Z przedmiotami czar magicznymi nigdy nic nie wiadomo. Trzeba być czujnym, skupionym i przygotowanym na wszystko. Tylko jak tu być skoro dziewczyna ciągle stała nade mną i irytowała mnie swoim widokiem. Mało jej że wypłoszyła mi dżina? Już otwierałem usta by coś powiedzieć, ale szkoda moich słów. Dziewczyna była z Blackwood'ów z najbardziej upartego rodu jaki znałem. Zamknąłem oczy i wziąłem głęboki wdech. Przeniosłem wzrok na mapę i uspokoiłem rozszalały ogień świeczek. Wszystko było gotowe i miałem głęboką nadzieje że wszystko się powiedzie.
Blackwood podeszła do stolika i wpatrzyła się zaintrygowana w mapę. Nie często widzi się czarownicę przy czarach a jeszcze rzadziej łowcę. Dziewczyna zapewne widziała coś takiego po raz pierwszy w życiu. Puki była cicho i nie prawiła swych mądrości nawet mi nie przeszkadzała.
Ogień świec się zwiększył. Magia zaczęła działać. Uśmiechnąłem się triumfalnie jeszcze tej nocy znajdę tego dżina i dowiem się komu służy. A przynajmniej taki miałem cel. Spodziewałem się że krew dziewczyny z naczynia zbierze się w jednym miejscu pokazując gdzie znajduje się dżinna ale mapa zajęła się ogniem. Ciemnowłosa podskoczyła i cofnęła się kilka kroków. Szlak infrit zapewne narzucił na siebie czar maskujący. Musi ukrywać się przed jakąś czarownicą. Żadna istota ciemności nie zdaje sobie sprawy z faktu że jakiś łowca może i potrafi korzystać z magii.
-Czyżby twój nie zawodny plan się nie powiódł?- dopytała z szyderstwem w głosie, wrednym uśmiechem i uniesioną brwią.
-Na twoim miejscu bym się nie odzywał- wycedziłęm przez zęby.
Gdyby nie ona wcale nie musiał bym namierzać dżinna.
-Bo co mi zrobisz? - fuknęła zaczepnie
Nie miałem czasu na zabawę w przepychanki słowne. Odkręciłem się od dziewczyny plecami. Całą mapę trawił ognień. I choć potrafiłem kontrolować ogień, mogłem również ugasić płomienie lecz i tak by to nic nie dało. Płomienie zaczęły maleć i w sekundę zgasły zostawiając nadpalony skrawek mapy.
A jednak... namierzanie się udało. Byłem szczęśliwy jak dziecko które dostało lizaka lub jak bym trafił 6 w lotka.
- Wracaj do domu - nakazałem dziewczynie
Przyjrzałem się kawałkowi papieru który trzymałem w dłoniach. Nie znałem miasta więc nie wiele mi to mówiło.
- Co ty sobie myślisz? - oburzyła się - jak sam zauważyłeś Las Vegas to mój teren i żaden łowca z magicznymi zabawkami nie będzie mi rozkazywać.
Miała rację to był jej teren ja jako gość nie mogę się panoszyć. Wątpiłem by znała kodeks łowców ale ja byłem wychowywany by go przestrzegać. A prawo mówi że łowca nie może samowolnie polować na terenie innego łowcy. I choć na pierwszy rzut oka może wydawać się to głupie i niepoważne, wiedziałem że ma sens. Jeżeli łowca przejazdem coś spaprze zemsta dopadnie nie jego a łowców mieszkających na tym terenie.
- Niech będzie - powiedziałem podając dziewczynie ocalały skwarek mapy - są tam może jakieś opuszczone budynki albo najlepszy klub w mieście?
- Nie sądzisz że to duża różnica? - dopytała zdziwiona ale spojrzała na mapę - jak dobrze kojażę jest tam klub
Miałem podejrzenia lecz musiałem to sprawdzić.
- Choć podjedziemy do twojego domu musisz się przebrać.
- Co? - spytała
- Musisz wtopić się w tłum - wyjaśniłem - wybieramy się do klubu
< Raven?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz