Przez następny dzień unikałem Zhavii jak mogłem, nawet nie pojechałem do ,,zamku" pewien że dziewczyna tam będzie. Jednak Keyris nie miał zamiaru ani unikać jej ,a ostatnimi czasy również i mnie. I tak to właśnie jest zmarli uczepiają się żywych a żywi poszerzają szeregi zmarłych i krąg się zamyka. Gdzie są jedni, tam i drudzy.
Keyris należał do tych bardzo natrętnych i irytujących. Za życia pewnie też taki był zwłaszcza że był Fearie. Włożyłem słuchawki do uszu i skutecznie zagłuszyłem jego gadanie. Dotrwałem do końca lekcji i wróciłem prosto do domu co nie często się zdarza. Marry już była w domu co i mnie zdziwiło.
-Roth- zawołała za mną, przez co zrobiłem kilka kroków w tył- dobrze się czujesz?
-Cudownie- odparłem i poszedłem do pokoju, nie mając zamiaru ucinać sobie z nią pogawędki. W sumie to już z nikim nie chciałem gadać. Niestety to nie koncert życzeń i po kilku minutach w pokoju pojawił się Keyris.
-A więc kiedy idziemy do ,,zamku"?- spytał na wstępie.
-Wiesz co to prywatność?- odparłem pytaniem na pytanie.
-Oj nie dąsaj się- powiedział bawiąc się roletą na oknie -sam chciałeś ,ja cię do niczego nie zmuszałem.
-Ta ,a trawa nie jest zielona- burknąłem.
-Zależy jaka i gdzie- zaczął prawić swoje mądrości- na przykład...
-Dobra skończ- warknąłem. - z resztą nie będę z tobą gadać, jesteś chory, wielka miłość przez którą dałeś się zabić. Zhavia miała cię gdzieś, bawiła się tobą a jak skończyła to zabiła.
-Kochała mnie- upierał się przy swoim- musiała to zrobić. Zresztą to ty jesteś chory, poszedłeś z nią do łóżka a całą winę zwalasz na mnie. Nie mogę cię do niczego zmusić, przecież nie żyję.
-Tak se to tłumacz, a więc jak tak bardzo ją kochasz to sobie do niej idź, będziesz mógł sobie ją podglądać pod prysznicem.
-Czekaj a może po prostu chodzi ci o tą dziewczynę. Tę rudą.
-Odwal się- warknąłem. Keyris na jakiś czas się zamknął jednak po chwili zaczął gadać od nowa.
-Roth pojedz do tego ,,zamku" ten ostatni raz i przekaż jej wiadomość ode mnie i obiecuje że się od ciebie odczepię.
-Nie ma mowy- upierałem się przy swoim, nikomu nie mam zamiaru gadać że gadam z trupami.
-Jak chcesz- powiedział i zaczął śpiewać jakąś pieśń fearie czy nie wiadomo co to było. Na nowo włożyłem słuchawki do uszu jednak irytował mnie sam jego wygląd.
-Dobra- poddałem się po paru minutach wyjmując słuchawki - pojadę do ,,zamku" ale nie przekażę żadnej wiadomości i masz się ode mnie odczepić i nigdy więcej mnie nie kontroluj bo naślę na ciebie jakiegoś demona dręczącego duchy.
-Ok- zgodził się od razu i po kilkunastu minutach byłem w ,,zamku". Tak jak się spodziewałem była tam Zhavia. Jak tylko wszedłem zarzuciła mi ręce na szyję ,a jej usta dotknęły moich. I znowu musiałem walczyć sam ze sobą (a raczej Keyrisem) aby ją od siebie odsunąć.
-Wczoraj było miło ale się skończyło - powiedziałem, łatwiej będzie zrazić do siebie Zhavie niż pozbyć się natrętnego Keyrisa, którego obietnice nie były nic warte. -to byłą tylko jedna noc nic więcej.
Dziewczyna patrzyła na mnie niedowierzająco, pewnie pierwszy raz dostała kosza.
-Dupek- rzuciła za mną kiedy skierowałem się w stronę sali treningowej.
<Zhavia?> To nie był sen, a natrętny faerie :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz