2.04.2018

Od Zhavi cd Roth

Zerknęłam na chłopaka obok, jednak po chwili musiałam zatrzymać grę i zacząć, skalibrować z nowymi aktualizacjami grę. Już po kwadransie mogłam kontynuować. Odetchnęłam głęboko i wchodziłam, jak najwyżej się dało, dopiero po jakimś czasie wokoło zebrała się reszta osób, mówili do siebie oraz zaczęli kibicować. Chciałam tylko wbić na ostatni poziom i w szybkim tempie przejść go, aby udać się do domu. Muszę być przy jakiejś rozmowie rodzinnej. To i tak źle wróży. "Zamek" w którym się akurat znajduje, jest domem dla tego rodzeństwa. Przychodziły kolejne smsy, zerkałam na nie. Przychodziły to, co nowe zlecenia oraz powiadomienia o aktywności.
Tuż przed walką z ostatnim bosem. Uruchomiłam apkę, coś a la autopilot. Jednak ona ma imię, Kavir.
Tym samym ja mogłam coś na drugim komputerze sprawdzić. Znalazłam mapę i aktywności.
- Avi, twa pomoc jest potrzebna. - rzekła Kav. Spojrzałam i dokonałam szybkiego uniku oraz kilkudziesięciu combo, aby jak najszybciej go pokonać.
***
Po wygranej, wylogowałam się z gry. Przyłożyłam telefon do komputera, aby Kav mogła przejść. Przesunęłam się i ruszyłam do wyjścia. Tuż przed wyjściem, zatrzymała mnie Raven.
- Gdzie się wybierasz? - spytała.
- Do domu. Na ekranie zostawiłam, gdzie są nad aktywne stwory. - powiedziałam.
Ruszyłam do pojazdu, wsiadłam i ruszyłam do domu. Choć zatrzymałam się w zamku, to i tak w wyjątkowych sytuacjach, jak ta, muszę wrócić.
Dotarcie do domu, nie było zbyt trudne. Choć nie obeszło, się bez zbędnych komentarzy. Zaparkowałam i weszłam do domu, już na wejściu słychać było kłótnie, która dochodziła z salonu. Po wejściu zobaczyłam rodziców, którzy wrzeszczeli na Vix i Zone. Reszta stała z boku i broniła sióstr.
- Hola, hola. Czemu na nie wrzeszczycie, nie macie prawa. Nawet jeśli jesteście rodzicami, to one mają swoje życie. Vix, Zone idźcie. Kayl zabierz je. - powiedziałam. Brat tak zrobił, choć rodzice ruszyli jak poparzeni.
- Nie masz prawa, tak do nas się zwracać. - warknęli.
- Was nigdy nie ma, a jak już łaskawie się zjawić, to ma, być jak wy chcecie. Najlepiej będzie, jak wyjdziecie stąd i wrócicie tam, gdzie wasze miejsce!! - krzyknęłam na nich ostro. Moje pięści już się zaciskały.
- Przez ciebie Max nie żyje. - powiedział ojciec.
Tym razem jednak za daleko się zapędzili. Nie dałam, się zatrzymać przywaliłam mu w nos. Alec złapał mnie i odciągnął. Izzy ich wyprowadziła, dokładniej to wyrzuciła.
Przytulił mnie, gdy puścił, zaprowadził do kuchni i obłożył dłoń lodem.
Zostałam jeszcze przez jakiś czas, dopiero wieczorem wracałam do zamku. Jednak zahaczyłam o jedno z interesujących i rozrywkowych miejsc. Mam na myśli wyścig. Zaparkowałam moim maleństwem (mam tu na myśli autko). Wysiadłam i zapaliłam. Zauważyłam zgromadzenie, pewnie znowu ktoś się bije. Jak zresztą zawsze w takich miejscach, bez rozróby nie ma rozrywki.
Zgasiłam peta, aby iść zobaczyć kto komu obija mordę. Przesunęłam się przez tłum, stał tam Roth wraz z jakimś chłopakiem. Okładali się, ten drugi bardziej obrywał. Ktoś wszedł między nich i próbował rozdzielić. Wtem popchnęli mnie i znalazłam się w środku tego wszystkiego. No tak oczywiście, najpierw rodzice, a teraz to.

<Roth?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz