15.04.2018

Od Alana CD Nik

Dobrze zrobiłem przyjeżdżając tutaj. Wróżki mające umowę z czarownicami, sabat ofiarny który nakierował mnie do tego miejsca, dżinny i niewyszkoleni łowcy. Coś się święci. Tylko czy dobrze robię ujawniając się? To nie mój teren. Czy powinienem się w to wplątywać?
Ojciec uczył mnie naszej historii, wuj nauczył mnie być łowcą. A łowca się nie poddaje. Jest nas niewielu musiałem im pomóc. Istoty ciemności zaczęły się panoszyć bo łowcy w Las Vegas to zbieranina nie wyszkolonych dzieciaków, którzy chcą bawić się w herosów.
Wybrałem nr do Vincenta. Po dwóch sygnałach odebrał telefon
- Alan? - spytał zdziwiony
Zapewne nie spodziewał się mojego telefonu przez najbliższe kilka dni
- Zostaje w Las Vegas jeszcze przez kilka dni - powiedziałem na jednym tchu za nim zmienie zdanie
- A co z sabatem ofiarnym? - spytał przejęty wuj
- Miej go na oku - poprosiłem - nie mogę wyjechać
- Alan - zaczął poważnie Vincent - wyjechałeś z domu by dopaść ten sabat a teraz odpuszczasz? Wiesz że to nie zabawa...
Westchnąłem zrezygnowany. Co on nie powie?
- W Las Vegas przydam się bardziej - wyjaśniłem - wyślij Ginne obdzwoń znajomych
- Ginna nie da rady nie potrafi tego co ty - sprzeciwił się wuj
Rozumiałem strach Vincenta. Ginna była dla niego jak córka, przygarnął ją tak jak mnie gdy jej rodzice umarli. Była dla mnie jak siostra. Nie chciałem by jechała na sabat, jestem jedynym łowcą który śledzi ich już rok i nadal żyje. 
- Coś się tu święci - zacząłem - wróżki porozumiały się z czarownicami. Infrity chodzą po ulicach. Blackwood'owie sobie z tym nie poradzą. Dopiero się uczą.
- Tak - zgodził się Vincent - może gdyby żyła Fallen
- Skoro jesteśmy przy Fallen'ach spotkałem się z Eriką Fallen
Milczał przez dłuższy czas. Moje wyznanie musiało go zaskoczyć.
- Felicja była ostatnią z rodu - cicho szepnął
- Wygląda na to że miała córkę. - zważyłem - informuj mnie na bieżąco o sabacie.
Rozłączyłem się pozwalając mu przetrawić tą informację. Jeszcze chwilę posiedziałem przekonując się że dobrze robię, że tak trzeba. Wstałem i wyszedłem z domu wyszukując nr do Nik'a. Chłopaka poznanego jakiś czas temu. Czas zacząć uczyć ich jak postępować z istotami czarownico podobnymi.
 -Co tam? - usłyszałem zaspany głos chłopaka
-Pmiętasz mnie Nik? - spytałem podchodząc do motoru
-Alan miło cie słyszeć szkoda że o 2 w nocy
Eh... długa droga przede mną. Prędzej nauczył bym psa tańczyć niż łowców walczyć.
-Idziesz ze mną na te wróżkę? - dopytałem bez zbędnych wstępów
-Powiedz gdzie mam być a za chwile będę - powiedział od raz
Może coś jednak z nich będzie. Kazałem mu przyjechać do parku gdzie się poznaliśmy. W miejsce gdzie ostatnio starałem się zabić wróżkę.
Chwilę czekałem oparty o motor układając sobie plan i przygotowując się na ewentualności przybycia również czarownicy. Obok mnie zaparkował samochód, a ze środka wysiadł Nik.
- Umówmy się że ty tylko stoisz, patrzysz i wykonujesz moje polecenia - powiedziałem na wstępie
Nie czekając na jego odpowiedz ruszyłem w głąb parku. Szedł za raz za mną czułem jego obecność ale nie słyszałem jego kroków. Chociaż to dobre podtrawił być cicho to duży plus u łowcy. Zatrzymałem się w punkcie który sobie upatrzyłem.
- Dobra - zacząłem - staniesz tu - pokazałem mu miejsce i podałem żelazny sztylet na wróżki - kiedy ci powiem zabijesz ją. A ja na siebie biorę wszelkie komplikacje. Rozumiesz?
- Jasne sztylet, serce po wróżce. Łatwizna
Skinąłem głową i zacząłem szukać potencjalnego dawcy zębów.
<Nik?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz