęcie:
Imię: Tobias Savage
Wiek: 20
Rasa: Nefilim
Podgatunek: Łowca wychowywany w rodzie
Charakter: Tobias jest nieco skryty i tajemniczy, jednak to tylko pozory. W rzeczywistości po prostu boi się otworzyć na innych. Jednak kiedy się go pozna jest honorowy, otwarty i towarzyski. Jest bardzo kontaktowy i niemalże wszechstronny - wiele rzeczy go interesuje. Cechuje go inteligencja, spryt, życzliwość, ale także siła fizyczna, na co niekoniecznie wskazuje jego budowa ciała. Zahartowany przez życie, ma bardzo silną wolę, a także psychikę. Nie pije alkoholu, jedynym jego nałogiem jest palenie, z czym próbuje walczyć, a także na swój sposób motocykle. Jeśli już się z kimś uczuciowo zwiąże - jest całkowicie oddany. Oddałby życie za przyjaciół, jednak trudno zdobyć zupełnie jego zaufanie. Cechuje go także umiejętność pomocy innym. Można się do niego zwrócić z wieloma problemami, a on zawsze postara się coś zaradzić, czy też pocieszyć. W związku bywa chorobliwie zazdrosny, to jest jego najgorsza wada w relacjach międzyludzkich. Do tego bardzo wiele spraw dociera do niego długo, ale później przeżywa je bardzo mocno. Łatwo go zranić, ale nie daje tego po sobie poznać. Ma swoje wartości, które od lat nie ulegają zmianie. Czasem ciężko zrozumieć mu, że ktoś może mieć inne zdanie niż on.
Aparycja: Jest brunetem o brązowych oczach. Wysoki na metr dziewięćdziesiąt, dobrze zbudowany, z delikatnym zarostem. Ma na prawym boku tatuaż przedstawiający orła w locie, a na łopatce latarnię - symbol dążenia do celu, do szczęścia. Ma także bliznę na brzuchu, pod pępkiem, długości ok 15 cm, która jest pozostałością po wypadku na motocyklu, kiedy szło z wybitej szyby samochodu wbiło mu się w brzuch.
Dar: telekineza
Zainteresowania: Motocykle, książki, podróże, muzyka, gra na perkusji
Pochodzenie:
Anielski przodek: Marou – upadły anioł, demon, przed upadkiem należał do Cherubów.
Historia*: Nie lubi opowiadać o swojej historii.
Rodzina*: Ma dwie młodsze siostry: Shailey oraz Darine, oraz matkę, Caroline. Jego ojciec zginął w wypadku.
Motto rodowe*: Szanuj człowieka za życia. Abyś kiedyś mógł z czystym sumieniem zapalić światło na jego grobie.
Znak rodowy: Strzała jest symbolem szybkości, ruchu, dynamicznych zmian. Reprezentuje też odwagę, osiąganie swoich celów przez przezwyciężenie wszystkich trudności.
Broń: broń palna, sztylet
Orientacja seksualna: heteroseksualna
Partner*: brak
Zwierze*: brak
Inne*: posiada jaskrawozielony motocykl marki Yamaha, zdolność telekinezy pojawia się u członków jego rodziny od wielu, wielu pokoleń...
Inne Zdjęcia*:
Kontakt: wikisek (howrse)
Zdjęcie:
Imię: Tobias Savage
Wiek: 20
Rasa: Nefilim
Podgatunek: Łowca wychowywany w rodzie
Charakter: Tobias jest nieco skryty i tajemniczy, jednak to tylko pozory. W rzeczywistości po prostu boi się otworzyć na innych. Jednak kiedy się go pozna jest honorowy, otwarty i towarzyski. Jest bardzo kontaktowy i niemalże wszechstronny - wiele rzeczy go interesuje. Cechuje go inteligencja, spryt, życzliwość, ale także siła fizyczna, na co niekoniecznie wskazuje jego budowa ciała. Zahartowany przez życie, ma bardzo silną wolę, a także psychikę. Nie pije alkoholu, jedynym jego nałogiem jest palenie, z czym próbuje walczyć, a także na swój sposób motocykle. Jeśli już się z kimś uczuciowo zwiąże - jest całkowicie oddany. Oddałby życie za przyjaciół, jednak trudno zdobyć zupełnie jego zaufanie. Cechuje go także umiejętność pomocy innym. Można się do niego zwrócić z wieloma problemami, a on zawsze postara się coś zaradzić, czy też pocieszyć. W związku bywa chorobliwie zazdrosny, to jest jego najgorsza wada w relacjach międzyludzkich. Do tego bardzo wiele spraw dociera do niego długo, ale później przeżywa je bardzo mocno. Łatwo go zranić, ale nie daje tego po sobie poznać. Ma swoje wartości, które od lat nie ulegają zmianie. Czasem ciężko zrozumieć mu, że ktoś może mieć inne zdanie niż on.
Aparycja: Jest brunetem o brązowych oczach. Wysoki na metr dziewięćdziesiąt, dobrze zbudowany, z delikatnym zarostem. Ma na prawym boku tatuaż przedstawiający orła w locie, a na łopatce latarnię - symbol dążenia do celu, do szczęścia. Ma także bliznę na brzuchu, pod pępkiem, długości ok 15 cm, która jest pozostałością po wypadku na motocyklu, kiedy szło z wybitej szyby samochodu wbiło mu się w brzuch.
Dar: telekineza
Zainteresowania: Motocykle, książki, podróże, muzyka, gra na perkusji
Pochodzenie:
Anielski przodek: Marou – upadły anioł, demon, przed upadkiem należał do Cherubów.
Historia*: Nie lubi opowiadać o swojej historii.
Rodzina*: Ma dwie młodsze siostry: Shailey oraz Darine, oraz matkę, Caroline. Jego ojciec zginął w wypadku.
Motto rodowe*: Szanuj człowieka za życia. Abyś kiedyś mógł z czystym sumieniem zapalić światło na jego grobie.
Znak rodowy: Strzała jest symbolem szybkości, ruchu, dynamicznych zmian. Reprezentuje też odwagę, osiąganie swoich celów przez przezwyciężenie wszystkich trudności.
Broń: broń palna, sztylet
Orientacja seksualna: heteroseksualna
Partner*: brak
Zwierze*: brak
Inne*: posiada jaskrawozielony motocykl marki Yamaha, zdolność telekinezy pojawia się u członków jego rodziny od wielu, wielu pokoleń...
Inne Zdjęcia*:
Kontakt: wikisek (howrse)
Od Eriki CD Rotha
Nie można mu zarzucić że nie potrafi zaskakiwać. Kidy zatrzymał się przy cmentarzu myślałam że to jakiś żart ale on nie żartował. Dziwny z niego typ. W Las Vegas naprawdę są o wiele fajniejsze miejsca. Zawalam naukę, narażam się na gniew ciotki po to by połazić po cmentarzu. Ja już kompletnie zwariowałam. A skoro jesteśmy przy wariatach jakim cudem Roth'a jeszcze nie zamknęli w zakładzie bez klamek. Zastanawiałam się o co mu tak naprawdę chodzi. Gdybym była głupią blondynką może i uwierzyła bym w tą jego wymówkę z wypracowaniem.
-Gadałem z Raven - wyznał, co nie bardzo mnie zdziwiło zważywszy że są rodzeństwem - mogę pomóc ci się z kontaktować z rodziną. - zaproponował
- Gadałeś z Raven i co nie powiedziała ci że nie żyją?- dopytałam nie dowierzając. Po prostu nie wierzyłam w to co słyszę. Nie spodziewałam się że Raven spowiada się bratu ze wszystkich spraw. I dlaczego go to interesuje?
-Powiedziała, gdyby żyli to Raven stu procentowo pobawiłaby się w mediatora ale jako że nie żyją... Możemy sobie więc pogadać z duchami. - wypaliłem jak by to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.
On się kompletnie ze mnie zgrywa chciałam na niego nawrzeszczeć ale nie chciałam dawać mu tej satysfakcji. Uśmiechnęłam się by nie dać po sobie poznać jak bardzo wyprowadził mnie z równowagi. Wiedziałam że jest dupkiem ale żeby nabijać się z tak poważnych spraw. Roześmiałam się kiedy w końcu dotarło do mnie to co powiedział. Pogadać z duchami? Ale chłopak wcale się nie roześmiał był śmiertelnie poważny.
-Czekaj ,ty mówisz poważnie- Powiedziałam przyglądając mu się uważnie. Przytaknął skinieniem głowy. Czy to w ogóle możliwe? - Ale chyba nie chcesz powiedzieć...- po prostu nie chciało mi to przejść przez gardło.
-że gadam z duchami? - dokończył za mnie - Dokładnie to chcę powiedzieć, a więc? Możemy pobawić się planszą, będziesz miała pewność co odpowiadają.
Nadal nie mogłam w to uwierzyć i wyczekiwałam aż zacznie się śmiać mówiąc że dałam się nabrać. Ale nic takiego się nie stało chłopak cały czas był poważny. Po tym wszystkim czego byłam świadkiem, po tym wszystkim czego się dowiedziałam byłam gotowa nawet w to uwierzyć. Problem w tym że ja wcale nie wiem czy chciałam gadać ze swoją rodziną która mnie po prostu oddała jak znudzoną zabawkę. Nie chciałam mieć z nimi nic wspólnego. Ulżyło mi jak dowiedziałam się że moja matka nie żyje. Że nie muszę z nią rozmawiać, a on zachęca mnie bym gadała z duchami.
- Nie wiem czy chce - wyznałam szczerze patrząc we własne buty - szukałam matki i znalazłam ją na cmentarzu. Wcale nie podoba mi się wizja gadania z jej duchem
- Jeżeli tak chcesz - wypalił - podejdź do tego na luzie
- Na luzie? - dopytałam zaskoczona - tak właśnie do tego podchodzisz widzisz zjawę i podchodzisz na luzie
- Ty po prostu się boisz - wytknął
- Wcale się nie boje, no i gdzie ta plansza? - dopytałam oglądając się
Wiedziałam że to była podpucha. W pełni świadoma złapałam haczyk nie chciałam by się ze mnie nabijał a to było w jego stylu. Lecz świadomość że mam rozmawiać ze zmarłą matką powodował u mnie ból brzucha z nerwów.
Roth podprowadził mnie kawałek dalej. Za nagrobku wyciągnął plansze do seansów spirytystycznych. Wzdrygnęłam się
- Czy to aby na pewno dobry pomysł? Rozmawianie z duchami na cmentarzu? W horrorach zawsze powtarzają że tak się nie robi - zauważyłam
< Roth?>
-Gadałem z Raven - wyznał, co nie bardzo mnie zdziwiło zważywszy że są rodzeństwem - mogę pomóc ci się z kontaktować z rodziną. - zaproponował
- Gadałeś z Raven i co nie powiedziała ci że nie żyją?- dopytałam nie dowierzając. Po prostu nie wierzyłam w to co słyszę. Nie spodziewałam się że Raven spowiada się bratu ze wszystkich spraw. I dlaczego go to interesuje?
-Powiedziała, gdyby żyli to Raven stu procentowo pobawiłaby się w mediatora ale jako że nie żyją... Możemy sobie więc pogadać z duchami. - wypaliłem jak by to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.
On się kompletnie ze mnie zgrywa chciałam na niego nawrzeszczeć ale nie chciałam dawać mu tej satysfakcji. Uśmiechnęłam się by nie dać po sobie poznać jak bardzo wyprowadził mnie z równowagi. Wiedziałam że jest dupkiem ale żeby nabijać się z tak poważnych spraw. Roześmiałam się kiedy w końcu dotarło do mnie to co powiedział. Pogadać z duchami? Ale chłopak wcale się nie roześmiał był śmiertelnie poważny.
-Czekaj ,ty mówisz poważnie- Powiedziałam przyglądając mu się uważnie. Przytaknął skinieniem głowy. Czy to w ogóle możliwe? - Ale chyba nie chcesz powiedzieć...- po prostu nie chciało mi to przejść przez gardło.
-że gadam z duchami? - dokończył za mnie - Dokładnie to chcę powiedzieć, a więc? Możemy pobawić się planszą, będziesz miała pewność co odpowiadają.
Nadal nie mogłam w to uwierzyć i wyczekiwałam aż zacznie się śmiać mówiąc że dałam się nabrać. Ale nic takiego się nie stało chłopak cały czas był poważny. Po tym wszystkim czego byłam świadkiem, po tym wszystkim czego się dowiedziałam byłam gotowa nawet w to uwierzyć. Problem w tym że ja wcale nie wiem czy chciałam gadać ze swoją rodziną która mnie po prostu oddała jak znudzoną zabawkę. Nie chciałam mieć z nimi nic wspólnego. Ulżyło mi jak dowiedziałam się że moja matka nie żyje. Że nie muszę z nią rozmawiać, a on zachęca mnie bym gadała z duchami.
- Nie wiem czy chce - wyznałam szczerze patrząc we własne buty - szukałam matki i znalazłam ją na cmentarzu. Wcale nie podoba mi się wizja gadania z jej duchem
- Jeżeli tak chcesz - wypalił - podejdź do tego na luzie
- Na luzie? - dopytałam zaskoczona - tak właśnie do tego podchodzisz widzisz zjawę i podchodzisz na luzie
- Ty po prostu się boisz - wytknął
- Wcale się nie boje, no i gdzie ta plansza? - dopytałam oglądając się
Wiedziałam że to była podpucha. W pełni świadoma złapałam haczyk nie chciałam by się ze mnie nabijał a to było w jego stylu. Lecz świadomość że mam rozmawiać ze zmarłą matką powodował u mnie ból brzucha z nerwów.
Roth podprowadził mnie kawałek dalej. Za nagrobku wyciągnął plansze do seansów spirytystycznych. Wzdrygnęłam się
- Czy to aby na pewno dobry pomysł? Rozmawianie z duchami na cmentarzu? W horrorach zawsze powtarzają że tak się nie robi - zauważyłam
< Roth?>
17.04.2018
Od Alexis cd Raven
- Zrobiłam tylko to, co trzeba było zrobić - odparłam, otwierając jedną z podanych mi przez Raven książek.
Ciemnowłosa z zaangażowaniem kartkowała kolejne tomy pamiętników, podczas gdy ja powoli przekręcałam kolejne kartki, tylko mniej więcej skanując ich zawartość. Raven zapewne już dawno przejrzała to wszystko szukając sposobu by uratować Rotha. Miałam jednak wrażenie, że dziewczyna czuje się winna, że jej brat zawarł pakt i teraz stara się w jakiś sposób to odkręcić. Co jakiś czas wstawała jedynie by wymienić pamiętniki na inne i wrócić do kartkowania ich.
Spojrzałam na wyświetlacz komórki. Zegar wskazywał 23:40.
- Raven? - przerwałam ciszę.
Dziewczyna skończyła czytać jakiś fragment zanim spojrzała na mnie.
- To nie ma sensu, wiesz o tym - powiedziałam, wstając. - Do zobaczenia za tydzień - dodałam, zanim zdążyła mi przerwać. - I błagam cię, po prostu zapomnij o tym. Jeśli Lucyfer uzna, że chcemy go oszukać.. - urwałam.
Sama wolałam nie zastanawiać się nad tym. W każdym bądź razie za tydzień będzie po wszystkim. Szybkim krokiem wyszłam, nie pozwalając by Raven mnie zatrzymała. Bezpieczniej będzie jeśli o północy będę sama. Wsiadłam na motor i nie przejmując się ograniczeniami prędkości wróciłam domu, gdzie powitał mnie Vaar. Czasem naprawdę można było zapomnieć, że nie jest zwykłym psem. Nie miałam jednak czasu na zastanawianie się jak wyglądałoby życie gdyby faktycznie nie towarzyszył mi piekielny ogar.
Powietrze w pokoju zaczęło wibrować i stało się jakby mniej przejrzyste. Portal. Związałam włosy w wysoki kucyk.
- Vaar, idziemy - odezwałam się, zakłócając nienaturalną ciszę i razem z ogarem przeszłam przez portal prowadzący wprost do piekła.
Raven?
Ciemnowłosa z zaangażowaniem kartkowała kolejne tomy pamiętników, podczas gdy ja powoli przekręcałam kolejne kartki, tylko mniej więcej skanując ich zawartość. Raven zapewne już dawno przejrzała to wszystko szukając sposobu by uratować Rotha. Miałam jednak wrażenie, że dziewczyna czuje się winna, że jej brat zawarł pakt i teraz stara się w jakiś sposób to odkręcić. Co jakiś czas wstawała jedynie by wymienić pamiętniki na inne i wrócić do kartkowania ich.
Spojrzałam na wyświetlacz komórki. Zegar wskazywał 23:40.
- Raven? - przerwałam ciszę.
Dziewczyna skończyła czytać jakiś fragment zanim spojrzała na mnie.
- To nie ma sensu, wiesz o tym - powiedziałam, wstając. - Do zobaczenia za tydzień - dodałam, zanim zdążyła mi przerwać. - I błagam cię, po prostu zapomnij o tym. Jeśli Lucyfer uzna, że chcemy go oszukać.. - urwałam.
Sama wolałam nie zastanawiać się nad tym. W każdym bądź razie za tydzień będzie po wszystkim. Szybkim krokiem wyszłam, nie pozwalając by Raven mnie zatrzymała. Bezpieczniej będzie jeśli o północy będę sama. Wsiadłam na motor i nie przejmując się ograniczeniami prędkości wróciłam domu, gdzie powitał mnie Vaar. Czasem naprawdę można było zapomnieć, że nie jest zwykłym psem. Nie miałam jednak czasu na zastanawianie się jak wyglądałoby życie gdyby faktycznie nie towarzyszył mi piekielny ogar.
Powietrze w pokoju zaczęło wibrować i stało się jakby mniej przejrzyste. Portal. Związałam włosy w wysoki kucyk.
- Vaar, idziemy - odezwałam się, zakłócając nienaturalną ciszę i razem z ogarem przeszłam przez portal prowadzący wprost do piekła.
Raven?
Od Alexis cd Nik
- Pamiętasz co się działo z tobą w chatce? Jesteś w szpitalu - podążyłam za głosem, by zobaczyć stojącego w pomieszczeniu Nika.
Zastanowiłam się chwilę nad pytaniem chłopaka.
- Chatka w lesie, wiedźma, wąż - urwałam nagle. - Musimy tam wrócić i go zabić - chciałam wstać, ale zakręciło mi się w głowie.
- Spokojnie... ten wąż cię ukąsił, straciłaś przytomność - wyjaśnił.
Pokiwałam głową, powoli przypominając sobie więcej szczegółów. Ukąszenie, fakt, że Nik zabił babę jagę, głos Lucyfera w mojej głowie... Moje rozmyślania przerwało ciche skrzypnięcie otwieranych drzwi i do środka wszedł jakiś lekarz.
- Wciąż tu jesteś? - ze zdziwieniem spojrzał na Nika. - Mówiłem ci żebyś wracał do domu.
Chłopak westchnął cicho i skierował się do wyjścia.
- Nik... - odezwałam się, a chłopak obejrzał się - dzięki za uratowanie życia.
Nik uśmiechnął się nieznacznie i zamknął za sobą drzwi. Kiedy zostałam tylko z lekarzem, ten podszedł do mnie i zadał mi kilka pytań. Głównie o to jak się czuję i o wcześniejsze choroby itp. Zapytał też, czy mam jakąś rodzinę. Odparłam, że nie, co zresztą było zgodne z prawdą. Zapisał coś na jednym z papierów, które trzymał w rękach.
- Kiedy będę mogła wyjść? - spytałam ze szczerą nadzieją, że od razu mnie wypuszczą.
- Poleżysz tu jeszcze dzień lub dwa na obserwacji i jeśli wszystko będzie w porządku, będziesz mogła wracać do domu - odpowiedział i wyszedł z sali.
Nik?
Zastanowiłam się chwilę nad pytaniem chłopaka.
- Chatka w lesie, wiedźma, wąż - urwałam nagle. - Musimy tam wrócić i go zabić - chciałam wstać, ale zakręciło mi się w głowie.
- Spokojnie... ten wąż cię ukąsił, straciłaś przytomność - wyjaśnił.
Pokiwałam głową, powoli przypominając sobie więcej szczegółów. Ukąszenie, fakt, że Nik zabił babę jagę, głos Lucyfera w mojej głowie... Moje rozmyślania przerwało ciche skrzypnięcie otwieranych drzwi i do środka wszedł jakiś lekarz.
- Wciąż tu jesteś? - ze zdziwieniem spojrzał na Nika. - Mówiłem ci żebyś wracał do domu.
Chłopak westchnął cicho i skierował się do wyjścia.
- Nik... - odezwałam się, a chłopak obejrzał się - dzięki za uratowanie życia.
Nik uśmiechnął się nieznacznie i zamknął za sobą drzwi. Kiedy zostałam tylko z lekarzem, ten podszedł do mnie i zadał mi kilka pytań. Głównie o to jak się czuję i o wcześniejsze choroby itp. Zapytał też, czy mam jakąś rodzinę. Odparłam, że nie, co zresztą było zgodne z prawdą. Zapisał coś na jednym z papierów, które trzymał w rękach.
- Kiedy będę mogła wyjść? - spytałam ze szczerą nadzieją, że od razu mnie wypuszczą.
- Poleżysz tu jeszcze dzień lub dwa na obserwacji i jeśli wszystko będzie w porządku, będziesz mogła wracać do domu - odpowiedział i wyszedł z sali.
Nik?
Od Roth'a cd Erika
Nie miałem zamiaru odwozić Eriki do domu. W sumie sam nie byłem pewien gdzie jechać, chciałem z nią pogadać i tyle, tak więc wylądowaliśmy na cmentarzu, gdzie pojechałem podświadomie.
-Cmentarz? Poważnie?-dopytała Erika, obstawiałem że zarzuci mnie że tu nie mieszka, co za miła odmiana.
-Idziesz?- dopytałem i skierowałem się w stronę grobów, po chwili usłyszałem że Erika postanowiła jednak pójść za mną.
-Ale poważnie twoje zainteresowanie cmentarzami nie jest normalne.- mruknęła cicho zrównując się ze mną- no a więc powiesz czego chcesz?
-Już mówiłem net mi wysiadł a musiałem wypracowanie napisać.- powtórzyłem
-i co mam uwierzyć że napisałeś?- spytała retorycznie
-Chociaż było ciężko, a to że co chwila się na mnie patrzyłaś było rozpraszające to tak, napisałem- odpowiedziałem jej.
-Ja się patrzyłam? To ty cały czas się na mnie gapiłeś. I przez ciebie pracować nie mogłam.
Bez słowa zerknąłem na nią, miała przymrużone oczy co świadczyło że z chęcią pokłóciłaby się bardziej. Miedziane, falowane włosy miała związane w kucyka, a spod gumki wypadło kilka kosmyków.
-Co?- spytała zadziornie.
-Przecież nic nie mówię- zauważyłem
-No właśnie a to do ciebie nie podobne.
-Gadałem z Raven- zmieniłem temat powoli zbliżając się do sedna sprawy- mogę pomóc ci się z kontaktować z rodziną.
-Gadałeś z Raven i co nie powiedziała ci że nie żyją?- dziewczyna widocznie nie chciała ze mną gadać na ten temat, mimo wszystko wiedziałem że to chwilowe ,a później może być za późno.
-Powiedziała, gdyby żyli to Raven stu procentowo pobawiłaby się w mediatora ale jako że nie żyją... Możemy sobie więc pogadać z duchami. - wypaliłem puki się nie rozmyśliłem. Dziewczyna uśmiechnęła się uroczo, chyba po raz pierwszy przy mnie i się roześmiała. Właśnie tego się spodziewałem, jednak nie przejąłem się tym, nie długo to już nie będzie miało znaczenia, nie długo to już nic nie będzie miało znaczenia.
-Czekaj ,ty mówisz poważnie- powiedziała jak tylko przestała się śmiać. Skinąłem tylko głową.- Ale chyba nie chcesz powiedzieć...- zaczęła poważnie ale chyba nie wiedziała jak to dokończyć.
-że gadam z duchami? Dokładnie to chcę powiedzieć, a więc? Możemy pobawić się plansza, będziesz miała pewność co odpowiadają.
<Erika?> co powiesz na seans spirytystyczny
-Cmentarz? Poważnie?-dopytała Erika, obstawiałem że zarzuci mnie że tu nie mieszka, co za miła odmiana.
-Idziesz?- dopytałem i skierowałem się w stronę grobów, po chwili usłyszałem że Erika postanowiła jednak pójść za mną.
-Ale poważnie twoje zainteresowanie cmentarzami nie jest normalne.- mruknęła cicho zrównując się ze mną- no a więc powiesz czego chcesz?
-Już mówiłem net mi wysiadł a musiałem wypracowanie napisać.- powtórzyłem
-i co mam uwierzyć że napisałeś?- spytała retorycznie
-Chociaż było ciężko, a to że co chwila się na mnie patrzyłaś było rozpraszające to tak, napisałem- odpowiedziałem jej.
-Ja się patrzyłam? To ty cały czas się na mnie gapiłeś. I przez ciebie pracować nie mogłam.
Bez słowa zerknąłem na nią, miała przymrużone oczy co świadczyło że z chęcią pokłóciłaby się bardziej. Miedziane, falowane włosy miała związane w kucyka, a spod gumki wypadło kilka kosmyków.
-Co?- spytała zadziornie.
-Przecież nic nie mówię- zauważyłem
-No właśnie a to do ciebie nie podobne.
-Gadałem z Raven- zmieniłem temat powoli zbliżając się do sedna sprawy- mogę pomóc ci się z kontaktować z rodziną.
-Gadałeś z Raven i co nie powiedziała ci że nie żyją?- dziewczyna widocznie nie chciała ze mną gadać na ten temat, mimo wszystko wiedziałem że to chwilowe ,a później może być za późno.
-Powiedziała, gdyby żyli to Raven stu procentowo pobawiłaby się w mediatora ale jako że nie żyją... Możemy sobie więc pogadać z duchami. - wypaliłem puki się nie rozmyśliłem. Dziewczyna uśmiechnęła się uroczo, chyba po raz pierwszy przy mnie i się roześmiała. Właśnie tego się spodziewałem, jednak nie przejąłem się tym, nie długo to już nie będzie miało znaczenia, nie długo to już nic nie będzie miało znaczenia.
-Czekaj ,ty mówisz poważnie- powiedziała jak tylko przestała się śmiać. Skinąłem tylko głową.- Ale chyba nie chcesz powiedzieć...- zaczęła poważnie ale chyba nie wiedziała jak to dokończyć.
-że gadam z duchami? Dokładnie to chcę powiedzieć, a więc? Możemy pobawić się plansza, będziesz miała pewność co odpowiadają.
<Erika?> co powiesz na seans spirytystyczny
Od Raven cd Nik
Jak tylko doszłam do siebie i wyjaśniłam wszystko bratu poszłam do biblioteki próbując coś znaleźć z Nik'em. Byliśmy na tyle zawzięci że dopiero około 12 kiedy po Nika zadzwonił szef oderwaliśmy się od książek. Nik zniknął jak to miał w zwyczaju, a ja szukałam dalej.
-Oj siostra, wagary. To źle wróży- usłyszałam za sobą głos brata co świadczyło że jest już co najmniej po czternastej.
-Nie mogę nic znaleźć- przyznałam. Roth wręczył mi do ręki kubek z gorąca herbatą za co byłam mu wdzięczna.
-Siostra siedzisz tu od wczoraj, zaczynam się bać że w wampira się zmieniłaś- powiedział opierając się o oparcie fotela, nie byłam wstanie powstrzymać się od uśmiechu.
-Chodź zawiozę cię do domu, prześpisz się, pokażesz ciotce że jednak żyjesz i pomogę ci z tą lalką skoro tak ci się na sentymenty z dzieciństwa wzięło.- zaproponował
-Kretyn, ta lalka naprawdę zabija ludzi - mruknęłam ale pozwoliłam mu się odwieść. Usnęłam jak tylko położyłam się na łóżku.
Kiedy się obudziłam za oknem się już ściemniało a na szafce obok łóżka leżał laptop z otwartymi kilkoma stronami wystarczyło zerknąć by przyznać że Roth odwalił dobry kawał roboty, lepszy niż ja siedząc całą noc i pół dnia w bibliotece. Na stronie był opis śmierci tych osób, który nie wiele mówił bo nikt nie był wstanie tego wyjaśnić. Były też ich profile społecznościowe, kontakty do rodziny i znajomych a na klawiaturze leżał pliczek kartek z notatkami. Większość osób nie była wstanie rozczytać mojego brata ale ja nie miałam z tym najmniejszego problemu.
Od razu napisałam do Nik'a, i poprosiłam go aby po mnie przyjechał bo przecież moja terenówka została pod ,,zamkiem". Teraz musieliśmy znaleźć co łączy wszystkie ofiary bo okazało się że było ich więcej niż te dwie.
<Nik?>
-Oj siostra, wagary. To źle wróży- usłyszałam za sobą głos brata co świadczyło że jest już co najmniej po czternastej.
-Nie mogę nic znaleźć- przyznałam. Roth wręczył mi do ręki kubek z gorąca herbatą za co byłam mu wdzięczna.
-Siostra siedzisz tu od wczoraj, zaczynam się bać że w wampira się zmieniłaś- powiedział opierając się o oparcie fotela, nie byłam wstanie powstrzymać się od uśmiechu.
-Chodź zawiozę cię do domu, prześpisz się, pokażesz ciotce że jednak żyjesz i pomogę ci z tą lalką skoro tak ci się na sentymenty z dzieciństwa wzięło.- zaproponował
-Kretyn, ta lalka naprawdę zabija ludzi - mruknęłam ale pozwoliłam mu się odwieść. Usnęłam jak tylko położyłam się na łóżku.
Kiedy się obudziłam za oknem się już ściemniało a na szafce obok łóżka leżał laptop z otwartymi kilkoma stronami wystarczyło zerknąć by przyznać że Roth odwalił dobry kawał roboty, lepszy niż ja siedząc całą noc i pół dnia w bibliotece. Na stronie był opis śmierci tych osób, który nie wiele mówił bo nikt nie był wstanie tego wyjaśnić. Były też ich profile społecznościowe, kontakty do rodziny i znajomych a na klawiaturze leżał pliczek kartek z notatkami. Większość osób nie była wstanie rozczytać mojego brata ale ja nie miałam z tym najmniejszego problemu.
Od razu napisałam do Nik'a, i poprosiłam go aby po mnie przyjechał bo przecież moja terenówka została pod ,,zamkiem". Teraz musieliśmy znaleźć co łączy wszystkie ofiary bo okazało się że było ich więcej niż te dwie.
<Nik?>
Od Raven cd Erika
Jechałyśmy z powrotem w zupełnej ciszy. Erika była zamyślona, nieobecna. To akurat mnie nie dziwiło. Spotkanie z matką biologiczną musiało ją stresować, od zawsze chciała ją odnaleźć, na pewno miała do niej setkę pytań a tu się okazuje że nie żyje. Sama nie byłam pewna jak ją pocieszyć a więc w rezultacie siedziałam cicho.
Droga mijała nam spokojnie, zero problemów. Nawet moja terenówka równo jechała, a silnik nie rzęził jak to miał w zwyczaju.
-Nasi rodzice umarli jak mieliśmy nie całe osiem lat.- przerwałam ciszę, chociaż nie byłam pewna czy tego życzyła sobie Erika- Jechaliśmy samochodem. Nie wiem dokładnie jak to się stało ale wpadliśmy w poślizg i spadliśmy z drogi. Samochód dachował. Obudziłam się po kilku dniach w szpitalu chociaż lekarze nie spodziewali się tego, byłam w śmierci klinicznej. Ciała rodziców znikły. Roth też był w ciężkim stanie. Po wyjściu ze szpitala przygarnęła nas ciocia. Do dzisiaj nie odnaleźli ciał rodziców. Było ciężko nie ukrywam, nieraz zazdrościłam innym i ryczałam po nocach w poduszę, ale miałam Roth'a na którego na ogól mogłam liczyć choć i on nie najlepiej sobie radził. Wiem że to zupełnie co innego, ale ty jej nie znałaś, masz ciocię która cię wychowywała.
-Wiem- odparła tylko.
Pięć minut później zatrzymałam się przy wieżowcu.
-Gdybyś czegoś potrzebowała to dzwoń, z każdym pytaniem i problemem, nawet gdyby wydawało ci się że to wariactwo- powiedziałam kiedy dziewczyna nacisnęła na klamkę.
-Ok, i jeszcze raz dzięki.
Uśmiechnęłam się tylko i dodałam:
-Spróbuję czegoś poszukać o twojej rodzinie.
-nie wiem czy chcę- odparła tylko i zatrzasnęła za sobą drzwi. Mimo wszystko wróciłam do zamku i zaczęłam przeszukiwać bibliotekę, może jeszcze zmieni zdanie. Napisałam również do Roth'a, może on nas na coś naprowadzi.
<Eri?>
Droga mijała nam spokojnie, zero problemów. Nawet moja terenówka równo jechała, a silnik nie rzęził jak to miał w zwyczaju.
-Nasi rodzice umarli jak mieliśmy nie całe osiem lat.- przerwałam ciszę, chociaż nie byłam pewna czy tego życzyła sobie Erika- Jechaliśmy samochodem. Nie wiem dokładnie jak to się stało ale wpadliśmy w poślizg i spadliśmy z drogi. Samochód dachował. Obudziłam się po kilku dniach w szpitalu chociaż lekarze nie spodziewali się tego, byłam w śmierci klinicznej. Ciała rodziców znikły. Roth też był w ciężkim stanie. Po wyjściu ze szpitala przygarnęła nas ciocia. Do dzisiaj nie odnaleźli ciał rodziców. Było ciężko nie ukrywam, nieraz zazdrościłam innym i ryczałam po nocach w poduszę, ale miałam Roth'a na którego na ogól mogłam liczyć choć i on nie najlepiej sobie radził. Wiem że to zupełnie co innego, ale ty jej nie znałaś, masz ciocię która cię wychowywała.
-Wiem- odparła tylko.
Pięć minut później zatrzymałam się przy wieżowcu.
-Gdybyś czegoś potrzebowała to dzwoń, z każdym pytaniem i problemem, nawet gdyby wydawało ci się że to wariactwo- powiedziałam kiedy dziewczyna nacisnęła na klamkę.
-Ok, i jeszcze raz dzięki.
Uśmiechnęłam się tylko i dodałam:
-Spróbuję czegoś poszukać o twojej rodzinie.
-nie wiem czy chcę- odparła tylko i zatrzasnęła za sobą drzwi. Mimo wszystko wróciłam do zamku i zaczęłam przeszukiwać bibliotekę, może jeszcze zmieni zdanie. Napisałam również do Roth'a, może on nas na coś naprowadzi.
<Eri?>
Od Raven cd Alex
W skupieniu słuchałam co mówi Alex. Przyswojenie tego było już trochę trudniejsze i potrzebowałam na koniec kilku dodatkowych minut. Nie rozumiałam dlaczego teraz powiedziała że jest córką Lucyfera skoro na początku powiedziała że jej ojcem jest Orienell ale kiedy na nią spojrzałam zrozumiałam. Ona po prostu obawiała się naszej reakcji. Nawet teraz unikała mojego wzroku jak ognia.
-Alex- zaczęłam próbując zwrócić na siebie jej uwagę- mamy jeszcze dwie godziny, coś musi być...
-To i tak nic nie da- przerwała mi z opanowaniem. Zarówno ona jak i Roth zachowywali się tak jakby nic nie miało się stać, to irytowało mnie jeszcze bardziej. Zwłaszcza że to wszystko była moja wina. To z mojego powodu Roth zawarł pakt, a Alex aby go uratować zawarła kolejny i to z Lucyferem,a ja byłam bezradna.
-Alex nie możesz się poddać, nie możesz udawać że nic się nie stało- powiedziałam podnosząc głos.-Idziemy do biblioteki i to już ,coś znajdziemy. Musimy.
Złapałam ja za rękę i pociągnęłam z pokoju.
-Raven, zaczekaj- posłusznie się zatrzymałam i spojrzałam na nią.- nie mów im nic, proszę.
Przez chwilę się nad tym zastanawiałam. Powinnyśmy im powiedzieć, choćby Rothowi, nigdy nie miałam przed nim tajemnic, tym bardziej był w to zamieszany w równym stopniu co Alex. Jednak w rezultacie się poddałam, nie miałyśmy czasu na kłótnie.
-Ok- zgodziłam się i zeszłam na dół. Alex szła zaraz za mną.
-I?- dopytał się Nik zaciekawiony.
-Już po wszystkim. Alex potrafi kontrolować ogary i je po prostu odesłała- skłamałam przekonująco, jednak Roth uniósł brew co świadczyło o tym że wcale w to nie uwierzył.
-i nie wrócą?- dopytała Erika
-już nie, Alex nakazała im że mają nie wracać a ich panu mają przekazać że wypełniły zlecenie. Późno już, tym bardziej że to był ciężki dzień. Na dzisiaj wystarczy, widzimy się jutro- zdecydowałam ze spokojem w głosie którego wcale nie czułam.
-A ty?- dopytał Roth.
-Ja jeszcze wyjaśnię Alex jak działamy- sprostowałam.
-Ok -zgodził się Roth, za szybko. I podszedł mnie przytulić.- i tak wiem że to nie prawda. Jak wrócisz masz mi powiedzieć o co chodzi.-szepnął tak że tylko ja go mogłam usłyszeć , lekko skinęłam głową- będę w pobliżu jak coś.
Pożegnałam się z resztą, powoli wyszli a ja zostałam sama z Alex i Aresem.
-Chodź- zwróciłam się do Alex i poszłyśmy do biblioteki.
-Dzięki że im nie powiedziałaś- powiedziała siadając po turecku na podłodze, z ciągnęłam kilka książek i usiadłam na przeciw niej, sama nie miałam pojęcia czego szukać, ale potrzebowałam tego aby nie czuć się tak bezradnie.
-Podziękujesz jak o 24 wciąż będziemy czytały pamiętniki trupów.- mruknęłam tylko- a nawet i nie bo to ja jestem ci coś winna.
<Alex?>
-Alex- zaczęłam próbując zwrócić na siebie jej uwagę- mamy jeszcze dwie godziny, coś musi być...
-To i tak nic nie da- przerwała mi z opanowaniem. Zarówno ona jak i Roth zachowywali się tak jakby nic nie miało się stać, to irytowało mnie jeszcze bardziej. Zwłaszcza że to wszystko była moja wina. To z mojego powodu Roth zawarł pakt, a Alex aby go uratować zawarła kolejny i to z Lucyferem,a ja byłam bezradna.
-Alex nie możesz się poddać, nie możesz udawać że nic się nie stało- powiedziałam podnosząc głos.-Idziemy do biblioteki i to już ,coś znajdziemy. Musimy.
Złapałam ja za rękę i pociągnęłam z pokoju.
-Raven, zaczekaj- posłusznie się zatrzymałam i spojrzałam na nią.- nie mów im nic, proszę.
Przez chwilę się nad tym zastanawiałam. Powinnyśmy im powiedzieć, choćby Rothowi, nigdy nie miałam przed nim tajemnic, tym bardziej był w to zamieszany w równym stopniu co Alex. Jednak w rezultacie się poddałam, nie miałyśmy czasu na kłótnie.
-Ok- zgodziłam się i zeszłam na dół. Alex szła zaraz za mną.
-I?- dopytał się Nik zaciekawiony.
-Już po wszystkim. Alex potrafi kontrolować ogary i je po prostu odesłała- skłamałam przekonująco, jednak Roth uniósł brew co świadczyło o tym że wcale w to nie uwierzył.
-i nie wrócą?- dopytała Erika
-już nie, Alex nakazała im że mają nie wracać a ich panu mają przekazać że wypełniły zlecenie. Późno już, tym bardziej że to był ciężki dzień. Na dzisiaj wystarczy, widzimy się jutro- zdecydowałam ze spokojem w głosie którego wcale nie czułam.
-A ty?- dopytał Roth.
-Ja jeszcze wyjaśnię Alex jak działamy- sprostowałam.
-Ok -zgodził się Roth, za szybko. I podszedł mnie przytulić.- i tak wiem że to nie prawda. Jak wrócisz masz mi powiedzieć o co chodzi.-szepnął tak że tylko ja go mogłam usłyszeć , lekko skinęłam głową- będę w pobliżu jak coś.
Pożegnałam się z resztą, powoli wyszli a ja zostałam sama z Alex i Aresem.
-Chodź- zwróciłam się do Alex i poszłyśmy do biblioteki.
-Dzięki że im nie powiedziałaś- powiedziała siadając po turecku na podłodze, z ciągnęłam kilka książek i usiadłam na przeciw niej, sama nie miałam pojęcia czego szukać, ale potrzebowałam tego aby nie czuć się tak bezradnie.
-Podziękujesz jak o 24 wciąż będziemy czytały pamiętniki trupów.- mruknęłam tylko- a nawet i nie bo to ja jestem ci coś winna.
<Alex?>
Od Alana CD Nik
Już kolejny raz zastanawiałem się dlaczego właściwie to robię. Przecież nie lubię jak ktoś plącze mi się pod nogami. Działam sam, więc po co zadzwoniłem do Nik'a? Zupełnie nie rozumiałem własnego postępowania. Nie mogłem uwierzyć że powiedziałem Vincentowi że zostaje w Las Vegas, chociaż właśnie mieliśmy informacje o sabacie ofiarnym. Nie mogłem uwierzyć że powiedziałem mu by wysłał Ginne. Ginne? Co ja robię z własnym życiem? Przecież jak coś jej się stanie Vincent mi nie wybaczy sam sobie nie wybaczę. Nie mogłem dłużej myśleć o tym co dzieje się w Chicago trzeba było zabrać się za robotę. Poleciłem Nik'owi żeby stał w wyznaczonym miejscu i się nie ruszał. Więc po kiego przylazł za mną. Naprawdę to takie trudne?
Nie mogłem się skupić nawet okładanie frajerów po ryjach nie dawało mi żadnej satysfakcji, a sama myśl że zaraz mam użerać się z wróżką i bóg wie czym jeszcze powodowała że najchętniej rzucił bym ta robotę. Co innego sabat ofiarny. Na te stare wiedźmy z przyjemnością bym zapolował. Jednak postanowiłem, sabat to nie mój problem, już nie przynajmniej chwilowo. Czułem że tu jest coś większego i bardziej się przydam ale nie zmienia to faktu że ta decyzja była najtrudniejszą w moim życiu. Kolesie w końcu odpuścili, a ziemia była usłana zębami. Raj dla zębuszek, i kto mówi że łowcy są źli?
-Jak coś to pamiętaj zdejmujesz wróżkę ja resztę biorę na siebie. - przypomniałem hardo
-Jasne wiem co mam robić - oznajmił zajmując miejsce które mu wskazałem
Stałem wpatrzony w dal czekając na zębuszkę. Sekundy mi się dłużyły. Miałem silną potrzebę zrobienia czegoś. Liczyłem na to że pojawi się czarownica przynajmniej w małym stopniu zrekompensuje mi czarownice z ofiarnego. I jak bym ją przywołał zjawiła się znikąd. Za to nigdzie nie było wróżki.
- Uparty jesteś łowco - warknęła wściekle i zaczęła mamrotać coś pod nosem
- Cokolwiek się stanie ty masz zabić wróżkę, tą łajzę która będzie zbierać zęby - wrzasnąłem do Nik'a
Nie usłyszałem żadnej odpowiedzi bo czarownica oddzieliła nas jakimś mentalnym murem. Mogłem mieć tylko nadzieje że Nik usłyszał mój przekaz. Wiedźma mamrotała dalej, a ja próbowałem odnaleźć się w zaistniałej sytuacji. Byłem ciekaw czy wróżka się pojawiła i czy Nik sobie z nią poradzi.
- Nisko upadłaś chroniąc tą wróżę, pewnie wykopali cię z konwentu - warknąłem do czarownicy przerywając jej uroki
- Nic nie wiesz - zaśmiała się - i się nie dowiesz
Miała histeryczny śmiech który powoli zaczynał mnie irytować. Machnęła dłonią i odrzuciła parę metrów dalej. Odbiłem się od niewidzialnej ściany którą odgrodziła nas od reszty świata. Podniosłem się natychmiastowo gotów na kolejny atak z jej strony który oczywiście nastąpił. Zrobiła tylko jeden mały błąd zamknęła mnie w kręgu z ognia.
- Jesteś głupią czarownicą - wypaliłem z wrednym uśmiechem
Czarownica spojrzała na mnie z przerażeniem w oczach kiedy samo wolą zacząłem gasić jej płomienie. Chciałem już zadać jej kolejne pytanie próbując dowiedzieć się czemu zależy jej na życiu wróżki lecz czarownica nagle zniknęła a wraz z nią niewidzialny mur.
< Nik?>
Nie mogłem się skupić nawet okładanie frajerów po ryjach nie dawało mi żadnej satysfakcji, a sama myśl że zaraz mam użerać się z wróżką i bóg wie czym jeszcze powodowała że najchętniej rzucił bym ta robotę. Co innego sabat ofiarny. Na te stare wiedźmy z przyjemnością bym zapolował. Jednak postanowiłem, sabat to nie mój problem, już nie przynajmniej chwilowo. Czułem że tu jest coś większego i bardziej się przydam ale nie zmienia to faktu że ta decyzja była najtrudniejszą w moim życiu. Kolesie w końcu odpuścili, a ziemia była usłana zębami. Raj dla zębuszek, i kto mówi że łowcy są źli?
-Jak coś to pamiętaj zdejmujesz wróżkę ja resztę biorę na siebie. - przypomniałem hardo
-Jasne wiem co mam robić - oznajmił zajmując miejsce które mu wskazałem
Stałem wpatrzony w dal czekając na zębuszkę. Sekundy mi się dłużyły. Miałem silną potrzebę zrobienia czegoś. Liczyłem na to że pojawi się czarownica przynajmniej w małym stopniu zrekompensuje mi czarownice z ofiarnego. I jak bym ją przywołał zjawiła się znikąd. Za to nigdzie nie było wróżki.
- Uparty jesteś łowco - warknęła wściekle i zaczęła mamrotać coś pod nosem
- Cokolwiek się stanie ty masz zabić wróżkę, tą łajzę która będzie zbierać zęby - wrzasnąłem do Nik'a
Nie usłyszałem żadnej odpowiedzi bo czarownica oddzieliła nas jakimś mentalnym murem. Mogłem mieć tylko nadzieje że Nik usłyszał mój przekaz. Wiedźma mamrotała dalej, a ja próbowałem odnaleźć się w zaistniałej sytuacji. Byłem ciekaw czy wróżka się pojawiła i czy Nik sobie z nią poradzi.
- Nisko upadłaś chroniąc tą wróżę, pewnie wykopali cię z konwentu - warknąłem do czarownicy przerywając jej uroki
- Nic nie wiesz - zaśmiała się - i się nie dowiesz
Miała histeryczny śmiech który powoli zaczynał mnie irytować. Machnęła dłonią i odrzuciła parę metrów dalej. Odbiłem się od niewidzialnej ściany którą odgrodziła nas od reszty świata. Podniosłem się natychmiastowo gotów na kolejny atak z jej strony który oczywiście nastąpił. Zrobiła tylko jeden mały błąd zamknęła mnie w kręgu z ognia.
- Jesteś głupią czarownicą - wypaliłem z wrednym uśmiechem
Czarownica spojrzała na mnie z przerażeniem w oczach kiedy samo wolą zacząłem gasić jej płomienie. Chciałem już zadać jej kolejne pytanie próbując dowiedzieć się czemu zależy jej na życiu wróżki lecz czarownica nagle zniknęła a wraz z nią niewidzialny mur.
< Nik?>
Od Eriki CD Nik
Nigdy nie lubiłam szkoły, ale starałam się by mieć dobre oceny. A teraz? Zrozumiałam że cała wiedza jaką zdobywamy w szkole to stek bzdur. Strata czasu. 8 godzin wyjętych z życia kiedy mogła bym zarobić parę groszy w barze, poćwiczyć na sali treningowej w "zamku" albo poszerzyć wiedzę która może mi się przydać w prawdziwym życiu. Gdzie na każdym kroku czai się śmierć. Chyba nikt mi się nie dziwi że wcale nie mogłam się skupić mało tego zasypiałam na nudnej biologi. Kidy nauczycielka opowiadała jakże fascynujący jest pantofelek czy inna ameba. Może gdybyśmy uczyli się o mięsożernych muchołówkach ale pantofelek?
I że kiedyś zajmowałam się tak przyziemnymi sprawami. Telefon zadzwonił już trzeci raz a ja z wyczekiwaniem patrzyłam na zegarek który w końcu wybije koniec lekcji. Choć do końca zostało tylko 5 minut czas niemiłosiernie mi się dłużył.
Nareszcie rozbrzmiał się głośny dźwięk ogłaszający koniec lekcji. Wstałam i skierowałam się do wyjścia chociaż nauczycielka jeszcze podawała pracę domową. Wyciągnęłam telefon i spojrzałam na wyświetlacz. Trzy nieodebrane od Wiktora
Weszłam do łazienki i wybrałam jego numer. Chyba właśnie na to wyczekiwał bo odebrał po pierwszym sygnale
- Ricki - usłyszałam jego zmęczony głos - dasz radę przyjść do pracy?
- Dziś? - dopytałam. Przecież miałam mieć wolne. Chciałam zapolować na pijawkę
- Tak - przytaknął przerywając moje rozmyślenia - Camii nie da sobie sama rady
- Mam szkołę - zauważyłam dobitnie
- Eri błagam - powiedział zdeterminowany - nie mam ludzi
Westchnęłam zrezygnowana. Sam nie żyje przeze mnie. Wiktorowi też byłam coś winna. To jasne że nie zdążył znaleźć nikogo na jego miejsce.
- Ok
Wiktor odetchnął z ulgą
- Będziemy czekać? - wypalił z zapałem
- Czekać? - powtórzyłam
- Tak
- Chwila - zaczęłam niedowierzając - chcesz mi powiedzieć że właśnie siedzisz w barze bo nie ma kto pracować?
- Przyjdź kiedy będziesz mogła - odparł tylko i rozłączył rozmowę
Tego jeszcze nie było. Chyba nigdy nie widziałam Wiktora za barem. Koniec świata.
Poczekałam w łazience aż zacznie się następna lekcja i opuściłam szkołę. Poszłam prosto do baru gdzie faktycznie zastałam Wiktora niezdarnie nalewającego piwo jakiemuś zniecierpliwionemu klientowi.
- Świetnie sobie radzisz - pochwaliłam go z wrednym uśmiechem. Nie mogłam się powstrzymać
Machnął tylko ręką i pokręcił głową. Choć wolałam patrzeć jak męczy się Wiktor przeszłam za bar i wzięłam od niego kufel co spotkało się z jego wdzięcznym uśmiechem. Aby udobruchać klienta musiałam dać mu piwo na koszt firmy ale w sumie nie ja będę stratna. Reszta dnia minęła całkiem miło nawet nie przeszkadzało mi to że Wiktor stoi obok i patrzy mi się na ręce. Może to dlatego że dziś wcale nie zachowywał się jak bezwzględny szef. Może czasem każdemu szefowi przyda się taki kop od życia wtedy doceniają pracę własnych pracowników. Pod wieczór do baru wszedł Nik. Była masa ludzi przyciągnięta wczorajszym morderstwem pod barem jednak wypatrzony stolik chłopaka stał pusty. Podeszłam do niego parę minut później, zamówił frytki i colę. Miałam wziąć już przerwę jednak po znajomości zrealizowałam jego zamówienie. Tak to by sobie jeszcze poczekał. Postawiłam jego zamówienie na stole przed nim i czekałam na jakieś dziękuje przecież to nie boli ale usłyszałam tylko
-Wiedziałem że tu przyjdzie odwróć się powoli
Nie mógł powiedzieć normalnie, wcale nie miałam ochoty na zabawy. Miałam już powiedzieć coś w tym stylu ale widząc jego wyraz twarzy odkręciłam się natychmiastowo
-Co robimy? - dopytałam, gdy mój wzrok padł na dwie wampirze kobiety. Znałam jedną z nich była tu ostatnio, i to jej towarzysza zabiłam. Nie miałam również żadnych wątpliwości co do tego że ona zabiła Sama.
-Porządek - odparł Nik podnosząc się ze swojego miejsca i ruszając w ich kierunku
Ruszyłam za nim. Chciałam sprawiedliwości, zemsty. Sam nie był niczemu winien a ona mi za to zapłaci.
- Ona jest moja Nik - powiedziałam tonem nie znoszącym sprzeciwu
I choć wiedziałam że ludzie w strachu, złości i innych silnych emocjach popełniają błędy nie obchodziło mnie to. Wiedziałam że powinnam mieć jakiś plan podejść do tego na trzeźwo. Chciałam tylko by wampirzyca cierpiała. Ta energia, znałam ją już tak dobrze choć nadal nie wiedziałam jak nad nią panować. Czułam tą moc w każdej komórce ciała. Skupiłam się na wampirzycy i z satysfakcją patrzyłam jak ta pada z krzykiem na podłogę. Muzyka głośno grała, ludzie przekrzykiwali się jeden przez drugiego. Nikt nie dostrzegł wampirzycy która błagała bym przestała.
< Nik?>
I że kiedyś zajmowałam się tak przyziemnymi sprawami. Telefon zadzwonił już trzeci raz a ja z wyczekiwaniem patrzyłam na zegarek który w końcu wybije koniec lekcji. Choć do końca zostało tylko 5 minut czas niemiłosiernie mi się dłużył.
Nareszcie rozbrzmiał się głośny dźwięk ogłaszający koniec lekcji. Wstałam i skierowałam się do wyjścia chociaż nauczycielka jeszcze podawała pracę domową. Wyciągnęłam telefon i spojrzałam na wyświetlacz. Trzy nieodebrane od Wiktora
Weszłam do łazienki i wybrałam jego numer. Chyba właśnie na to wyczekiwał bo odebrał po pierwszym sygnale
- Ricki - usłyszałam jego zmęczony głos - dasz radę przyjść do pracy?
- Dziś? - dopytałam. Przecież miałam mieć wolne. Chciałam zapolować na pijawkę
- Tak - przytaknął przerywając moje rozmyślenia - Camii nie da sobie sama rady
- Mam szkołę - zauważyłam dobitnie
- Eri błagam - powiedział zdeterminowany - nie mam ludzi
Westchnęłam zrezygnowana. Sam nie żyje przeze mnie. Wiktorowi też byłam coś winna. To jasne że nie zdążył znaleźć nikogo na jego miejsce.
- Ok
Wiktor odetchnął z ulgą
- Będziemy czekać? - wypalił z zapałem
- Czekać? - powtórzyłam
- Tak
- Chwila - zaczęłam niedowierzając - chcesz mi powiedzieć że właśnie siedzisz w barze bo nie ma kto pracować?
- Przyjdź kiedy będziesz mogła - odparł tylko i rozłączył rozmowę
Tego jeszcze nie było. Chyba nigdy nie widziałam Wiktora za barem. Koniec świata.
Poczekałam w łazience aż zacznie się następna lekcja i opuściłam szkołę. Poszłam prosto do baru gdzie faktycznie zastałam Wiktora niezdarnie nalewającego piwo jakiemuś zniecierpliwionemu klientowi.
- Świetnie sobie radzisz - pochwaliłam go z wrednym uśmiechem. Nie mogłam się powstrzymać
Machnął tylko ręką i pokręcił głową. Choć wolałam patrzeć jak męczy się Wiktor przeszłam za bar i wzięłam od niego kufel co spotkało się z jego wdzięcznym uśmiechem. Aby udobruchać klienta musiałam dać mu piwo na koszt firmy ale w sumie nie ja będę stratna. Reszta dnia minęła całkiem miło nawet nie przeszkadzało mi to że Wiktor stoi obok i patrzy mi się na ręce. Może to dlatego że dziś wcale nie zachowywał się jak bezwzględny szef. Może czasem każdemu szefowi przyda się taki kop od życia wtedy doceniają pracę własnych pracowników. Pod wieczór do baru wszedł Nik. Była masa ludzi przyciągnięta wczorajszym morderstwem pod barem jednak wypatrzony stolik chłopaka stał pusty. Podeszłam do niego parę minut później, zamówił frytki i colę. Miałam wziąć już przerwę jednak po znajomości zrealizowałam jego zamówienie. Tak to by sobie jeszcze poczekał. Postawiłam jego zamówienie na stole przed nim i czekałam na jakieś dziękuje przecież to nie boli ale usłyszałam tylko
-Wiedziałem że tu przyjdzie odwróć się powoli
Nie mógł powiedzieć normalnie, wcale nie miałam ochoty na zabawy. Miałam już powiedzieć coś w tym stylu ale widząc jego wyraz twarzy odkręciłam się natychmiastowo
-Co robimy? - dopytałam, gdy mój wzrok padł na dwie wampirze kobiety. Znałam jedną z nich była tu ostatnio, i to jej towarzysza zabiłam. Nie miałam również żadnych wątpliwości co do tego że ona zabiła Sama.
-Porządek - odparł Nik podnosząc się ze swojego miejsca i ruszając w ich kierunku
Ruszyłam za nim. Chciałam sprawiedliwości, zemsty. Sam nie był niczemu winien a ona mi za to zapłaci.
- Ona jest moja Nik - powiedziałam tonem nie znoszącym sprzeciwu
I choć wiedziałam że ludzie w strachu, złości i innych silnych emocjach popełniają błędy nie obchodziło mnie to. Wiedziałam że powinnam mieć jakiś plan podejść do tego na trzeźwo. Chciałam tylko by wampirzyca cierpiała. Ta energia, znałam ją już tak dobrze choć nadal nie wiedziałam jak nad nią panować. Czułam tą moc w każdej komórce ciała. Skupiłam się na wampirzycy i z satysfakcją patrzyłam jak ta pada z krzykiem na podłogę. Muzyka głośno grała, ludzie przekrzykiwali się jeden przez drugiego. Nikt nie dostrzegł wampirzycy która błagała bym przestała.
< Nik?>
16.04.2018
Od Nik'a CD Alan
Alan pokrótce wyjaśnił mi jak ma wyglądać cała sytuacja z tą wróżką. To miała być totalna łatwizna miałem sztylet umieścić w jej sercu i zgon resztą miał się zająć Alan.
-Poszukam dawcy - powiedział i po chwili zniknął za drzewami.
Zdziwiłem się nieco o co chodzi z tym dawcą myślałem, że Alan zęby będzie nosił w kieszeni ,ale najwidoczniej on zamierzał je komuś po prostu wybić. Po jakimś czasie usłyszałem szamotaninę ,co by oznaczało że Alan znalazł nawet kilku dawców. Poszedłem tam z ciekawości. Chłopak sobie trochę nie radził.
-Może pomogę troszkę bo sobie nie bardzo radzisz co?
-Wszystko pod kontrolą, a ty się nie wtrącaj.
-Jednak ci troszkę pomogę - zadecydowałem i zacząłem również bić się z karkami.
Po jakimś czasie sprawa była załatwiona.
-Mówiłem żebyś siedział cicho? Poradził bym sobie.
-Wiem że uważasz się za 8 cud świata ale nim nie jesteś dzięki temu sprawa szybciej jest załatwiona ty jesteś mniej poobtłukiwany i mamy więcej itemów dla twojej wróżki. Podsumowując myślałem że my łowcy mamy za zadanie chronić ludzi nie ich tłuc na masę.
-Czasami trzeba poświęcić kogoś dla sprawy. Szczekaty jesteś - skomentował Alan.
-Po prostu nie lubię nie wiedzieć tyle. Ja szczekaty, a ty się zachowujesz jak byś pozjadał wszystkie rozumy. Wiem że nie wiele potrafimy w porównaniu z tobą ale jakoś sobie radziliśmy wiec aż tak beznadziejni nie jesteśmy cały czas się uczymy.
-Popełniacie za dużo błędów - wysyczał Alan.
-A czy ty ich nie popełniasz? Wszak na błędach człowiek uczy się najlepiej. No poza tym ty też kiedyś zaczynałeś i zapewne nie byłeś od raz we wszystkim dobry.
-Miałem dobrego nauczyciela który korygował moje błędy.
-No widzisz miałeś więcej szczęścia niż ja, bo ja nie wiem o sobie nic i ogólnie wiem mało, ale sporo zrobiłem i sporo się dzięki temu nauczyłem i niestety nie czuwał nade mną żaden sensej
Po chwili przestaliśmy rozmawiać bo usłyszeliśmy szelest. Alan rozrzucił zęby pozbierane od poobijanych typów ja od raz skoczyłem na swoje miejsce. .
-Jak coś to pamiętaj zdejmujesz wróżkę ja resztę biorę na siebie.
-Jasne wiem co mam robić.
-Teraz tylko pozostało mi obserwować i czekać na rozwuj wypadków.
<Alan?>
-Poszukam dawcy - powiedział i po chwili zniknął za drzewami.
Zdziwiłem się nieco o co chodzi z tym dawcą myślałem, że Alan zęby będzie nosił w kieszeni ,ale najwidoczniej on zamierzał je komuś po prostu wybić. Po jakimś czasie usłyszałem szamotaninę ,co by oznaczało że Alan znalazł nawet kilku dawców. Poszedłem tam z ciekawości. Chłopak sobie trochę nie radził.
-Może pomogę troszkę bo sobie nie bardzo radzisz co?
-Wszystko pod kontrolą, a ty się nie wtrącaj.
-Jednak ci troszkę pomogę - zadecydowałem i zacząłem również bić się z karkami.
Po jakimś czasie sprawa była załatwiona.
-Mówiłem żebyś siedział cicho? Poradził bym sobie.
-Wiem że uważasz się za 8 cud świata ale nim nie jesteś dzięki temu sprawa szybciej jest załatwiona ty jesteś mniej poobtłukiwany i mamy więcej itemów dla twojej wróżki. Podsumowując myślałem że my łowcy mamy za zadanie chronić ludzi nie ich tłuc na masę.
-Czasami trzeba poświęcić kogoś dla sprawy. Szczekaty jesteś - skomentował Alan.
-Po prostu nie lubię nie wiedzieć tyle. Ja szczekaty, a ty się zachowujesz jak byś pozjadał wszystkie rozumy. Wiem że nie wiele potrafimy w porównaniu z tobą ale jakoś sobie radziliśmy wiec aż tak beznadziejni nie jesteśmy cały czas się uczymy.
-Popełniacie za dużo błędów - wysyczał Alan.
-A czy ty ich nie popełniasz? Wszak na błędach człowiek uczy się najlepiej. No poza tym ty też kiedyś zaczynałeś i zapewne nie byłeś od raz we wszystkim dobry.
-Miałem dobrego nauczyciela który korygował moje błędy.
-No widzisz miałeś więcej szczęścia niż ja, bo ja nie wiem o sobie nic i ogólnie wiem mało, ale sporo zrobiłem i sporo się dzięki temu nauczyłem i niestety nie czuwał nade mną żaden sensej
Po chwili przestaliśmy rozmawiać bo usłyszeliśmy szelest. Alan rozrzucił zęby pozbierane od poobijanych typów ja od raz skoczyłem na swoje miejsce. .
-Jak coś to pamiętaj zdejmujesz wróżkę ja resztę biorę na siebie.
-Jasne wiem co mam robić.
-Teraz tylko pozostało mi obserwować i czekać na rozwuj wypadków.
<Alan?>
Witamy nową Łowczynie Ciemności
Kruk krukowi oka nie wykole, ale lubi gdy to ktoś inny robi.
Zdjęcie:
Imię: Isleen Salvere (Leen, Issi)
Wiek: 19 lat
Rasa: Nefilim
Podgatunek: Łowczyni wychowywana po za rodem
Charakter: Isleen jest osobą zamkniętą w sobie i cichą. Przyczynę jej zachowań z łatwością można odnaleźć w jej smutnym dzieciństwie o którym dziewczyna nie lubi mówić. Na co dzień właśnie taka jest, że nie ma z nią kontaktu i cały czas słucha muzyki bądź rysuje albo robi i to i to. Często bardzo ciężko się z nią dogadać, ale dla osoby cierpliwej to zazwyczaj nic trudnego. Mogłoby się zdawać, że jest typową sierotką marysią, ale tak nie jest. Isleen potrafi być niesamowicie zawzięta i nieustępliwa. Gdy już na czymś jej zależy to zrobi wszystko by to chronić, nie ważne za jaką cenę. Mimo tego, że walka idzie jej nie najlepiej to dziewczyna jest bardzo sprytna i błyskotliwa. Poza tym uwielbia zaszywać się w cichych miejscach, głównie w bibliotekach w których zawsze odnajdzie dla siebie jakąś interesującą książkę. Lubi się uczyć i jest w tym bardzo dobra, często stara się rozwiązywać różne zagadki i tym podobne rzeczy, to dla niej niezła frajda i właśnie z tego powodu często w żartach słyszała, że powinna zostać detektywem. Uwielbia się nad czymś skupić, posiedzieć i potrudzić się nad tym, aż nie dostanie upragnionej odpowiedzi.
Aparycja: Isleen ubiera się tak jak każda typowa nastolatka, choć jej ubrania zazwyczaj są w czarnych lub szarych odcieniach, rzadko ma na sobie jakieś kolorowe ciuchy. Na prawej dłoni ma tatuaż, który zrobiła sobie jako prezent z okazji osiemnastych urodzin. Tatuaż ten przedstawia kruka zbudowanego z metalu, śrub, zębatek i tym podobnych przedmiotów, w którego odsłoniętej piersi bije ludzkie serce. Poza tym na plecach, na samym ich środku, znajduje się kolejny tatuaż przedstawiający okrąg w którym znajdują się cztery runy: Thurisaz, oznaczająca niezłomność, Isaz, oznaczającą opanowanie, Laguz, oznaczająca odporność oraz Ingwaz, oznaczająca cierpliwość.
D
ar: Isleen posiada dar widzenia. Widzi ona róże wizje, które przepowiadają przyszłość lub mają za zadanie pomóc w rozwikłaniu jakiejś zagadki. Niestety jednak wizje nie są jasne, często są to po prostu symbole, wiersze, słowa i tym podobne i Isleen musi poskładać wszystko w jedną całość by odczytać swoją wizję. Poza tym wizje są bolesne i często podczas nich traci przytomność, a z jej nosa oraz oczu płynie krew i zazwyczaj po wizji nie czuje się najlepiej. Czasem w stanie jest zobaczyć jakiegoś ducha i podejrzewa, że jest to po prostu dodatek do jej mocy wizyjnych. Poza tym posiada zdolność zatrzymania kogoś i uniemożliwienia mu poruszania się przez bardzo krótki czas, a czasem potrafi delikatnie taką osobę lub jakąś rzecz za pomocą siły woli podnieść i nią rzucić, ale kończy się to potwornym bólem głowy co z połączeniem jej mocy wizyjnych sprawia, że nie ma siły na nic innego niż uwalenie się na kanapie i nieruszanie się przez jakiś tydzień.
Zainteresowania: Isleen kocha czytać, rysować oraz słuchać muzyki na swojej MP3. Nie lubi tłoku i kocha zaszywać się w cichych miejscach w których nikt jej nie będzie przeszkadzał. Zazwyczaj siedzi do bardzo późna gdyż kocha noc. Uwielbia ją głównie dlatego, że ma od wszystkich i wszystkiego spokój, ale jest jeszcze jeden powód - gwiazdy. Kocha oglądać je przez teleskop i spacerować nocą by je podziwiać.
Pochodzenie:
Anielski przodek: Razjel (hebr. ?????, "tajemnica Boga", "anioł tajemnic") – "anioł tajemnych światów i wódz najwyższych tajemnic". W kabale Razjel jest personifikacją sefiry Chochma (mądrość) oraz jednym z dziewięciu archaniołów świata berija (kreacji). W tradycji Rabinickiej Razjel jest legendarnym autorem Księgi Razjela (Sefer Raziel), "w której zawiera się cała mądrość ziemska i niebiańska". Księgę tę podarował Adamowi, jednak została ona skradziona przez zazdrosne anioły. Następnie trafiła w ręce Henocha, potem Noego, któremu dzięki niej udało się zbudować arkę. Podobno też król Salomon zawdzięcza swą mądrość, wiedzę i znajomość magii właśnie Księdze Razjela.
Historia*: Jej dzieciństwo nie było usłane różami. Gdy była mała jej rodzice zaginęli w niewyjaśnionych okolicznościach, a ona stała się sierotą i trafiła do domu dziecka. Trafiała do wielu rodzin zastępczych, ale nikt nie chciał tak "dziwnego" dziecka jak ona. Nikt nie radził sobie z jej wychowaniem i szybko z powrotem wracała do domu dziecka. Czy płakała? Nie, nie płakała. Kiedy inne dzieci starały się każdemu przypodobać by tylko trafić do jakiegoś dobrego domu, ona zawsze wszystko ignorowała. W sumie to chyba nawet nie chciała trafić do żadnej rodziny. Głównie dlatego, że nikt nie mógł jej zrozumieć. Zawsze widziała różne rzeczy. W swoich snach. Czasem na jawie. Niedługo później zaczęła mdleć co jakiś czas i miewała dalej dziwne sny, słyszała i widziała w nich różne dziwne rzeczy. Nikt jej nie wierzył. Wszyscy mówili jej, że będzie dobrze, że ją wyleczą. Tylko, że oni nie wiedzieli, że jej się nie da wyleczyć i ona o tym doskonale wiedziała. W końcu nauczyła się by nie mdleć przy innych, a zwłaszcza przy opiekunach z domu dziecka i nic nikomu o niczym nie mówiła, a oni myśleli, że jej przeszło. Cóż, pomylili się. W końcu nauczyła się jak interpretować swe wizje i zaczęła próbować je rozwiązywać. Zaczęła sobie ze wszystkim radzić sama. W końcu dorobiła się mieszkania, jakiejś pracy i udało jej się w miarę ułożyć swoje życie.
Rodzina*: Isleen nie ma rodziny, żyje sama. Jej rodzina zaginęła w niewyjaśnionych okolicznościach. W sumie to ledwo co ich pamięta. Wie jedynie, że jej matka miała na imię Elizabeth.
Motto rodowe*: Kruk krukowi oka nie wykole, ale lubi gdy to ktoś inny robi.
Znak rodowy:
Jest to runa, która nazywa się Jera. Oznacza ona stopniowy rozwój, plon, nagrodę oraz dojrzewanie.
Broń: Jej ukochaną bronią są jej dwa sztylety.
Orientacja seksualna: Heteroseksualna
Partner*: Brak
Zwierze*: Nie posiada zwierzęcia, ale chętnie by jakieś przygarnęła. No, może kiedyś tam.
Inne*:
Inne Zdjęcia*:
Tatuaż znajdujący się na plecach Isleen przedstawiający cztery runy:
Kontakt: [Gmail] seaa48pl@gmail.com [Doggi] Cassandra48
Od Nik'a CD Alexis
Alex nie chciała jechać do szpitala jednak po krótkiej chwili dostrzegłem że zachowuje się dziwnie. Zaczęła mamrotać, że boli ją głowa, że czegoś nie chce.
-Al co się z tobą dzieje?
-On mówi do mnie ja nie mogę, nie chce.
-Spokojnie masz gorączkę majaczysz.
Jednak widać było że dziewczyna czuła się coraz gorzej nawet próbowała wstać chyba tylko po to żeby po chwili osunąć się na podłogę i stracić przytomność.
-Szlak by to trafił - mruknąłem pod nosem biorąc dziewczynę na ręce - Ramzesie zostajesz tu i pilnuj tego gada okrutnego - nakazałem wilkowi i rozpłynąłem się by pojawić się w szpitalu.
-Ona potrzebuje pomocy - wrzeszczałem spanikowany do lekarza - ugryzł ją wąż jest nieprzytomna pomóż jej pan co tak stoisz rusz się człowieku noo...
-Spokojnie młody człowieku i po kolei - zaczął swój zestaw pytań doktorek. - Jesteś jej chłopakiem, bratem ma jakąś rodzinę? Trzeba powiadomić jej bliskich.
-Tak.. nie.. nie wiem.
-Znaczy? - dopytał lekarz.
-Jestem kolegą Alexis nie wiem czy ma rodzinę, poznaliśmy się przez przypadek.
-Jak doszło do ukąszenia?
-Byliśmy w chatce pewnej staruszki ja rozpalałem w piecu, a ona obierała warzywa i w tedy ugryzł ją ten wąż, ale hmm potem zaczęła zachowywać się jak opętana.
Lekarz długo zajmowali się Alexis później szukali jakiejś jej rodziny, kogoś kto mógł by być zainteresowany jej stanem zdrowia.
-Powiecie mi co jej jest? - dopytałem lekarza.
-Przykro mi nie jesteś z rodziny lepiej będzie jak sobie stąd pójdziesz chłopcze.
-Proszę mi chociaż powiedzieć czy ona z tego wyjdzie?
-Sytuacja jest opanowana nie martw się i zmykaj do domu bo pewnie rodzice się martwią.
Nie miałem zamiaru tak szybko zrezygnować więc teleportowałem się do sali w której leżała Alexis. Widok był przygnębiający. Pełno aparatów, monitorów i nieprzytomna dziewczyna pośród tego wszystkiego. Nie wiem jak długo tam siedziałem gdy zobaczyłem że powoli otwiera oczy i rozgląda się dookoła.
-Gdzie ja jestem? - zapytała ledwie słyszalnym głosem
-Pamietasz co sie działo z tobą w chatce? Jesteś w szpitalu.
<Alexis?>
-Al co się z tobą dzieje?
-On mówi do mnie ja nie mogę, nie chce.
-Spokojnie masz gorączkę majaczysz.
Jednak widać było że dziewczyna czuła się coraz gorzej nawet próbowała wstać chyba tylko po to żeby po chwili osunąć się na podłogę i stracić przytomność.
-Szlak by to trafił - mruknąłem pod nosem biorąc dziewczynę na ręce - Ramzesie zostajesz tu i pilnuj tego gada okrutnego - nakazałem wilkowi i rozpłynąłem się by pojawić się w szpitalu.
-Ona potrzebuje pomocy - wrzeszczałem spanikowany do lekarza - ugryzł ją wąż jest nieprzytomna pomóż jej pan co tak stoisz rusz się człowieku noo...
-Spokojnie młody człowieku i po kolei - zaczął swój zestaw pytań doktorek. - Jesteś jej chłopakiem, bratem ma jakąś rodzinę? Trzeba powiadomić jej bliskich.
-Tak.. nie.. nie wiem.
-Znaczy? - dopytał lekarz.
-Jestem kolegą Alexis nie wiem czy ma rodzinę, poznaliśmy się przez przypadek.
-Jak doszło do ukąszenia?
-Byliśmy w chatce pewnej staruszki ja rozpalałem w piecu, a ona obierała warzywa i w tedy ugryzł ją ten wąż, ale hmm potem zaczęła zachowywać się jak opętana.
Lekarz długo zajmowali się Alexis później szukali jakiejś jej rodziny, kogoś kto mógł by być zainteresowany jej stanem zdrowia.
-Powiecie mi co jej jest? - dopytałem lekarza.
-Przykro mi nie jesteś z rodziny lepiej będzie jak sobie stąd pójdziesz chłopcze.
-Proszę mi chociaż powiedzieć czy ona z tego wyjdzie?
-Sytuacja jest opanowana nie martw się i zmykaj do domu bo pewnie rodzice się martwią.
Nie miałem zamiaru tak szybko zrezygnować więc teleportowałem się do sali w której leżała Alexis. Widok był przygnębiający. Pełno aparatów, monitorów i nieprzytomna dziewczyna pośród tego wszystkiego. Nie wiem jak długo tam siedziałem gdy zobaczyłem że powoli otwiera oczy i rozgląda się dookoła.
-Gdzie ja jestem? - zapytała ledwie słyszalnym głosem
-Pamietasz co sie działo z tobą w chatce? Jesteś w szpitalu.
<Alexis?>
Od Nik'a CD Raven
-Mojej lalce nie no nie wierzę - wybełkotałem przekonany że Raven nadal mi nie wierzy, ale jej ostatnie słowa mnie zastanowiły -Hmm tylko dla czego zszyła im oczy i usta po śmierci, nucąc jakąś nutkę.
-Może to część jakiegoś obrzędu - skwitowała moją wypowiedz Raven.
-Może ale to się i tak kupy nie trzyma bo zobacz martwy człowiek nic ci nie powie ani nic nie zobaczy chyba że jest życie po życiu albo....
-Albo co no mów.
-Albo ci ludzie zmienią się w takie lalki tylko nie będą mówić, bo tamta gadała i kazała mi się złapać -wykrztusiłem z siebie, z szeroko otwartymi oczami.
Zawsze jak to bywa przy zabójstwach pojawiło się znikąd mnóstwo ludzi część wyległa z kasyna reszta powyłaziła z jakichś kątów. Dodatkowo w kasynie wybuchła panika, a krzyki ludzi było słychać aż za nim. Przepytywaliśmy ludzi, ale nikt nic nie widział i jak z moich ust padało słowo lalka to wybuchali śmiechem. Tylko jedna kobieta powiedziała coś ciekawego. Coś co przykuło moją uwagę.
-Widziała pani uciekającą lalkę? - zapytałem.
-Chłopcze to była mała śliczna dziewczynka i to w dodatku chora bo dziwnie brzmiała jak się śmiała i nie wiem dokładnie, bo powstała jakaś dziwna mgła to pewnie z niedrożnych kanałów ściekowych i to biedne dziecko zapewne wpadło do tego kanału trzeba ją ratować.
Kobieta obwieściła głośno tą informację i cały tłumek pobiegł w kierunku studzienki, gdzie zniknęła lalka. Dopiero teraz zauważyłem że Raven jest obok mnie i słyszała wypowiedź kobiety.
-Nie ma czasu do stracenia musimy jak najszybciej dostać się do zamku i zacząć szukać informacji o tym demonie czy tam lalce jak chcesz bo może jest tego więcej.
-Daj rękę tak będzie najszybciej - powiedziałem łapiąc ja za rękę, nim zdążyła zaprotestować. Gdy zjawiliśmy się w salonie. Roth siedział na kanapie i oglądał wiadomości.
-Miło was widzieć razem w objęciach - wymamrotał ponuro się uśmiechając.
-Nie marudź, jest jej nie dobrze i słabo to skutki uboczne teleportacji przynieś lepiej kawałek wody - poleciłem kładąc Raven na sofie.
-Ja cię kiedyś zamorduje za to Nik.
-No co sama powiedziałaś że ma być szybko a to najszybszy sposób jaki ja znam.
-Żyjesz siostrzyczko? - zapytał Roth podając jej wodę.
-Zaraz mi przejdzie - skomentowała Raven.
-Słuchaj widziałem demona w postaci lalki porcelanowej zabił dwie osoby pozszywał im oczy i usta i zmienił się w zielona maź i spłynął do kanału
-Ale ty masz chłopie fantazje albo i zwidy weź sobie odpocznij trochę - rechotał Roth.
Czemu ja to mówiłem temu cymbałowi wiem co widziałem czemu tego nie rozumieją? A może faktycznie coś za bardzo się wkręcam w te bycie całym tym łowcą demonów. Yhh westchnąłem i poszedłem do biblioteki szukać choćby najmniejszego dowodu na istnienie demona w postaci porcelanowej lali. Po jakimś czasie w pomieszczeniu pojawiła się Raven
-Znalazłeś już coś? - dopytała.
-Jeszcze nie, ale jestem przekonany że coś znajdę.
Wtedy jeszcze nie zdawałem sobie sprawy jakie to będzie trudne i skomplikowane. Cała noc i połowę dnia siedziałem i studiowałem pamiętniki w bibliotece rodzeństwa. Jednak żadnej wzmianki o lalce nie było z przeszukiwania półek wyrwał mnie dźwięk telefonu.
-Nik chyba zapomniałeś że dziś jest dzień w którym normalny człowiek stawia się na swoim stanowisku pracy - usłyszałem po drugiej stronie głos poirytowanego szefa.
-Za chwilkę będę - odpowiedziałem i się rozłączyłem.
-Coś się stało? - dopytała Raven.
-Zapomniałem iść do roboty muszę spadać - skomentowałem to krótko i po chwili już mnie nie było.
<Raven?>
-Może to część jakiegoś obrzędu - skwitowała moją wypowiedz Raven.
-Może ale to się i tak kupy nie trzyma bo zobacz martwy człowiek nic ci nie powie ani nic nie zobaczy chyba że jest życie po życiu albo....
-Albo co no mów.
-Albo ci ludzie zmienią się w takie lalki tylko nie będą mówić, bo tamta gadała i kazała mi się złapać -wykrztusiłem z siebie, z szeroko otwartymi oczami.
Zawsze jak to bywa przy zabójstwach pojawiło się znikąd mnóstwo ludzi część wyległa z kasyna reszta powyłaziła z jakichś kątów. Dodatkowo w kasynie wybuchła panika, a krzyki ludzi było słychać aż za nim. Przepytywaliśmy ludzi, ale nikt nic nie widział i jak z moich ust padało słowo lalka to wybuchali śmiechem. Tylko jedna kobieta powiedziała coś ciekawego. Coś co przykuło moją uwagę.
-Widziała pani uciekającą lalkę? - zapytałem.
-Chłopcze to była mała śliczna dziewczynka i to w dodatku chora bo dziwnie brzmiała jak się śmiała i nie wiem dokładnie, bo powstała jakaś dziwna mgła to pewnie z niedrożnych kanałów ściekowych i to biedne dziecko zapewne wpadło do tego kanału trzeba ją ratować.
Kobieta obwieściła głośno tą informację i cały tłumek pobiegł w kierunku studzienki, gdzie zniknęła lalka. Dopiero teraz zauważyłem że Raven jest obok mnie i słyszała wypowiedź kobiety.
-Nie ma czasu do stracenia musimy jak najszybciej dostać się do zamku i zacząć szukać informacji o tym demonie czy tam lalce jak chcesz bo może jest tego więcej.
-Daj rękę tak będzie najszybciej - powiedziałem łapiąc ja za rękę, nim zdążyła zaprotestować. Gdy zjawiliśmy się w salonie. Roth siedział na kanapie i oglądał wiadomości.
-Miło was widzieć razem w objęciach - wymamrotał ponuro się uśmiechając.
-Nie marudź, jest jej nie dobrze i słabo to skutki uboczne teleportacji przynieś lepiej kawałek wody - poleciłem kładąc Raven na sofie.
-Ja cię kiedyś zamorduje za to Nik.
-No co sama powiedziałaś że ma być szybko a to najszybszy sposób jaki ja znam.
-Żyjesz siostrzyczko? - zapytał Roth podając jej wodę.
-Zaraz mi przejdzie - skomentowała Raven.
-Słuchaj widziałem demona w postaci lalki porcelanowej zabił dwie osoby pozszywał im oczy i usta i zmienił się w zielona maź i spłynął do kanału
-Ale ty masz chłopie fantazje albo i zwidy weź sobie odpocznij trochę - rechotał Roth.
Czemu ja to mówiłem temu cymbałowi wiem co widziałem czemu tego nie rozumieją? A może faktycznie coś za bardzo się wkręcam w te bycie całym tym łowcą demonów. Yhh westchnąłem i poszedłem do biblioteki szukać choćby najmniejszego dowodu na istnienie demona w postaci porcelanowej lali. Po jakimś czasie w pomieszczeniu pojawiła się Raven
-Znalazłeś już coś? - dopytała.
-Jeszcze nie, ale jestem przekonany że coś znajdę.
Wtedy jeszcze nie zdawałem sobie sprawy jakie to będzie trudne i skomplikowane. Cała noc i połowę dnia siedziałem i studiowałem pamiętniki w bibliotece rodzeństwa. Jednak żadnej wzmianki o lalce nie było z przeszukiwania półek wyrwał mnie dźwięk telefonu.
-Nik chyba zapomniałeś że dziś jest dzień w którym normalny człowiek stawia się na swoim stanowisku pracy - usłyszałem po drugiej stronie głos poirytowanego szefa.
-Za chwilkę będę - odpowiedziałem i się rozłączyłem.
-Coś się stało? - dopytała Raven.
-Zapomniałem iść do roboty muszę spadać - skomentowałem to krótko i po chwili już mnie nie było.
<Raven?>
Subskrybuj:
Posty (Atom)