9.04.2018

Od Alana CD Nik

Rano z łóżka zaciągnął mnie dzwonek telefonu. Sięgnąłem go i odebrałem jeszcze nie do końca przebudzony.
- Al? - usłyszałem w słuchawce głos wujka
- A kto miał by odebrać mój telefon? - odparłem pytaniem na pytanie
- Obudziłem - to było stwierdzenie, nie pytanie
- O co chodzi? - spytałem przechodząc od raz do rzeczy
- Nadal jesteś w Las Vegas? - dopytał
- Aha - mruknąłem - Vincent mam 19 lat nie potrzebuje nianiki. Nie musisz co chwila sprawdzać gdzie jestem...
Nie jestem już dzieckiem świadomie uznałem że jestem gotowy i muszę pomścić swoją rodzinę. Wuj mnie od tego nie odwiedzie. Nie ważne ile razy będzie dzwonił. To tylko mnie irytowało. Przecież uczył mnie abym był łowcą. Chicago jest już prawie oczyszczone z istot ciemności a wuj ma swoich uczni. Nie potrzebuje z ciągać mnie z powrotem do domu.
- Jest sprawa w Las Vegas - przerwał mi
- Jaka sprawa?
Odraz wstałem z łóżka. Pełen nadziei że Vincentowi udało się namierzyć sabat ofiarny usiadłem i włączyłem laptop
- Gdzie namierzyłeś sabat? - spytałem
- Al masz obsesje - wypalił wuj - wcale nie wspomniałem o żadnym sabacie
- To co masz? Po co dzwonisz?
- Znalazłem wzmianki o brutalnych pobiciach gdzie napastnik wybija ludziom zęby. Włamanie do trzech zakładów stomatologicznych...
- Chyba nie myślisz że to...
- Tak właśnie myślę. Przesłałem ci wszystko na meila. A teraz wybacz muszę iść na uczelnie
Rozłączył się nagle. Chyba w końcu zrozumiał że nie może mnie kontrolować. Otworzyłem wiadomość od wuja. Miał rację w Las Vegas grasuje wróżka...
Skoczyłem pod prysznic, zgarnąłem rzeczy które mogły mi się przydać i wyszedłem z domu. Wróżki, skrzaty, driady, elfy są podgatunkiem czarownic. Są denerwujące, uciążliwe ale nie niebezpieczne. Kradną, mają czarny humor i nieprzyjemne kawały ale nie zabijają. Dlatego dziwne było to że wróżka zaczęła atakować ludzi. Musiałem się temu przyjrzeć.
Zatrzymałem się pod parkiem gdzie zobaczyłem grupę napakowanych, głośnych typków. To było dziecinnie łatwe. Zatrzymałem motor i podszedłem do nich. Nie musiałem ich mocno wkurzać czepiali się wszystkich których spotkali. Chwile później na ziemi leżało kilak świeżych zębów. Usiadłem na pobliskiej ławce i czekałem aż wróżka się zjawi. Trochę to trwało ale złapała przynętę i pojawiła się chwile później. Śliczna dziewczynka na oko około 7 letnia zaczęła zbierać zęby z ziemi podśpiewując jakąś wesołą piosenkę. Tylko że ja potrafiłem przedrzeć się przez iluzję. Widziałem jej prawdziwą twarz. Spiczaste uszy, włosy odcieniu śliwki. Szarawy odcień skóry i czarne martwe oczy. A z pleców wyrastały małe błoniaste skrzydełka
- Długo trzeba na ciebie czekać duszko - mruknąłem z uśmiechem
Wróża spojrzała na mnie przerażonym wzrokiem. I rzuciła się do ucieczki. Byłem na to przygotowany. Rzuciłem we wróżkę magiczną obręczą. Obręcz owinęła się w koło jej rąk i unieruchomiła ją w miejscu. Zacząłem podchodzić do niej powolnym krokiem obracając w dłoń żelazny sztylet.
- To już koniec. Ostatnie słowo? - spytałem gotów do przebicia wróżki sztyletem
- Jeszcze nie - mruknęła z szerokim uśmiechem
Odkręciłem się w momencie kiedy czarny kot o ludzkich oczach zaczął przybierać kształt kobiety. Na to nie byłem przygotowany. Czarownice nigdy nie współpracują z wróżkami traktują je jak coś gorszego. Jak niewolników więc czemu jakaś czarownica miała by przejąć się losem wróżki. Czarownica machnęła ręką a ja poleciałem przez połowę parku. Byłem uodporniony na ból. Od dziecka uczyłem się jak walczyć, jak upadać by nie zrobić sobie krzywdy. Uczyłem się jak przełączać się na tryb bojowy jak wyłączać ból. Podniosłem się błyskawicznie z ziemi i ruszyłem w kierunku czarownicy. Wróżka już zaczęła uciekać a czarownica nie chcą walczyć ruszyła w jej ślady. Pobiegłem odraz do motoru ale motor jak na złość nie chciał odpalić. Mogłem tylko bezradnie patrzeć jak się oddalają. Przede mną zatrzymał się samochód, a z niego wysiadł chłopak. Zaproponował że pomoże z motorem ale mi już było wszystko jedno. Czarownica i wróżka zniknęły. A ich dziwny sojusz nie dawał mi spokoju. Wyczułem że chłopak jest łowcą. Nie wiem jak to działa ale tak samo jak potrafię rozróżniać istoty ciemności tak samo wiem kiedy mam do czynienia z łowcą. Chłopak przyznał się do tego, a naprawa poszła mu sprawnie i szybko
-To co piwo? - zaproponowałem w ramach podziękowania.
Wiedziałem że i tak nie dopadnę wróżki ani czarownicy.
-Jasne to śmigaj za mną podskoczymy do baru u Ericki - wypalił
-Ma taką nazwę? - dopytałem zaciekawiony.
Nie znam miasta ale jakoś nie pasowała mi w Las Vegas może w jakiejś małej mieścinie ale nie w tak wielkim mieście.
-Nie ja tak na niego mówię bo pracuje tam znajoma. - wyjaśnił
Pojechałem za nim. Znałem ten bar, znaczy nie żebym tam bywał. Nie miałem czasu na włóczenie się po barach, ale bar znajdował się nie opodal miejsca gdzie chwilowo mieszkałem. Weszliśmy do środka. Nie było za wiele ludzi. Nik poszedł odraz do wypatrzonego stolika w kącie sali. Chyba często bywa w tym barze. Zdążyliśmy tylko usiąść, a do stolika podeszła rudowłosa dziewczyna. Łowca zapewne z Fallen'ów. Zaskoczony patrzyłem się na dziewczynę. Ostatnia łowczyni z rodu umarła parę lat temu. Z Vincentem byliśmy na jej pogrzebie. Musiałem pogadać z wujem czy możliwością jest by Felicja nie była ostatnią z rodu.
- Hej Nik - powiedziała z uśmiechem - ostatnio często tu przebywasz.
- Lubie ten lokal - wyznał Nik
- Co podać? - spytała dziewczyna
- Dwa piwa - powiedziałem
Dziewczyna wróciła z powrotem do baru
- To twoja znajoma? - spytałem
- Erika - wyjaśnił Nik - też łowczyni
- Erika Fallen - mruknłąem pod nosem starając się zapamiętać.
< Nik?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz