Uważnie przyglądałam się co robi chłopak. Trzeba było przyznać że wiedział wiele i mogliśmy sporo się od niego nauczyć, jednak te przedmioty i fakt że się nimi posługiwał lekko mnie przerazi.
-Kim ty jesteś?- spytałam
- Alan Hunter.- przedstawił się - Z Chicago z hrabstwa Cook w stanie Illinois. Z rodu Hunter'ów. Syn Beleta, upadłego anioła, wielkiego króla blablabla... Pra pra pra i kilka razy pra wnuk króla Salomona. Spod znaku Heksagramu, z mottem: W czasie ciemności nawet aniołowie zostaną zniszczeni. Droga milady - ukłonił się teatralnie. Dopiero kiedy wspomniał o królu Salamonie skojarzyłam jego nazwisko ze wzmiankami z pamiętnika.
- A teraz siadaj- rozkazał, co sobie olałam, nikt nie będzie mi rozkazywał nie ważne czy wie czym jest dżin i jak go znaleźć, zamiast tego podeszłam do stolika z mapą. Nie byłam pewna czego wypatrywał Alan ale ja również w skupieniu spojrzałam na mapę. Z początku nic się nie działo ale po chwili płomienie świec się zwiększył a mapa zajęła się ogniem, instynktownie cofnęłam się do tyłu, na chłopaku nie zrobiło to większego wrażenia jednak chyba nie tego się spodziewał.
-Czyżby twój nie zawodny plan się nie powiódł?- dopytałam z lekkim szyderstwem.
-Na twoim miejscu bym się nie odzywał- wycedził.
-Bo co mi zrobisz?
Chłopak jednak nie odpowiedział bo płomienie z mapy zgasły a na stole został nadpalony skrawek papieru.
<Alan?> trochę krótkie ale mnie wena opuściła
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz