Słusznie martwiłem się o dziewczynę. Gdy otworzyła drzwi mieszkania dopadły mnie wyrzuty że zostawiłem ją samą. Wyglądała okropnie czego oczywiście jej nie powiedziałem. Ciemne włosy miała skołtunione, a na twarzy zaschnięte ślady krwi. Na sobie nadal miała te same ubrania ubrudzone krwią. Czyżby dziewczyna miała kolejną wizję? Była zmęczona ale nie tak blada jak parę godzin temu. Musiałem ją obudzić bo ręką przecierała zaspane oczy. Wpuściła mnie do środka, a sama poszła pod prysznic. Czekając na dziewczynę rozglądałem się po kuchni. To było naprawdę ładne mieszkanie. Wyciągnąłem telefon i znów wybrałem numer wuja. Jego telefon nadal nie odpowiadał. Zdecydowałem się i z nadzieją wybrałem numer do Ginny. Jednak ona też nie odebrała. Miałem już pewność że oboje wybrali się na sabat. A to wszystko moja wina. Nie musieli by jechać gdybym ja to zrobił, ale ja wolałem zostać w Las Vegas. Isleen w końcu wyszła z łazienki. Jak tylko ją zobaczyłem, jak przypomniałem sobie jak ciężko znosi swój dar i nie ma nikogo kto by jej pomógł. Wiedziałem że robię dobrze, że to jest słuszne. Poluje na sabat już ponad rok i nic z tego, a tu mogłem coś zrobić. Mogłem pomóc łowcom, mogłem pomóc tym którzy nie zdają sobie sprawy z tego kim są. Vincent poświęcił całe swoje życie na wyszukiwaniu i szkoleniu młodych łowców, kiedy ja tylko myślałem o zemście. Nadal chciałem się zemścić ale co mi to da? Kto pomści mnie? Jeśli Vincent umrze ktoś będzie go pamiętał. Ktoś będzie nadal kontynuował jego nauki. O mnie zapomną, będę kolejnym nazwiskiem na rodzinnym grobowcu. Jeżeli nie pochowają mnie na cmentarzu w mieście w którym akurat będę przebywał w jakiejś publicznej mogile.
- Więc? O czym chciałeś pogadać? - zapytała
Odsunąłem myśli o Vincencie, o Ginnie jak zwykłem zapominać o rodzinnie. Odsunąłem obawy w najgłębszy zakamarek mojego umysłu. Musiałem jasno myśleć. Przecież to musiało mieć związek z sabatem ofiarnym. Tak mam obsesje ale teraz to w końcu jakieś konkrety. Jeżeli ofiarą padł czarownik i wilkołak znaczyło by że sabat jest w okolicach Las Vegas. I jeszcze te porozumienia miedzy gatunkowe. Pytanie goni pytanie, a zero odpowiedzi. Słuchałem interpretację wizji Issi.
- Hej... Może te płomyki nie do końca oznaczają ciebie tylko pokrewieństwo z tobą? W końcu pod koniec wizji słyszałam kruka. Kruk to zazwyczaj omen śmierci, więc może ktoś spokrewniony z tobą jest w niebezpieczeństwie? - Spojrzałem zszokowany na dziewczynę. Te słowa zmroziły krew w mych żyłach. Wszelkie obawy wypełzły odbierając mi zdrowy rozsądek. Zdecydowanie wolałem pierwszą opcję, kiedy to płomyki miały oznaczać mnie. Chciałem odraz wyjść z domu ciemnowłosej i.. Właśnie i co dalej? Nie miałem pojęcia gdzie ukrywa się sabat, nie miałem pojęcia czy to faktycznie ma związek z Vincentem i Ginną. Najgorsza była niewiedza. Wychodziłem z siebie choć starałem się nie pokazywać tego przed dziewczyną.
Z jednego tematu który doprowadzał mnie do szału przeszliśmy na następny nie przyjazny dziewczynie. Musiałem zadać te pytania choć widziałem że Isleen odpowiada niechętnie. Rozumiałem ją ja również nie lubiłem rozmawiać o rodzinie. Między nami była tylko taka różnica że ja miałem wuja i świadomość co stało się z moją rodziną.
- Teraz ja mam pytanie. - Oznajmiła, gdy skończyła opowiadać o swojej zdolności
- Tak? - nie wiedziałem czego mogę się spodziewać. O co może zapytać dziewczyna? Chciałem być z nią szczery, ale nie wiedziałem czy będę wstanie
- Co miałeś DOKŁADNIE na myśli, mówiąc, że jesteś taki jak ja? - spytała wyczekująco
Przyjrzałem się jej oceniając czy jest gotowa na tą informację. Musiałem mieć pewność że jest gotowa na zmianę całego swojego życia. Musiałem mieć pewność że dziewczyna zrozumie. Ludzie często wypierają prawdę, czasem prędzej uwierzą w kłamstwo niż w prawdę.
- To co teraz powiem zmieni całe twoje postrzeganie świata. - zacząłem podejmując decyzje. - na całym świecie, od wieków są ludzie.. rodziny - poprawiłem się - wielkie rody, które mają pewne tajemnice, zdolności. Jesteśmy Nefilim potomkami aniołów. Jesteśmy łowcami polującymi na istoty ciemności. Bo jako jedyni jesteśmy wstanie ich rozróżnić od zwykłych ludzi. Jesteśmy w stanie ich pokonać. - wyrecytowałem formułkę którą nie raz słyszałem od Vincenta. Potrafił mówić, przekonywać do swoich racji. Ja potrafiłem jedynie walczyć.
< Isleen?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz